Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2015, 12:15   #28
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Na czas występu zdecydowała się nałożyć iluzję zmieniającą wygląd na ciemnowłosą, przebojowo wyglądająca niewiastę
Do tego występu miała nieco czasu na odpoczęcie w wozie wraz z ciekawską Karriake i milkliwą Aranją. Bowiem z powodu oszczędności, albo jak twierdziła gnomka: skąpstwa, Calgiostro nie wynajął komnat i akrobaci musieli się zadowolić swoimi wozami.
Do samej karczmy nikt już nie planował zawitać, więc zamknięto wszystkie wrota. Niemniej w samej karczmie było kilku ciekawych gości, owa arystokratka… którą już spotkali w poprzedniej gospodzie i która zignorowała umizgi Calgiostro. Jakiś rycerz albo paladyn w czarnej zbroi, który unikał pokazywania twarzy i prawie się nie odzywał. Oraz dwójka czarowników szepczących między sobą i… wyglądających… jak znów określiła gnomka na “stukniętych przez Gonda w nie tym miejscu co trzeba”.
Kathil odciągnęła Karriake na bok i poprosiła, aby ta miała arystokratkę na oku. Na wszelki wypadek. Zdecydowanie wolała uniknąć niespodzianek. Kwestię nocowania w wozach przyjęła z lekkim zdumieniem i przez jakiś czas dostosowywała plan awaryjnej ewakuacji.
Niestety… dla gnomki, nocowanie w wozie było normą, wszak miejsce w karczmie kosztuje i to czasem całkiem sporo. Co do arystokratki, Karriake stwierdziła krótko.- Zobaczę co da się zrobić.
Zresztą zaczynało się przedstawianie, Calgiostro postanowił użyć Kathil na rozgrzewkę przed głównym przedstawieniem. Miało to swoje plusy… nie musiała czekać na koniec przedstawienia.
Gdy bardka weszła do głównej sali jadalnej zobaczyła że owo pomieszczenie zostało odpowiednio przygotowane. Wszystkie duże stoły zostały wyniesione. Małe stoliki i krzesła odsunięto na boki i pod ściany. Tam też właśnie siedziała większość gości. Tworzyły one półkole dookoła kominka, na którego tle przywódca akrobatów planował występ.
- Pozwolicie panowie i panie, że zanim moja drużyna akrobatów oczaruje was pokazem nieludzkiej wręcz gibkości… wprowadzimy w dobry nastrój kulturą wysoką, a… tajemnicza Panna z piórkiem, oczaruje was swym głosem. Powitajcie ją gorąco.- i zaczął bić brawo.
Kathil z wdziękiem wkroczyła na zaimprowizowaną scenę, dygnęła krótko i nieco po męsku. Przystawiła dłoń do kapelusza, przesunęła dłonią po piórku i rozejrzała się po widowni. Budowała napięcie pozwalając Karriake przygotować swoje zaklęcia.
Gdy zapadła już cisza, rozpoczęła balladę. Bawiła się dźwiękami i twardymi zgłoskami pozwalając Karriake tkać za swymi plecami iluzję. Podczas śpiewanej opowieści poruszała się powoli, spoglądając widzom prosto w twarze, próbując w ich sercach poruszyć uśpione struny inspiracji, zafascynować tłumek. Czerpała ze swojego aktorskiego repertuaru i wykorzystywała gesty i mimikę. Przy ostatnim wersie powoli wycofywała się w cień.
Za Wesalt migotały obrazy, a przed nią… skupione w ciszy spojrzenia widzów. Kathil miała odrobinę tremy, mimo swego wyszkolenia nigdy nie musiała wszak śpiewać publicznie. To był jej pierwszy raz i… wychodziło całkiem nieźle. Twarze gości były skupione i bez śladów znudzenia. Jedynie szeroki kaptur czarnego rycerza całkowicie ukrywał jego oblicze. Nikt się nie wiercił jednak, nikt nie chrząkał, widzowie byli cicho. A pieśń Kathil powoli się kończyła.
Bardka skończyła śpiew i na skraju kręgu cienia i światła ponownie dygnęła i wycofała się całkiem w cień, by obserwować reakcje gości po występie i pozwolić Calgiostro przejąć pałeczkę. Spojrzała też pytająco na Karriake, jakby szukając potwierdzenia jak wyszło.
Kciuk w górę u gnomki wyprzedził oklaski wśród publiczności wypełniające salę. Bardka zeszła, a na jej miejsce wkroczyła Aranja.
Kathil podeszła do Calgiostro i szepnęła:
-Potrzebujesz mnie jeszcze?
- Nie… tym razem nie.- mruknął cicho mężczyzna.
Kathil przeszła do tej części sali, gdzie był kontuar i zamówiła malutki kubek wina. Usiadła nieco z boku, by popijać wino na uspokojenie po występie. I by zanim ruszy na spotkanie móc przez chwilę poobserwować czarnego rycerza i arystokratkę.
Aranja skupiła uwagę gości wirując ze swym ostrzem na giętkiej linie niczym z wyjątkowo groźnym wężem. Ten pokaz zabójczego tańca przyciągał uwagę wszystkich… ale jakkolwiek próbowała podejrzeć cokolwiek w przypadku rycerza, to natykała na czarną próżnią. Jego lub jej twarz tonęła w mroku… bo ów czarny rycerz nie był przesadnie mocno zbudowany, a luźna czarna tkanina okrywająca pancerz maskowała wszekie oznaki płci. Arystokratka natomiast, choć okazywała zainteresowanie pokazem półelfki, to było ono minimalne. Nic dziwnego… wszak widziała to już dzień wcześniej. Dlatego też pewnie zauważyła zerkanie Kathil i spojrzenia się skrzyżowały. Arystokratka była piękną i dumną czarnowłosą kobietą o fiołkowych oczach. Niepokój budził ów dziwny wisiorek na jej szyi. I coś jeszcze było w spojrzeniu… coś, trudno powiedzieć, co. Coś co budziło dreszczyk na plecach Kathil w dobrym i złym znaczeniu tego doznania.
Wesalt uśmiechnęła się półgębkiem i uniosła kubeczek, gdy arystokratka złapała jej spojrzenie, po czym odwróciła spokojnie wzrok by przyjrzeć się pozostałej części występu Aranji. Udawała, że spojrzenie zawisło na kobiecie przez przypadek. Dopiła wino i ruszyła ku wyjściu.
Kobieta odpowiedziała jej uśmiechem, ale nie zrobiła żadnych innych kroków, które w tej chwili mogłyby pokrzyżować plany Kathil, więc bardka opuściła bez problemu karczmę.
Wesalt sprawdziła jeszcze raz czy zabrała ze sobą wszystko - na wszelki wypadek - tym razem zabrała ze sobą również łuk. Zdecydowała się skorzystać z jednego z wcześniej opracowanych wyjść i powoli przemykając się uliczkami ruszyła w kierunku Cycka Sune.
W nocy… miasto było jeszcze bardziej ponure i jeszcze bardziej niebezpieczne. Ukryci w mroku bandyci polowali na pijanych przechodniów i siebie nawzajem. Gładkolice dziewuszki,takie jak Kathil, były szczególnie w cenie. Ledwo minęła dwie przecznice, a już się natknęła na pierwszą grupkę takich “łowców”.
Dziewczyna szybo rozejrzała się po okolicy szukając możliwości wycofania się. Spojrzała również za siebie aby sprawdzić czy “uwodziciele” jej nie otoczyli. Planowała raczej uniknąć wdawania się w bójkę i nie chciała dać się zagnać w kozi róg.
Na szczęście nie wiedzieli o jej istnieniu… ot zaczaili się przy przejściu z którego zamierzała skorzystać popijając alkohol z bukłaków i strasznie się nudząc.
Kathil przyczaiła się, postanawiając wykorzystać czar niewidoczności i spróbować powoli przesmyknąć się niepostrzeżenie. Krok po kroku ruszyła przed siebie. Ostrożnie, by nie wdepnąć w coś lub nie wywołać zbędnego hałasu.
Choć starali się być cicho w czasie tej zasadzki na frajerów, najwyraźniej się nudzili popijając. Toteż Wesalt posłuchała coś o “czekaniu na najazd na zamek” i “ głupi szlachcic nie powinien tyle zwlekać”. Magia jej cichej pieśni nie pozwalała jednak jej tu zbyt długo przebywać. Niewidzialność nie trwała wszak zbyt długo.
Kathil z zainteresowaniem wysłuchała wymianie “myśli”, potem jednak pospiesznie ruszyła dalej. Nie chciała ryzykować walki, która mogła przyciągnąć niechcianą uwagę lub.. posiłki znudzonych drabów.
Był to kolejny trop do zbadania. Lekko zirytowana całą to sytuacją zastanawiała się przez ułamek sekundy, czy nie stworzyć armii do odbicia dziedzictwa Ortusa. A może zlecić zabójstwo obu braci? Ta druga opcja jej się spodobała. Kroczyła szybko lecz ostrożnie ku umówionemu miejscu.



