Mając na głowie własne kłopoty, Randulf nie zwracał zbytniej uwagi na to, co dzieje się dokoła. Co prawda słowa Oswalda, o tym, że - być może - zdobyli jajo gryfa (co my z tym zrobimy, pomyślał Randulf) nieco poruszyła zwiadowcę, chociaż - nie da się ukryć, bardziej wierzył w to, że z jaja wylezie jakaś wredna paskuda, niż cokolwiek pożytecznego.
Informacja o jamie i jakimś śluzie rozbudziła ciekawość Randulfa, ale z drugiej strony - ktoś powinien pilnować koni i jeńców. Trzech panów (nie licząc psa) powinno dać sobie radę z jakimś niebezpieczeństwem. Wszak to nie gryf tam siedział...
Randulf wstał i podniósł kuszę.
Miał co prawda nadzieję, że nie będzie musiał ratować kompanów, ale wolał być gotowy na każdą możliwość.
W tym i na to, że ktoś nagle się pojawi w okolicy obozu.
- Kto tam jest? - spytał bandytę. - Gdzie jest? - zadał kolejne pytanie.
Widać było, że jest bez humoru, i że szczera odpowiedź przypadłaby mu do gustu.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-12-2015 o 08:52.
|