Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2007, 20:50   #39
Sir_herrbatka
 
Reputacja: 1 Sir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputację
Vegas chyba nigdy nie zasypia, zupełnie jak za dawnych czasów całą noc płoną tu światła odganiając sen od tych którzy są tutaj po to by topić się w czymś na kształt religii.

Vegas było dla niektórych stolicą zapomnienia, świętym gralem świata zdruzgotanego wojną, ale wciąż pamiętającego o przeszłości.

Zapomnieć o przeszłości i żyć teraźniejszością-motto wielu, ale tu wyglądało to inaczej. Zapomnieć o teraźniejszości-żyć przeszłością.

Czy Vegas jest miastem szczęśliwych ludzi? A jeżeli tak to można zadać inne pytanie... Czy to jest szczęście?

Dziwne miasto, szalone i pociągające otaczało troje zmęczonych osób. Wracali przytłoczeni masą ludzi, hałasem, tym że nie mogli zapomnieć oraz tym że każde z nich nie miało siły powiedzieć tego jak przerażającym miejscem jest Vegas... przerażające w ten sam sposób jak tornado. Narkotyk oszałamiający, pozwalający zapomnieć o tym co jest teraz a mimo wszystko odpychający i ubezwłasnowolniający. Tak, takie było dla tej trójki Vegas. Co było najbardziej przytłaczające?

Niewola. Każdy z trojga chciał być wolny ale z drugiej strony zdawali sobie sprawę że nie mogą sobie na to pozwolić dopóki wolność będzie rozumiana tak jak teraz. Nie mogli zrobić tego co chcieli, robili czasami to na co nie mieli ochoty. Prawdziwa wolność wymaga ofiary, wolność ma gorzki posmak. I ta ofiara była tak trudna do zaakceptowania że ostatni krok ku celowi był równie trudny jak zawrócenie się z tej drogi.

***

Kapelan jako jeden z nielicznych osób w kinie nie został do końca seansu. Nie czuł się zmęczony ale mimo to postanowił odpocząć w spokoju. Skupić się, zebrać myśli, pomodlić się.

Nie czuł się zmęczony ale wiedział że nic nie wolno pozostawiać przypadkowi-rzeczy nawet najbardziej nieistotnych. Wszystko mogło się okazać ważne a wciąż nie wolno było przegrać. Zwłaszcza przez nieostrożność, własną głupotę albo słabość. To były jedyne powody z których można było przegrać. Gdyby były inne powody to silni by nie wygrywali zawsze...

Czas mijał szybko.

***

Cisza zapadła w kinie... Film się skończył... ludzie szli spać... Suzi wraz z matką były ostatnimi, którzy umykali do swych łóżek... Suzi spała w ramionach matki... Większa grupa mężczyzn szła chwiejnym krokiem w stronę kasy biletowej... Gdy weszli do środka dotarł ich histeryczny wokal wokalisty z końca XX wieku:

YouTube - Megadeth, Rust in peace

„Ready to pounce at the touch of a button
My systems locked in on military gluttons
I rule on land, air and sea
Pass judgement on humanity”

- No to panowie wracamy do Reno... Jak mnie pamięć nie myli ktoś tam miał niedokończony interes co?
- A daj i w końcu spokój! Mówiłem nie spałem z nią! To nie moje dziecko! Hrabia sprawdził to!
- Dobra, dobra ty się lepiej zastanów co powiesz jej ojcu...
- Chłopaki dość To była poważna sprawa gdyby nie...
- Tak, tak wiemy... się tylko droczymy... Spokojnie. A teraz dokładam swoje dwadzieścia i przebijam drugie dwadzieścia.
- Orz ty cholero jedna!
- Spokojnie on udaje ma ten swój uśmieszek na ryju...
- Sprawdzi mnie, zatem...
- A żebyś wiedział. Sprawdzam!
- Pas za dużo przy was tracę...
- Pas
- Sprawdzam.


Głośniki z entuzjazmem właściwym urządzeniom elektrycznym niezmordowanie emitowały starą muzykę... Prawie każdy się domyślał że pochodzi ona z obłąkanej kolekcji Kate.

„Launch the Polaris, the end doesn't scare us
When will this cease
The warheads will all rust in peace”

Mimo to dało się wyczuć skupienie graczy, emanujące z ich milczenia. Przerwane zostało to przez nagły okrzyk prawie euforii.

- Mam was Królewski!
- Nieeeeeeee! Oszust! Gdzie żeś schował kartę? Łapcie go zaraz go zrobimy mu rewizje osobistą...


Przekomarzania i docinki szło słyszeć jeszcze przez prawie godzinę... Potem światło zgasło... Tylko dwa cienie na prowizorycznych wieżach się poruszały... tylko w paru miejscach, dokładnie ukrytych, migały lampki czujników... Gdyby ktoś się przysłuchał mógł jeszcze dosłyszeć ostatnia pokrzykiwania muzyka:

„Eradication of Earth's
Population loves Polaris”

***

Poranek. Ciepłe słońce wyłoniło się zza horyzontu jakiś czas temu i powoli stawało się coraz gorętsze. Powietrze także powoli się rozgrzewało by cierpliwie zamęczać mieszkańców Vegas na śmierć. Nikt tym się nie martwił bo oczywistym było że tego miasta gorąco nigdy nie zniszczy dopóki w okolicy będą chłodne drinki...

Mimo to czasami wymagana była trzeźwość, zwłaszcza, że w każdym miejscu na świecie oprócz zabawy część osób wciąż musi wykonać swoje obowiązki i rozkazy.

***

Kapelan siedział cierpliwie i kontrolował efekty pracy. Załadunek wyglądał na kompletny ale mimo to mężczyzna przeliczał całość jeszcze raz śledząc punkt po punkcie listę którą zresztą też już sprawdził trzy razy. Gdy skończył wstał i otrzepał czarny garnitur z kurzu. Opuszczając cień osłonił dłonią oczy przed jaskrawy światłem słońca i rozejrzał się po okolicy. Cysterna była na miejscu, cały ekwipunek starannie złożony i podzielony na wszystkie pojazdy. Cała praca wykonana starannie i dokładnie. Lepiej tego nie dało się zrobić.

-Zadowolony z kontroli?

Głos Adama. Kapelan odruchowo skrzywił się delikatnie. Nie lubił go. Był zbyt... zniewieściały. Wydawało się że brakuje mu silnej woli. Odchrząkną więc tylko twierdząco i złapał najbliżej stojącego transformersa, nie zwracając uwagi kogo.

-Wszystko gotowe, obudź tą trójkę.

Odpowiedziało mu po chwili milczenia dziwne pytanie które jednak natychmiast złożył na garb niewyspania.

-A którą trójkę?

Mimo wszystko takie błędy zasługują na karę. Tak by nigdy się już nie powtórzyły.

-Najlepiej wszystkie jakie znasz mój heroldzie.

***

-Pobudka ludzie! Wstawać! Wszyscy wstawać!

Głos wznosił na wyżyny możliwości ludzkiego gardła by obudzić całe otoczenie możliwie... najskuteczniej. Nawet jednak przez ten hałas przebijały się gniewne pomruki, przekleństwa a nawet groźby śmierci. Co było jednak świadectwem tego że wszyscy faktycznie się obudzili a „herold” zostanie pokarany zgodnie z wolą obudzonych.

Kapelan zdziwiony w pierwszej chwili takim rozwiązaniem nie pozwolił by wyraz zaskoczenia wypełzł mu na twarz. Zamiast tego tylko potwierdził skuteczność metody krótkim komentarzem.

-Runęły mury Jerycha. A teraz niech ktoś znajdzie sierżanta.

Kapelan ruszył energicznie by zameldować o zakończeniu przygotowań do wyruszenia zarówno nowych jak i już weteranów wśród transformersów w dalszą drogę.
 
__________________
Arriving somewhere but not here
Sir_herrbatka jest offline