Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2015, 19:09   #18
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Chass przyglądał się poczynaniom jego orientalnej towarzyszki z mieszaniną fascynacji i niesmaku. Nie podobało mu się, że dziewczyna skazuje na takie cierpienia chłystka, który ledwo co pozbył się pryszczy, a jego przyłączenie się do bandy było zapewne objawem młodzieńczego buntu. Po raz kolejny skłoniło go to do refleksji nad własnym życiem, nad w sumie szczęśliwymi czasami, gdy mógł biegać swobodnie po mieście w podartych portkach i nie zastanawiać się nad konsekwencjami. Ten młodzieniec też się nie zastanawiał i teraz ponosi najwyższą karę.

Wyczyny Ritsuko nie uczyniły większego wrażenia na Chassie, trudno bowiem przebić widok siostry opętanej przez demona, z powykręcanym ciałem i topiącą się skórą, włosami i mięśniami mordującą bestialsko własną matkę.
Tak, trudno będzie komukolwiek przebić obazy z dzieciństwa. Jednak niesmak związany ze wspomnieniami pozostał. Mężczyzna tylko mocniej ścisnął wisiorek zawieszony na szyi, co czynił zawsze, gdy wspomnienia wracały.
[media]http://media.hollywood.com/images/l/Posessed2_350_073012.jpg[/media]
Gdy młody wyzionął ducha, magik bez zbędnych słów wstał i opuścił pomieszczenie pozostawiając za sobą smugę papierosowego dymu.
Wrócił do siebie do pokoju, zdjął naszyjnik, wyjął rapier i zepsutą lunetę i położył je przed sobą.
Każdy z tych pozornie nieistotnych i małowartych przedmiotów niósł ze sobą historię i magię w niej zawartą.
Np. wisiorek był pamiątką po praprapra dziadku, wielkim magu i stanowił oparcie dla Chassa i zabezpieczenie przed demonami. Zepsuta, powyginana luneta z wybitym szkłem to jedyna pamiątka po ojcu - wiecznie czujnym handlarzu, który bystrym okiem wyłapywał każdą okazję.
Nieco wykrzywiony rapier wygrał w kości z pijanym elfim magiem, którego najwyraźniej pokonał własny nałóg.
Mężczyzna brał po kolei każdy przedmiot do ręki przeżywając w myślach historie z nim związane. Robił tak codziennie by nie zapomnieć o bliskich, by chronić się przed demonami i by choć część mocy dawnych posiadaczy spłynęła na niego.


Gdy zszedł na dół zobaczył, że większość siedzi już przy stole, a co i raz podchodzi do nich miejscowy wręczając podarek. Zwykle były to proste rzeczy, ale mężczyznę zainteresował szytlet. Od razu zobaczył solidne wykonanie, a wzięcie do ręki pokazało doskonałe wyważenie.
Chass był ciekaw kto w wiosce miał sztylet, za którego sprzedaż mógłby do końca życia mieć zapewnione utrzymanie? Wyjął z torby kredę i świece, i zaczął rysować skomplikowany wzór na stole. Co prawda nie było to konieczne do zbadania przedmiotu, ale magik lubił przedstawienia. Okrąg wyszedł zgrabny, wokół symetrycznie rozłożone były mniejsze okręgi i wzory. Na koniec mężczyzna dorysował kilkoma prostymi liniami pentagram i rozpalił dwie czerwone świece od żarzącego się fajka. Położył je w środku małych okręgów nieco po bokach od środka największego, po czym położył sztylet w samym środku. Nie przejmując się innymi położył dłonie po obu stronach okręgu, a sztylet zaczął się powoli unosić na pięść nad powierzchnią blatu, a następnie kręcić kółka, jak igła w zegarze mechanicznym.
[media]http://orig07.deviantart.net/71a0/f/2012/348/e/c/ecc648f9227ec949f8703e6f716dd44e-d5o0p6j.png[/media]

