Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2015, 12:10   #26
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Powóz ruszył z lekkim chybotaniem. Większym niż w karocy, która miała porządne resory. Wszystko się lekko trzęsło, ale gospodyni jakoś się tym nie przejmowała. Karriake siedząc przy improwizowanym stoliku, na improwizowanym krzesełku rozkładała jakieś karty.
Uśmiechnęła się do Wesalt i rzekła.- Klepnij sobie gdzie masz ochotę. Trochę tu posiedzisz zanim dojedziemy. Masz ochotę coś zjeść? Uprzedzam żadnych frykasów nie mamy.
Wesalt przysiadła na podłodze wozu i oparła się o jeden z worków.
- Chętnie, jeśli macie na tyle by się dzielić z trzecią gębą. Co robisz? - zapytała lekko
wścibsko.
- Próbuję rozgryźć zagadkę.- rzekła gnomka stukając palcem w karty leżące na stoliku.

Dość dziwny zestaw kart z rysunkami, jakich nie widziała. W niczym nie przypominały popularnego w Faerunie zestawu kart Talis.
Po czym ruszyła do niedużego kuferka.- Mamy chleb, ser, suszoną wołowinę i cienkie wino. Z jedzeniem nie będzie takich problemów… gorzej z kwaterunkiem. Z Aranją ledwie się mieścimy na hamaku.
-Chleb i ser w zupełności wystarczą, kawałek podłogi też. Zwinę się w kłębek - zaśmiała się Kathil - Jaka to zagadka? - spytała sięgając po jedną z wyłożonych kart.
- Pomyślimy o tym wieczorem.- rzekła gnomka wracając z chlebem i kawałkiem sera.- Piekielnie trudna zagadka. Widzisz… to magiczne karty i chyba bardzo potężne. Pochodzą spoza Torilu czy może nawet spoza tego świata ogólnie. Przez zwykłe próby identyfikacji nic nie dają Trzeba odkryć klucz w ich znaczeniu i układzie by obudzić tej talii.
-Brzmi poważnie. - Kathil stanęła nad gnomką powoli skubiąc chleb - A jak to próbujesz ugryźć? Od czego zaczynasz? - dociekała spoglądając Karriake przez ramię.
- Wyciągam kilka kart… na przykład tak i…- rzekła gnomka sięgając po kilka kart i układając trzy rzędy po trzy karty.- I wróżę z nich… na razie tyle mogę.
Spojrzała na Wesalt i spytała.- Co ty w nich widzisz?
Kathil spojrzała na karty i…*
-Hmmm - mruknęła koncentrując się na środkowej karcie, bo pierwsze co przyszło jej na myśl to Condrad. - To ktoś, kto przeżył różne trudy i koleje losu i mimo to przeżył. Czyli hmm siła woli? Siła życia lub przetrwania? Obok niego jest kowal - to też siła, siła fizyczna. Handlowiec - to kontakty, ale to jest zagraniczny handlowiec i postać w pozie roszczenia. Nierozliczone układy, może?
- Nie wiem, wygląda to wszystko jak przepowiednia dla kogoś kogo znam - dodała z lekko nerwowym śmiechem. Puknęła paznokciem w kartę bliźniąt - Tutaj są bracia bliźniacy ale jeden z nich trzyma sztylet za plecami… to …. zdrada ze strony najbliższych, zaufanych osób? Tu szpieg, włamywacz… zbieranie informacji, a tu zdradliwa, zwodnicza lecz piękna kobieta. Może ten rząd to przeszłość? - Kathil bezwiednie stukała się palcem po policzku - A dół to przyszłość? Ta karta tutaj wygląda jak forteca, bezpieczny i strzeżony dom? Dom, w którym jest złożony chorobą lub ma kłopoty. Jednorożec to symbol czystości, nadziei. Mimo problemów w domu, jest tam obietnica nowego początku? - Kathil żuła kawałek sera dumając na głos. - Nie wiem…
- Tooo… jedna z możliwych interpretacji, ale…- uśmiechnęła się lisio gnomka.-... mogą być inne. Karta nieodbitka, ta w środku. To twój mąż… ostatni ze swej… gałęzi rodu. Wokół niego wszystko się teraz toczy.
