Quelnatham, Ocero, Theodor
Formalne spotkanie dobiegło końca i obecni w sali zaczęli wstawać i zbierać się do wyjścia. Quelnatham podszedł do Ocero i szeptem przekazał co miał do powiedzenia.
- Spróbuj złapać Eriliena i spotkajmy się w Złotym Kuflu. Jest wiele ważnych spraw, które koniecznie musimy przedyskutować.
Nie czekając na odpowiedź pośpieszył za ludzkim młodzieńcem, który zdążył już opuścić pokój, a który jak wszystko wskazywało mógł być naznaczony klątwą tajemniczego sztyletu.
Gdy dogonił go na korytarzu nie tracąc czasu na uprzejmości od razu przeszedł do rzeczy.
- Zaczekaj chłopcze! Musimy porozmawiać o czymś bardzo poważnym.
Theodor zatrzymany w pół kroku obejrzał się ze zdumieniem, odruchowo kładąc dłoń na rękojeści nowiutkiego bojowego rapiera, nowego nabytku, którym wciąż jeszcze się cieszył.
-”Chłopcze”? - z niedowierzaniem wymówił to słowo - Już dawno nikt mnie tak nie nazywał. Cóż, w moim wieku miło mieć nowe doświadczenia - wzruszył ramionami - Kim jesteś i o czym chcesz rozmiawiać?
- Quelnatham Tassilar - rzucił krótko elf. Obejrzał się i zniżył głos. - Chodzi o wydarzenia w rezydencji Wildhawków. Mam podstawy wierzyć, że blizny nie będą jedyną przykrą pamiątką po tamtych zdarzeniach.
-Tak jak wspomnienia - skinął głową Greycliff - Ale chyba nie wspomnienia masz na myśli… - zawiesił znacząco głos.
- Nie powinniśmy tu o tym rozmawiać. Spotkajmy się dziś wieczorem w Złotym Kuflu. Tam będziemy mieli większą swobodę.
Theodor zastanawiał się chwilę. Wreszcie machnął ręką.
-Dobrze.
~~~
Quelnatham zaraz po odebraniu wszystkich zarekwirowanych przedmiotów udał się do Złotego Kufla by wynająć odpowiednio obszerny pokój. Uprzedził karczmarza, że wieczorem pojawi się tam jeszcze kilka osób i polecił mu przygodować odpowiedni poczęstunek.
Gdy wszyscy zgromadzili się w osobnym od wspólnej sali pokoju Quelnatham wyjawił przyczyny tego całego tajemniczego spotkania.
- Witajcie, poprosiłem was o przybycie by z dala od uszu straży i innych nieproszonych osób omówić sprawę wielkiej wagi. Wydarzenia w rezydencji Wildhawków nie zostały oczywiście należycie rozwiązane i nie możemy liczyć, że ktokolwiek faktycznie je rozwikła. Nie jest to jednak istotą tego spotkania. Szanowny mistrz Lyesath Risnil[jakmiałananazwisko] przy skromnej pomocy z innych źródeł zdołał potwierdzić magiczną i złowieszczą naturę rytualnego noża, który był w użyciu kultu. Być może wasza opowieść - tu skierował dłoń w kierunku Ocero i Theodora. - wyjaśni tę zagadkę.
Moneta wysłuchał cierpliwie słów elfa, pociagnął łyk mocnej gorzałki i zaczął mówić.
-Nie rozumiem - wykonał niejasny ruch dłonią - Nie rozumiem co chciałbyś usłyszeć. Wszyscy byliśmy w siedzibie heretyków. Nie widziałem niczego czego ty nie widziałeś i nie usłyszałem niczego czego ty nie słyszałeś.
- Niestety nie mogę się zgodzić. Nie widziałem i nie słyszałem, a przede wszystkim nie rozumiem wielu rzeczy. Podobno uczestniczyliście w jakimś rytuale inicjacji do sekty, który zawierał w sobie zacięcie się ceremonialnym sztyletem. Czy to prawda?