Po chwili do ich stolika dosiadł się lekko kulejący mężczyzna, który mógł tylko być byłym najemnikiem.
Maximilian podrapał się po brodzie w zamyśleniu, spoglądając tym samym na mężczyznę. Dzięki niezastąpionym zdolnościom leczniczym jego towarzyszy, na młodej twarzy, po zaciętej walce z wielkoludem nie pozostał ślad.
- I co myślicie? - powiedział nagle, odwracając się do reszty drużyny. - Sto pięćdziesiąt sztuk złota, to wcale nie tak mało, a ta sprawa z karawaną może przecież zaczekać jeden dzień. W tym wypadku przynajmniej wiemy już, na czym stoimy. Raz spuściliśmy im łomot, nie trudno będzie ponowić nasz wyczyn, jeżeli włożymy w to element taktyki i zaskoczenia.
- Maxymillianowi chyba zbyt daleko do chwalebnej śmierci ostatnio było. Uważam, że skoro zobowiązaliśmy się do niezwłocznego odszukania karawany, interesy podrzędnych wiosek muszą poczekać -
Goldor od przybycia w to miejsce musiał stale przypominać innym o ich prawdziwym zadaniu, zaczynało to być męczące. Dalej zwrócił się do starosty:
- Stracili wszystkich swoich w tym ataku, powinniście mieć teraz chwilę spokoju.
- Cóż to? -
zwrócił się Lago do Goldora. - To mnich Lathandera nie chce nieść pomocy potrzebującym i tak dalej? Wcale wszystkich nie stracili, słyszałeś przecież. - Tu krasnolud wzdrygnął się na wspomnienie przesłuchania. - A zadanie z karawaną… sprawa skomplikowana. Możemy potrzebować do tego pieniędzy, jeszcze zanim dostaniemy zapłatę od sióstr. Zarobienie na pomocy tej wiosce może nam pomóc. Złotko pomoże, złociutki, złotko pomoże.
- Cóż -
Chass zaczął nieco filozoficznie nadal bawiąc się sztyletem - [i]nie spodziewałem się, że osobą podnoszącą argument pieniędzy będzie rycerz, mnich Lathandera odmówi pomocy potrzebującym, a do sumienia odwoła się krasnolud. -[i] uśmiechnął się, a w tle rozległ się rechot krasnoluda.
- Może i wychowali mnie mnisi w służbie Lathandera, Lago, jednak nie jest mi on bliższy niż Tyr czy Selune. Wszystko płynie, nie oceniaj zbyt pochopnie.
- Ja bym przyjrzał się bliżej tej sprawie. Ostatnie czego byśmy chcieli, to zostawiać za soba niebezpieczny szlak. Będziemy tędy wracać, być może z częścią ładunku, różnie może być, nie? Lepiej mieć czysty szlak, niż ryzykować zasadzkę. -
dokończył magik wydmuchując powoli dym nosem.
- Ja także uważam, że powinniśmy im pomóc. – zabrał głos Hroth – Kasa nie śmierdzi i na pewno pomoże w naszym dochodzeniu, a tak już bardziej personalnie to szlag mnie trafia, gdy widzę takich cwaniaczków co to ledwie od cycka matki ich odciągnęli, a już się za wielkich samców alfa uważają i tworzą kółka wzajemnej adoracji żerujące na nieszczęściu innym – kapłan z cichym warknięciem uderzył w stół – Zajebmy skurwieli, w sumie co nam szkodzi, karawana już pewnie i tak nigdzie nie ucieknie.
- Powinniśmy najpierw odnaleźć karawanę, uporać się z miejscowymi bandziorami możemy równie dobrze w drodze powrotnej -
skwitował półelf, uważnie notując w głowie dobór słów Hrotha.
Zaciekawiona Ritsuko pochyliła głowę i oparła podbródek na dłoni, śledząc zabiegi Chass'a. Pentagram był, świece były i dziwne znaki również. Nie było tylko demona. Postanowiła przemilczeć temat, żeby znów nie uderzył w nią jakąś ludową mądrością.
- A czy ten Kieł cały czas siedzi w swojej jamie... - rozważała - je jaskiniowe grzyby, korzonki i podciera liśćmi. Co o nim wiesz? - zapytała Hagway'a.
- Zwykły bandzior, jakich wiele - odparł starosta. - Wiadomo mi o nim tyle, co nic. Napada ze swoją bandą na podróżnych i słabo chronione transporty. Pełno takich.



