| Było mu głupio, że zostawili ich samych sobie. Być może sytuacja tego wymagała, zapewne też bez problemu poradzą sobie z niedobitkami wrogów, lecz i tak nie czuł się z tym dobrze. “Czy ryzyko wsparcia ich z zewnątrz było naprawdę takie duże?” - zadawał sobie pytanie. Noktowizory, opancerzone pojazdy, broń ciężką powinny dać im przewagę nad przeciwnikami, którzy tak oberwali w pierwszej fazie starcia, że ich morale musiało spaść do zera. “Echh wojsko i te ich rozkazy” westchnął jednocześnie usilnie starając się przekonać, że postrzał w nogę nie sprawi, że pani Lakis przestanie brykać. W końcu miał dość samodzielnego roztrząsania spraw życia i śmierci, więc postanowił pociągnąć za język Takino, tym bardziej, że jej rana i tak wymagała uwagi.
- Zapraszam do lekarza - uśmiechnął się do Beri. - Musimy zmienić opatrunek na solidniejszy.
- Ten w zupełności wystarcza - oznajmiła, jednak nie chcąc najwyraźniej wkurzać Sandera, który i tak w dobrym humorze nie był, opuściła siedzenie pasażera i skierowała się do wnętrza transportera by usiąść na jednym z foteli tam umieszczonych. - Byle szybko - dodała.
- Jednak nie wystarcza. Wcześniej nie miałem czasu oczyścić rany - wskazał głową na opakowania z lekami - Dostaliśmy tego tyle, że starczy na łatanie każdego z nas codziennie przez całą drogę tam i z powrotem. Nie ma co ryzykować i oszczędzać. - Usunął opatrunek, odsłaniając śniade i ładnie umięśnione ramię, którego doskonałość psuło blade rozdarcie na skórze. Ucieszył go brak zaczerwienienia, wyglądało na to, że nie doszło do zakażenia. Następnie uciskając ostrożnie gładką i jędrną skórę sprawdził, czy kość nie jest naruszona. Po raz kolejny miał powody do zadowolenia. To było czyste trafienie i zero komplikacji. Pozostało mu tylko zdezynfekować ranę i nałożyć opatrunek. Gdy wszystko było gotowe niepewnie spojrzał na twarz Takino - Poradzą sobie? Nie za szybko ich zostawiliśmy? Lucky jest ranna. Nie pobiega sobie - dodał zmartwiony.
Beri roześmiała się lekko i cicho.
- Raczej martwiłabym się o Wolfa, nie o Lucy - odparła. - Lepiej omijać ją z daleka jak się wścieknie. Do tego ranna… Poradzą sobie - dodała, dodającym otuchy głosem.
- Teraz już wiem czemu tak szybko zmykamy na południe - też się roześmiał. - Ale jak uda się im nas odnaleźć? Jaki mają zasięg nasze komunikatory?
- Dwa kilometry - wyjaśniła. - I nie muszą nas znajdywać. Razem opracowałyśmy trasę, a ona zna te miejsca wystarczająco by być w stanie określić gdzie się zatrzymamy. Nie musisz się martwić. Chyba, że będzie coś nie tak z mała, wtedy może być różni - dodała.
Skinął głową ze zrozumieniem a następnie dodał grobowym głosem. - Cóż, teraz pora na najgorsze. Jesteś gotowa na... zastrzyk? Mam nadzieję, że nie boisz się igieł? - czekając na odpowiedź wyciągnął strzykawkę i napełnił antybiotykiem.
- Cóż, z pewnością nie darzę ich miłością - odparła, przymykając oczy i opierając głowę o oparcie. - Byle szybko…
Przypomniał sobie co mówił lekarz gdy jeszcze był dzieckiem - Nie bój się, będzie dobrze, to tylko małe ukłucie.
- Jakbym tego nigdy wcześniej nie słyszała - odparła zniechęcona.
- I na pewno jeszcze usłyszysz. Obiecuję - zdał sobie sprawę, że palnął głupstwo i nerwowo zaczął się poprawiać - To znaczy… nie życzę ci postrzałów, ale wiesz, jakby co będę zawsze pod ręką. Zawsze kiedy trzeba - w końcu zdał sobie sprawę, że nie wychodzi mu to najlepiej i uśmiechnął się przepraszająco.
- Dobrze wiedzieć - odparła, również uśmiechając się lekko i nie komentując jego potknięć. - Musisz jednak popracować nad znajomością broni nieco większego kalibru niż strzykawka.
- Wiem, to mój słaby punkt. Brakuje mi doświadczenia z militarnymi gnatami. - Wziął w ręce swój karabin - ale teraz to się zmieni. Będę z nim spał, jadł i.. - ugryzł się w język by po chwili użyć wyrażenia bardziej poprawnego - I dużo strzelał.
- Czeka cię zatem wyjątkowo niewygodna podróż - oświadczyła Beri śmiejąc się wesoło. - Lepiej zgłoś się do Wolfa lub Lucky i zapytaj ich o krótki trening gdy będziemy mieć chwilę spokoju. To wyjdzie ci bardziej na zdrowie niż samodzielne próby. - Ciut się obawiam ich reakcji na wiadomość, że w strzelani z broni automatycznej nie jestem tak dobry, jak napisałem w CV. - Westchnął i zmienił temat - Brawo. spisałaś się na medal. Jutro zaboli jeszcze mniej.
Beri wróciła na swoje miejsce obok Sandera pozostawiając go w lepszym nastroju. Potrzebował tej rozmowy, wyjaśnienia pewnych faktów, by pozbyć się niepokoju i poukładać ostatnie wydarzenia.
Sander nie musiał się martwić. Wszystko co niezbędne do opatrzenia Lakis miał już dawno przygotowane, łącznie z anestetykami, skalpelem i nićmi do szycia. W sprawie postrzałów dowódcy misji przecież nie ma żartów. Wyskoczył z transportowca i z przyjemnością zaciągnął się świeżym powietrzem. Jedna z bardzo niewielu korzyści tego, że ludzi było mniej. - To musiało być urocze miasteczko - mruknął pod nosem. - Po prostu jak zaczarowane. - Miał wielką ochotę by korzystając z okazji sprawdzić swój karabin, lecz za mało wiedzieli o tym miejscu by zacząć beztrosko hałasować. Zamiast oddania pierwszego w życiu strzału ze swojego Tavor Sara, błyskawicznie zmienił magazynek, tak jak trenował to przez większą część drogi. Niestety wykonanie w paru procentach odbiegło od założeń. Jeden magazynek pewnie utkwił w karabinie, lecz ten, który został z niego wyjęty zamiast gładko wcisnąć się w kieszeń, szurnął parę metrów po spękanym asfalcie. - Cholera - wyrwało mu się, co wrony skwapliwie wykorzystały by go przedrzeźniać. Podniósł magazynek z ziemi i ponowił operację wymiany, tym razem nie popełniając błędu. - Nie macie wrażenia, że poluje tu jakiś drapieżnik? Jest zastanawiająco cicho. Zupełnie jakby coś przepłoszyło wszystkie zwierzęta. - "Lub ktoś" dodał w myślach. |