Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2015, 15:44   #43
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pożegnanie nastąpiło i się zakończyło. Nie pojawiły się łzy, kwiatów nikt nie sypał pod nogi bohaterów. Żadna panna Garetowi swej wstążki nie rzuciła… Nie znaczyło to jednak, że ich odlot został zignorowany. Tłumy wyległy by na smoka popatrzeć, dzieciarnia piszczała, a zbroja smoczego jeźdźca lśniła w słońcu, próbując jego blask przyćmić.
Rubin uznała, że bywało gorzej i nie powinna zbytnio narzekać. Dla uciechy gawiedzi okrążyła Rune parę razy i nawet zionęła ogniem w niebo. Bez wątpienia wkrótce na straganach wystawione zostaną figurki pozłacanych smoków, a chłopcy biegać po ulicach będą ze smoczymi mieczami w dłoniach. Ciekawa tylko była co za biedne zwierzęta zostaną poświęcone by rolę smoka odgrywać.

Te myśli jednak odpłynęły w niepamięć wraz z chwilą gdy spojrzenie smoczycy utkwiło w ich celu. Przed nimi była walka. Krew, ogień i śmierć. Wesołe zabawy zostały zastąpione tymi, przy których tylko nieliczni się śmiali. Drewniane miecze zastąpiła stal. Przycinki i przekomarzania - jęki i błagania o łaskę. Nie dało się jednak ocalić jednego bez zanurzania się w drugim. Tak było od wieków i tak pozostać miało jeszcze długo po tym jak pamięć o tych, którzy własnymi piersiami bronili królestwa, odejdzie.

Góry powitały ich krwawą poświatą zachodzącego słońca. Tym razem Rubin nie bawiła się po drodze. Rozwijając pełnię swej szybkości ostrzegła wcześniej Gareta by uważał na siebie. Ten sposób podróżowania był bowiem nieco ekstremalnym i nawet ona jedynie w wyjątkowych sytuacjach z niego korzystała. Był on bowiem nazbyt forsowny. Niepotrzebny w spokojnych czasach. Nawet w trakcie wojny z rzadka jedynie zdarzały się sytuacje by był wymaganym. Z poziomu ziemi wyglądali jak złota smuga przecinająca niebo, nieubłaganie zmierzająca ku granicy z Darren.