Dziewczyna z Kara-Tur rozejrzała się uważnie za obecnością niepowołanych uszu, zniżyła głos do poziomu szeptu. Mówiła powoli, z zimną bezwzględnością.
- Chcesz pomocy... dobrze, ale na naszych warunkach. Wyjedziemy stąd, oficjalnie... a ty odeślij do Kła jednego z tych swoich pojmanych zbójców. Żeś teraz taki biedny i bezbronny, i że chcesz się ugadać co do miesięcznych danin, odbioru pierwszej. Niech tu przyjdą. Możemy walczyć, ale na naszym terenie. Bogatym w niespodzianki - chytrze zmrużyła oczy.
- Niezły plan Ritsuko – kapłan zniżył głos i pokiwał z aprobatą głową – Problem w tym, że bandyci pewnie będą woleli przyjść i zabrać wszystko zamiast umawiać się na jakieś daniny, to raz, a dwa, że Kieł się tu raczej osobiście nie pofatyguje, od tego ma swoich przydupasów na pewno. Może lepszym pomysłem byłoby przygotowanie jakieś zasadzki na ich terenach, albo zaczajenie się na jakąś grupę wypadową by osłabić ich siły. Zastanawiam się też jakim cudem używają takiej silnej magii, nawet jak był to zwój to kupno takiego u maga pewnie przewyższyło by możliwości rabunku w tej wiosce. A jeśli mają maga w swoich szeregach to mierzenie się z nim trzeba z pewnością starannie zaplanować…
- Zależy, czy głupi, czy coś im w głowie siedzi -
Ritsuko odpowiedziała Hrothowi - Rabunek zrodzi opór, więc będą i trupy. Dużo lepsze jest ugadanie się z osadą. Spalony sklep nie przynosi zysków. Miesięczny haracz tak - rzekła z miną znawcy. - Na drugie nawet nie liczę, więcej trupów tu, oznacza mniej ludzi pod bronią tam. Dodatkowo Enry i jego straż na pewno nam pomogą, prawda? Taką ładną osadę tu macie... beczki z prochem umieszczone na wozie z daniną, fiolki z duszącym gazem pośród zbóż i miedziaków - rozmarzyła się, układając na stole makietę pola walki z okruchów chleba.
- Proch? Duszący gaz? - Hagway spojrzał na Ritsuko, jakby ta spadła z księżyca. - To nie Derlusk, nie mamy tutaj alchemicznych dziwactw.
- Taak, kompletna dziura -
wdychane powietrze zapachniało Hissori nad wyraz wiejsko. - Burza jest wam gniewem bogów, a szczyny skrzatów kwaszą mleko. Łączenie pospolitych minerałów to wielkie dziwactwo. I moich zapasów na was szkoda.
- Tylko czy ten ich szef przyśle tu wystarczającą liczbę swoich, by bawienie się w taki fortel się opłacił? -
zastanawiał się głośno Lago. - Przecież najpierw trzeba ustalić wysokość daniny, a do tego wielu ludzi nie trzeba. Chyba że… no do tego by musieli przysłać kogoś sensownego, nie jakiegoś bezmózgiego chłystka, więc może i warto wyciągnąć… Nie wiem, na razie to tyle uwag, co reszta na to?
- O ile nie jest idiotą, to Kieł każe przyjść z daniną do siebie, lub na neutralny grunt -
zauważył Goldor - to oni stawiają warunki, możemy przygotować kilka pułapek, ale równie dobrze mogą one posłużyć za fortyfikację miasta, kiedy my udamy się w swoją stronę… Czy ktoś tu jeszcze ma godność i zamiar wykonania swojej właściwej pracy?
- Pełen sprzeczności jesteś, mnichu -
odparł krasnolud. - Ale o to mniejsza. Jeśli mamy wykonać zlecenie kupczyń, możemy potrzebować złota - na przykład na wykupienie jakiejś informacji, gdyby… ekhem… metody Ritsuko były nie do zastosowania. Albo czyjejś usługi, czy chociaż na jakiś sprzęt. Zaginięcie karawany kogoś takiego, jak siostry Lewyn, to nie w kij pierdział.
- Nie podejrzewam, że ów Kieł zjawi się tutaj ze wszystkimi swoimi przydupasami -
wtrącił się Chass. Sztylet przestał wirować i opadł z powrotem na stół. - To za głupie nawet na półorka. Poza tym, musielibyśmy założyć, że nikt nie uciekł i nie powiedział o porażce, a wysłany trep nie opisze jak rajd się nie powiódł. Nie, Kochani - magik potrząsnął przecząco głową - Nie będziemy w stanie zastawić na niego pułapki tutaj, ale mamy informacje, o których on nie wie - jesteśmy w stanie zaskoczyć go na jego własnym terytorium, ale musimy się do tego dobrze przygotować.
- I prośba -
Chass ściszył głos - nie rozpoiadajmy tak beztrosko o naszym zadaniu.
 
psionik jest offline