Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2015, 16:18   #4
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Pracuj, żryj i nie wychylaj się. Rób swoje. Bądź użyteczny, stań się ciężki do zastąpienia - dopiero wtedy dane ci będzie żyć po swojemu i niczego nie żałować. Recepta na szczęście działała bez zarzutu. Wystarczyło ignorować szepty, szczególnie te rozlegająca się za plecami.

Co z ich gatunkiem było nie tak? Lista wad była długa, ale na pierwszym miejscu Alisa postawiłaby wtykanie nosa w nieswoje sprawy - życie czyimś życiem. Każdy miał marzenia, ukryte pasje i namiętności, o których mógł tylko rozmyślać po nocach, kiedy leżał w niewentylowanej klitce gapiąc się w sufit i słuchając chrapania reszty mróweczek, żyjącym w mrowisku nazywanym Czyściec. Rzadko kto mówił tu otwarcie co sądzi o innym człowieku, woląc rozsiewać stugębną plotkę, aby przekazywana z jednych zachłannych ust do drugich urastała w silę i zyskiwała własną świadomość. Szczerość powoli przestawała zaliczać się do istotnych wartości, wypierana chęcią zabicia wszechobecnej nudy. Człowiek nie znosił zastoju, lecz jak inaczej nazwać konieczność wegetacji kilkadziesiąt metrów pod ziemią w zamkniętych, dusznych korytarzach, gdzie opcje do oderwania się od burej, szarej rzeczywistości dało się policzyć na palcach jednej ręki stolarza-alkoholika po zabawie piłą tarczową?

Nikt nie chciał słyszeć nudnej prawdy. Zamykano na nią uszy, woląc dać wiarę tworzonym masowo domysłom i dopowiedzeniom - o wiele ciekawszym, bardziej podniecającym i co najważniejsze zostawiającym możliwość aby dorzucić do nich coś od siebie.
Ludzie sami tworzyli swoje demony.

Wszystko się zmieniało, ewoluowało. Prócz ludzi - ci ciągle pozostawali tacy sami. Poza bezpiecznym lochem trwał nieprzerwany wyścig zbrojeń w wykonaniu natury - żywe, będące w stanie przetrwać pod gołym niebem organizmy wytwarzały coraz to nowe środki ułatwiające im utrzymanie się na stałym miejscu łańcucha pozapokarmowego, a czasem nawet przeskoczenie o kilka ogniw wyżej. Granice między światem flory i fauny zacierały się, a pokręcone maszkary ciężko było sklasyfikować jednoznacznie nawet po rozkrojeniu i gruntownym przebadaniu. Udoskonalały one swoje ciała, szlifowały taktykę polowań, wyprowadzając je na coraz wyższe poziomy masowego terroru. Przetrwać mogli tylko najsilniejsi, najsprytniejsi, najzwinniejsi, najszybsi lub najbardziej jadowici. Najlepiej przystosowani.

Czasami wystarczyły dwie zimy, aby z pozoru niegroźny roślinożerca przekształcił się w kreaturę którą lepiej omijać szerokim łukiem. Śmierć czaiła się zagrzebana cierpliwie w szarym piachu, skryta wśród szarego betonu. Spadała na kark z popękanych sufitów - jedna rozmiarami przewyższająca dorosłą krowę, inna zaś maleńka, nie większa od paznokcia kciuka. Arsenał przeciwnika robił wrażenie - chowane kły i pazury, twarda zrogowaciała skóra jakiej nie było w stanie przebić ni ostrze noża, ni grot strzały. Trujący śluz, nowe wirusy, neurotoksyny, jady, bakterie i choroby. Wystrzeliwane z dużą siła na spore odległości igiełki, którym do sparaliżowania układu nerwowego wystarczyło byle draśnięcie. Kopyta potrafiące rozłupać czaszkę, łuski pochłaniające światło. Wielosegmentowe kończyny dzięki którym poruszanie się po pionowych ścianach i suficie już nikogo nie dziwiło. Klejące łapska, błony między palcami, wytrzymałość na ekstremalne temperatury, odporność na głód i wytrzymałość dzięki której ofiara nigdy drapieżnikowi nie uciekała… a to tylko wierzchołek góry lodowej. W całym tym szaleństwie tylko człowiek pozostawał niezmienny. Ciągle słaby, ślepy. Z roku na rok bardziej skazany na porażkę. Dlatego też co roku Alisa z niecierpliwością wyglądała powrotu pierwszego zwiadu, ciekawa co tym razem pojawi się na jej stole.

Ciasna klitka na pierwszym piętrze, zaraz przy samym wejściu na poziom bram, pozwalała odciąć się od tego co idealnie zbędne i skupić na pracy. Rzadko zaglądał tu ktoś niepowołany. Bliskość powierzchni budziła w półślepych kretach pierwotny lęk i nawet chęć aby dopiec bliźniemu nie umiała go przezwyciężyć. Laboratorium badawcze było więc azylem, ostatnim bezpiecznym schronem, wolnym od ludzkiego pierdolenia. Przeważnie.

Rozkrojone na stole ścierwo, jeszcze świeże, naturalnie przykuwało uwagę Lysovej. Przypięte za większe kończyny dla bezpieczeństwa, przykute hakami i łańcuchem. Duże, cholernie duże bydle. Czym było pierwotnie - ciężko było stwierdzić. Atlas zwierząt dawnego świata mógł teraz posłużyć co najwyżej do palenia w piecu. Wszystko się zmieniało.

To co miała teraz przed sobą przypominało pokręconą krzyżówkę owada z psem. Za życia wzrostem przewyższało człowieka o półtorej głowy, miało też zdecydowanie bardziej rozwiniętą tkankę mięśniową, zdecydowanie większą ilość kończyn. Dwie pary górnych kończyn, z której jedną zapewne podpierało się stojąc na tylnych łapach. Długie, osłonięte mieszanką futra i chityny łapy kończyły karykatury dłoni, o trzech chwytnych, szponiastych paluchach. Ich wnętrze ewolucja zaopatrzyła w przyssawki, ułatwiające poruszanie się po niekoniecznie prostych do pokonania przeszkodach. Ewolucja, mutacja… jeden diabeł. Z brzucha stwora wyrastały dwa rzędy mniejszych, spiczasto zakończonych odnóży, jak u stonogi. Nawet tracąc większe kończyny, mógł salwować się ucieczką, przy okazji pomagając sobie ogonem - tego też natura mu nie poskąpiła. Natura lub promieniowanie - a może jedno i drugie?
- Ale ty paskudny - kobieta uśmiechnęła się delikatnie, metalowym prętem rozwierając szczęki pacjenta. Zęby, jeszcze więcej zębów. Trzy rzędy, przednie ostre, tylne przystosowane do żucia.
- I jeszcze jesteś wszystkożerny, pięknie. - pokręciła głową, a spięte na karku włosy załaskotały skórę na szyi. W świetle lamp lub w słońcu mieniły się rdzawymi odcieniami, tutaj jednak pozostawały ciemne i matowe.
Do metalowego pręta dołączyły subtelniejsze narzędzie - wąski, srebrny skalpel. Rozległ się dźwięk piłowanych tkanek. Cholerstwo było twarde nawet po śmierci.

- Rozwidlony ozór, brak gruczołów jadowych… - mówiła pod nosem.

- Tak myślałem. - burkliwy, męski głos rozległ się gdzieś zza jej pleców.

Ostatnim czego się spodziewała był czyjkolwiek komentarz. Podskoczyła zaskoczona, skalpel zazgrzytał o kość, coś chrupnęło obrzydliwie.
- Czułam że czymś tu trąci - warknęła nie odwracając się. Lubiła Aidana, ale w takich chwilach niemożliwie ją irytował. Miała ochotę udusić go gołymi rękami, albo chociaż cisnąć w niego czymś ostrym, a najlepiej jedno i drugie - Skoro wiedziałeś to po co się w tym grzebię? Było powiedzieć. - wyswobodziła narzędzie z kostno-chrzęstnej pułapki w jednym kawałku. Odłożyła je na tacę i dopiero wtedy spojrzała za plecy.