Po czym uśmiechnęła się bezczelnie mówiąc.- Taaa… wiem wszystko. Wystarczył poranek z Loganem. Ledwie pół godziny. Wiesz czemu jest takimi milczkiem, bo gdy otworzy za szeroko usta, to wszystko wygada.
Zachichotała zakrywając usta.- Wybacz… ale my gnomy słyniemy z ciekawości. A ja jestem bardzo ciekawska. Zgadnij którą kartą ty jesteś?
Spojrzenie Kathil stwardniało. Spoglądała na Karriake bez uśmiechu:
- Wiesz co mówią o ciekawości? - spytała spokojnie gnomkę.
- Och… z pewnością czeka na mnie kociołek w którymś z piekieł. Z wypisanym na nim moim imieniem.- mruknęła gnomka i dodała.- Nie martw się. Potrafię być równie dyskretna co ciekawska, a twoja misja jest wielce intrygująca. Chętnie zobaczę w co się rozwinie.
- Dyskrecja byłaby niezwykle mądrym posunięciem w naszych stosunkach. Skoro zaczęłyśmy nasze relacje w pozytywnym tonie, wolałabym aby tak również przebiegały… do końca. - popatrzyła znacząco na gnomkę. - Dla obopólnych korzyści.- Kathil zdecydowanie nie miała ochoty do żartów ani na mizdrzenie się Karriake.
Logana postanowiła obedrzeć ze skóry przy pierwszym spotkaniu. Z trudem uwierzyła, że po tylu latach współpracy wypaplał wszystko …
Spojrzała na gnomkę:
- Jeszcze jedno… nie próbuj stosować brudnych zagrań na Loganie, albo reszcie moich towarzyszy. Ten miecz ma zawsze dwa końce.
- Oj tam, oj tam…- uśmiechnęła się delikatnie gnomka opierając podbródek na dłoniach.- Nie jestem ci wroga. Szczerze powiedziawszy cały ten koncept z odzyskaniem dziedzictwa dla młodego wielce mi się podoba. I nie przejmuj się. Twoje sekrety są moimi… moja drużyna nie musi i pewnie by nie chciała nic wiedzieć na ten temat. Ja natomiast będę cichą obserwatorką tego przedstawienia jakie zamierzasz dać.. albo pomogę nawet. Rzecz jednak nie w tym teraz co ja wiem... ale co tobie mówią karty.
Stuknęła palcem w kartę bliźniaków. - To oczywiście wujowie twego męża. W kolejnym rogu… jest oczywiście twierdza… lenno, o które toczy się intryga.
Kathil spojrzała na karty raz jeszcze:
- A co z handlowcem? I jednorożcem? Choroba? Któryś z wujów choruje? - lekko zakpiła - Śmiertelnie może?
- Nie bardzo… Choroba łączy się z twierdzą i Ortusem… rozkład, zniszczenie łączy się z twoim mężem i jego dziedzictwem. Nie traktuj aż tak dosłownie kart. Zwłaszcza iż… obstawiam, że twoją jest kłamca.- wskazała na pół-kobietę pół węża.- Ale w dobrym układzie. Obok masz klucznika… co oznacza, że możesz mieć klucze do rozwiązania intrygi i pokonania wujów. Łatwo nie będzie. Oni z kolei sąsiadują z kuźnią… co można oznaczać przygotowania do wojny lub zbieranie sił. Kupiec… to możemy być my… znaczy akrobaci, bądź… nieznany jeszcze czynnik w tej intrydze. Jednorożec oznacza cudowne lekarstwo… może ozdrowienie?- zamyśliła się gnomka w zastanowieniu.- Albo kapłanów?… nie wiem… karty mogą wiele rzeczy odkryć, ale odczytanie bywa trudne. Zwłaszcza, że nie mam klucza do ich prawdziwej mocy.
Kathil wróciła na swoje miejsce i zasępiła się. Jeśli wujowie się szykują do wojny, czy znaczy to, że już wiedzą o “wyzwoleniu Ortusa”? Od jakiegoś czasu zastanawiało ją też dlaczego wujowie nie podzielili granicznego terenu między siebie? Mieli na to tyle czasu. Na pewno przez 7 lat znaleźliby kruczki prawne, pozwalające im na przejęcie majątku. To wszystko nie miało sensu. Kto tak naprawdę zarządzał terenami Ortusa obecnie? Czy ten ktoś trzymał obu braci w szachu? I jeśli tak, to w jaki sposób? Szantaż?
-Za dużo niewiadomych - mruknęła do siebie. Nagle uniosła głowę, bo do głowy wpadła jej dzika myśl. A co jeśli matka Ortusa wcale nie zginęła? Może to ona jest tą chorobą. - zamrugała szybko i potrząsnęła głową. Ale czemu wtedy zostawiałaby syna w klasztorze… Nie, to nie ma sensu.
- I zabiłam nastrój.. a to miała być tylko zabawa.- westchnęła Karriake zbierając karty i chowając do specjalnej sakiewki po przetasowaniu.- Ja zobaczyłam jedno, ty zobaczyłaś coś innego. Tylko Tymora i Beshaba wiedzą, która z nas widziała prawdę. Być może żadna.
- Wolałabym nie być symobolizowana jako kobieta wąż - bardka wystawiła język.
- Doprawdy?- zachichotała gnomka i wymamrotała kilka słów magii. Naprzeciw wejścia pojawiło się łoże z egzotyczną istotą wijącą się zmysłowo i syczącą długim językiem. Była to oczywista iluzja, ale całkiem porządnie przygotowana.
-Nagi.. a właściwie półnagi… potrafią… być urocze.- mruknęła żartobliwie Karriake.
- Nie wątpię - Kathil skomentowała z przekąsem - ale nadal nie dostrzegam podobieństwa. - dodała niemalże prychając z oburzeniem.
- I ty i ty ona jesteście ładniutkie.. gibkie… przebiegłe i sprytne… i macie śliczny biust.- uśmiechnęła się wesoło Karriake i sięgnęła po wino.- Poza tym… karty mają różne znaczenia w różnych kontekstach i sytuacji. W tym byłaś kartą łgarza, w innym mogłabyś być kartą jednorożca, albo bliżniaka.
- Wcale nie ułatwiasz. I nie mówię o komplementach, którymi próbujesz mnie podejść, lecz o kartach i ich mowie. A co karty mówią o Tobie? - dziewczyna uniosła brew.
- Zobaczmy… myślę że wystarczą, trzy cztery karty.- otworzyła sakiewkę i wyjęła je znów tasując.- Pociągnij pierwszą.
Kathil sięgnęła w kierunku talii i wyciągnęła z niej nie pierwszą z brzegu lecz trzecią.
Był to krokodyl w dziwacznym ubraniu pijącym z filiżanki.

Stworzenie, którego Kathil nie mogła nazwać, ni określić.
- Rakszasa? Co może o mnie mówić? Że jestem żarłoczna? Gruboskórna? Zmiennokszałtna?- zamyśliła się gnomka drapiąc za uchem.- Zła?
- Nie znam tej ...rasy. Sadząc po pozie, lubisz dominować w białych rękawiczkach?
- Aaa widzisz… może tobie odczytać łatwiej, to co mi umyka.- uśmiechnęła się łobuzersko gnomka i dodała.- To nie rasa… to rodzaj potwora o straszliwej potędze. Mają odwrotnie ułożone dłonie i głowy tygrysów. Tu na północy rzadko się je widuje. Ale na południu mają swe ukryte legowiska. Tak słyszałam. Nie wiem jednak czemu na karcie ma łeb krokodyla, ale to talia nie z tego świata.
- Jeśli działają podobnie do kotów… ale poczekaj tutaj jest symbol książki. Hm… może czerpiesz swą siłę z wiedzy? Chociaż sądząc po tej gentlemeńskiej pozie, nie brudzisz sobie za często rączek. Popijasz winko i obserwujesz.
- Też… ale potrafię być bardziej milutka niż krokodyl.- oblizała zmysłowo wargi gnomka i upiła nieco wina z gwinta.
-Może krokodyl, bo jak on jesteś nienażarta wiedzy? - Kathil docięła jej bezczelnie. - Kolejna?
- Ty wróżysz… ciągnij.- mruknęła Karriake i przesunęła znacząco spojrzeniem po Kathil.- Ale wiedz, że nie tylko wiedzy jestem nienażarta.
Bardka sięgnęła po kolejną kartę, tym razem z samego dołu talii.
Gnomka spojrzała na kartę z dezaprobatą i westchnęła.- Typowe.
