- Karczmarzu - po walce, ale jeszcze przed biesiadą Robert zapytał ich gospodarza - Gdzie można pogrzebać zmarłych?
- Oj, to nie jest proste - powiedział Kamulec z namaszczeniem drapiąc się po głowie - Hołotę w anonimowych mogiłach przed gumnem, mieszczan zapakujemy na wóz i wyślemy do miejskiej kostnicy, a dla szlachty mam specjalne mauzeleum za oborą.
- Co? - spytał zezowaty młodzieniec zanim zdał sobie sprawę, że karczmarz kpi sobie z niego - A tak na poważnie?
- Obojętne - powiedział Kamulec czyszcząc kufle.
- A macie chociaż jakieś szpadle czy łopaty? - spytał Robert.
- Coś się znajdzie.
Chwilę potem Robert, Malcolm i jeszcze dwóch znudzonych urwisów kopało grób dla nieszczęśników, którzy polegli przed Wijącym się Węgorzem. A raczej Robert kopał, Malcolm odmawiał modlitwy pochrapując w popołudniowym słoneczku, a dzieciaki obserwowały jak zezowaty rycerz macha łopatą:
- Oj, głębiej trzeba kopać, głębiej - zachęcał jeden z dzieciaków - Tak płytko to byle wilk wygrzebie.
- Jaki wilk, może nawet zwykła kura - dodał drugi.
Robert otarł pot z czoła i zapytał:
- A w ogóle znaliście tych ludzi?
- A kręcili się tutaj - powiedział łobuziak - Od paru dni, ale w karczmie nigdy nie spali. Może przychodzili z miasta, to przecież chwila drogi stąd.
- Znać, że nie wioski, nie jebało od nich oborą - uzupełnił drugi dzieciak tonem znawcy. |