Theodor skinął ostrożnie głową.
-Tak było. Przyznam, że sam się zastanawiałem jak to na mnie wpłynie. Ostatecznie rytuał jest formą najsilniejszą - Moneta zapatrzył się chwilę w swój kubek - Ale póki co nie poczułem w sobie żadnej zmiany.
- Zrobiliście to jak rozumiem, żeby zniszczyć kult od środka, czyż nie?
-Nie miałem tak dalekosiężnych planów - Theo wzruszył ramionami - Chciałem się po prostu stamtąd wydostać więc grałem tą komedię.
Ocero delikatnie westchnął.
- Trudno powiedzieć co się działo. W sensie ja na pewno planu nie miałem.
-No właśnie. Obaj staraliśmy się tylko ocalić szyje.
- No dobra, ja grałem na zwłokę. Wiedziałem, że Tahir jest gdzieś w okolicy więc czekałem na jego ruch.
-Tahir to ten rycerz, co nadział Widzącego na ostrze jak prosiaka?
- Tak go urządził? Ta, to on. Święty Rycerz Myrkula, zakładam, że wrócił już do pana.
-A wiecie gdzie on teraz jest? Nie ma go tu z nami, a pewnie wie o tym kulcie całkiem sporo. Tak przynajmniej przypuszczam.
Selunita otarł oczy.
- Nie wiem i szczerze, nie obchodzi mnie to. Trąciło od niego trupem i szczerze cały ten bajzel jest przez niego. I ponieważ Erilien i ja mamy inne definicje słów "subtelność" i "skrycie". Poważni,e czemu pozwoliliście mu "otworzyć" bramę ognistymi kulami?
- Śpieszyliśmy się.- na te słowa Ocero wybuchł śmiechem - Nie byliśmy pewni, czy zostaliście porwani przez myrkulitę czy skrytobójcy zakończyli już twoje życie.
Kiedy Selunita pozbierał się, spojrzał na elfa.
- Wybacz, wybacz. Po prostu zobrazowałem sobie was trzech w głowie, przed bramą i wyobrażam sobie, że któryś powiedział: "Szybko, nie mamy czasu. Erilien rozwal tą bramę w najgłośniejszy i najbardziej widoczny sposób jaki znasz". Że też tego nie widziałem.
Elf lekko uśmiechnął się na tę wizję. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak długo musieliśmy go przekonywać. Ale wracając. Nie jestem tu by was przesłuchiwać, pamiętajcie, ale Lyesath prowadzi… własne dochodzenie. Rytuał w którym uczestniczyliście nałożył na was jakieś zaklęcie. Nie wiemy dokładnie jakie, ale z pewnością bardzo potężne, zbyt potężne jak na nasze siły. Nie wiemy co może się stać, dlatego bardzo ważne jest byście szczegółowo opisali co wtedy mówiliście i czy odczuwaliście bądź odczuwacie jakieś… dziwne objawy.
-Już mówiłem, że nie czułem i nie czuję żadnych sensacji. Ale coś w tym wszystkim może być. Ten stary kapłan, który tam z nami był. Słyszałem na własne uszy jak wzywał podczas walki imię Selune i nie otrzymał odpowiedzi.
- To ja wzywałem moc Selune i nic się nie stało. Sądzę, że cokolwiek dokładnie zrobił ten rytuał odciął mnie od bogini. Lub sprawił, że fałszywe wyrzeczenie się jej stało się prawdziwe. Co do samego rytuału. Ból w ręce, zimno… głos zaczął mi się rwać… trochę jak późny wieczór Siódmego… tylko, że w Trzeci i popołudniu.
- Wybacz niedyskrecję, ale czy ta więź… nie została już zerwana kiedy zamilkli bogowie? Co się zmieniło?
- Nawet kiedy bogowie zamilkli byłem wstanie przywołać moc, o którą poprosiłem wcześniej. Wiesz tak jak zaklęcia, które ty przygotujesz i zapamiętasz? Teraz się czuję, jakbym chodził w ciągłym kręgu antymagii.
- Dziękuję wam za to wszystko co powiedzieliście. Muszę was jednak ostrzec. Cokolwiek się stało, zaklęcie może jeszcze zacząć działać. Nie wiemy jak i kiedy może się ujawnić. Wraz z Lyesathem wybieramy się do Cormanthornu i dla waszego bezpieczeństwa proponuję byście udali się tam razem z nami. Tam z pewnością udzielą pomocy i wam i nam. Jeśli jednak zamierzacie zostać trzymajcie się kogoś zaufanego, moża Tahira, skoro tak dobrze zna kult. Jednyne co wiemy o tym zaklęciu to, że można je przypisać do szkoły zaklinania. Może się zdażyć, że rytuał nałożył na was urok, albo geas, być może nawet zaklęcie dominacji, choć aktywowane tylko w pewnych warunkach.
- Pozwól, że powiem ci to, co powiedziałem poprzedniemu elfowi, który mi to zaproponował. Mam iść do lasu pełnego elfów, w tym momencie pełnego elfów takich jak Erilien, aby pójść zobaczyć boga elfów takich jak Erilien, który najpewniej jest taki jak Erilien… tylko bardziej? Kiedy ruszamy?
-Ja akurat nigdzie się nie wybieram. Jak mówiłem żadnych sensacji nie czuję, a tu mam sprawę do załatwienia i to niejedną. Takoż, szczęśliwej drogi do Cormanthoru - Theodor jednym haustem dopił wódkę, wstał, skinął głową i wyszedł.
- Żegnaj, ale uważaj! - zawołał za odchodzącym Quelnatham. Do Ocero zaś zwrócił się tak:
- Wybaczam ci to bluźnierstwo. Towarzystwo Eriliena jak najgorzej wpływa na zdrowych przedstawicieli inteligentnych ras. Zrozum jednak Corellon jest Ojcem Elfów, Erilien zaś tylko jego wyznawcą, co więcej zaburzonym, chorym i paranoicznym. Cormanthor to jedyne miejsce jakie znam, gdzie bezinteresownie użyczą nam magii wystarczająco potężnej by naprawić cokoliwek się stało w rezydencji.
- Tak wybacz, ale mam obawy co do Corellona, skoro jeszcze nie odrzucił Eriliena i jego… wybryków. Tak czy inaczej naprawdę wierzysz, że człowiek otrzyma od Coranthorianskich elfów bezinteresowną pomoc? Nic do was nie mam, ale macie opinię… odrobinkę snobistycznych.
- Mieszkańcy Cormanthoru wiele wycierpieli od ludzi. Oczywiście, że nieznajomi są traktowani podejrzliwie, ale z pewnością pomoc uzyskamy my - Tu wskazał na Lyesatha i siebie. - Dopiero gdy poznamy naturę sztyletu, będziemy mogli pomóc tobie.
- No cóż, zawsze moja druga teoria, że faktycznie obraziłem Selune, może być prawdziwa. Tak czy inaczej mogę pójść pomoc w Cormanthorze… na pewno będą Drowy do ubicia, może spotkam Eriliena i jego krucjatę.
- Drowy w Cormanthorze? - Quelnatham zaśmiał się - na pewno nie. Szczególnie teraz, kiedy jest tam nasz bóg. To swoją drogą jedyna szansa na uleczenie Eriliena. Jestem pewien, że jego obłęd wynika głównie z braku kontaktu z Corellonem. W każdym razie miło mi będzie podróżować wraz z tobą. Choć jak mam nadzieję podróż będzie krótka. Gdy tylko zbierzemy Aerona i Eriliena teleportuję nas do celu.
- Teleportacja? Stąd do Cormanthoru? Ty wiesz ile drzew/przepraści/gór jest między Waterdeep a tym lasem? Jesteś pewny, że trafisz?
- Oczywiście, spędziłem tam w końcu pół swego życia.