Bo też karta
przedtawiała śmiejącego się dwugłowego giganta, którego zabawiał bard. A nazwa karty brzmiała. “Żart”.
- Jeśli wróżysz gnoma, jest duża szansa, że to będzie jedna z kart.- westchnęła Karriake z dezaprobatą.
- Hmmmm…. - mruknęła Kathil pokazując na barda- czuję się całkiem jak ten tu malutki żuczek - a to co znaczy? Żeś skora do uciech?
- Lubię zabawy wszelkiego rodzaju.- zachichotała Karriake i zamyśliła się.- A czemu ty czujesz się jak ten żuczek? To ja tu jestem malutka.
- Wydawało mi się, że to na odwrót - uśmiechnęła się lekko - Ten olbrzym to Twoja skłonność do zabawy i łobuzerstwa chociaż czai się w Tobie również ta mniej śmiała część… sądząc po przerażonej minie drugiej głowy.
- Robisz się w tym bardzo dobra. Może cię będę musiała porwać, byś pomogła mi rozgryźć zagadkę.- odparła żartobliwie Karriake.
- Drażniłaś mnie już dość na jeden wieczór, Karriake - mruknęła Kathil udając lekki syk węża.
- Oj tam oj tam…- machnęła ręką gnomka i dodała polubownie.- Dla odmiany więc mogę zrobić jakąś przyjemność. W ramach zadośćuczynienia.
- To daj trzecią kartę - wtedy będę znać twą prawdziwą naturę… czy jak rzeczesz faktycznie jesteś przyjacielem, czy może wręcz przeciwnie. - Kathil pochyliła głowę i sięgnęła do talii.
Karta którą wyciągnęła z talii była niejednoznaczna. Obładowany pakunkami dziwny… centaur.

Przyglądając się temu gnomka mruknęła.- I co to ci mówi? Bo jak dla mnie… że jestem przychodzącą niespodzianką, a może okazją do złapania?
- Na pewno tak się chcesz sprzedać - Kathil pogroziła palcem - Ale masz wiele talentów część widocznych, część ukrytych. Na przykład ten papier: niby na widoku ale nie wiadomo co na nim spisano.
- Karta wędrowcy.- mruknęła Karriake sięgając po nią i przyglądając się.- Coś w tym jest… więc, czy mi ufasz, czy może muszę cie pouwodzić?
- Uwodzeniem zaciągniesz mnie do łóżka, niekoniecznie przekonasz by Ci zaufać.
- Na początek… wystarczy. Wiesz… przyjemność z możliwymi widokami na przyszłość.- zaśmiała się cicho Karriake i zbierając karty dodała.- Ortusowi podobały się świece?
- Karriake… - powiedziała Kathil ostrzegawczym tonem i usiadła na podłodze - … może dla odmiany opowiedz coś o sobie? Skoro wspominasz o widokach na przyszłość. Czemu podróżujesz z Calgiostro? Czemu wylądowałaś w więzieniu? I o co chodzi z butami? - Kathil szybko zarzuciła gnomkę pytaniami.
- Nie wylądowałam w więzieniu… choć z pewnością powinnam. Calgiostro z mą pomocą wydostał z więzienia Aranję. Ja… każdy ma swoją mroczną historię w naszym małym zbiorowisku. Moja…-zaczęła Karriake przygryzając wargę.-... łączy się z kultem Loviatar poniekąd. Te zabawki, które mam w kuferku, to pamiątka po służbie w tamtej świątyni. Byłam osobistym zwierzątkiem arcykapłanki świątyni i robiłam… straszne rzeczy, bardzo perwersyjne rzeczy.
- A czemu zdecydowałaś, że dość czynienia perwersji?
- Nie zdecydowałam. Paladyni Torma wpadli z kapłanami Ilmatera i wyrżnęli w pień kultystów w świątyni Loviatar. Zostałam bez pani, bez kogoś kto mi mówił kiedy mogę się bawić, jak i z kim… długo się otrząsałam z tego w jakimś monastyrze Ilmatera. Potem pomógł mi Calgiostro… -wzruszyła ramionami tak jakoś smutnie.- ...ale sama sobie jestem winna. Przez ciekawość, naiwność i głupotę zostałam zwierzątkiem. Nikt nie jest winny oprócz mnie.
