Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2015, 00:04   #11
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Dokąd to pięknisiu?! - Warknął kapitan na Evameta, który próbował iść za Tagrenem i Kolwenem. Kiedy tropiciel został z powrotem umiejscowiony w rządku, a Czarny Ząb wysłuchał co pozostali mieli do powiedzenia na swój temat, wyciągnął zza pazuchy notes w skórzanej okładce. Podał go siedzącej obok Gildiel.
- Umiesz pisać, maszkaro? - Zapytał, co ta potwierdziła skinieniem. - Dobrze. Znajdź ostatnią zapisaną kartkę i dopisz waszą parszywą szóstkę nierobów wraz z waszymi dzisiejszymi obowiązkami. Siebie możesz zapisać jako adiutantkę.

Półork postukał się w jeden ze swoich wystających kłów i myślał. Czekał aż Gildiel zorientuje się w zawartości notesa. Był to faktycznie terminarz z przydziałem obowiązków. Wynikało z niego, że załoga składa się z trzydziestu zwykłych “przydupasów”, czterech oficerów, sternika i kucharza. No i kapitana. Każdy z przydupasów miał przypisanego oficera, wychodziło siedmiu - ośmiu na każdego. Oficerowie zaś mieli przypisane zakresy obowiązków…
- Długo jeszcze!? Ile można skrobać sześć imion? - Warknął kapitan ze zniecierpliwieniem i Aventi postanowiła, że jeśli jej się uda, to później przeanalizuje resztę notesu. Naskrobała kawałkiem grafitu imiona ich szóstki. Dwóch przypisała już do Zgnilizny, siebie jako adiutantkę, a pozostałych…

- Wy dwaj, do kuchni. - Zarządził wreszcie Filigan, kiedy nowa przyboczna dała mu znak, że czeka na dalsze dyktowanie. Mówił to do Ymir i Gaaxa.
Wtem podłoga pod nimi łupnęła, jakby coś wyjątkowo ciężkiego się przewróciło albo zniszczyło poziom niżej.
- GROGU?! DALIŚCIE JEJ GROGU? - usłyszęli wściekły głos Dwójki dochodzący z dołu. Wywołało to krzywy uśmiech na twarzy kapitana.
- Ronald będzie niepocieszony… - powiedział z rozbawieniem. - Jak już pójdziecie do kuchni, to powiedzcie mu, że operacja “Świnia przez duże Gie” zakończyła się fiaskiem.

Nie rozumieli, ale zapamiętali. Poszli, zeszli z Mostka. W tym samym czasie z klapy w podłodze wynużyła się Dwójka trzymająca za fraki wierzgającego się młodzika, który co chwila wykrzykiwał błagalne “tylko nie to!”, “ja już nie będę!” albo “to tamci, to oni, to nie ja!”. W końcu dostał solidnie w twarz i postanowił się zmierzyć ze swoją karą. Został posadzony na podeście jakieś pół metra nad ziemią, który był przymocowany do masztu. Chłopak stał teraz przodem do masztu i obejmował go rękami, po czym został doń przywiązany za ręce i nogi tak, że praktycznie nie mógł się ruszyć.
- Znacie zasady. Każdy kto chce. Pięćdziesiąt razy! - Krzyknęła na odchodnym Dwójka i odeszła, by pozornie zająć się swoimi sprawami. Jednak tak naprawdę obserwowała to co działo się dalej.

Po chwili podszedł pierwszy. Wziął solidny kij ze stojaka i grzmotnął młodego przez plecy - najwyraźniej po to, aby się wyżyć i dlatego, że mógł.
- Raz! - Zakrzyknął tryumfalnie przy wtórze syku bólu młodzieńca i odłożył kij. Za nim poszedł drugi, trzeci…
Manto na maszcie. Tak to wyglądało.

- No dobra piękniś. - Powiedział kapitan po chwili, zwracając się do Evameta. - Wygląda na to, że w Zgniliźnie potrzebują trzeciego. Odmaszerować.
Po nim na mostku został tylko sternik, kapitan i Gildiel. Filigan zwrócił się właśnie do niej.
- Naskrobała? To oddaj notes. - Wyrwał jej dziennik i schował z powrotem za pazuchę. Wyciągnął za to coś co wyglądało na bardzo ładną, kolorową broszkę. I bardzo cenną.


- Wiesz co to jest? - Zapytał rzeczowo, pokazując jej błyskotkę z bliska. Aventi czuła się zauroczona przez migotliwe światełka, które odbijały się od broszki i ciężko było jej się skupić…

W międzyczasie Ymir i Gaax dotarli do kuchni. Ten drugi wszedł jako pierwszy i nie uchylił się. Dostał na powitanie patelnią w twarz i poleciał jak długi na towarzyszkę. Stracił przytomność momentalnie, toteż wojowniczka musiała go podtrzymać, żeby nie upadł.
- Ha! Myślicie, że możecie sobie tutaj tak wchodzić jak się wam podoba, co?! - Zarzucił tryumfalnie krasnolud, który musiał być kucharzem. - Nie ma podjadania! Ani podglądania! Won, jak będzie gotowe, to zawołam!

Kolwen i Tagren w tym samym czasie zeszli na drugi poziom poniżej pokładu. W tamtym czasie został tam już tylko jeden załogant (ze zwyczajowej czwórki, która powinna być zawsze w Zgniliźnie). Wydedukowali, że drugi to ten, który został wywleczony na pokład, a pozostała dwójka została zwolniona ich przyjściem. Uderzył ich straszny smród zwyczajowo towarzyszący stajni czy innemu obornikowi. Na pierwszy rzut oka założyli, że “mieszkania” kurczaków i świnek sprzątano najwyżej raz na tydzień.
- Wy jesteście ci nowi? - Zapytał wcale trzeźwo mężczyzna z czerwoną opaską na głowie. Nie miał koszuli, jedynie brązowe spodnie. Przez lewy bark przechodziła blizna po ostrzu, zaś twarz naznaczona była wieloma zmarszczkami, co w połączeniu z niewielką ilością światła utrudniało wyczytanie czegokolwiek z jego rysów. - Szczurki, hę? Połóżcie Pusię tam w kącie. Przewróćcie ją jeszcze na drugi bok. Świeeeetnie. Uważajcie, nie zbijcie jajek. Doskonale. Można chlać.

Zgnilizna podzielona była na trzy części: w zasadzie na dwie i pół biorąc pod uwagę ich rozmiar. Pierwsza - na dziobie - została zamieniona na kurnik. Za nim kury gdakały, skakały i robiły co chciały. Od reszty oddzielony był gęstą kratą w której było wejście. Wyglądało trochę jak cela. A może właśnie nią było?
Na środku był kawałek podłogi pod ścianą statku wydzielony jako siennik dla świń. Oddzielało go kilka skrzyń, które można było w razie potrzeby odsunąć. Były pieruńsko ciężkie.
Tylna część przypominała magazyn piętro wyżej, tylko że znajdował się tam prowiant. Suchary, kiszone warzywa, wędzone mięso i sery. Było też trochę świerzych warzyw i chleba z racji tego, że dopiero co wypłynęli z portu. I cytryny. Całe beczki pełne cytryn.

Po chwili dołączył do nich Evamet i również rozejrzał się po okolicy.
- Kolejny szczurek? - Zapytał stary. Wychylił butelkę grogu i podał Tagrenowi, jednak zanim tamten zdążył wziąć.
- Alarm, kurczak na wolności! - zakrzyknął marynarz i wskazał palcem uciekający drób, który jakimś cudem uwolnił się z kurnika i gnał ku prowiantom. Mężczyzna zerwał się do akcji ratunkowej. Ledwo jednak wstał to upadł twarzą wprzód wypuszczając butelkę z której drogocenny płyn zaczął się wylewać. I powstało pytanie: ratować trunek, czy biec za kurczakiem?
 
Gettor jest offline