Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-04-2007, 19:21   #31
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Kevin przyglądał się Autobotowi myśląc o tym, że na pierwszy rzut oka wygląda on jak przeciętny zjadacz chleba. A jednak już po chwili można było dostrzec coś niezwykłego. Nie potrafił określić co. Oczy? Uśmiech? Sposób mówienia? W każdym bądź razie "to coś" czyniło go zupełnie wyjątkowym. Następnie spojrzał na baronównę w taki sposób jakby nie dosłyszał lub nie zrozumiał do końca tego co powiedziała. "Wykładowca... dowódca... szlachcianka... Niezłe CV" - pomyślał. Nie wiedzieć czemu wszystko to w jakiś niewyjaśniony sposób bawiło go. Miał ochotę się roześmiać, jednak widząc twarze zebranych doszedł do wniosku, że byłoby to wysoce niestosowne i powstrzymał się. W gruncie rzeczy należało się przecież cieszyć, że osoba, która będzie ich przywódcą może pochwalić się jakimś doświadczeniem. Jakiekolwiek by ono nie było to zawsze wiele w porównaniu z jego własnym. W końcu o walce z maszynami podobnie jak o odnajdywaniu i przejmowaniu tajnych ośrodków badawczych miał niewielkie pojęcie...

Cisza trwała dłużej niż kilka sekund dając mężczyźnie do zrozumienia, że najwyższy czas porzucić własne niezbyt poważne rozważania i się przedstawić. Ukłoniwszy się delikatnie, rzekł spokojnym tonem:
- Kevin Scott, z Detroit... - wydawało mu się, że nie trzeba dodawać czym się dotychczas zajmował... - Miło mi państwa poznać. - po raz kolejny pomyślał o tym, jak banalnie brzmi jego życiorys w porównaniu z innymi. W tej chwili jednak nic nie mógł na to poradzić. - Ja również nie mam w tej chwili pytań. Wydaje mi się, że wszyscy potrzebujemy teraz trochę odpoczynku... Osobiście Kevin nie był zbyt zmęczony. Zdarzało się przecież, że musiał być na nogach znacznie dłużej niż teraz. Mówiąc "wszyscy" miał raczej na myśli baronównę, która zdawała się być zupełnie wykończona.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 07-04-2007, 11:43   #32
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
- Panowie odprawa odbędzie się jutro. Mam nadzieję, że będziemy ze sobą bez problemowo współpracować. Prosiłabym tylko Raport na temat stanu waszego uzbrojenia na jutro.

Ciężko było ustalić czy Dominiq trzymała się o własnych siłach czy już bardziej polegała na ramieniu Autobota. Sam Autobot przez cały czas spoglądał na trzech mężczyzn z swoim lekkim przyjaznym uśmiechem. Starał się złapać wzrok jak by z oczu mógł wyczytać wszystko, co chciał wiedzieć.

- No cóż w takim razie panowie życzę wam miłej nocy. Myślę że jutro z rana będziemy mieli jeszcze chwilkę na rozmowy. Dobranoc.

Jednocześnie mówiąc auto uścisnął dłonie wszystkim zgromadzonym, Dominiq tylko skinęła im głową, potem razem zwrócili się w stronę Ciężarówek i odeszli powolnym krokiem.

- No cóż panowie. Film jeszcze trochę będzie trwał i niektórzy go jeszcze oglądają.

To mówiąc Nataniel spojrzał w stronę dziecka siedzącego na dachu ciężarówki.

- Jak się skończy prze parkujcie samochody bliżej naszych. Raport z bronią przygotujcie w miare dokładny a my się postaramy uzupełnić braki. A teraz no cóż macie chwile wolnego. Możecie albo pójść od razu spać albo próbować się wbić przez Fabia na partyjkę pokera. Z tym ostatnim jednak radzę uważać obawiam się że chłopaki mogli nabrać ciekawych nawyków po pobycie tutaj... Ja niestety musze was opuścić i zorganizować parę rzeczy. Dobranoc.

Sierżant odszedł w stronę samochodów „gości” Zatrzymał się przy czarnej wołdze i wdał się w rozmowę z siedzącym w środku osobnikiem. Po krótkiej wymianie zdani Wołga odjechała a sierżant pokuśtykał w stronę Ciężarówek.

__________________________________________________ ______________

Auto prowadził Dominiq bez słowa. Otworzył przed nią drzwi i pomógł jej wejść po schodkach. Gdy zamknął za nimi drzwi spojrzał na nią z nieskrywana troską.

- Połóż się. Padasz ze zmęczenia.

Delikatnie prowadził ja w stronę łóżka. Dominiq jednak resztkami sił opadła na krzesło przy stole z niedokończonymi kanapkami.

- Najpierw porozmawiamy.

Mówiła powoli zmęczonym głosem. Auto przyglądał się jej z smutkiem i troską. Niezauważalna iskierka błysnęła w jego oczach.

- Zgoda ale najpierw coś zjedz. A ja zaparzę nam kawy. Zgoda?

Dominiq tylko skinęła głową. Gdy auto parzył kawę wzięła się zakończenie kolacji.

- I jak ci się podobają nasi nowi ludzie?

- Japończyk, jeżeli przypomina swoich rodaków będzie obsesyjnie wykonywał rozkazy. Chłopak z Detroit jest trochę zagubiony i trzeba mu pomóc się dostosować. Z kolei kapitan...

Słowa docierały do Dominiq z coraz większej odległości.... Gdy już zasnęła Auto wziął ją na ręce zaniósł do łóżka. Zdjął z niej większości ekwipunku i przykrył ją kołdrą....

- Jeżeli się dowie o tym środku nasennym zabije mnie.

Mówił cicho z lekkim smutkiem i rozbawienie. Zasłonił kotarę, wziął obie kawy i dopił tą Dominiq. Umył kubek, resztę kanapek schował do lodówki.
”A teraz do roboty.”
Gdyby ktokolwiek wszedł do środka zobaczyłby jak coś buduje by po chwili wrócić do komputera sprawdzić coś i znowu bierze się za majsterkowanie. Nie używał żadnych elektrycznych narzędzi. Wszystko robił w niesamowitej ciszy i skupieniu. Gdy dopadało go zmęczenie zerkał w stronę łóżka zasłoniętego kotarą i z nową energią brał się do pracy.
”Tak mało czasu tak wiele pracy.... Dobra gdzie ja miałem schemat przeciwpancerek....”
 