- To znaczy? Dałaś się złapać w pułapkę? - dociekała Kathil.
- Polazłam jak mysz za serem, obiecywali pokazywać nowe ciekawe oblicze świata. I pokazali… to przynajmniej muszę przyznać. Tego co widziałam w świątyni Loiatar… nie zobaczyłam nigdzie indziej.- uśmiechnęła się kwaśno gnomka znów łykając z gwinta wino.
- Hmm … - poklepała ją lekko po kolanie - a jak się poznałaś z Calgiostro?
- Pojawił się poraniony i połamany w klasztorze Ilmatera, w którym mnie leczono.- rzekła ze śmiechem. - Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Szczegółów nie znam i nie mogłam nigdy od niego wydobyć, ale… jakaś wyprawa mu nie wyszła i stwierdził, że rzuca w pierony całe to awanturnicze życie. I postanowił zostać akrobatą. Dołączyłam do niego… bo nie potrafiłam już usiedzieć na miejscu. Wyznawcy Rozpaczającego Boga, są mili i wyrozumiali, ale mnie już zaczynało nosić i…- wzruszyła ramionami.- Moja pani nie zdusiła we mnie ciekawości, ot rozszerzyła ją na nowe obszary.
- Jak długo podróżujecie już razem?
- Hmmmm… na tyle długo, że zaczynam się nudzić.- zaśmiała się cicho gnomka. I przekrzywiła głowę licząc na palcach.- Trzy lata… z różnymi perypetiami, jak te których byłaś świadkiem. Rozrywka to ciężki kawałek chleba i mało opłacalny.
- Cóż, rozmawiałam z Calgiostro, pytając czy szukacie okazji na zatrudnienie. - Kathil rzuciła szybkie spojrzenie na Karriake - Nie wiem czy z wami rozmawiał już.
-Tak. Rozmawiał. Zbieranie ploteczek. -wzruszyła ramionami gnomka. - Możemy się tego podjąć. To w miarę bezpieczne, ale wiesz… mnie to akurat… nie interesuję się monetami.
- Za coś jeść musisz… - stwierdziła trzeźwo - wiedzę zdobywać przy okazji.
- Prawda, prawda…- potakiwała gnomka i zerknęła na Kathil z uśmiechem.- Teraz ja powinnam cię wypytać o jakieś pikatne szczególiki.
- Ja nie mam pikantnych szczególików.
- Akurat bo uwierzę.- zaśmiała się głośno Karriake i uśmiechnęła grożąc palcem.- Ładnie to tak bujać własną mentorkę?
Kathil zrobiła jedynie minkę wcielonej niewinności:
- Nie wiem co Ci się za pomysły zrodziły pod tą bujną czuprynką… - stwierdziła drocząc się.
- Och.. nie chcesz nawet wiedzieć.- oblizała się lubieżnie gnomka i zmysłowym ruchem palców przesunęła po dekolcie swej sukni.- Ale może kiedyś ci pokażę te pomysły.
- Zapamiętam ofertę - Kathil musnęła kostkę Karriake - i … wtedy strzeż się - przeciągnęła zgłoskę s jak wąż.
- Jestem taką milutką gnomką… któż chciałby mi zrobić krzywdę?- odparła figlarnie trzepocząc rzęsami. - I… ufam, że będziesz delikatna wobec mnie… lub nie…- uśmiechnęła się szeroko.- Lubię naprawdę róóóżne rzeczy.
Po czym zmieniła temat pytając.- To jakie zamierzasz mieć sceniczne imię? Oooo i jaka by ci pasowała oprawa do występu!
-Sceniczne imię? Hmmm…. Panna z piórkiem? - nawiązała ze śmiechem do pożyczonego kapelusza - Oprawa, cóż… Nie wiem do jakiego stopnia Calgiostro planuje zmieniać waszą rutynę. Pewnie będzie to jeden utwór, na początek lub koniec.
- Z pewnością… ale jaki utwór? Mogę wykreować różne obrazy i inne sztuczki, ale… wolałabym wpierw wiedzieć co mam wykreować.- wyjaśniła Karriake.
- Co myślisz o tym? - Kathil zanuciła parę wersów ballady - No chyba, że lepsze to ?
- Mnie się obie podobają… ale mi chodzi bardziej o oprawę… jakie obrazy wokół ciebie wykreować za pomocą iluzji?- gnomka podrapała się po czuprynie.
Kathil zmarszczyła nosek:
- Myślałam jeszcze o jednym utworze… a skoro możesz wykreować obrazy… -
postukała się po policzku i zaklęła w duchu… cholerne nawyki - Możesz wykreować obrazy pod tę odę? Chodzi o kobietę, która żegna swego męża, rzucając na wiatr swój welon. Mężczyznę honorowego i dumnego i walczącego przeciwko wrogom w obronie swego ludu i ziemi? - mrugnęła do gnomki. - Mężczyzna pada w boju… jego grób jest miejscem kultu, nawet zwierzęta pilnują go, na koniec smutna twarz kobiety? - uniosła brew.
- Wykreowałam przed chwilą wężową babę na łóżku, więc mogę wszystko. Problem w tym, że każda nowa scena wymaga kolejnego zaklęcia...hmm… a to będzie z trzy… cztery sceny na jedną piosenkę.- zasępiła się Karriake i dodała.- Może jutro.. dziś nie mam tylu iluzji przygotowanych. Na ciebie mogę przeznaczyć dwa żywe obrazy.
- Ile iluzji zużyłaś na Logana? - Kathil zmrużyła oczy wpijając spojrzenie w Karriake - I co to były za iluzje? - dorzuciła niewinnie.
- To były uroki, nie iluzje…- mruknęła w odpowiedzi Karriake wzruszając ramionami.- I trochę wieszczeń. No… nie bądź już zła.
- Zła? Sam fakt, że jeszcze rozmawiamy powinien mówić sam za siebie. Za Logana jednak ręczyć nie mogę. - bardka pokazała gnomce język mówiąc niby żartobliwie - W takim razie, mąż honorowy i dumny padający w boju oraz dodatkowo samotna kobieta żegnająca go z welonem na wietrze. Powinno wystarczyć.
- Zgoda… dwa obrazy.- westchnęła gnomka wzruszając ramionami.
Kathil kwinęła głową: - Zgoda. - zamilkła na chwilę, a potem zanuciła jeszcze jedną melodię, jakby rozważała kolejny utwór do występu przy okazji bawiąc się lekko miedzianą monetką. Monetka, w którejś chwili wylądowała na podłodze, tuż koło nogi Kathil, jakby zupełnie od niechcenia i przez przypadek.
Gnomka tymczasem znów łyknęła z butelki. A gdy bardka sięgnęła do jej myśli, te okazały się być chaotyczne i zmienne. Co jakiś czas pojawiały się w nich nowe obrazy, część z nich dotyczyła Kathil w negliżu, inne były różnymi przebłyskami miejsc w których była, oraz wyobrażeniami stworzeń które chciała zobaczyć. Nieco podchmielona już Karriake nie potrafiła skupić myśli w jednym miejscu.
- Nie za szybko opróżniasz butelczynkę? Nic nie zostanie po występie. - Kathil spojrzała na Karriake.
- Występ będzie dopiero wieczorem. Mam czas by wytrzeźwieć.- mrugnęła okiem porozumiewawczo.
- A na scenie mogę zostać zapowiedziana jako Appassionata - zachichotała Kathil jakby ignorując nieco komentarz o trzeźwieniu. - Lubisz wino? Czy jest jakiś specjalny powód na picie?
- Noooo… nie mamy nic innego do picia.- odparła Karriake zastanawiając się wyraźnie nad czymś.- I poza tym piciem pozostaje… podziwianie widoków.
- I to sprawia, że tak marszczysz brwi w zadumie?
- No… nie… wspominam… rozmyślam…- uśmiechnęła się Karriake zerkając przez okno.- I ogólnie… jestem grzeczna.
- No jesteś … przynajmniej przez chwilę - w głosie Kathil dał się słyszeć uśmiech. - Byłaś wcześniej w Bragstone? - spytała zmieniajac temat.
- Nigdy. Nie słyszałam też wcześniej o tym mieście, więc z pewnością to lokalna dziura…- rzekła Karriake po czym podeszła do okna.- … Mała miejscowość jakich wiele. I chyba do niej dojeżdżamy.
- Trzeźwiej zatem! - ostrzegła gnomkę bardka i sama wyjrzała przez okno.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 09-12-2015 o 12:05.
corax jest offline