Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2015, 14:05   #11
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Krucza trzymała się na uboczu. Najchętniej kryjąc się w namiocie lub wędrując na obrzeżach obozu, poza chaosem który w nim panował. Si wiernie jej towarzyszył w owych wędrówkach, które niejednokrotnie kończyły się w okolicach wyjścia z obozu lub nawet i nieco dalej w stronę z której przybyli. Wciąż była wystarczająco blisko by spróbować odwiedzić rodzinne strony, nacieszyć się cieniem wiekowych drzew, odetchnąć ich zapachem. Brakowało jej wspinania się na ich pnie i obserwowania chmur, które mknęły po niebie lub zwierząt buszujących w poszyciu.
Gdy siedziała w namiocie zabijała wolny czas sprawdzaniem broni i zbroi. Chciała mieć pewność, że w razie potrzeby, będą w doskonałym stanie.

Tarin korzystał z wolnego. Ostatnich dni wolnego. W jego świadomości stale tkwiło polecenie Cille, a perspektywa spędzenia wyprawy na niańczeniu rozpuszczonego i zarozumiałego zarazem bachora nie nie sprzyjała rozkwitowi humoru.
Jako że perspektywy były takie, jakie były, Tarin doszedł do wniosku, że należy wykorzystać do końca to, co się ma. I to, że Everard w tym momencie zawracał głowę komu innemu. Co chwilą wymarszu miało się zmienić, i to diametralnie.
Cóż... po chwilach przyjemności następowały czasami takie mniej przyjemne, zatem te pierwsze należało wykorzystywać do maksimum. Nie trzeba było wstawać skoro świt, nie trzeba było samemu nic pichcić, nie trzeba było zwijać namiotu, ani go rozstawiać, nie trzeba było nic robić.

- I jak ci się podoba leniwe, obozowe życie? - Tarin zagadnął Kruczą.
- Leniwe mi się podoba - odpowiedziała, odrywając na chwilę wzrok od horyzontu. - Obozowe już nieco mniej.
- Czyżbyś zauważyła jakieś wady owego obozowego życia? - Tarin uśmiechnął się do swej rozmówczyni. - Między innymi dlatego nigdy nie ciągnęło mnie aż tak do wojska.
- Nie wiem co może kogokolwiek kusić w takim życiu - oznajmiła, wskazując ręką na panujący za nimi chaos. - Gotowy na niańczenie paniczyka? - zapytała z lekką jedynie nutką złośliwości w głosie.
- Na coś takiego człowiek nigdy nie jest gotowy. - Tarin potarł podbródek. - Jestem jednak przygotowany na większą porcję narzekania i marudzenia. Większą niż poprzednio. Postaram się jednak zachować spokój i opanowanie. No i zawsze istnieje szansa, że sobie na przykład obetrze piętę i go zabiorą na wóz jako ciężko rannego.
- Większa jest szansa na to, że przy którymś postoju przypadkiem nadzieje się na coś ostrego - niechęć Kruczej do paniczyka nie osłabła nawet odrobinę.
- Może lepiej by było, gdyby ten straszny wypadek przytrafił mu się w drodze powrotnej - zasugerował.
- Naprawdę chcesz wystawić moją łagodną naturę na takie ciężkie próby? - zapytała, okraszając swe słowa lekkim uśmiechem. - Na wozie byłoby mu lepiej i miałby kogoś komu mógłby się żalić.
- Jakiś ponury rzezignat.
Skinęła głową wyrażając swoją aprobatę dla takiej sytuacji.
- Niestety, zapewne przyjdzie nam użerać się z nim przez całą drogę. Chyba że znajdziemy kogoś kto zapłaci więcej za jego śmierć, niż to co zostało nam obiecane za jego życie - zasugerowała niewinnie, nie patrząc na swego towarzysza.
- Mówisz tak, jakbyś nie wiedziała, że trzeba spróbować połączyć przyjemne z pożytecznym. Gdyby nasz ulubienic wrócił, niekoniecznie cało i zdrowo, a potem zdarzyłby się jakiś wypadek... nagłe pogorszenie stanu zdrowia, to byłaby szansa, by dostać premię z dwóch źródeł.
- Można i tak tą sprawę rozwiązać - odparła. Tylko, że po całej wyprawie mordowanie paniczyka nie wydawało się jej sensownym. On odejdzie, ona będzie mieć spokój. To o ten czas, w którym mieli go na głowie, jej chodziło. Najwyraźniej jednak będzie musiała zacisnąć zęby i starać się spędzać z nim jak najmniej czasu.
- Spróbuję coś zrobić, żeby miał mniej czasu dla nas - obiecał Tarin.


*****

Niestety, okazało się, że paniczyk był niczym rzep na psim ogonie. Krucza starała się jak mogła by omijać miejsce w karawanie, w którym się znajdował, jednak nie była w stanie uniknąć wszystkich okazji do wysłuchania, jakież to straszliwe niedogodności musi znosić i kimże to jego ojciec jest. Oraz jakże niewdzięczni są jego ochroniarze… Była jednak w lepszej sytuacji niż Tarin, na którego to barki zrzuciła większość obowiązków niańki.
Tarin zaś wnet nauczył nie przejmować się niczym, co mówił Everard, zaś swe obowiązki opiekuna wykonywał nad wyraz dokładnie, co do słowa. Co, jak się okazało, zajmowało dużo czasu, tym samym zmniejszając ilość rzeczy, jakie panicz raczył sobie wymyślać.
Nie da się ukryć - niekiedy zastanawiał się, co by się stało, gdyby Everard znalazł w bucie lub spodniach jakieś miłe zwierzątko, w końcu jednak rezygnował z tych planów. Bo co w końcu zawinił jakiś wąż czy skorpion, by skazywać go na tak okrutny los.
No, chyba że któryś sam z siebie by się przyplątał.
To już by sam z siebie był winien. No a Tarin, po prostu by mu nie przeszkadzał.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline