Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2015, 08:23   #11
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Maximilian mocował się z klamrą pasa od spodni, kiedy z dymu przy bramie wyleciał niezidentyfikowany obiekt i lotem koszącym począł, niebezpiecznie szybko zbliżać się w jego kierunku. Strzała pozostawiła po sobie nieprzyjemny świst, kiedy przeleciała tuż koło ucha młodzieńca i wbiła się w ziemię.

Zacisnął mocnej ręce na rękojeści miecza, a ciarki przeszły go po plecach, kiedy zobaczył kontury napastników wyłaniających się zza szarej kurtyny. Zwalisty niczym dąb bandzior jako pierwszy rzucił się pędem w stronę Ritsuko. Maximilian wysunął przed siebie broń i tarczę, biegnąc jej na ratunek. Krzyk uwiązł mu w gardle, kiedy miecz zbója niebezpiecznie szybko zaczął zbliżać się do najemniczki.

Zaraz potem, kolejno po sobie, nastąpiły dwie rzeczy. Hissori rozpłynęła się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, zaś zdezorientowany Maximilian, rozpędzony w swej szalonej szarży, nie zdołał poprawnie wyprowadzić ciosu, który śmignął tuż obok wielkoluda. Ten zaś najwyraźniej nie miał na tyle czasu lub rozumu, by wdać się w rozważanie, gdzież jego niedoszła ofiara zniknęła, dlatego błyskawicznie odpowiedział na bezskuteczny atak młodzieńca.

Długi miecz śmignął znad głowy bandyty. Maximilian wydobywając się z oszołomienia i reagując instynktownie zasłonił się tarczą, w którą z druzgoczącą siłą wbiła się broń. Potęga ataku przeciwnika zaskoczyła rycerza. Opierając się uderzeniu z ledwością, ramię Maximiliana ugięło się, a metalowa tarcza odskoczyła i przygrzmociła w jego głowę. Mroczki przeszły mu przed oczami i zachwiał się do tyłu, kiedy kolejne uderzenie niemalże pozbawiło go głowy.

Krew zaczęła spływać obficie z jego czoła, zalewając mu oczy. Kolejne uderzenie sparował odruchowo i w odpowiedzi ciął na oślep, a zaraz potem poczuł, że jego ostrze z większym niż zwykle oporem przeszyło powietrze przed nim. Zrobił krok w tym i przetarł oczy, by ujrzeć wielkiego bandziora przyciskającego rękę do długiej rany na piersi. Ich jarzące się żywym ogniem oczy, spotkały się na sekundę. Dwóch wojowników, którym pisana była walka. I śmierć.

Rana zadana przez Maximiliana okazała się zbyt płytka. Bandzior uśmiechnął się krzywo i ponownie rzucił do ataku. Angelopoulos co raz ciężej, odpierając kolejne spadające na niego ataki. Starał się znaleźć lukę w obronie przeciwnika, jednak wielkolud pomimo siły jaką wkładał w cięcia, zdawał się poruszać coraz szybciej i szybciej. Kolejne uderzenie wybiło metaliczny dźwięk na tarczy rycerza i odbiło się echem w chaosie bitwy, kiedy zrozumiał w końcu, że jego przypuszczenia są błędne. To nie bandzior przyspieszał, tylko on zwalniał, męczony kolejnymi próbami obrony.

Ciężkie żelastwo tłukło raz za razem, kiedy z nieba za jego plecami niespodziewanie spadła strzała. Goldor! - przeszło rycerzowi przez myśl. Wielkolud jęknął, kiedy grot ugodził go w ramię, a Maximilian znalazł w tej chwili swoją szansę. Rzucił się w wyciągniętym mieczem na przód, zaś potem niemalże sam wyciągnął się na ziemi, gdy jego noga zahaczyła o ciało jednego z zabitych bandziorów.

Skąd on się tam wziął? Kiedy? Czas na polu walki zdawał się zakrzywiać i niknąć, odseparowując walczących od reszty świata.

Maximilian z dezorientacją zobaczył jak broń bandyty ponownie śmignęła, kierując się w jego głowę. Śmierć spojrzała mu w oczy. I pewnie zabrałaby go ze sobą, gdyby nie nagłe pojawienie się Ritsuko za plecami Dużego. Dziewczyna spróbowała zaatakować przeciwnika od tyłu, na co ten zareagował instynktownie, odchylając się od morderczego ostrza, które przeszło tuż obok jego ramienia. Ale to tylko po części załatwiło problem Agelopoulosa. Miecz wroga nie zmienił trajektorii, jednak ręka bandyty przekręciła się, a rycerz oberwał w głowę płazem broni.

Świat rozjarzył się fontanną barw i zaczął wirować. Mimo to, Maximilian wkładając całą swą siłę w utrzymanie miecza, zamachnął się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał oprych. Poczuł nagły opór, a ostrze zamarło w powietrzu. Rycerz włożył całą pozostałą mu energię, by wyrwać ostrze. Poczuł na twarzy świeżą krew.

Maximilian zatoczył się kilka kroków w tył, starając przezwyciężyć ogarniające go oszołomienie. Świat był niewyraźny, a wszystkie dźwięki dziwnie wytłumione. Rozmazana sylwetka bandyty, była jednak nie do pomylenia. Widmowa postać zbliżała się do rycerza, stawiając długie i mozolne kroki. Jeden. Dwa. Trzy. Wielki oprych upadł na twarz, a wokół niego szybko zaczęła powiększać się kałuża krwi.

Maximilian łapczywie nabierał powietrze w płuca, spoglądając na martwe ciało swego przeciwnika.


 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 05-12-2015 o 08:26.
Hazard jest offline  
Stary 05-12-2015, 17:20   #12
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Lago z rozbawieniem zaobserwował, jak łucznikowi usiłującemu strzelić do niego łuk wypada z rąk - najwyraźniej pękła cięciwa.

Nie było jednak czasu na obserwowanie, gdyż zwalisty bandzior szarżował prosto na Ritsuko. Krasnolud ruszył w jego kierunku. Pierwszy cios bandziora, na szczęście, nie był trafiony. Lago natychmiast silnie uderzył młotem, zaraz po ataku Maximiliana, który również ruszył na odsiecz kobiecie, jednak zwalisty uniknął obu ciosów. Zaraz też Ritsuko jakby rozpłynęła się w powietrzu, a olbrzymi bandzior skupił się na Maximilianie.

Na szczęście dla krasnoluda, bo w czasie atakowania dryblasa podbiegł do niego inny bandzior i zranił Khaldallinga kordelasem w lewe ramię. Lago zmrużył oczy i warknął:
-Trochę mnie zdenerwowałeś.
Zaraz też młotem zmiażdżył napastnikowi głowę.

Gdy martwy padał, w jego miejscu wyrósł jak spod ziemi kolejny bandyta - ten, który wcześniej niezdarnie próbował strzelić do Laga z łuku - i, wzorem poprzedniego, również zranił krasnoluda, tym razem w brzuch. Na szczęście, nie była to groźna rana.
- To też mnie wkurzyło - warknął Lago.
W tym właśnie momencie obok nich padł na ziemię największy z bandytów, który na początku szarżował na Ritsuko. Przeciwnik Laga rozejrzał się szybko i zobaczył, że większość już zginęła - i rzucił się do ucieczki. O ile normalnie strach dodaje skrzydeł, to panika potrafi uczynić niezdarą. Lago zdołał natychmiast doskoczyć, miażdżąc mu młotem lewą nogę. Bandyta zawył donośnie z bólu, padając na prawo, jednak z tej strony był Maximilian, który, zmęczony walką z wielkoludem, ostatkiem sił wbił spanikowanemu miecz w pierś.


***


Słysząc, co Ritsuko mówi na temat schwytanego przez Hrotha bandyty, odpowiedział:
- Ja tam się założę o piwo, że zanim zacznie porządnie wyć z bólu, to już wcześniej będzie z gracją śpiewać informacjami, gdy mu się ładnie opisze, co go czeka. O ile w ogóle jest jakiś tekst piosenki do wyśpiewania.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 06-12-2015, 14:46   #13
 
Yuan's Avatar
 
Reputacja: 1 Yuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie cośYuan ma w sobie coś
Hroth otworzył oczy i z pewnym niesmakiem stwierdził, że jest już jasno. Gdzieś w głębi swojego zaspanego umysłu czuł jednak, że coś jest nie tak z tą jasnością. Po paru sekundach oszołomienia zaczął wyłapywać dochodzące zza okna krzyki. – Co do... – szepnął do siebie i wstał gwałtownie z łóżka. Czerwona łuna oraz wyraźniejsze już teraz krzyki obudziły go całkiem i nie zwlekając zbytnio ubrał się i wybiegł na zewnątrz, gdzie część z jego towarzyszy uważnie obserwowało otoczenie. Próbował znaleźć trochę czasu na zorientowanie się w sytuacji, ale nagły wybuch oraz świst strzał w powietrzu dobitnie uświadomiły mu, że nadszedł właśnie czas na działanie, nie myślenie.

Odruchowo dotknął wiszącego na szyi znaku Akadi, na parę sekund zamknął oczy i odmówił krótką modlitwę. Delikatny wietrzyk musnął jego skórę, na co kapłan uśmiechnął się mimowolnie. Bogini zawsze dawała mu znać, że go wspiera. Gdy otworzył oczy sytuacja zdawała się już nieco klarować. Zlokalizował młodzika biegnącego w stronę Maximiliana i dobywając po drodze swojego wielkiego korbacza próbował zajść go od tyłu. Młodzik chyba go nawet nie zauważył, jako, że był skupiony na swoich niezdarnych próbach wymachiwania kordelasem. W ostatnich ruchach Hroth przyspieszył kroku i przełożył korbacz do lewej ręki. Wykorzystując siłę odśrodkową wypuścił głowicę, która przemknęła centymetry nad ziemią, po czym pomknęła w kierunku bandyty. Druga ręka złapała drzewce i jeszcze zwiększyła potężną siłę uderzenia. Młodzieniec ostatecznie zobaczył kapłana kątem oka i odwrócił się w jego stronę. Początkowy grymas złości na jego twarzy szybko zastąpiło zaskoczenie, a następnie przerażenie. Hroth przez ułamek sekundy spoglądał w szeroko otwarte oczy młodzieńca i poczuł bolesne ukłucie. Chwilę później ciężka, najeżona kolcami metalowa kula wbiła się w kości czaszki miażdżąc je z głuchym trzaskiem. Spod zniszczonych tkanek gwałtownie trysnęła krew, kapłan poczuł jej ciepło na swojej twarzy. Młodzieniec umarł natychmiast, jego ciało bezwładnie uderzyło o ziemię. Hroth miał wrażenie, że widzi to wszystko w zwolnionym tempie. Pękające kości, tryskająca krew, paskudny obraz zmasakrowanej czaszki. Wiedział, że ten widok na długo zostanie w jego pamięci. W końcu tylko raz zabija się człowieka po raz pierwszy w życiu.

Chwila oszołomienia zaburzyła jego ocenę sytuacji. Gdy się ocknął zobaczył leżące na ziemi ciała oraz dwóch bandytów rzucających się do ucieczki. Bez zastanowienia rzucił się w pogoń za łucznikiem. Wiedział, że jest od niego znacznie szybszy i postanowił to wykorzystać. Doganiając bandytę chwycił drzewce korbacza w poprzek i wyskoczył wysoko w powietrze. Jego kolana uderzyły w plecy uciekiniera zwalając go na ziemię, a potężny cios w głowę pozbawił przytomności na miejscu. Kapłan schował broń, chwycił nieprzytomnego chłopaka za szmaty i podążył w kierunku swoich towarzyszy.

Gdy zobaczył Maxa bez zastanowienia rzucił ciągniętego bandytę na ziemię i podbiegł do rycerza. Położył rękę na rozległej ranie na jego boku i wyszeptał kilka słów. Krew szybko skrzepła przerywając masywny krwotok, a chwilowe znieczulenie pozwoliło Maxowi na wzięcie kilku głębszych oddechów. Jego stan był daleki od doskonałego, ale stabilny. Hroth położył rękę na jego ramieniu – No, no, no! Widzę, że płynie w Tobie prawdziwa rycerska krew... chociaż teraz niestety nieco jej mniej – spojrzał na kałużę krwi pod nim i uśmiechnął się. – Połatam was całkiem jak tu trochę posprzątamy – rzucił do Maxa i Lago. W roli lekarza czuł się zdecydowanie lepiej niż w roli zabójcy...
 
Yuan jest offline  
Stary 07-12-2015, 02:42   #14
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Niewielu rzeczy można się było spodziewać po tej wiosze, ale na pewno nie kolejnego ataku, właśnie teraz. Goldor błyskawicznie zerwał się z twardego posłania, chwycił jedną ręką za łuk i strzały, a drugą pomagał sobie, szukając pośpiesznie drogi wyjścia z karczmy. W sali jadalnej przetoczył się przez stół, którego pozycji nie zapamiętał wczoraj, wywrócił jeszcze kilka krzeseł, zanim za głosami towarzyszy dotarł do wyjścia.