Bortasz jest offline  
Stary 11-04-2007, 18:31   #33
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Kapitan chciał jeszcze podejść do Autobota, ale widząc, że ten jest zajęty, postanowił dać sobie spokój. Widząc, że Nathaniel też się oddalił, zagadał do Bushi.

Wygląda na to, że będziemy służyć razem.. Co oznacza ten symbol na Twoim ramieniu? To symbol oddziału, czy może rodziny? - Zapytał, ciekaw, czy ma on jakąś historię do opowiedzenia. Każdy człowiek miał za sobą wiele zdarzeń, opowieści. Jak miał rodzinę, to mógł dostarczyć jeszcze więcej ciekawostek.

Henry był już rozluźniony, nawet lekko senny. Jednak po czasie spędzonym na pustyni z chęcią pogadałby z kimś dłużej. Spojrzał z uśmiechem w stronę ogniska. W tym akurat przypadku każdy ludzki hałas będzie dobry.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline  
Stary 11-04-2007, 23:31   #34
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Kevin przez chwilę patrzył na ekran, później zaś błądził wzrokiem między twarzami Henrego i Mitsu. Gdy zasłonił usta dłonią wydobyło się z nich ciche ziewnięcie spowodowane po części zmęczeniem a po części zwykłą nudą. Rzucił jeszcze okiem w kierunku ciężarówek, po czym zwrócił się do swoich towarzyszy:

- Pozwólcie Panowie, ale na chwilę Was opuszczę. Pogadajcie sobie, a ja w tym czasie przestawię gablotę nieco bliżej.

Uśmiechnął się, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku swojego samochodu. "Pogawędki typu "urzekła mnie twoja historia..." bardzo chętnie, ale nie dzisiaj... a już na pewno nie na trzeźwo..." Ta myśl sprawiła, że uśmiech na jego twarzy stał się jeszcze bardziej widoczny. W innych okolicznościach naprawdę bardzo chętnie wziąłby udział w długiej pogawędce. Nawet lubił od czasu do czasu zarwać noc i pogadać o życiu, wyścigach, śmierci, wyścigach, zabijaniu i od czasu do czasu o wyścigach... Ale nie dziś. Ten dzień dostarczył mu bowiem dość pokaźnej porcji wrażeń oraz dał mu sporo do myślenia. Może nawet zbyt dużo jak na tak krótką noc...

Otworzył drzwiczki Corvetty i nagle poczuł coś, co przypominało pierwsze objawy niestrawności. Zanim jednak zdążył wymienić w myślach listę rzeczy, które ostatnio jadł i którymi mógłby się zatruć, uczucie to zamieniło się w ostry przeszywający ból rozchodzący się od żołądka na całą jamę brzuszną. Natychmiast pociemniało mu w oczach i zdał sobie sprawę, że osuwa się na ziemię. Udało mu się utrzymać na nogach tylko dzięki temu, że oparł się rękoma na drzwiach i dachu samochodu. Ostatkiem sił zdołał wsiąść do środka i wyciągnąć z wewnętrznej kieszeni kurtki srebrną, mocno porysowaną piersiówkę. Trzęsącymi się dłońmi odkręcił ją i wlał sobie do gardła niewielka ilość mocnego roztworu C2H5OH zwanego pospolicie wódką. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu opierając ją na zagłówku fotela. Wciąż trzymając połyskujące naczynie wziął kilka spokojnych, płytkich oddechów i już po chwili ból zaczął ustępować. Po kilku minutach, gdy doszedł już zupełnie do siebie zakręcił piersiówkę i przez kilka sekund patrzył na nią jakby była czymś wyjątkowym. "Pomyśleć tylko... ten konował próbował mi wmówić, że wódka jest ostatnią rzeczą jakiej mi teraz trzeba..."

"Lekarstwo" wróciło na swoje miejsce, a Kevin przeczesawszy włosy dłońmi, zamknął drzwiczki i zapuścił silnik. Zadziwiające jak sam jego dźwięk pozwalał mu zapomnieć o doznanym zaledwie przed momentem bólu. Może rzeczywiście jego miejsce było tu - za kółkiem? Mimo wszystko postanowił ograniczyć nieco formułowanie filozoficzno - motoryzacyjnych myśli. Wrzucił pierwszy bieg i czarna Corvetta zaczęła niemal bezgłośnie przemieszczać się, a kierunku wcześniej upatrzonego przez niego miejsca.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 14-04-2007, 14:45   #35
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Japończyk wyprostował się dumnie i spoglądając w oczy Amerykaninowi rzekł
- To oznaczenie Cesarskich Sił zbrojnych - mój pradziad był Kamikaze w czasie Drugiej Wojny Światowej. Oddał Życie za ojczyznę i Cesarza.- jego oczy błysnęły -w ten sposób pragnę oddać hołd mojemu przodkowi. Wierze że kiedyś uda mi się dorównać jego odwadze-
Odwrócił się bokiem do żołnierza i spojrzał gdzieś w przestrzeń ponad tym światem. Zacisnąwszy nieznacznie dłoń na mieczu dodał
-Chciałbym by boski wiatr mógł wyswobodzić z pod jarzma molocha naszą planetę... odwróciwszy głowę znów w stronę rozmówcy rzekł ściszonym głosem
- Proszę wybaczyć sir śmiałość, ale skąd te blizny ? Proszę nie zrozumieć mnie źle każda blizna idzie w parze z doświadczeniem wojownika-domyślam się że wiele Pan już przeżył
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 18-04-2007, 23:29   #36
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Henry Montabast

Henry odpowiedział Japończykowi:
- Mhm.. Rozumiem.. Chwalebna śmierć, to trzeba przyznać.. W głębi duszy każdy z nas o czymś takim pewnie marzy. A co do blizn, to różne jest ich pochodzenie - wyszczerzył zęby. - część jeszcze z mojej bokserskiej kariery, ale większość, muszę przyznać, jest już z czasu po wojnie. Już byłbym martwy kilka razy, a tak to mam te swoje blizny. - Uśmiechnął się krzywo - Jedną historię już pan zna, to ta z odłamkiem przy szyi. Kiedy indziej chmura żądlaków zaatakowała nasz obóz.. Dobrze, że każdy miał broń w pogotowiu. A czy pan ma podobne podejście jak dziadek? To dobra śmierć jest dla pana najważniejsza?

-Tak jak najbardziej - odrzekł szybko japończyk - ale nie sama śmierć najważniejsze jest honorowe i słuszne życie - poklepał katanę - jedyna słuszna droga to droga wojownika- bushi-do - uśmiechnął się szczerze. - Kierując się buszi-do wiem zę jestem właściwie umarłym - dodał po chwili

- Cóż.. ja preferuję swoją drogę, ale to co się liczy, to porządek - uśmiechnął się szeroko żołnierz - a każdy porządek jest dobry, patrząc ogólnie. Może przesiądziemy się do ogniska? Jednak niewygodnie tak stać

- Fakt –potomek samurajów spojrzał na wesoło trzaskający ogień - przysiądźmy się - idąc kontynuował - chodzi o to, że droga moich przodków to brak lęku przed śmiercią i honorowa walka, a także oddanie swojemu Panu- teraz odpowiadam przed dowódcą i przed moimi przodkami, nie dam pohańbić mojego rodu.

- Rodu.. a właśnie, to mnie zawsze ciekawiło - nasłuchałem się opowieści o Japończykach władających tymi mieczami.. to prawda, że potrafią przeciąć stal? - podszedł bliżej do ogniska, położył plecak na ziemi i usiadł obok niego -widzę, że dużo dla Pana ten miecz znaczy..

- Chciałbym by tak było - powiedzmy, że cienką stal tak - o np maske typowego samochodu, czy prosty pancerz zrobiony ze sieci - popularnych na pustkowi - jednak juz rurka stalowa to problem - to samo tyczy się już prostych maszyn Molocha uszkodzić uszkodzi, ale nie przetnie jednym ciosem na pół - zasępił się trochę - noszę ja nie tyle do walki, co ze względu na przodków - moi antenaci byli samurajami. Ten miecz ma w sobie dusze moich praojców i ich siłę

- Hmm.. ciekawe.. moja pamiątka to ta tarcza - czasem mi pomaga, ale jednak bardziej z sentymentu ją noszę. Kiedyś był taki bohater komiksowy - kapitan Ameryka - nosił ze sobą tarczę z kolorami Stanów zjednoczonych. Ja ją noszę, aby nie zapominać, że właśnie kiedyś te wszyskie organizacje i stany były jednością - różne ale inne.. - zamyślił się patrząc na ognisko.

- "Na ostrzu miecza
kwitnie najpiękniejszy kwiat
to moja dusza"
- tak napisał kiedyś mój przodek - to ważne by pamiętać dzieje i tych co za nami by walczyć o tych co przed nami
- usiadł przy ogniu - jak Pan sądzi co czeka nas jutro ?

- Mam wrażenie, że szybkie przeszkolenie, sprawdzian do czego się przydamy i potem po drodze jakoś się zgramy..

- Zdziwiło mnie trochę że wysyłają niezgrany świeży oddział na misję związaną z możliwą postmilitarną i powojenną bazą - chyba że to właśnie test. Myśli Pan, ze tak naprawdę nie ma tam nic czego nie chcieli by nasi przełożeni ? – kapral uniósł brew spoglądając na mężczyznę

- Jest mało czasu, a oni muszą korzystać z każdych możliwych zasobów. Tam coś pewnie jest, ale nie powinno być problemów z wykonaniem tej misji. Nasi dowódcy nie byli jednak całkowicie pewni co zrobić, to było widać. Poza tym przez taki krótki czas nie da się opracować całego planu.. Cóż.. musimy dać z siebie wszystko, to na pewno

- Chyba ma Pan rację - wstał i ukłonił się - Pan wybaczy, ale jestem już zmęczony, a na misję lubię być wypoczęty, jeśli wiec Pan pozwoli oddalę się już.

- Dobrze, panie Bushi. Ja jeszcze sobie może posiedzę chwilkę.. Dobranoc.

Japończyk po ukłonie oddalił się, a Amerykanin został jeszcze przy ognisku. Jego kości czuły się jednak zmęczone, a ogień odganiał pustynny chłód.

~Ciekawe.. Taki autentyczny samuraj, nawet nie wstydzi się mówić wprost tego, że jego przodek walczył z moim krajem.. Jest odważny, to na pewno. Podoba mi się, ma inne podejście do życia i walki niż ja, ale jednak ma jasno określone zasady.. To mi się podoba.~ Uśmiechnął się do siebie.

~Wstawaj, stary, bo zaśniesz tu w końcu.~ Mruknął do siebie wstając po kilku minutach. Skierował się w stronę swojego wozu, aby zgodnie z instrukcjami przestawić go bliżej. Raport o stanie broni zajął mu 5 minut, motywował się tym, że im szybciej skończy, tym szybciej pójdzie spać. Przyszykował sobie posłanie wewnątrz samochodu i położył się spać. Jego myśli uciekały do jutrzejszego dnia, jak dziecka przed pierwszym dniem nowej szkoły po oficjalnym rozpoczęciu – tak było zawsze, gdy miał stać się częścią nowego oddziału, już się tego nie wstydził.
 
Harv jest offline  
Stary 19-04-2007, 07:38   #37
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Wrócił w ciszy do samochodu. Nie musiał robić spisu uzbrojenia wszystko miał w głowie. Zresztą jak mógł zapomnieć o swoim dziele, które pomrugiwało lampeczką lądując się na tylnim siedzeniu wozu.

Otworzył drzwi i położywszy miecz za kierownicą odpalił wóz. Spokojnie podjechał do większego skupiska samochodów, po czym pochylił oparcie siedzenia na ile tylko pozwalały wszystkie walające się w koło graty i ułożył się spać.
Miał ochotę by silnik kołysał go do snu - jak to miał zwyczaj w młodości, gdy sypiał w warsztacie ojca lub w ciągłym ruchy bazy Posterunku. Tutaj jednak nie było nikogo chyba stać na marnowanie paliwa...

Zasnął w swojej własnej ciszy oblegany sporadycznymi dźwiękami obozu...

śnił o Boskim Wietrze i kwitnącej Sakurze w kraju Wschodzącego słońca - w swojej ojczyźnie... o ile jeszcze istnieje, gdzieś indziej prócz jego serca...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 20-04-2007, 22:19   #38
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Zatrzymawszy się w odpowiednim miejscu po upewnieniu się, że takie ustawienie samochodu nikomu nie będzie przeszkadzać, zgasił silnik. Wciąż jednak trzymał ręce na kierownicy a wzrokiem błądził gdzieś przed maską Corvetty jakby szukając w mroku nocy zbliżającego się zakrętu...

Myślał o dniu jutrzejszym, o tym co go czeka, o tym, że jego życie diametralnie się zmieni... To w czym zamierzał wziąć udział nie było bynajmniej zabawą. Była to regularna walka. Tutaj trzeba było niemal każdego dnia stawać twarzą w twarz ze śmiercią i nierzadko była to ostatnia twarz jaką się oglądało. Świadomość tego wszystkiego wsączała się do jego umysłu powoli, acz systematycznie. Ani przez chwilę nie przyszło mu jednak do głowy by zawrócić. Nawet gdyby teraz ktoś powiedział mu, że zginie choćby jutro... nawet gdyby w to uwierzył... Nie było takiej siły, która skłoniłaby go do tego by zapuścił silnik i odjechał z tego miejsca by nigdy już nie wrócić. Po prostu nie umiał zawracać z raz wybranej drogi. Tym bardziej teraz nie mógł tego zrobić, będąc zupełnie przekonanym o słuszności wyboru...

Siedział tak jeszcze dość długo. Wciąż niezmiennie wpatrywał się gdzieś w przestrzeń. Był zupełnie nieruchomy, zdawało się nawet, że nie mruga powiekami. Niczym lunatyk, który w swym transie usiadł za kierownicą swej ukochanej maszyny... W końcu jednak opamiętał się, przypominając sobie o towarzyszach, których pozostawił samym sobie. Spojrzał w lusterko, jednak w miejscu, w którym widział ich ostatni raz nie było już nikogo. Obejrzał się jeszcze by przyjrzeć się wszystkiemu dokładnie przez tylną szybę. Nie zobaczył jednak żadnego z nich. "Chyba nie będą mi mieli tego za złe... Z resztą, pewnie nie zabraknie okazji by się nieco lepiej poznać. Jeśli nie dziś to jutro, albo innego dnia. Jeśli oczywiście przyszłość przewiduje dla mnie coś poza "jutrem".

Przechylił oparcie siedzenia do tyłu i przymknął powieki. Natłok myśli męczył go jeszcze przez kilka minut, jednak dzięki zmęczeniu łatwo udało mu się trafić w ramiona Morfeusza. W tej chwili nie trzeba mu było niczego więcej.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 21-04-2007, 20:50   #39
 
Sir_herrbatka's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputację
Vegas chyba nigdy nie zasypia, zupełnie jak za dawnych czasów całą noc płoną tu światła odganiając sen od tych którzy są tutaj po to by topić się w czymś na kształt religii.

Vegas było dla niektórych stolicą zapomnienia, świętym gralem świata zdruzgotanego wojną, ale wciąż pamiętającego o przeszłości.

Zapomnieć o przeszłości i żyć teraźniejszością-motto wielu, ale tu wyglądało to inaczej. Zapomnieć o teraźniejszości-żyć przeszłością.

Czy Vegas jest miastem szczęśliwych ludzi? A jeżeli tak to można zadać inne pytanie... Czy to jest szczęście?

Dziwne miasto, szalone i pociągające otaczało troje zmęczonych osób. Wracali przytłoczeni masą ludzi, hałasem, tym że nie mogli zapomnieć oraz tym że każde z nich nie miało siły powiedzieć tego jak przerażającym miejscem jest Vegas... przerażające w ten sam sposób jak tornado. Narkotyk oszałamiający, pozwalający zapomnieć o tym co jest teraz a mimo wszystko odpychający i ubezwłasnowolniający. Tak, takie było dla tej trójki Vegas. Co było najbardziej przytłaczające?

Niewola. Każdy z trojga chciał być wolny ale z drugiej strony zdawali sobie sprawę że nie mogą sobie na to pozwolić dopóki wolność będzie rozumiana tak jak teraz. Nie mogli zrobić tego co chcieli, robili czasami to na co nie mieli ochoty. Prawdziwa wolność wymaga ofiary, wolność ma gorzki posmak. I ta ofiara była tak trudna do zaakceptowania że ostatni krok ku celowi był równie trudny jak zawrócenie się z tej drogi.

***

Kapelan jako jeden z nielicznych osób w kinie nie został do końca seansu. Nie czuł się zmęczony ale mimo to postanowił odpocząć w spokoju. Skupić się, zebrać myśli, pomodlić się.

Nie czuł się zmęczony ale wiedział że nic nie wolno pozostawiać przypadkowi-rzeczy nawet najbardziej nieistotnych. Wszystko mogło się okazać ważne a wciąż nie wolno było przegrać. Zwłaszcza przez nieostrożność, własną głupotę albo słabość. To były jedyne powody z których można było przegrać. Gdyby były inne powody to silni by nie wygrywali zawsze...

Czas mijał szybko.

***

Cisza zapadła w kinie... Film się skończył... ludzie szli spać... Suzi wraz z matką były ostatnimi, którzy umykali do swych łóżek... Suzi spała w ramionach matki... Większa grupa mężczyzn szła chwiejnym krokiem w stronę kasy biletowej... Gdy weszli do środka dotarł ich histeryczny wokal wokalisty z końca XX wieku:

YouTube - Megadeth, Rust in peace

„Ready to pounce at the touch of a button
My systems locked in on military gluttons
I rule on land, air and sea
Pass judgement on humanity”

- No to panowie wracamy do Reno... Jak mnie pamięć nie myli ktoś tam miał niedokończony interes co?
- A daj i w końcu spokój! Mówiłem nie spałem z nią! To nie moje dziecko! Hrabia sprawdził to!
- Dobra, dobra ty się lepiej zastanów co powiesz jej ojcu...
- Chłopaki dość To była poważna sprawa gdyby nie...
- Tak, tak wiemy... się tylko droczymy... Spokojnie. A teraz dokładam swoje dwadzieścia i przebijam drugie dwadzieścia.
- Orz ty cholero jedna!
- Spokojnie on udaje ma ten swój uśmieszek na ryju...
- Sprawdzi mnie, zatem...
- A żebyś wiedział. Sprawdzam!
- Pas za dużo przy was tracę...
- Pas
- Sprawdzam.


Głośniki z entuzjazmem właściwym urządzeniom elektrycznym niezmordowanie emitowały starą muzykę... Prawie każdy się domyślał że pochodzi ona z obłąkanej kolekcji Kate.

„Launch the Polaris, the end doesn't scare us
When will this cease
The warheads will all rust in peace”

Mimo to dało się wyczuć skupienie graczy, emanujące z ich milczenia. Przerwane zostało to przez nagły okrzyk prawie euforii.

- Mam was Królewski!
- Nieeeeeeee! Oszust! Gdzie żeś schował kartę? Łapcie go zaraz go zrobimy mu rewizje osobistą...


Przekomarzania i docinki szło słyszeć jeszcze przez prawie godzinę... Potem światło zgasło... Tylko dwa cienie na prowizorycznych wieżach się poruszały... tylko w paru miejscach, dokładnie ukrytych, migały lampki czujników... Gdyby ktoś się przysłuchał mógł jeszcze dosłyszeć ostatnia pokrzykiwania muzyka:

„Eradication of Earth's
Population loves Polaris”

***

Poranek. Ciepłe słońce wyłoniło się zza horyzontu jakiś czas temu i powoli stawało się coraz gorętsze. Powietrze także powoli się rozgrzewało by cierpliwie zamęczać mieszkańców Vegas na śmierć. Nikt tym się nie martwił bo oczywistym było że tego miasta gorąco nigdy nie zniszczy dopóki w okolicy będą chłodne drinki...

Mimo to czasami wymagana była trzeźwość, zwłaszcza, że w każdym miejscu na świecie oprócz zabawy część osób wciąż musi wykonać swoje obowiązki i rozkazy.

***

Kapelan siedział cierpliwie i kontrolował efekty pracy. Załadunek wyglądał na kompletny ale mimo to mężczyzna przeliczał całość jeszcze raz śledząc punkt po punkcie listę którą zresztą też już sprawdził trzy razy. Gdy skończył wstał i otrzepał czarny garnitur z kurzu. Opuszczając cień osłonił dłonią oczy przed jaskrawy światłem słońca i rozejrzał się po okolicy. Cysterna była na miejscu, cały ekwipunek starannie złożony i podzielony na wszystkie pojazdy. Cała praca wykonana starannie i dokładnie. Lepiej tego nie dało się zrobić.

-Zadowolony z kontroli?

Głos Adama. Kapelan odruchowo skrzywił się delikatnie. Nie lubił go. Był zbyt... zniewieściały. Wydawało się że brakuje mu silnej woli. Odchrząkną więc tylko twierdząco i złapał najbliżej stojącego transformersa, nie zwracając uwagi kogo.

-Wszystko gotowe, obudź tą trójkę.

Odpowiedziało mu po chwili milczenia dziwne pytanie które jednak natychmiast złożył na garb niewyspania.

-A którą trójkę?

Mimo wszystko takie błędy zasługują na karę. Tak by nigdy się już nie powtórzyły.

-Najlepiej wszystkie jakie znasz mój heroldzie.

***

-Pobudka ludzie! Wstawać! Wszyscy wstawać!

Głos wznosił na wyżyny możliwości ludzkiego gardła by obudzić całe otoczenie możliwie... najskuteczniej. Nawet jednak przez ten hałas przebijały się gniewne pomruki, przekleństwa a nawet groźby śmierci. Co było jednak świadectwem tego że wszyscy faktycznie się obudzili a „herold” zostanie pokarany zgodnie z wolą obudzonych.

Kapelan zdziwiony w pierwszej chwili takim rozwiązaniem nie pozwolił by wyraz zaskoczenia wypełzł mu na twarz. Zamiast tego tylko potwierdził skuteczność metody krótkim komentarzem.

-Runęły mury Jerycha. A teraz niech ktoś znajdzie sierżanta.

Kapelan ruszył energicznie by zameldować o zakończeniu przygotowań do wyruszenia zarówno nowych jak i już weteranów wśród transformersów w dalszą drogę.
 
__________________
Arriving somewhere but not here
Sir_herrbatka jest offline  
Stary 23-04-2007, 15:29   #40
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Dominique La Brassco

Żółta lampka mrugała miarowo... Autobot spojrzał na nią i przeciągnął się leniwie. Jak na osobę która całą noc pracowała jak w ukropie prezentował się nie najgorzej... Lekka szczecina pokrywała jego policzki. Podszedł do dzbanka z świeżo zaparzoną kawą. Z dwoma kubkami podszedł do łóżka, na którym spała Dominiq. Kubki postawił na stoliku obok łóżka... Położył dłoni na jej policzku i uśmiechnął się czule.

- Dominiq... Pora wstawać...

Delikatnie trącał ją w ramię starając się dobudzić śpiącą kobietę...Dominique zaczęła mruczeć coś pod nosem, próbując otworzyć oczy.. Ale już po chwili tylko przewróciła się na drugi bok, zostawiając koło siebie na lóżku spory kawałek wolnej przestrzeni..Auto patrzył z miną sugerującą jak by się nad czymś zastanawiał... Po chwili wziął filiżanke i przyłożył tak by aromat spróbował dobudzić śpiacą królewnę...

- Dominiq...

-Nie!

Mruknęła śpiąca królewna pod nosem i wtuliła głowę głebiej w poduszke.

- Dominiq... Spóźnisz się na musztrę...

Aromat kawy rozchodził sie wokół... Auto pogłaskał ją po policzku... Dominique, złapała dłoń mężczyzny, pociągnęła do siebie i prztuliła się do niej.. Auto odłożył kawę na bok... Jego druga ręka spróbowała uwolnić pierwszą...

- Dominiq... Musimy wstawać... Dziś wyjazd...

Otworzyła swoje zaspane, mieniące się różnymi kolorami oczy i przez moment spojrzała zupełnie przytomnie na Auto, ale z tak ogromnym żalem, że serce mu się ścisnęło...

- Dominiq... Tak w gruncie rzeczy to bez nas nie wyjadą.... Się spieszyć nie musimy...

Dominique zamknęła na nowo oczy... Ale jej twarz była nadal delikatnie wykrzywiona jakimś grymasem smutku.. Może nawet bólu.. Odezwała sie cichutko:

-Jeremmy, chodź..

Auto położył się obok niej... Powoli jakby nie wiedząc czy może przytulił się do niej... Dominique sama wtuliła się w niego bez słowa, ale widać było, że robiła wszystko zupełnie świadomie. Patrzył na nią chwile zamyślony.... Pocałował policzek... Delikatnie... Czule... Zbliżyła swoją twarz do jego tak by stykali się nosami.. Otworzyła oczy.. Spojrzała w jego oczy czule, z miłością, ale też z jakaś ledwo dostrzegalną iskierką. Pocałował ją w nosek... Powoli przybliżył się do ust... Dominique uśmiechnęła się dziecinnie..

-Jeremmy..

- Tak?

- Ta kawa dziś.. To nie jest ta sama co wczoraj?

- Tą przed chwilą zaparzyłem....

- To dobrze..

Uśmiechnęła się figlarnie i wtuliła mocniej w Auto.. Przytulił ją do siebie... Pocałował w czółko...

-A co było z tą wczorajszą kawą nie tak ?

-Nic, wypiłem całą w nocy... Troszkę pracowałem...

Przysunęła się jeszcze bliżej.. Delikatnie uniosła się na ręce i szepnęła do ucha Auto:

- I mam ci wierzyć ?

Obrócił głowę w jej stronę... Potarł swym nosem o jej nosek...

-To było - nie ?

Pocałował ją w nosek... Wkrzywiła mordkę z niezadowolenia i położyła się znowu na łóżku..

- Wstajemy, czy leżymy dalej?

-Jeszcze chwilę..

Przeciągnęła się...

-A co robiłeś całą noc ?

Patrzył na nią z czułością...

-A pracowałem.... Taki mały prezent na pożegnanie...

Mrugnął do niej....

- Prezent?

Uśmiechnęła się tak jak Suzie, przed samą projekcją filmu.

- Tak... Pomocny na misji...

-Ciiii... Jeszcze chwilkę, a wstaniemy i zaczniemy się bawić w prawdziwe życie.. Ale jeszcze nie teraz..

Uśmiechnął się do niej... Przysunął twarz do niej i pocałował w szyję... Niepewnie odwzajemniła uśmiech i oddała się pieszczocie... Delikatnie całował to policzek... To szyję... Ręka zawędrowała do jej twarzy delikatnie gładząc drugi policzek... Splotła swoją dłoń z jego i odsunęła się odrobinę.. Zatrzymał się... Patrzył na nią z mieszanką czułości i strachu...

- Zwolnić?

Skinęła rozczochraną główką i pocałowała go delikatnie w usta... Oddał pocałunek... W takich chwilach jak ta, nie liczyło się nazwisko, ani pozycja społeczna.. Nie znaczyły nic lata doświadczenia wyniesione z poligonu.. Dominique czuła się jak małe, zagubione dziecko..

- Dobrze...

Uśmiechał się do niej bez przerwy... Strach znikł... Dominique przytulila się do Autobota i jeszcze przez chwile tak leżeli..Tulił ją do siebie... Delektujac się jej bliskością.. Pocałowała go namiętnie i odezwała się :

- To co wracamy już do gry?

Uśmiechnął się do niej czule... Odwzajemniła uśmiech i usiadła na łóżku podciągając nogi pod siebie.. Teatralnie zaczęła pociągac noskiem:

-Kawa?

Auto również usiadł na łóżku... I podał jej jeden z kubków.

- Prosze.

Sam upił mały łyczek ze swojego kubka.

-Dziękuję. Ale tym razem bez niespodzianek już?

Zażartowała nie zdajac sobie zupełnie sprawy z prawdziwości swojej obawy. Auto posłał jej uśmiech pełen niewinności...

- Jakich niespodzianek?

Uśmiechnęła się do niego i zaczęła pić swoją kawę powoli.. Nie chcąc widocznie jeszcze rozpoczynać tematu zadania...

-Ehhhh... Chyba będziemy musieli zaraz stąd wyjści do reszty ludzi...

- No i zepsułeś..

Burknęła z wyrzutem, rzucając poduszke w stronę Auto.. Przyjął dzielnie poduszke na twarz...

- Wybacz... Ale spokojnie... Bez nas się nie ruszą.

Mrugnął do niej.

-Tak, ale my już i tak powinniśmy wszystko mieć ustalone.. A nie mamy nic.. Przeze mnie..

- Nie przez Ciebie...

Dotknął jej ręki... Delikatnie kciukiem pieścił skórę...

-A ustalić możemy na spokojnie teraz... Nataniel zagoni wszystkich do roboty. Uwierz nie będą mieli czasu sie nudzić...

-Ale i ja nie będę miała okazji poznać ich predyspocji.

Zmarszczyła nosek, widać nad czymś się mocno zastanawiając..

- Czasu brakuje nam wszystkim... Będziesz musiała sobie poradzić w biegu...

Przez chwile milczał... Przysuwając się do niej szepnął:

- Poradzisz sobie...

Pocałował ją w policzek... Położyła głowę na jego ramieniu..

- Wiem, że sobie poradzę.. Ale pytanie brzmi - czy oni sobie poradzą..

Zaczesała dłonią opadające jej na twarz włosy do tyłu..

-Czekaj Jeremmy, co my już omawialiśmy ? Cel.. Lokalizacje.. Uzbrojenie.. Słabe punkty..

- Tak to już mamy omówione.... Rozmawialiśmy o ludziach z twojego oddziału, gdy zasnełaś...

Dominique, jakby go nie usłyszawszy ciągnęła dalej swoją myśl:

-Co do samego odnalezienia bazy, rozumiem, że za kadencji Schwarenegera, wszystkie standardowe dane dotyczące tego typu obiektów zostały zmienione ?

- Zgadza się. Starano się żeby każda baza była maksymalnie inna od pozostałych, więc żadne rozwiązanie się nie powtarza...

-Wiec musimy polegać na swojej pomysłowości..

- I na komputerze bazy.

-Hmn... Dobrze, nie chciałabym wyjść na nieuka, ale i tak nie rozumiem..

- W tego typu obiektach jest zawsze jednostka centralna zarządzająca całym kompleksem... Jeżeli się do niej włamiecie przejmiecie kontrolę nad ośrodkiem.. Mitsubischi powinien dać sobie z tym radę... Trochę czasu to zajmie, ale mam pare zabawek które mu w tym pomogą.

-Dobra, rozumiem, że mamy ewentualnie zdemolować najmniej jak się da ?

Przez chwile się zastanawiał, a potem odparł z prostotą:

- Tak... Lecz przede wszystkim wasze bezpieczeństwo. Baze można odbudować z pewnego stopnia zniszczeni, ludzi nie...

-Czyli całość mniej wiecej ma wygladać tak : dojeżdżamy, odnajdujemy, wchodzimy, rozbrajamy i czekamy na was ?

- Dokładnie. I jak nie będzie to stanowić problemu, postarajcie się zbadać i skatalogować tamtejsze skarby... Myślę że Mitsu, Zielinski i chłopak z Detroit sobie z tym poradzą...

-Hmn.. Postaramy się spełnić twoje oczekiwania.

Uśmiechnął się do niej...

- Wierzę..

Dominique właśnie skończyła pić kawę i nareszcie wstała z łóżka. Przeciągnęła się, zrobiła kilka skrętów, skłonów..

-Ja bym jeszcze pobiegała.. Ale Nathaniel chyba im już poranną dawkę musztry zapewnił.

- Musztry nie... Ale on lubi porządek.. Się nabiegają z workami na śmieci i z pakowaniem się też będzie sporo biegania... Chcemy wyjechać jak najszybciej.

-Właśnie, w jakim stopniu zaawansowania, że tak powiem jest pakowanie ?

- Nie wiem szczerze mówiąc... Pewnikiem już wszystko skatalogowano i się biorą za wyrzucanie pustych puszek, butelek i opakowań po chipsach.

- No to fajnie.. Czas się więc ruszyć..

Mruknął niechętnie..

- Skoro trzeba..

Powiedział zniechęconym głosem i mrugnął do niej... Wstał i przeciągnął się leniwie...

- Ale najpierw...

Uśmiechnął się szczerząc zęby...Odwzajemniła uśmiech, ale dość niepewnie.. Nie wiedząc zupełnie, co Auto miał na myśli..

-Co najpierw?

- Prezenty!

Powiedział niczym dziecko w dniu Bożego Narodzenia. Dominique roześmiała się serdecznie na cały głos.. Dobrze chociaż, że sciany Optimusa nie były normalnej grubości, bo chyba szybciej ten śmiech dotarłby do śpiochów w obozie, niż nawet głos "herolda". Na dźwięk jej głosu jego oczy zabłysły radością... A uśmiech jakimś cudem się poszerzył...

- Jaki chcesz najpierw? Mam trzy...

Uśmiechał się dalej niczym łobuziak który płata wyśmienitego figla.

-Trzy mówisz Jeremmy..

Uśmiechnęła się ślicznie..

-To ja poproszę największy.

- Tak trzy..

Wysunął pierś z dumą. Zachowywał się niczym paw...

-Największy... Już!

Podszedł do jednej z szaf i wyjął z niej kamizelkę..

- Kuloodporna...

-Hmn.. Ładna, ale ja już mam jedną..

Powiedziała nieśmiało, nie chcąc zrobić Auto przykrości. I podrzuciła na przedramieniu swoją kurtkę..

- Nie taką... To jest mój własny, mały projekt z Posterunku... A raczej mała przeróbka jednego projektu.. Wzmacniana pewnym specyficznym materiałem, mocniejszym, niż standardowy Kevlar.

-Ale to też nie jest Kevlar.

Umilkła w poł zdania lekko zawiedziona.. I naprawdę zdezorientowana.. Uśmiechnał się.

-Uwierz ta jest mocniejsza... Zaufaj mi.

Mrugnął do niej...

-No dobrze, to co mam ja wypróbować ?

- Przymierzyć, tak... Ale mam nadzieję, że Ci się nie przyda szczerze mówiąc...

-Nie o tym pomyslałam, ale ok..

Wrzuciła kamizelkę na koszule w której spała, trochę się krzywiąc, na myśl, że będzie skrępowana takim prezentem.. Jej kurtka była wygodniejsza i praktyczniejsza.. Ale twardo utrzymywała uśmiech na twarzy. Poza tym, nie dostanie się do oporządzenia..

- Pasuje?

-Tak, poczekaj zapnę jeszcze.

- Pomogę Ci...

Podszedł do niej i zaczął ją zapinać... Zamek błyskawiczny zapiął się do lini biustu bez żadnego problemu.. Dalej nie było tak prosto.

-Cholera, jak zwykle.. Poczekaj sama to zrobię.