W nocy… Cycek Sune prezentował się dość… upiornie.

Niedokończone mury porzuconej twierdzy, tworzyły ciemny labirynt łudząco podobnych do siebie korytarzy. Nic więc dziwnego, że było to miejsce schadzek. Para mogła się umówić w którymś tylko znanym kącie tego zamku i być nie niepokojona przez nikogo.
Kathil przez krótki czas zwiedzała okolice twierdzy i jej zewnętrzne korytarze. Znając Logana nie wchodziłby on zbyt głęboko, by nie dać się zaskoczyć. Cicho zagwizdała ich od dawna umówioną melodię. Kilka ostrożnych kroków pierwszym korytarzem z prawej… dwie -trzy, ciche nutki, nasłuchiwanie. Kolejne kilka kroków… ukryła się w cieniu i odczekała chwilkę.
Wkrótce… pojawiła się trójka osobników. Najpierw… przyczajony Logan sprawdzał otoczenie. Potem pojawił się Ortus i Yorrdach pilnujący jego bezpieczeństwa. Logan pierwszy zauważył Wesalt i uśmiechnął się krzywo.- Nooo… możesz wyłazić.
Kathil zachichotała pod nosem i wyszła powoli z cienia:
- Wszyscy cali? - spytała półgłosem i obrzucając całą trójkę badawczym spojrzeniem.
- Cali i zdrowi. I znudzeni.- stwierdził czarodziej uśmiechając się krzywo.- Dzicz to nie jest to co lubię.
- Nikt nas zaczepiał, w okolicy jest jedna wiocha… ale wieśniacy nie zapuszczają się tak głęboko w las.- dodał Logan, a Ortus spytał.- A ty jesteś cała?
- Tak - uśmiechnęła się do niego uspokojająco i pogłaskała po ramieniu - Mam wieści. - stwierdziła po czym wypłaciła Loganowi kuksańca. - To za długi jęzor.
- Bragstone jest w ruinie, pełno w nim najemników dowodzonych przez niejakiego Grecko, półorka. Również byłego najemnika wcześniej na służbie u Archibalda. Mieszkańcy są zastraszeni i zupełnie niezjednoczeni. Straż a w zasadzie była straż jest na służbie u Grecko, który jest samozwańczym burmistrzem i który ściąga haracze za “ochronę”.
Gwałty, grabieże i tym podobne na porządku dziennym. Najemnicy w większej części zwykli bandyci ale widziałam paru, którzy z niejednego pieca jedli. Między innymi rycerza świecącego magią jak łuna. Nie wiem czy to on sam czy jego ekwipunek tak potężny. Szkoda, że Cię nie było ze mną wtedy, mój drogi - spojrzała miękko na Yorrdaha.
- Kapłanów nie ma. Więc ten trop spalony. Na głowie za to mam nietypowy kwartecik: półelfa, druida, nizołczycę z wilkiem. - zabębniła palcem w policzek.
- Planowany jest również atak na zamek. To chyba tyle. A Wam się coś udało dowiedzieć? - popatrzyła na Logana i męża.
- Niewiele… wujów nie ma w mieście. Każdy siedzi w swojej twierdzy.- stwierdził Ortus.- Jeden w strażnicy za lasem, drugi w starym dworku przerobionym z oberży. Mój rodowy zamek jest w rękach jakiegoś zarządcy, którego obecnie wyznacza Archibald. Wujowie są w stanie wojny.
- Nie wiem czemu żaden z nich nie mieszka w samym zamku rodu Vilgitzów. To nie ma sensu.- stwierdził Logan.
-Też tak uważam. Mam wrażenie, że obaj się czegoś albo boją albo ktoś ich trzyma w szachu. W każdym bądź razie.... nie wiem co nam przyjdzie z obecnej wizyty. Spotkanie z wujami można odbyć ale w obecnej sytuacji raczej wolałabym skoncentrować się na zebraniu większej ilości informacji. Może zlecić też komuś małe spotkanie z wujami? - dodała przeciągając palcem po szyi.
- Nie wiem… Może. Jeśli siedzą w swoich zamkach, będzie trudno.- zamyślił się Logan, a Yorrdach przypomniał.- No i nie zabraliśmy ze sobą skarbca, tylko pieniądze na podróż. Część już wydawałaś na ratowanie akrobatów. Nie możemy szastać monetami na prawo i lewo.
-Wiem, wiem. - skrzywiła się Wesalt - nie mówiłam o nikim tutejszym. Ale tak na twarde podejście, szans na dogadanie się pokojowe z wujami nie widzę wiele. Nawet jeśli odbijemy Bragstone, to jak zarządzać majątkiem na odległość w krzyżowym ogniu między nimi? - rzuciła lekko spłoszone spojrzenie na męża - Wybacz…
- No cóż… wiedziałem że będzie trudno.- westchnął Ortus uśmiechając się lekko. A Yorrdach spytał.- Jaki więc plan?
- Zebrać więcej informacji na temat tego całego zarządcy zamku i majątku. Bez tego jakiekolwiek kroki mogą spełznąć na niczym. Spróbuję wysłać wiadomość do znajomego i sprawdzić opcję z wujami. Gdzie się zatrzymacie?
- Wracamy do obozowiska poza miastem. Rano mogę podesłać młodego z obstawą do twojej karczmy… jeśli chcesz.- stwierdził Logan i wzruszył.- Bo jeśli nie… to nasz obóz w lesie jest bezpieczniejszy, bez względu na to jak Yorrdach na niego narzeka. A ty, co dalej zamierzasz?
Kathil skinęła głową, potakując pierwszej części stwierdzenia Logana.
-Zastanawiam się…. nad tą arystokratką. Zatrzymała się akurat w tej samej karczmie co akrobaci - bardka wzruszyła ramionami - nie wiem czy nie jest warto uzyskać jej … przychylność i namówić do współpracy.- na moment zamilkła i dodała.- Lepiej, żeby cię nie zauważono włóczącego się po mieście. - spojrzała na Ortusa. - Wolę zachować to jako niespodziankę.
- Acha… intrygujące.- stwierdził Yorrdach po namyśle głaszcząc się po podbródku i zastanawiając zapewne nad kolejnym zakładem z Loganem.
- Dobrze… będziemy czekać na twe wieści.- dodał Ortus.
- Prześlę wiadomość jutro i spotkamy się tutaj. Jeśli nie dostaniecie wiadomości, cóż… - nie dokończyła zdania. Machnęła za to na Logana i Yorrdacha i wtuliła się w Ortusa:
- Trzymasz się? - spytała cichutko, nie chcąc za bardzo podkopywać jego pewności siebie w obecności pozostałej dwójki.
- Tak… choć jestem tam tylko dodatkiem do namiotu.- stwierdził kwaśno młodzik.
- W innych okolicznościach brzmiałoby kusząco - zachichotała w jego szyję - To dobrze. - pogładziła męża po policzku i szybko pocałowała. - Widzimy się jutro. - uśmiechnęła się ciepło i z ociąganiem odsunęła.
- Oby… na pewno. - odparł Ortus z nadmiernym entuzjazmem.
Logan kiwnął głową i dodał.- Podesłać ci jakiegoś najemnika, który przypadkiem zjawi się tam u ciebie?
- Podeślij dwójkę elfów. Wolę mieć kogoś, kto ochroni mi plecy.
- Wolałbym nie.. są dziwni… i nie lubią miast. Ale niech będzie.- skinął głową Logan.
- Co to znaczy dziwni? - dziewczyna zmarszczyła brwi - Myślę, że zwracają mniej uwagi niż pozostali a przy szukaniu informacji nie potrzebuję przyciągać jej do siebie. Jeśli nie oni to kogo? Kobietę i milczka?
- Nie wiem… coś… - Logan stropił się pod jej słowami.- Trudno to ubrać w słowa.
- Na stare lata się uprzedził do półelfów.- zakpił cicho Yorrdach.
- Po prostu jest w nich coś dziwnego.- burknął Logan i poddając się stwierdził.- Dobra… podeślę ich.
- Nie widziałeś tego czegoś dziwnego wcześniej? Gdy ich najmowałeś? - Kathil była zdziwiona i zaniepokojona. - Dobrze, podeślij ich. Wolę by byli z dala od …. z resztą nieważne. Będę czekać. A teraz czas na nas.
Pomachała całej trójce i ruszyła w drogę powrotną.
- Wynająłem jako tropicieli i ochroniarzy naszej małej karawany i tu nie mam zastrzeżeń. Są lepsi niż się spodziewałem.- stwierdził na pożegnanie Logan.- Ale nie wiem jak się sprawdzą w nowej roli… Niemniej powodzenia im życzę i tobie.
Ortus jeszcze czule cmoknął w policzek Kathil na pożegnanie i trójka jej sojuszników zniknęła w mroku nocy.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 09-12-2015 o 02:21.
corax jest offline