Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2015, 14:12   #12
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kruczej nie interesowały trupy. Tym bardziej, że ktoś się już nimi zainteresował. Miast więc skupić na nich swą uwagę i zapewne tylko przeszkadzać, wybrała się więc nieco dalej od miejsca, w którym spoczywały ciała, w kierunku, w którym zmierzała ich wyprawa. Trzymając łuk w dłoni, ułożyła strzałę na cięciwie, tak by w razie potrzeby była ona gotowa do wystrzelenia.
- Sprawdź niebo - poprosiła Si, którego pole widzenia było bez wątpienia większe niż jej. Sama zaś skupiła się na ostrożnym zataczaniu półokręgów wokół oazy, bacznie wypatrując ewentualnych nieprawidłowości. Cokolwiek, co nie pasowało do wszędobylskiego piasku i skarłowaciałych roślin.

Oczy Kruczej niestety nie wyłapały niczego odbiegającego od normy. Piasek nie przybierał żadnych dziwnych kształtów, a roślinność została tam gdzie ją ujrzała po raz pierwszy.
Jej uszy natomiast szybko wyłapały dźwięk niesiony przez wiatr. Były to słowa układające się w jakąś inkantację. Nie rozumiała znaczenia słów, ale akcentowanie przypominało jej tereny nadmorskie Septimonii. Kiedy skupiła się udało jej się usłyszeć chyba całą treść.
Chilide Maregus Diaro Viamo Garri Scytos
Dar Icario Verene Larri Suo Potere Scytos
Flarri Cosuni Balo Ocoli Rize Scytos
Scytos Rizo Chilide Meregus Suo Potere!
Nie była wstanie dostrzec źródła mantry, ale powtarzała się i nabierała siły. Si zakrakała, aby zwrócić uwagę Kruczej. Słońce zaczęło być częściowo zakrywane przez ciemny okrąg.

To co słyszała i widziała bynajmniej się jej nie podobało. Jeszcze raz powiodła wzrokiem po okolicy, po czym zamachała na Si, by ten do niej wrócił i biegiem ruszyła z powrotem w stronę obozowiska. Zamierzała znaleźć generał Nosyt i zdać jej raport. Wybrała akurat ją, gdyż była jedyną osobą, którą zdołała poznać, a która stała na tyle wysoko by nakazać odpowiednie działania.
Cille stała przy wozach zaczytując się w raportach zwiadowców. Jej mina była niepocieszona. Spojrzała na nadchodzącą Weweni.
- Krucza? O co chodzi?
Zanim odpowiedziała wskazała na słońce, dopiero później oznajmiła:
- Wiatr niesie słowa - zaczęła. - Nie rozumiem ich znaczenia jednak dźwięk ów się nasila i nie wydaje się wróżyć niczego dobrego.
- Słowa? Jakie słowa?
Zapytana odpowiedziała, starając się powtórzyć w miarę dokładnie to co usłyszała. Poświęcając szczególną uwagę by właściwie akcentować odpowiednie słowa, gdyż mogło to mieć znaczenie.
- Wydaje mi się iż usłyszałam całość, jednak mogę się mylić - dodała, gdy zakończyła recytowanie.
Twarz kobiety pobladła.
- Sagat! Sergeus! Mamy kłopot…


*****


Trupy tam, gdzie miała być oaza? Brak wody, na pustyni, to był dość częsty powód zgonu. Każdy to wiedział, nawet Tarin, który z pustyniami za pan brat nie był. Mogło się jednak okazać, że ta śmierć nie była bezpośrednio związana z z tym, że woda wyschła.
Jeśli owo coś, czaiło się gdzieś w okolicy, to niestety - obowiązkiem Tarina było dopilnować, by Everard uszedł z tego spotkania z życiem.
Nie można więc było paniczyka zostawić samego sobie.
Everard nie zamierzał nawet zbliżyć się do nieboszczyków. Ukrył się przy wozach i zasłaniał nos chustą przed nieistniejącym fetorem ciał.
Z jednej strony Tarin był zadowolony - przynajmniej nie musiał się włóczyć po okolicy, szukając nie wiadomo czego. Z drugiej...
- Taka już jest wojaczka - powiedział do Everarda. - Czasami sypią się trupy, i to po obu stronach - dodał uprzejmym tonem. - Zwykle nie pachną jak fiołki.
Te akurat wcale nie pachniały, a jeśli, to zapach nie docierał do wozów.
- Jaki jest niby sens sprawdzania ich. Są martwi, nie wstaną, przewracanie ich na bok niczego nam nie da. - Młodzian był odrobinę naburmuszony. Najwyraźniej spodziewał się epickiej bitwy z barbarzyńcami.
- Znasz się może na medycynie? - spytał Tarin.
- Nie. To jest dobre dla… innych. Ja jestem od tego, aby to inni potrzebowali medyka.
- Cóż... Trochę szkoda. - Tarin ukrył swe myśli związane z przydatnością paniczyka na polu walki. - Dokładne oględziny zwłok mogą nam powiedzieć, co było przyczyną śmierci. Czy zabiło ich słońce, czy zaatakowała ich jakaś banda, czy coś napadło na nich z powietrza albo wypełzło spod ziemi. Może to jakiś gaz, zabójczy dla ludzi, a może ktoś zatruł ich jedzenie.
- To, co zabiło ich, może być też szkodliwe dla nas - dodał.
Oczy panicza delikatnie się rozszerzyły.
- Więc, nie będąc pewnym, czy to co zabiło tych dzikusów, nie jest czasem zagrożeniem dla nas, siedzimy tu w epicentrum tego zdarzenia? Czy oni oszaleli?! Jesteśmy w poważnym zagrożeniu! - No i się zaczęło…
- Uspokój się! - syknął Tarin. - Może za chwilę będzie okazja byś sprawił, żeby to inni potrzebowali medyka.
- Co?! Wróg! Ja… muszę się przygotować! - z tymi słowami wbiegł do wozu, który przygarnął na początku podróży.
I nie wychodź stamtąd, pomyślał, niezbyt życzliwie, Tarin.
Oparł się o ścianę wozu, usiłując usłyszeć, co w środku wyrabia kandydat na wielkiego wojennego bohatera.
Po pewnej chwili wydawało się, że Everard przymierza różne zbroje, odzienia, ozdoby. Najwyraźniej chłopak sądził, że bitwę wygrywa ten, który wygląda najlepiej.
Czekając na pojawienie się bojowej wersji Everarda Tarin stał i rozglądał się dokoła. I szykował się na wytłumaczenie paniczykowi, że najbardziej okazale wyglądający wojak staje się pierwszym, jakże oczywistym celem.
 
Kerm jest offline