Sądząc po chaosie jaki słyszał i tłustym zapachu dymu w nocnym powietrzu, sytuacja była poważna, ale w gaszeniu pożaru ślepiec raczej by się nie przydał. Po chwili huk rozerwał okolicę i na kilka uderzeń serca mnich stracił kontakt ze światem. Ciemność, cisza, jedynie dudnienie w klatce piersiowej. Słuch wrócił po kilku długich sekundach, a dochodzące odgłosy nie napawały optymizmem.

Dwie strzały z lekkim świstem przeszyły powietrze kilka kroków od niego, a z tego samego kierunku dał się słyszeć gardłowy wrzask. Wszędzie naokoło bieganina, krzyki, zwyczajnie zbyt wiele naraz. Goldor złapał się za głowę i wytężył wszystkie siły, by się opanować.

Towarzysze już przystąpili do akcji, szamotali się z napastnikiem, wymieniając ciosy… Lago z lewej, Maximillian tuż przed nim, zaraz, nie… bandytów jest więcej… odsuń się rycerzu, odsłoń głośnego… tak! - w wyuczonym odruchu w mgnieniu oka oddał dwa strzały w stronę głośnego adwersarza. Jedną ze strzał słyszał wyraźnie o sekundę zbyt długo, ta chybiła, ale druga zapewne sięgnęła celu. Od razu powrócił do pełnej koncentracji, starając się śledzić przebieg walki, na ile mógł.

Dwie osoby upadły, nie sposób było stwierdzić kto. Był pewien, że Lago i Maximillian dalej walczyli, mógł wyraźnie odróżnić ich okrzyki i stęknięcia od reszty, ale sądząc po tych ostatnich bandyci nie byli łatwymi przeciwnikami. W kilka sekund jednak zauważył, że towaszysze wyraźnie zyskują pole. Wytężając zmysły, zorientował się skąd jeszcze padają strzały i posłał w kierunku źródła własną, świszczącą jasno i ostro… dokładnie tak długo jak wyliczył. Dostał.

Odgłosy walki przerodziły się w czystkę po bitwie, ostatni wrzask bandyty sprawił, że Goldor był wdzięczny, że nie musi tego widzieć; ktoś również dopadł rannego łucznika, którego ustrzelił przed chwilą półelf. Było po wszystkim… Prawie. Jak dowiedział się po fakcie, Maximillian właściwie otarł się o śmierć, i gdyby nie interwencja Hrotha, byłoby z nim bardzo ciężko. Kapłan zbudował tym czynem odrobinę zaufania u mnicha.

Stanie na uboczu i nie przeszkadzanie było prawie równie trudne, co sama walka. Poczucie bezużyteczności i niepewności, co teraz ze sobą zrobić były nie do zniesienia. Wreszcie usłyszał Ritsuko, której nie rejestrował wcześniej w ogóle w panującym chaosie. Chciała przesłuchać jeńca. Goldor zdecydowanie tego nie przepuści...
 
Ryder jest offline  
Stary 07-12-2015, 11:02   #15
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Wieczorny spacer po ciepłym posiłku i bimbrze był idealny do lekkiego oprzytomnienia. Pozbycia się porannego bólu głowy, zachowując miłe szumienie w uszach.
Powietrze znacznie ochłodziło się w porównaniu z dniem i chłodny wiatr co i raz muskał rozgorączkowaną atmosferą w knajpie twarz Chassa.
Mężczyzna postanowił przejść się po okolicy najpierw bez celu, potem celem honorowego oddania moczu, by koniec końców przyjrzeć się palisadzie.
Wpierw chciał się skierować w stronę bramy, którą przyszli, ale smród gnojowiska skierował go na południową bramę. I dobrze jak się okazało.
[media]http://static5.depositphotos.com/1011991/481/i/950/depositphotos_4818347-Wooden-palisade.jpg[/media]
Mężczyzna z ciekawością obserwował ślady zniszczeń i niezdarnego łatania. Nie był niepokojony przez nikogo, nie widział też strażników. Być może się pochowali, a może po prostu jest ich tak niewielu... Trudno powiedzieć, ale w razie ataku, wioska była praktycznie niechroniona. Nie trzeba było być inżynierem, żeby wiedzieć, że południowa palisada nie wytrzyma kolejnego ataku. Do tego, przypalone żerdzie wskazywały na użycie broni niekonwencjonalnej.... albo magii, albo fiolek z kwasem. Magik sprawdził ziemię wokół wypalonych miejsc w poszukiwaniu fragmentów szkła, ale przez szczeliny w palisadzie niewiele zobaczył. Stwierdził, że przyjrzy się temu o poranku, zakładając, że jego narowiści koledzy zdecydują się jednak działać.

Nieniepokojony, wrócił do karczmy, gdzie zastała go parująca bania na środku pokoju. Chassowi nie udało się namówić dziewki na wspólną kąpiel, ani nawet na umycie pleców, ale nie starał się też przesadnie bardzo.


Ze snu wybudził go gwar i lekki zapach palonego drewna. Chass spał przy uchylonym, choć zabezpieczonym przed włamaniem oknie, więc poczuł, zanim zobaczył płonący budynek.
Wyskoczył jak poparzony z łóżka chwytając portki i koszulę. Zbiegając po schodach zakładał jeszcze kaftan i mocował się z pasem, do którego zawieszony był rapier i kusza. Wybiegł na zewnątrz.
- Na Otchłań! - sapnął patrząc na budynki doszczętnie pochłonięte jaskrawym, gorącym i skwierczącym ogniem.
Nie zdążył dobyć broni, gdy coś eksplodowało za jego plecami. Wiedział. Podświadomie wiedział, że należało załadować kuszę. Odwrócił się akurat by spostrzec atakujących rzezimieszków. Duży kafar atakował właśnie jego towarzyszkę, która nagle zniknęła. Chass uśmiechnął się pod nosem. Znał tę sztuczkę, bo wcześniej sam padł jej ofiarą. Wiedział, że za parę sekund dziewczyna znów będzie widoczna, ale zanim zdążył zareagować na pomoc rzucli się krasnolud i rycerz. Magik wykorzystał okazję i rzucił się w stronę budynku po swojej prawej wyciągając kuszę. Schowany przed bepośrednim atakiem, kołowrotek ładujący kusze działał błyskawicznie, bełt był na miejscu, mężczyzna wychylił się zza ściany i oddał celny strzał. Bełt wystrzelił z cichym jękiem cięciwy mknąc prosto w kierunku barku bandyty. ten trafiony wypuścił trzymany w ręku kordelas wyraźnie zaskoczony kolejnym przeciwnikiem, po czym rzucił się do ucieczki. Walka powoli dobiegała końca, kafar leżał w powiększającej się kałuzy krwi, jego przyboczni nie wyglądali wcale lepiej.
Chass nie patrzył na rozłupaną czaszkę jednego ze zbirów, ani na spazmatyczne drgawki drugiego - za bardzo przypominały mu rodzinę. Podszedł natomiast do jedynego żywego, choć chwilowo nieprzytomnego przeciwnika, przy którym zebrała sie drużyna. Schował kuszę, zastanawiając się co dalej. Jeśli pozwoli dziewczynie na przesłuchiwanie, dziewczyna zabije chłystka w bardzo bolesny sposób - tego był pewien. Nie mógł jednak jawnie się przeciwstawić, dodał więc, że sprawdzi jego prawdomówność, po czym wrócił do reszty.
- Zostaw ten łańcuszek! - krzyknął do Maxa, który sięgał do szyi po bezwartościowy miedziany naszyjnik.
- Daj mi to, sprawdzę kim był nasz napastnik - stwierdził już spokojniej. Zależało mu by Max nie dotykał zbyt długo przedmiotu, by nie zniszczył jego unikalnej aury.
- Spokojnie Kolego, oddam Ci go w jednym kawałku jeśli tak ci na nim zależy, ale ma on bardzo wartościowe informacje, które Twoje rycerskie dłonie mogą zniszczyć.
 
psionik jest offline  
Stary 07-12-2015, 22:33   #16
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Świt, a wraz z nim nowy dzień, nadszedł równocześnie wolno i szybko. Wolno dla bogobojnych miejscowych, których rutyna i poczucie bezpieczeństwa legły w gruzach. Przewracali się z boku na bok w łóżkach, bojąc się kolejnego najazdu na wioskę, którego wizja skutecznie odpędzała sen. Wolno dla strażników, którzy wzmocnili południową stronę drewnianej palisady i wypatrywali niebezpieczeństwa czającego się w mroku. Szybko dla tych, którzy zdołali jakoś zasnąć i przechrapali lub prześnili resztę nocy.

Niektórym nie było jednak dane ujrzeć świtu. Grupie młodocianych bandytów, których zaszlachtowali najemnicy. Pojedynczym bandytom, którzy rozleźli się po wiosce i których zatrzymała tutejsza „straż”. Strażnikom z wysadzonej w powietrze palisady, odważnym ochotnikom którzy rzucili się do gaszenia pożaru, obrońcom wioski, pechowcom i niewinnym osobom. Nie było dane ujrzeć świtu posiwiałej zielarce, niedźwiedziowatemu kowalowi, pryszczatemu dziewczęciu, smarkaczowi z mlekiem pod nosem. Śmierć była nieubłagana w zbieraniu swego żniwa. Maximilian i Hroth mogli to poświadczyć.

Świt nie przywitał również jeńca, którego udało się pochwycić najemnikom. Związanego i nieprzytomnego ulokowali w piwnicy „Ostoji”, która wyludniała podczas ataku. Młody rudzielec, z dziewiczym wąsikiem i śladami po ospie, wyglądał marnie jeszcze przed czułymi pieszczotami Ritsuko. Po nich... po nich był cieniem siebie samego, ledwo przypominającym człowieka. Krzyki i błagania prędko przerodziły się w serie zwierzęcych niemalże dźwięków, które co jakiś czas przerywało szlochanie. Nie było to przyjemne dla nikogo, ale taka była cena informacji.

Wyrwane z rudego strzępki wiadomości tworzyły - o dziwo - spójną całość. W swych zeznaniach był również całkowicie szczery, ale temu nie można było się dziwić. W końcu strach przed bólem dobrze motywował większość populacji. Zadawane pytania padały na żyzny grunt, odpowiedzi nadchodziły natychmiastowo - początkowo pełnymi zdaniami, później pojedynczymi słowami. Ogień był, tak jak podejrzewali, jedynie dywersją sprezentowaną przez jednego z kolegów rudzielca. Wybuch bramy, który dał bandytom dostęp do wioski, był sprawką czaromiota. Nie na tyle zdolnego, by samodzielnie potrafił spleść tak silne zaklęcie, ale posiłkował się magicznym wsparciem w postaci zwoju. Chass mógł to potwierdzić dzięki miedzianemu wisiorkowi, którego zbadanie skutkowało w takiej właśnie wizji.

Grupa planowała również napad rabunkowy w niedalekiej przyszłości. Nocny atak miał na celu zastraszenie mieszkańców i wybadanie potencjału obronnego wioski, a jego pomysłodawcą był sam przywódca szajki - półork Kieł. Pytanie o obóz zostało początkowo zbyte milczeniem, które prędko przerwał widok Ritsuko sięgającej po kolejną igłę. Jaskinia we wzgórzach, trzy ligi na zachód od wioski. Na najważniejsze pytanie - o karawanę sióstr Lewyn - nie padła odpowiedź i nie pomógł któryś z kolei szpikulec wbity w ciało. Ani ten, ani następny.

Ritsuko naszpikowałaby rudzielca jak krawcowa poduszeczkę, ale nie było jej to dane. Chłopakowi brakowało sił na krzyki, później zabrakło łez, jeszcze później moczu w pęcherzu. Każdy organizm miał swoje granice wytrzymałości i te gówniarza zostały przekroczone. Ból okazał się być zbyt intensywny i w pewnym momencie przesłuchiwany zwiotczał w krześle, a oczy uciekły mu w tył czaszki. Szybkie przyłożenie palców do szyi potwierdziło przypuszczenia - serce młodziaka przestało bić.


* * *


O świcie dalej było czuć smród spalenizny w powietrzu. Spichlerz został częściowo uratowany, podobnie jak jego zawartość, ale przylegające doń chałupki nie miały tyle szczęścia. Uwaga zdecydowanie była skupiona na ratowaniu zapasów żywności, których strata o wiele bardziej odbiłaby się na społeczności niż dwa czy trzy budynki mniej. Miejsce do spania zawsze się znajdzie.

Śniadanie, którym najemników uraczył Ronald, było skromne. Pajdy chleba, masło, ser i trochę mięsa, do tego dzban mleka. Może nie było ucztą, ale przynajmniej nie musieli za nie płacić. Wieść o ich starciu z bandytami prędko rozniosła się po wiosce i zyskali w oczach mieszkańców, którzy widzieli w nich swoich obrońców. Ronald nie był jedyną osobą, która chciała im ukazać wdzięczność. Drzwi „Ostoji” co i rusz otwierały się, wpuszczając coraz to kolejnych wieśniaków, chcących jakoś wynagrodzić ich odwagę i poświęcenie. Stół bardzo prędko wzbogacił się o parę rzeczy - srebrną obrączkę, wyszlifowany agat, połyskujący sztylet, paręnaście srebrników, kilka złociszy oraz miedziane kolczyki. Były i wyrazy podzięki, które nie miały równowartości w monetach, i składały się głównie z ustnych podziękowań, błogosławieństwa miejscowego kapłana Chauntei oraz wianuszka z kwiatów, który jasnowłosa dziewczynka wręczyła Ritsuko.

Ostatnią osobą, która zawitała do „Ostoji”, był postawny mężczyzna w kolczudze. Mimo siwizny we włosach, zmarszczkach na twarzy i utykania na prawą nogę, momentalnie się na nim poznali. Nie był stąd, a przynajmniej większość życia spędził na szlaku. Najemnik, tak jak oni. Mężczyzna bez ceregieli przysiadł się do stołu i zmierzył ich po kolei wzrokiem, najdłużej zatrzymując się na Maximilianie.

- Enry Hagway, starosta - przedstawił się basowo. - Dziękuję wam za pomoc w obronie wioski, mimo że wszyscy wiemy, że nie mieliście za bardzo wyboru. Nie mam ani czasu, ani chęci na długie rozmowy, więc będę mówić krótko i na temat. Potrzebujemy waszej pomocy, bez niej długo nie wytrzymamy. Południowa część palisady poszła się jebać, a bez niej równie dobrze możemy otworzyć nasze domy dla tych skurwieli i dać wszystko, czego chcą. Każdy mężczyzna potrafiący walczyć jest teraz potrzebny tutaj, więc jesteście moją jedyną nadzieję na ukręcenie łba sprawie. Sto pięćdziesiąt - Hagway spojrzał po najemnikach - sto pięćdzięsiąt sztuk złota dla was, jeśli nam pomożecie. Oraz dozgonna wdzięczność całej wioski, ale nie na nią liczycie. Nie patrzcie tak, też kiedyś byłem jednym z was.

Hagway burknął pod nosem coś, co brzmiało jak ”gdyby nie ta pieprzona strzała”, ale prędko wrócił do tematu pomocy.

- Decydujcie, czy sto pięćdziesiąt sztuk złota to wartościowe wynagrodzenie i pomożecie. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 07-12-2015 o 22:44.
Aro jest offline  
Stary 09-12-2015, 10:07   #17
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Chłopak nie był gotowy. Może nikt mu nie powiedział, może jemu zabrakło wyobraźni. Bycie bandytą nie polegało na radosnym machaniu mieczem i liczeniu łupów. Kara czekała na każdym kroku. Z rąk strażników, konkurencji, własnego ojca. Zły świat, który nie wybaczał porażek. Niektórzy nosili ukrytą między zębami truciznę, inni potrafili udławić się własnym językiem, a chłopak... w całej okazałości nie był gotowy. Ritsuko niespiesznie przeglądała rozłożone na płótnie narzędzia. Cienie pochodni zawieszonej nisko na ścianie pełzały po jej pozbawionej wyrazu twarzy. Starała się nie okazywać emocji. Nie chciała by Chass, Lago i Goldor uznali ją za jeszcze bardziej niepoczytalną niż teraz. To mogłoby wpłynąć negatywnie na współpracę, w jakimś sensie. Zadawanie bólu było sztuką, wymagało precyzji i opanowania.

- Pierwsze wzmianki o akupunkturze można znaleźć już w starożytnych zapisach z wschodnich regionów Kara-Tur - przełamała pierwsze lody, dezynfekując skórę jeńca szmatką nasączoną spirytusem. - Szybko odkryto dla niej zgoła odmienne zastosowanie... niż medycyna. - Spojrzała rudemu chłopakowi prosto w oczy. Pieszczotliwie wędrowała palcami wzdłuż barku, ramienia, przystanęła przy stawie łokciowym, szukała splotu nerwowego. Po chwili uśmiechnęła sie ciepło, sięgając po igłę. - Wasze piły, stoły do rozciągania, gruszki wpychane w otwory ciała, barbarzyństwo - westchnęła - prymitywny lud - zanurzyła metal pod skórą.

Gdy skończyła więzień już nie żył. Uciekł za barierę śmierci. Hissori brakowało do najlepszych. Yakushiji, nazywany nieśmiertelnym katem Cesarstwa - wedle podań szeptanych z przestrachem, potrafił trzymać ofiarę w intensywnym bólu tygodniami, aż nie znudziły mu się krzyki. Te nie nudziły mu się nigdy.

Towarzysze Ritsuko zdawali się wyglądać, jakby i z nich odpłynęło życie. Wyraźnie pobladli, choć mogło to być równie złudne oświetlenie chwiejnego płomienia. Zaczęła zbierać, myć i porządkować narzędzia. Gdy skończyła udała się na górę. Z sali tortur wprost na śniadanie. Doceniła hart pozostałych. Dla słabszych żołądków skończyłoby się odruchem wymiotnym. Potem zaczęli schodzić się ci wszyscy ludzie. Znosili podarki. To było dziwne, nieswoje, takiego sposobu okazywania wdzięczności za zabijanie jeszcze nie znała. Pogładziła wierzchem dłoni polik dziewczynki, która przyniosła jej wianek.

- Dziękuje, skarbie... - uśmiechnęła się równie ciepło co poprzednio do więźnia.
 
Cai jest offline  
Stary 10-12-2015, 19:09   #18
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Chass przyglądał się poczynaniom jego orientalnej towarzyszki z mieszaniną fascynacji i niesmaku. Nie podobało mu się, że dziewczyna skazuje na takie cierpienia chłystka, który ledwo co pozbył się pryszczy, a jego przyłączenie się do bandy było zapewne objawem młodzieńczego buntu. Po raz kolejny skłoniło go to do refleksji nad własnym życiem, nad w sumie szczęśliwymi czasami, gdy mógł biegać swobodnie po mieście w podartych portkach i nie zastanawiać się nad konsekwencjami. Ten młodzieniec też się nie zastanawiał i teraz ponosi najwyższą karę.

Wyczyny Ritsuko nie uczyniły większego wrażenia na Chassie, trudno bowiem przebić widok siostry opętanej przez demona, z powykręcanym ciałem i topiącą się skórą, włosami i mięśniami mordującą bestialsko własną matkę.
Tak, trudno będzie komukolwiek przebić obazy z dzieciństwa. Jednak niesmak związany ze wspomnieniami pozostał. Mężczyzna tylko mocniej ścisnął wisiorek zawieszony na szyi, co czynił zawsze, gdy wspomnienia wracały.
[media]http://media.hollywood.com/images/l/Posessed2_350_073012.jpg[/media]
Gdy młody wyzionął ducha, magik bez zbędnych słów wstał i opuścił pomieszczenie pozostawiając za sobą smugę papierosowego dymu.
Wrócił do siebie do pokoju, zdjął naszyjnik, wyjął rapier i zepsutą lunetę i położył je przed sobą.
Każdy z tych pozornie nieistotnych i małowartych przedmiotów niósł ze sobą historię i magię w niej zawartą.
Np. wisiorek był pamiątką po praprapra dziadku, wielkim magu i stanowił oparcie dla Chassa i zabezpieczenie przed demonami. Zepsuta, powyginana luneta z wybitym szkłem to jedyna pamiątka po ojcu - wiecznie czujnym handlarzu, który bystrym okiem wyłapywał każdą okazję.
Nieco wykrzywiony rapier wygrał w kości z pijanym elfim magiem, którego najwyraźniej pokonał własny nałóg.
Mężczyzna brał po kolei każdy przedmiot do ręki przeżywając w myślach historie z nim związane. Robił tak codziennie by nie zapomnieć o bliskich, by chronić się przed demonami i by choć część mocy dawnych posiadaczy spłynęła na niego.


Gdy zszedł na dół zobaczył, że większość siedzi już przy stole, a co i raz podchodzi do nich miejscowy wręczając podarek. Zwykle były to proste rzeczy, ale mężczyznę zainteresował szytlet. Od razu zobaczył solidne wykonanie, a wzięcie do ręki pokazało doskonałe wyważenie.
Chass był ciekaw kto w wiosce miał sztylet, za którego sprzedaż mógłby do końca życia mieć zapewnione utrzymanie? Wyjął z torby kredę i świece, i zaczął rysować skomplikowany wzór na stole. Co prawda nie było to konieczne do zbadania przedmiotu, ale magik lubił przedstawienia. Okrąg wyszedł zgrabny, wokół symetrycznie rozłożone były mniejsze okręgi i wzory. Na koniec mężczyzna dorysował kilkoma prostymi liniami pentagram i rozpalił dwie czerwone świece od żarzącego się fajka. Położył je w środku małych okręgów nieco po bokach od środka największego, po czym położył sztylet w samym środku. Nie przejmując się innymi położył dłonie po obu stronach okręgu, a sztylet zaczął się powoli unosić na pięść nad powierzchnią blatu, a następnie kręcić kółka, jak igła w zegarze mechanicznym.
[media]http://orig07.deviantart.net/71a0/f/2012/348/e/c/ecc648f9227ec949f8703e6f716dd44e-d5o0p6j.png[/media]

Po chwili do ich stolika dosiadł się lekko kulejący mężczyzna, który mógł tylko być byłym najemnikiem.
Maximilian podrapał się po brodzie w zamyśleniu, spoglądając tym samym na mężczyznę. Dzięki niezastąpionym zdolnościom leczniczym jego towarzyszy, na młodej twarzy, po zaciętej walce z wielkoludem nie pozostał ślad.
- I co myślicie? - powiedział nagle, odwracając się do reszty drużyny. - Sto pięćdziesiąt sztuk złota, to wcale nie tak mało, a ta sprawa z karawaną może przecież zaczekać jeden dzień. W tym wypadku przynajmniej wiemy już, na czym stoimy. Raz spuściliśmy im łomot, nie trudno będzie ponowić nasz wyczyn, jeżeli włożymy w to element taktyki i zaskoczenia.
- Maxymillianowi chyba zbyt daleko do chwalebnej śmierci ostatnio było. Uważam, że skoro zobowiązaliśmy się do niezwłocznego odszukania karawany, interesy podrzędnych wiosek muszą poczekać -
Goldor od przybycia w to miejsce musiał stale przypominać innym o ich prawdziwym zadaniu, zaczynało to być męczące. Dalej zwrócił się do starosty:
- Stracili wszystkich swoich w tym ataku, powinniście mieć teraz chwilę spokoju.
- Cóż to? -
zwrócił się Lago do Goldora. - To mnich Lathandera nie chce nieść pomocy potrzebującym i tak dalej? Wcale wszystkich nie stracili, słyszałeś przecież. - Tu krasnolud wzdrygnął się na wspomnienie przesłuchania. - A zadanie z karawaną… sprawa skomplikowana. Możemy potrzebować do tego pieniędzy, jeszcze zanim dostaniemy zapłatę od sióstr. Zarobienie na pomocy tej wiosce może nam pomóc. Złotko pomoże, złociutki, złotko pomoże.
- Cóż -
Chass zaczął nieco filozoficznie nadal bawiąc się sztyletem - [i]nie spodziewałem się, że osobą podnoszącą argument pieniędzy będzie rycerz, mnich Lathandera odmówi pomocy potrzebującym, a do sumienia odwoła się krasnolud. -[i] uśmiechnął się, a w tle rozległ się rechot krasnoluda.
- Może i wychowali mnie mnisi w służbie Lathandera, Lago, jednak nie jest mi on bliższy niż Tyr czy Selune. Wszystko płynie, nie oceniaj zbyt pochopnie.
- Ja bym przyjrzał się bliżej tej sprawie. Ostatnie czego byśmy chcieli, to zostawiać za soba niebezpieczny szlak. Będziemy tędy wracać, być może z częścią ładunku, różnie może być, nie? Lepiej mieć czysty szlak, niż ryzykować zasadzkę. -
dokończył magik wydmuchując powoli dym nosem.
- Ja także uważam, że powinniśmy im pomóc. – zabrał głos Hroth – Kasa nie śmierdzi i na pewno pomoże w naszym dochodzeniu, a tak już bardziej personalnie to szlag mnie trafia, gdy widzę takich cwaniaczków co to ledwie od cycka matki ich odciągnęli, a już się za wielkich samców alfa uważają i tworzą kółka wzajemnej adoracji żerujące na nieszczęściu innym – kapłan z cichym warknięciem uderzył w stół – Zajebmy skurwieli, w sumie co nam szkodzi, karawana już pewnie i tak nigdzie nie ucieknie.
- Powinniśmy najpierw odnaleźć karawanę, uporać się z miejscowymi bandziorami możemy równie dobrze w drodze powrotnej -
skwitował półelf, uważnie notując w głowie dobór słów Hrotha.
Zaciekawiona Ritsuko pochyliła głowę i oparła podbródek na dłoni, śledząc zabiegi Chass'a. Pentagram był, świece były i dziwne znaki również. Nie było tylko demona. Postanowiła przemilczeć temat, żeby znów nie uderzył w nią jakąś ludową mądrością.
- A czy ten Kieł cały czas siedzi w swojej jamie... - rozważała - je jaskiniowe grzyby, korzonki i podciera liśćmi. Co o nim wiesz? - zapytała Hagway'a.
- Zwykły bandzior, jakich wiele - odparł starosta. - Wiadomo mi o nim tyle, co nic. Napada ze swoją bandą na podróżnych i słabo chronione transporty. Pełno takich.