Nie dotarli jednak do samej granicy czy też do gór. Rubin zwolniła gdy wypatrzyła obóz, nad którym powiewały proporce Aden. Rozłożyły się wokół warownego zamku, którym wedle jej obliczeń winien być Cyr, warownia lorda Dartona, sąsiadująca ze Złotym Dębem.
~ Masz ochotę odwiedzić sąsiada? ~ zapytała Gareta, kołując nad budowlą.
~ Chyba o nas wcześniej słyszał... ~ W wypowiedzianym zdaniu brzmiała odrobina wątpliwości. ~ Mam nadzieję, że nie chcesz lądować w obozie.
~ Mogę w samym zamku jeżeli tak wolisz ~ odparła, wzrokiem szukając odpowiedniego miejsca. ~ W obozie byłoby jednak łatwiej.
~ W obozie jest większa szansa na trafienie na jakiegoś idiotę.
Spojrzał w dół.
Chociaż już chyba wszyscy ich widzieli, to wśród zamkowych strażników żaden nie wymachiwał bronią. Co było dość dobrą wróżbą.
~ Chwila odpoczynku i nocna wizyta u króla Zhanesa? ~ zaproponował.
~ To mi się podoba ~ oświadczyła, obniżając lot by po kolejnym okrążeniu zamku, wylądować na dziedzińcu. Nie obyło się co prawda bez wypadku, miejsce to było bowiem bez wątpienia mniejszym niż zamek królewski. Rycerze próbowali co prawda uniknąć podmuchu wiatru i skrzydeł jednak jeden czy dwóch i tak wylądowało na plecach.
~ Przydałoby się jakieś prawo mówiące o tym by uciekać jak najdalej gdy smok ląduje. Znowu będą się złościć… ~ marudziła, składając skrzydła.
~ Jakoś to przeżyją ~ odparł Garet.
Rubin nie miała co do tego wątpliwości. Będąc z dala od serca królestwa nie miała na głowie przewrażliwionego króla, a jedynie jego podwładnych. Z tymi zaś powinna w razie czego dać sobie radę bez uciekania się do środków drastycznych. Szczęściem wyglądało na to, że powiadomiono już lorda Cyr o ich istnieniu. Strzały co prawda tkwiły nałożone na cięciwy jednak żadna nie została wystrzelona.
Na ich powitanie wyszedł starszy mężczyzna w zbroi i obstawie czterech rycerzy.
- Bądźcie powitani w mym zamku - przywitał się, skłaniając głowę dość nisko by Rubin nie poczuła się urażona, ale i nie dość nisko by zbytnio swą godność zaniżyć.
- Witaj, lordzie Craven. - Garet zsunął się z siodła i ukłonił się. - Garet Granmont.
- Rubin - mówił dalej - pozwól że ci przedstawię lorda Cravena, pana na Cyr. Milordzie, moja przyjaciółka, Rubin.
Smoczyca skłoniła łeb, przyglądając się temu mężczyźnie, który lata świetności miał już za sobą, a jednak najwyraźniej aż pałał chęcią wzięcia udziału w walce.
- To zaszczyt gościć was na moim zamku. Zostaniecie na wieczerzy, jak mniemam - zapytał Gareta.
~ Zgłodniałaś? ~ Garet zwrócił się do Rubin.
~ Nie bardzo ~ odparła, wiedząc doskonale, że wkrótce czeka ją istna uczta złożona z ludzkiego mięsa. ~ Nie wypada jednak odmawiać. Przy okazji będziemy mogli się dowiedzieć o aktualnych pozycjach wroga.
- Z przyjemnością skorzystamy z zaproszenia - odparł Garet po chwili koniecznej na wymianę myśli. - Z tym jednak, że nasza wizyta nie będzie długa. Jak myślę, Darreńczycy nie mogą się nas doczekać. A może to raczej my nie możemy się doczekać spotkania z nimi - poprawił.
Lord Craven spojrzał na wrota, prowadzące do wnętrza zamku, nieco małe, jak na wymagania smoka.
- Zaraz każę przynieść stół - powiedział. - Gdybym wiedział, przygotowałbym się odpowiednio.
Pewnie by kazał rozwalić odrzwia, albo postawić wielki namiot, pomyślał rozbawiony Garet.
~ Trzeba było jednak w obozie wylądować ~ oświadczyła Rubin, której co prawda takie dbanie o jej osobę nie przeszkadzało, jednak wiązało się ze zbytnim czasu marnowaniem. ~ Marcus powinien się od niego uczyć ~ dodała, wskazując pyskiem na ich obecnego gospodarza.
- To nie będzie konieczne - odezwała się w odpowiedzi na propozycję szlachcica, przybierając nieco mniej kłopotliwą dla tego człowieka postać. - Nie planujemy zostawać zbyt długo - dodała, stając przy Garecie.
Lord Craven był człowiekiem opanowanym, bowiem postarał się nie okazać zbytniego zdziwienia. Skłonił się raz jeszcze.
- Zapraszam więc w me skromne progi - powiedział, gestem zapraszając Rubin, by ruszyła przodem.

Craven zapewne przyzwyczajony był do przyjmowania licznych gości, bowiem hol dość spory, nawet jak na wymagania smoka, w części zastawiony był stołami, ustawionymi ma kształt prostokąta bez jednego, krótszego boku, tego od strony drzwi wejściowych.
- Zapraszam - powiedział raz jeszcze Craven, prowadząc Rubin do najbardziej okazałego krzesła, stojącego u szczytu stołów.
Nie ulegało wątpliwości, że gospodarz odstępuje swemu pięknemu gościowi własne, najbardziej honorowe miejsce.
Rubin zaś nie miała nic przeciwko temu by owe miejsce zająć, obdarzając gospodarza olśniewającym uśmiechem. Cóż, lubiła być podziwiana i miała powody by oczekiwać owego podziwu.