- Lepiej mieć pewność. - Ortega stał przy ścianie, daleko od rzucającej ostry poblask lampy wiszącej nad stołem operacyjnym. Trzymał się sztywno, nie rozwalił się zwyczajowo na fotelu za biurkiem. Mimo, że mówił przez zaciśnięte szczęki, wysilił się na lekki ton i skinięciem brody wskazał chirurgiczny nożyk - Poza tym do twarzy ci z nim.

- Taaa, dobrze że nie do dupy. Byłby z tym mały problem - prychnęła stając do niego przodem. Coś jej nie grało w tym obrazku. - Przylazłeś mnie pospieszyć? Która godzina? Nie mogłam przesiedzieć tu całej nocy.

Blondyn parsknął i pokręcił przecząco głową.
- Spokojnie, za dwie godziny zajdzie słońce. Jeszcze masz czas żeby się przespać i dokończyć pakowanie.

- Czyli jednak przynosisz dobre wieści - wyraźnie odetchnęła. Nie zamierzała ostatniej nocy w Czyśćcu spędzić babrając się w niczyich wnętrznościach, nieważne jak pociągające by one nie były. Nikt nie wiedział kiedy następny raz przyjdzie im wyspać się w porządnym, bezpiecznym łóżku. Być może mieli na to ostatnią okazję i głupotą byłoby ją marnować. - Gdzie zgubiłeś resztę kółeczka wzajemnej adoracji? - zapytała mimochodem. Nie musiała nadstawiać ucha żeby słyszeć co po kątach gadają ludzie. Większość zgadzała się w opinii, że młody Ortega zwariował, kompletując załogę wśród kryminalistów, morderców, emerytów i typowych podpowierzchniowców nieprzystosowanych do warunków panujących nad ziemią. W tym szaleństwie musiała tkwić jakaś metoda, bezinteresownie na pewno tego nie robił.

- Robią swoje, dopinają własne sprawy. - odpowiedź była krótka i wyglądało na to, że temat nie będzie drążony. Zamiast niego pojawił się kolejny - Masz wszystko co potrzeba?

- Wszystko co potrzebne jest już na miejscu - Kobieta pokiwała głową i skrzywiła się. Było jej dziwnie gdy nie widziała na biurku laptopa, a na szafkach pudeł z odczynnikami, lekami i sprzętem drobnym. - Jeżeli po drodze nikt niczego nie potłukł.

- Będzie dobrze, trochę wiary.
- w głosie Aidana pojawiły się cyniczne nuty - Nikt nie śmiałby uszkodzić twojego cennego sprzętu.

- To się świetnie składa, nie zapominajcie o tym
- warknęła zdejmując rękawice i wrzucając je do miski z wodą - Nie mamy czym go zastąpić.

- Tak jak dobrych ludzi
- zauważył bez grama ironii, robiąc się nagle poważnym - Niektórych nie da się podmienić.

- Da i wbrew pozorom to bardzo proste.
- odpowiedź wyszła jej ostrej niż zamierzała, ale pieprzyć szczegóły. Nie była w nastroju na gierki i komplementy - Spytaj innych. Tylko czekają aż Nicolai dorośnie na tyle, żeby przejąć moje obowiązki. Wtedy bez mrugnięcia okiem mnie zlinczują, ukamienują albo co im tam przyjdzie do tych durnych łbów. Metoda jest nieistotna, grunt aby upamiętnić biedną męczennicę i zadośćuczynić jej śmierci… zupełnie jakbym osobiście wypchnęła ją za bramę. - do rękawic dołączył skalpel, barwiąc wodę na kolor brudnej zieleni.

Zapadła cisza, nie trwałą jednak długo. Przerwało ją niskie warknięcie i klekot wyłamywanych palców.
- Ashley była dorosła, sama podjęła tą decyzję. Impulsywną, głupią…

- Doskonale to wiem. Ty i parę innych osób też. Reszcie wystarczy, że mają świętą patronkę kobiet zdradzonych i potwora którego można potępiać. - przerwała mu nim na dobre się rozkręcił. Gadki motywacyjne opanował do perfekcji, zupełnie jak jego ojciec - Gdybym tylko mogła cofnąć czas osobiście wykopałabym ją na powierzchnię, połamała nogi i zostawiła parę kilometrów od Czyśćca. Puszczała Ray’a kantem od lat, ale to ja jestem ta zła. Niech będzie, tę rolę też trzeba obsadzić.

- I ty się dziwisz, że za tobą nie przepadają
- westchnął zrezygnowany i sztywnym krokiem przeszedł przez pokój.

- Nie muszą. Ja się nie ładuje się z buciorami w ich życia, niech więc łaskawie zostawią moje w spokoju. - odwarknęła ostro - Wiesz jak ciężko wytłumaczyć czterolatce co znaczy słowo dziwka i dlaczego nazywają tak jej siostrę? Zwisa mi co o mnie myślą i mówią, ale nie pozwolę Petrze cierpieć przez to całe pierdolenie. Kiedy plan twojego ojca wypali zgarnę ją i obie zostawimy bagienko za sobą. Wszyscy odetchną, zapanuje radość i szczęście. Może nawet wyprawią imprezę dziękczynną. Jeżeli zginiemy po drodze cieszyć się będą jeszcze bardziej. Pozbędą się mnie, Podłego i tej córeczki Sydney’a za jednym zamachem. Okrzykną pojawienie się cudu i zrobią pielgrzymkę na kolanach po wszystkich piętrach.

- Nie mówię: padnij na kolana i drzyj szaty…
- zaczął i znów nie dokończył, bo mu przerwała.

- Wiem…- spojrzała na zwiadowcę i stężała. Nie tak powinien się poruszać, nie na kilkanaście godzin przed świtem. Tym ważnym świtem.
- Zamknij się, zdejmuj ubranie i siadaj na krześle. - sapnęła, schylając się po apteczkę leżącą na niższej półce ruchomego stolika na kółkach. Nie rozwodziła się nad tym co się stało, dlaczego nic nie powiedział i jak się czuje. Znała go na tyle, by wiedzieć jak bardzo go to irytuje.
- Chcesz coś przeciwbólowego?

Ortega zrobił o co prosiła, czy też raczej rozkazała, przyjmując lekarski ton. Nie obyło się bez stłumionego syknięcia, kiedy odklejał podkoszulek od pleców, by rzucić go zmiętego na podłogę. Usiadł na obrotowym stołku, ręce oparł o kolana.

- No pięknie. - wymsknęło się Alisie zanim zdążyła ugryźć się w język. Zaczerwienioną skórę od prawego aż do połowy ramienia szpeciły opuchnięte bruzdy, głębokie na półtora centymetra. Zdążyły podejść ropą, widać uparty osioł chodził z nimi od kilku godzin.
- Który? - spytała krótko, sięgając po spirytus, maści i igłę z nitką.

W odpowiedzi mężczyzna lewym kciukiem wskazał na rozprute ścierwo, zalegające na stole obok nich.
- Kto by się spodziewał po takim bydlaku chodzenia po…

- Suficie?
- weszła mu w słowo, chwytając między kciuk i palec wskazujący szklaną strzykawkę - Trzeba szyć, trochę to zajmie. Fartownie akurat ten przyjemniaczek nie bawił się w trucie ofiar, ale pod pazurami nosił masę zarazków. Może będzie ci darowany tężec jednak gorączka, osłabienie i pokrewne przyjemności cię już nie ominą. Musiałeś dać się poszarpać akurat dzisiaj? - spytała wyraźnie zła i niezadowolona. Potrzebowali sprawnych ludzi, nie półsprawnych.

- Chciałem go dla ciebie złapać żywego. Nie wyszło. - nie widziała jego twarzy, ale złość dało się bez problemu wyczuć w głosie i tężejących mięśniach ramion. - Zimą dużo o tym gadałaś. O badaniu odruchów na wciąż oddychających okazach. Szukaniu słabości i wykorzystaniu ich na naszą korzyść. Trafiła się okazja, z Simmonsami byliśmy jednogłośni.

Alisa zacisnęła usta, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Nie powinni ryzykować, nie w dzień przed zaplanowaną akcję. Nie zmieniało to faktu, że poczuła wewnętrzne ciepło. Banda idiotów.
- Drake i Chester… co z nimi? - musiała się upewnić.

- Nic im nie jest, nie musisz się martwić. - odpowiedź w pełni ją usatysfakcjonowała.

- Muszę - uśmiechnęła się - taka moja rola. Teraz się nie ruszaj, zachomikowałam jeszcze parek dawek znieczulaczy i antybiotyków. Ale tylko parę. Wkrótce będę wam zagniatać chleb z pajęczyną - uśmiech został zastąpiony przez smutek - Musimy znaleźć leki, inaczej wybiją nas głupie infekcje.

- Gdybyś szczekaczom okazywała tyle cierpliwości i dobroci, szybko przestaliby gadać. -
mruknął i obrócił głowę aby spojrzeć kobiecie prosto w oczy - Znajdziemy.

- Nie zapominaj o cierpliwości - stanowczo odkręciła blond łeb na poprzednią pozycję i dorzuciła łagodnie - Szanuję tych wartych szacunku i tych którzy potrafią go okazać mnie. Prosta zasada.

- Nie zmieniaj jej.

- Nie zamierzam. -
przytaknęła z zacięciem biorąc się do pracy. - A ty daruj dziś sobie stróżowanie i odpocznij. Sen to najlepsze lekarstwo. Ta mała wytrzyma jedną noc bez ciebie. Boisz się że ktoś wykorzysta okazje i zarżnie ją we śnie powiedz Podłemu aby przywarował pod drzwiami. Nie będzie narzekał, uwielbia wkurzać wszystkich od Rynku po bramę i ma do tego talent.

- A jak twoje plany na wieczór?
- to pytanie wywołało na gębie Alisy szeroki, zębaty uśmiech zadowolonego kota.

- Pożegnać się z rodzicami i bratem, uśpić Petrę. - zaczęła wyliczać leniwym tonem - Posprzątać tutaj, spakować ostatnie drobiazgi i wykorzystać okazję do wyspania się we własnym łóżku.

Plan był dobry. Skończywszy z Aidanem, zabrała się za jego wykonywanie, przez co czas do póxnej nocy zleciał jej nie wiadomo kiedy. Dopinając ostatnie sprzączki plecaka czuła już znużenie, oczy piekły jak posypane piaskiem. Miękki materac pod pośladkami i ograniczony do minimum hałas, dobiegający gdzieś zza ścian niewielkiego pokoiku, nastrajały do drzemki. Mimo to momentalnie się rozbudziła, gdy paląca się w kącie lampka zgasła, pogrążając kobietę w całkowitej ciemności. Naraz czyjaś dłoń odgarnęła jej włosy z policzka, zatykając je za ucho, łóżko ugięło się pod ciężarem drugiego człowieka.
Alisa podskoczyła, wzdrygnęła się i z furią wypaloną na twarzy obróciła się do oponenta.

- Prosiłam tyle razy i ciebie i resztę! - wysyczała obrażonym szeptem nie chcąc wzbudzać zbytniej sensacji za cienkimi ścianami - Tak ciężko zrozumieć pięć słów? Nie-podkradajcie-się-do-mnie !

W odpowiedzi usłyszała raptem rozbawione parsknięcie - rozpoznała po nim Drake’a. Jego zresztą się spodziewała. Pieprzony mutant. Ale przynajmniej byłby sytuacje w których firmową gadatliwość obracał w czyny. Czasu nie zostało za wiele, jeśli rankiem mieli się stawić na miejsce zbiórki bez opóźnień. Na pogawędki nie było go wcale. I dobrze.
Nie zmieniło to faktu, że i tak się spóźniła.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 29-12-2016 o 03:44.
Zuzu jest offline