Uśmiechnął się do niej promiennie cofajac się lekko...

- Zauważ pare kieszeni mniej niż w twojej kurtce, ale cześć oporządzenia będziesz mogła przełożyć...

-Ale Alice podpiać się nie bardzo da..

- Ano nie da... Niestety...

-Nie szkodzi, śliczny prezent.

Spojrzał na nią z radością w oczach..

- A teraz drugi... Ten mam nadzieję będziesz musiała użyć jak najrzadziej...

Uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła, ale tylko na tyle by nie wygladać sztucznie. Oczy zabłysły jej na nowo.. A uśmiech stał się szczery..

-No?

Podszedł do swego warsztatu... Wziął cztery magazynki, dwa do M4.. Podszedł do niej wyjmując jeden nabój..

- Zwróć uwagę na specyficzną główkę naboju... Przeciwpancerne... Dwa dla Ciebie i twojego M4 i dwa do kałasznikowa...

Dominique najpierw obejrzała dokładnie nabój, następnie podrzuciła go w dłoni i włożyła do magazynku, który podał jej Auto.

-I nad tym tak cała noc siedziałeś ?

- Nie tylko... Reszta to zabawki pomocne przy jednostce centralnej Bazy i takie tam duperelki elektroniczne... Zabójcy maszyn je dam... Ale dla Ciebie mam coś jeszcze...

-Cio ?

Przejęzyczyła się celowo. Bo i czuła się na razie jak pięcioletnie dziecko które mama wprawia na dwór, do piaskownic i owija je już trzecim szaliczkiem. Auto w tym czasie podszedł do szafki... Wyjął z niej kwadratowe pudełko...

- Amulet...



- Prosze... Amulet słońca...

Podał jej pudełko..

-Uroczy, ale jak to działa ?

Jakoś nie wierzyła by była to tylko biżuteria, a napewno nie w to, że taki umysł ścisły jak Auto próbowałby ją przekonać do takich banialuków jak jakieś amulety.

Wziął amulet z pudełka... I podniósł go tak, że mogła widzieć go całego... Założył jej...

- Noś go na szczęście..

Zapiął amulet na jej szyi... Podniósł do góry bursztyn...

- I byś o mnie nie zapomniała..

Po drugiej stronie było zdjecie Jeremiego i jej...

Dominique spłonęła rumieńcem. Następnie odwróciła się do Auto i pocałowała go w usta. Pocałunek był długi i czuły.. Przytulił ją do siebie... I niechciał puszczać... Dominique za plecami Auto zdjęła ze swojej dłoni przepiękny sygnet rodowy domu La Brassco i niechętnie, ale zdecydowanie odsunęła się od niego..

-Wciągnij dłoń..

Poprosiła.. Auto wyciągnął prawą ręke do przodu... Dominique położyła pierścień na jego dłoni i zacisnęła ją w pieść, kłaniając się z szacunkiem, ucałowała zamkniętą dłoń Autobota..

-Nie zapomnę.. I ty też już nie masz takiego prawa..

Spojrzał jej w oczy... Z powagą i radością nie do ukrycia... Zbliżył się do niej i pocałował w usta... Czule... Tulił ją przez chwilę do siebie i szepnął do ucha:

- Nigdy.... Prędzej zapomnę jak się oddycha..

Dominique uśmiechnęła się.. Cały czas wtulając się w Auto. Trwali tak przytuleni do siebie... Rozkoszując się swoją bliskością... Żadne z nich nie chciało przerywać tej cudownej chwili, ale oboje czuli, że i tak już za długo zwlekali.. Auto czuł zapach jej włosów... Obrócił głowę i pocałował ją w szyję... Raptem muśnięcie warg... Dominique przeszedł delikatny dreszcz. Śmielej pocałował policzek... Raz.. drugi trzeci.... Przesuwając wargami po jej skórze szukał jej ust... Znalazł... Pocałował ją ... Czule i namiętnie.... Sycił się jej wargami...

- Szefie!

Oboje roześmieli się z przymusu... Ale obojgu im stanęły nienacznie łzy w oczach.

- Tak Zieliński?

- Nataniel chciałby się dowiedzieć kiedy przyjdziecie...

- Za chwile Green.. Za chwile...

- Ok...

Dominique nie odezwała się ani razu, ale podczas tej krótkiej wymiany zdań Auto z Zieliński, poszła się wykąpać.. Wzięła szybki prysznic, ubrała się w czyste ciuchy. Zapięła oporządzenie, broń, zawiązała buty, założyła karwasz, rękawiczki i swoją kurtkę. Dopięła pochwe rapieru na udzie.. Spojrzała na Auto przelotnie i to dopiero wtedy, gdy klękała przy swoim worku podrożnym..

-To co? Może teraz raport o wyposażeniu ?

- Tak, ale ten ma pewnikiem Nataniel... Wychodzimy?

-Jeremmy, daj mi prosze chwile.. Nie chciałabym już wracać do Optimusa przed zakończeniem misji.

Dominique sprawdziła zawartość swojego worka, ułożyła wszystko tak jak powinno leżeć. Dopakowała kamizelkę od Auto i cześć magazynkow. Resztę amo umieściła w pouczach Alice. Auto czekał spokojnie.... Jemu się nigdzie nie śpieszyło- zdawała się mówić jego postawa.... I pewnikiem była to najszczersza prawda... Gdy wszystko zostało profesjonalnie zapakowane, Dominique zawiązała na szyi apaszkę tak by przysłonić amulet od Auto, zarzuciła worek na ramie oraz swoja M4. Jedyne co mógło Auto przyjść na myśl to to, iż naprawdę "profesjonalnie" wglądała.

- Gotowa?

-Tak, gotowa.

Otworzył drzwi przed nią i zaprosił gestem na zewnątrz...

- Pani...

Zanim przeszla przez drzwi zatrzmała się jeszcze i pocałowała go, czule i najdłużej jak tylko mogła.. Delektował się jej pocałunkiem... Gdy wyszli zamknął za nimi drzwi... I wziął ją pod ręke...
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 23-04-2007 o 16:56.
rudaad jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172