Dziewczyna z Kara-Tur rozejrzała się uważnie za obecnością niepowołanych uszu, zniżyła głos do poziomu szeptu. Mówiła powoli, z zimną bezwzględnością.
- Chcesz pomocy... dobrze, ale na naszych warunkach. Wyjedziemy stąd, oficjalnie... a ty odeślij do Kła jednego z tych swoich pojmanych zbójców. Żeś teraz taki biedny i bezbronny, i że chcesz się ugadać co do miesięcznych danin, odbioru pierwszej. Niech tu przyjdą. Możemy walczyć, ale na naszym terenie. Bogatym w niespodzianki - chytrze zmrużyła oczy.
- Niezły plan Ritsuko – kapłan zniżył głos i pokiwał z aprobatą głową – Problem w tym, że bandyci pewnie będą woleli przyjść i zabrać wszystko zamiast umawiać się na jakieś daniny, to raz, a dwa, że Kieł się tu raczej osobiście nie pofatyguje, od tego ma swoich przydupasów na pewno. Może lepszym pomysłem byłoby przygotowanie jakieś zasadzki na ich terenach, albo zaczajenie się na jakąś grupę wypadową by osłabić ich siły. Zastanawiam się też jakim cudem używają takiej silnej magii, nawet jak był to zwój to kupno takiego u maga pewnie przewyższyło by możliwości rabunku w tej wiosce. A jeśli mają maga w swoich szeregach to mierzenie się z nim trzeba z pewnością starannie zaplanować…
- Zależy, czy głupi, czy coś im w głowie siedzi -
Ritsuko odpowiedziała Hrothowi - Rabunek zrodzi opór, więc będą i trupy. Dużo lepsze jest ugadanie się z osadą. Spalony sklep nie przynosi zysków. Miesięczny haracz tak - rzekła z miną znawcy. - Na drugie nawet nie liczę, więcej trupów tu, oznacza mniej ludzi pod bronią tam. Dodatkowo Enry i jego straż na pewno nam pomogą, prawda? Taką ładną osadę tu macie... beczki z prochem umieszczone na wozie z daniną, fiolki z duszącym gazem pośród zbóż i miedziaków - rozmarzyła się, układając na stole makietę pola walki z okruchów chleba.
- Proch? Duszący gaz? - Hagway spojrzał na Ritsuko, jakby ta spadła z księżyca. - To nie Derlusk, nie mamy tutaj alchemicznych dziwactw.
- Taak, kompletna dziura -
wdychane powietrze zapachniało Hissori nad wyraz wiejsko. - Burza jest wam gniewem bogów, a szczyny skrzatów kwaszą mleko. Łączenie pospolitych minerałów to wielkie dziwactwo. I moich zapasów na was szkoda.
- Tylko czy ten ich szef przyśle tu wystarczającą liczbę swoich, by bawienie się w taki fortel się opłacił? -
zastanawiał się głośno Lago. - Przecież najpierw trzeba ustalić wysokość daniny, a do tego wielu ludzi nie trzeba. Chyba że… no do tego by musieli przysłać kogoś sensownego, nie jakiegoś bezmózgiego chłystka, więc może i warto wyciągnąć… Nie wiem, na razie to tyle uwag, co reszta na to?
- O ile nie jest idiotą, to Kieł każe przyjść z daniną do siebie, lub na neutralny grunt -
zauważył Goldor - to oni stawiają warunki, możemy przygotować kilka pułapek, ale równie dobrze mogą one posłużyć za fortyfikację miasta, kiedy my udamy się w swoją stronę… Czy ktoś tu jeszcze ma godność i zamiar wykonania swojej właściwej pracy?
- Pełen sprzeczności jesteś, mnichu -
odparł krasnolud. - Ale o to mniejsza. Jeśli mamy wykonać zlecenie kupczyń, możemy potrzebować złota - na przykład na wykupienie jakiejś informacji, gdyby… ekhem… metody Ritsuko były nie do zastosowania. Albo czyjejś usługi, czy chociaż na jakiś sprzęt. Zaginięcie karawany kogoś takiego, jak siostry Lewyn, to nie w kij pierdział.
- Nie podejrzewam, że ów Kieł zjawi się tutaj ze wszystkimi swoimi przydupasami -
wtrącił się Chass. Sztylet przestał wirować i opadł z powrotem na stół. - To za głupie nawet na półorka. Poza tym, musielibyśmy założyć, że nikt nie uciekł i nie powiedział o porażce, a wysłany trep nie opisze jak rajd się nie powiódł. Nie, Kochani - magik potrząsnął przecząco głową - Nie będziemy w stanie zastawić na niego pułapki tutaj, ale mamy informacje, o których on nie wie - jesteśmy w stanie zaskoczyć go na jego własnym terytorium, ale musimy się do tego dobrze przygotować.
- I prośba -
Chass ściszył głos - nie rozpoiadajmy tak beztrosko o naszym zadaniu.
 
psionik jest offline  
Stary 11-12-2015, 12:09   #19
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Lago usiłował ciągle zachować zimną krew podczas przesłuchania. Coś tam chwilami bąknął, że bandyta chyba naprawdę już nic nie wie, ale nie było to zbyt głośne - Ritsuko mogła tego nawet nie słyszeć w swym zapamiętaniu - bo Lago skupiał się bardziej na tym, by przypadkiem nie dostać odruchu wymiotnego. Owszem, sam myślał o tym, by takimi rzeczami bandytę nastraszyć - ale tylko nastraszyć, a gdyby nie poskutkowało, zastosować metody bardziej... tradycyjne. To metodyczne, staranne kłucie igłami, bez śladu jakichkolwiek emocji, ba, z tym miłym uśmiechem i pieszczotliwością, wzbudziło w krasnoludzie poważne wątpliwości co do poczytalności towarzyszki.

Śniadanie Lago jadł powoli, by go przypadkiem nie zwrócić w formie odrobinę strawionej - wciąż miał głowie to, co działo się podczas przesłuchania... i co musiał czuć jeniec. Nastrój poprawiła mu nieco możliwość przyjrzenia się klejnotowi przyniesionemu przez miejscowych, wyszlifowanemu agatowi. Był to Co prawda, jak na krasnoluda nie znał się na tym zbyt dobrze - był wojownikiem, nie jakimś jubilerem - jednak wystarczająco, by móc go wycenić. Zamyślił się przy tym nad swoimi krasnoludzkimi korzeniami, głaszcząc się dziwnie intensywnie przy tym po dokładnie wygolonym podbródku - smętnie rozpamiętywał swój klan, którego nie widział już tak długo, i być może już nie zobaczy. Normalnie nie wpadał w takie smętne myślenie, ale obecność przy, jego zdaniem, całkowicie chorych torturach znacząco wpłynęła na jego nastrój.

Wreszcie jednak, z pewnym wysiłkiem woli, dziwnie teraz potrzebnym mimo swej praktyczności, Lago wrócił na ziemię, by rozważyć z kompanami dalsze plany. Pieniądz sam się nie zarobi.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 11-12-2015, 23:41   #20
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Najemnicy w najlepsze roztrząsali problem pozostałych przy życiu bandytów. Choć od pewnego miejsca ich narada zaczęła przypominać rozważania wędrownego rwacza zębów nad usunięciem korzenia pozostałego w dziąśle - z której strony, za ile i czy w ogóle ruszać?

- Nie słuchacie, tu nie chodzi o zamach na watażkę, tylko o wykrwawienie jego ludzi - Ritsuko sarknęła. - Neutralny teren? To już jawne okazanie słabości, strachu przed bandą wieśniaków, niedopuszczalne. Radźcie, dostosuje się, tymczasem... - wstała od stołu i już poza wszelką konspiracją rzuciła głośno - Ślepiec ma rację, co nas obchodzi wasza zawszona wieś! Są ważniejsze sprawy! - "Maska za maską, nic nie jest prawdziwe, wszystko jest kłamstwem, w wydźwięku cholernie satysfakcjonującym kłamstwem".

Maximilian odezwał się w końcu, mieląc w kawałek chleba.
- Bandyci jeszcze nie zdobyli wioski, prawda? Więc dlaczego prawicie, jakbyśmy jednak wczoraj polegli? Hmm… A może ta tarcza zbyt mocno przywaliła mi w łeb i czegoś nie rozumiem z waszej gadki? Niemniej jednak, trzeba coś zrobić. Bez zapasów, z bandytami na karku ta wioska może nie przetrwać do naszego powrotu. Dobry plan się przyda, jednak nie możemy czekać zbyt długo. Po nocnym ataku bandyci są rozproszeni, wyczerpani i z pewnością nie spodziewają się szybkiej kontry. Ten ich mag też jest pewnie zmęczony przez te fajerwerki. Obie strony ucierpiały na wskutek tego nocnego ataku. Trzeba wykorzystywać okazję, albo stracimy najlepszą szansę na pozbycie się bandytów - wraz z końcem wypowiedzi, rycerz przełknął ostatni kawałek śniadania, zdecydowanie zbyt skromnego by nasycić go w pełni.

Hagway, przysłuchujący się wymianie zdań z coraz większym zniecierpliwieniem i coraz to bardziej czerwoną twarzą, miał dosyć. Rąbnął pięścią w stół, aż zadzwoniły talerze i zaklął pod nosem.
- Jak baby przy studni - warknął w stronę najemników. - Za moich czasów nie mielibyście żadnego zlecenia, dyskutując jak przekupy na targu. Udawane negocjacje z tą bandą nie wchodzą w grę, nie w obrębie wioski lub jej okolicy. Straciliśmy wczoraj wiele osób i nie zamierzam ryzykować życia lub zdrowia reszty, rozumiemy się? Kto wie, co ten ich czaromiot ma jeszcze na podorędziu. Szczyle, których złapaliśmy, nie byli zbyt pomocni w tej materii. On - tu wskazał na Maximiliana - dobrze prawi. Szybki kontratak weźmie ich z zaskoczenia, a jeśli wierzyć więźniom, nie zostało ich za wielu.

- Za twoich czasów drużyna między sobą się nie naradzała? - zdziwił się ironicznie Lago. - Nieważne. Mała garstka ludzi, która dałaby się zwabić, to żadne wykrwawianie, jak już mówiłem, więc też jestem za tym, by się pozbierać i zaskoczyć ich tam, gdzie są.

- Ach, więc wyście się naradzali - ripostował równie ironicznie Hagway. - Wybaczcie, musiałem się pomylić, bo brzmiało jak przekomarzanie się momentami.

- Nie ma sprawy Koleś, dawno nie widziałeś akcji, masz prawo nie pamiętać - uśmiechnął się Chass zapalając tyton owinięty w bibułę. - Podsumowując, weźmiemy tę robotę, a nad konkretnym planem zastanowimy się we własnym gronie, tak? - spytał towarzyszy.

- Tak. Weźmy tę robotę. Nie zaszkodzi pomóc, a i zyskamy przy tym trochę doświadczenia jak i kilka dodatkowych sztuk złota - zgodził się z Chassem Maximilian. - A co do planu, to nie ma co kombinować. Na bandytów wystarczy prosta zasadzka. Skomplikowane plany mają to do siebie, że: po pierwsze, musimy trafić na dogodne warunki do ich wykonania, po drugie, nikt z nas nie może spieprzyć powiężonego mu zadania, po trzecie, bandyci nie mogą się zorientować co jest grane. Jeżeli jedna z tych rzeczy się nie powiedzie, to stracimy element zaskoczenia i możemy niepotrzebnie narazić swoje życie. A jak wyruszymy już zaraz, to może uda nam się jeszcze załapać na obiad.

- Trochę się dzisiaj namęczyłem z łataniem was, jeśli chcecie wyruszyć natychmiast weźcie pod uwagę, że także moje zdolności sa dzisiaj dość ograniczone - wtrącił Hroth.

- Ich mag nie jest potężny, więc nie zdziała dużo, ale czy ktoś widział, by rzucał jakieś inne czary oprócz tego ze zwoju? - Chass spytał Hagwaya zbierając jednocześnie świece i zmazując krąg mocy. - Max, będziesz lecieć na ‘ura i nadziejesz się na kolejną kulę ognistą. Potrzebujemy planu, ale faktycznie musimy się spieszyć, jeśli chcemy ich złapać z zaskoczenia.

- A gdzie ja mówiłem o leceniu na ‘ura? Mówiąc “prosty plan” miałem na myśli coś, czego nie da się spieprzyć na setki sposobów i łatwo można wdrożyć w życie - odparł rycerz.

Chass westchnął wznosząc oczy do nieba. Nie miał siły tłumaczyć prostemu żołdakowi zawiłości paraleli.
- Hagway, czy komuś z napastników udało się uciec?

- Nie ma pewności - odparł stary wojownik. - W tym całym chaosie uciec było bardzo łatwo. Co do czaromiota, to do tej pory nękał nas prostą magią. Na pewno potrafi wyczarować strzały z kwasu, podziurawił nam nimi palisadę.

- Kwasowa strzała to nie taka prosta magia, kolego. Dobra, zbierajmy się. My jesteśmy chyba gotowi, a przeciwnicy będą potrzebować czasu na przegrupowanie się- magik zwrócił się do towarzyszy zaciągając fajkiem.

- No w końcu! Najwyższy czas! - ryknął z zadowoleniem Maximilian, wstając z rozmachem od stołu, niemalże go przewracając. - Karczmarzu! Kiedy wrócimy, spodziewam się zastać tutaj porządny obiad!
 
Cai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172