- Jak wygląda sytuacja z Darrenem? - zagadnął Garet, gdy na stole pojawiły się pierwsze potrawy.
Co prawda wypadałoby najpierw wymienić garść uprzejmości, porozmawiać na temat zbiorów i stad, jednak podczas wojny konwenanse powinny zejść na drugi plan.
- Jak daleko doszli i w jakiej liczbie? - dodał Garet.
- Ich główne siły trzymają się traktu do Rune wiodącego. Do tej pory zdołali dotrzeć pod Ores, gdzie po zajęciu miasta, rozbili główny obóz. Mniejsze grupy wychylają się badając nasze siły i rabując wioski. Wszystko sprowadza się do krótkich potyczek. - Craven zdawał się być zmartwiony tą sytuacją. - Zupełnie jakby na coś czekali.
- Albo na posiłki, albo na samego Zhanesa - wysunął przypuszczenie Garet.
- Lub to i to albo i co innego - mężczyzna uniósł kielich by upić z niego porządny łyk. - Z pewnością przekonamy się o tym prędzej czy później.
- Z ewentualnymi posiłkami chyba moglibyśmy sobie poradzić - stwierdził Garet, idąc, nieco oszczędniej, w ślady gospodarza. - Utrudnić im dostęp.
- Poprzypalać pięty - wtrąciła Rubin, szczerząc ząbki w uśmiechu. Nie wtrącała się zbytnio w rozmowę mężczyzn, zadowalając się słuchaniem i jedzeniem. Ot, drobne przyjemności…
- Bez wątpienia na to zasługują - odparł gospodarz, unosząc kielich w jej stronę, na co odpowiedziała podobnym gestem. - I nie da się ukryć, że nam to pomoże.
Garet spojrzał przez okno.
- Za niecałą godzinę zrobi się ciemno - powiedział. - To chyba dość dobra pora, by wyruszyć. - Spojrzał na Rubin.
- Jak zwykle masz rację - zgodziła się i także jego obdarzyła uśmiechem. - Obowiązki wzywają - zwróciła się do ich gospodarza.
Craven zerwał się na równe nogi.
- Mam nadzieję, że nas jeszcze odwiedzicie - powiedział.
- Oczywiście - odparła łaskawie Rubin. - Wszak jesteście teraz sąsiadami - dodała.
Craven przeniósł wzrok z Rubin na Gareta, potem ponownie na Rubin.
- Tak? - spytał.
Rubin milczała, zatem ciężar odpowiedzi spadł na Gareta.
- Jego królewska mość, gdy uwolniliśmy księżniczkę Marię, ofiarował mi Złoty Dąb. Rubin mówi, że to podobno gdzieś niedaleko stąd.
Mężczyzna przeniósł wzrok z Gareta na Rubin i z powrotem.
- W takim razie niezaprzeczalnie staniemy się sąsiadami. Ziemie, na których leży Złoty Dąb graniczą z moimi od północnej strony. Żyzne to tereny. Nie brak na nich lasów ani łąk i nawet trochę pól uprawnych się znajduje. Poprzedni lord zmarł nie dalej jak miesięcy parę temu, nie zostawiając nikogo na swoje miejsce. Król przejął te ziemie i pod swoją opiekę wziął. Bez wątpienia nagroda to zacna, acz połową królestwa bym jej nie nazwał. Dobrze to, że dziecko do rodziców powróciło. Bohatera przez to krainy mam zaszczyt gościć. - Skłonił głowę po tej długiej przemowie i opróżnił kielich. - Bal by trzeba urządzić jakiś, tylko czasy nie najlepsze ku temu.
- Tym to już my się zajmiemy, drogi lordzie - odparła Rubin, poufale dłoń na ramieniu mężczyzny kładąc. - Wsparcia jedynie na ziemi nam potrzeba, a sądząc po rycerzach pod murami zebranych, nie musimy się o takowe martwić.
Craven skłonił się, dziękując za komplement.
- Im więcej Darreńczyków zniknie z powierzchni ziemi, tym lepiej dla nas wszystkich - powiedział.
- Im mniej Adeńczyków przy zginie, tym lepiej - dodał Garet.
- Śmierć w walce to zaszczyt dla każdego - powiedział Craven - ale wdowy i sieroty żadnej radości z tego zaszczytu nie mają.

Craven odprowadził ich na dziedziniec.
Ci, którzy chcieli zobaczyć, jak smok odlatuje, tym razem zatrzymali się w bezpiecznej odległości, trzymani tam nie tylko rozsądkiem, ale i stalowym spojrzeniem swego pana.
- Dziękuję za gościnę, lordzie Craven - Rubin skłoniła lekko głowę, kierując się do środka wolnej przestrzeni, którą dla niej przygotowano. Przeciągnęła się, głównie dla uciechy publiczności, niż z potrzeby. Ach te spojrzenia… Brakowało jej tego, korzystała więc z każdej okazji by skusić oczy ludzkie do podziwiania jej osoby, bez względu na formę jaką przybierała. Nie zwlekając dłużej, zrzuciła ludzką skórę. Smoczyca rozłożyła skrzydła łapiąc w nie promienie zachodzącego słońca i pozwalając im zalśnić na powierzchni jej łusek. O tak, bez wątpienia była wspaniała…
~ Ruszamy? ~ zapytała Gareta, zbliżając pysk do niego i towarzyszącego mu lorda.
- Lordzie Craven, również dziękuję za gościnę. - Goret uścisnął dłoń pana na Cyr.
- To była dla mnie prawdziwa przyjemność. - Craven ukłonił się. - Następnym razem, mam nadzieję, zostaniecie dłużej.
- Z pewnością - odparł Garet, zastanawiając się, czy Craven zdaje sobie sprawę z tego, ile potrafi zjeść Rubin. No ale Cyr wyglądało na zasobny majątek.
Wspiął się na grzbiet smoka, usiadł w siodle i zapiął pasy.
~ Ruszamy - wymienił z Rubin mentalny przekaz.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline