Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2015, 19:34   #26
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Paryż po północy był przede wszystkim Paryżem nocnych ptaszków. Kieszonkowcy, rzezimieszki, żebracy, panienki wykonujące najstarszy ponoć zawód świata... całe to towarzystwo zniknęło z ulic wraz ze zniknięciem tych, na których żerowali - porządnych, uczciwych ludzi. Wszak żaden kupiec nie szedł teraz do domu, niosąc za pazuchą całodzienny utarg, żaden mieszczanin nie paradował z wypchaną kiesą, żaden szlachcic nie wędrował ulicami z pełną sakiewką.
Ze swych nor wypełzły na ulice najgorsze męty, ci wszyscy, którzy nie śmieli wystawić głów na światło dzienne. Oczywiście była wśród nich elita złodziejskiego fachu - ci, co nocami włamywali się do domów, lecz pozostali to były zazwyczaj najgorsze szumowiny, z gatunku tych, co dla garści miedzi poderżną komuś gardło, za sztukę srebra sprzedadzą swą matkę, a kompana zadźgają z byle powodu.
W tej porze nocy mądrzy ludzie leżeli w łóżkach, a nie wałęsali się po ulicach, a jeśli już musieli, to robili to w licznej kompanii lub też brali powóz.
Mądrzy ludzie.

Spacer i trzymanie się za rączkę to ponoć preferowana przez zakochanych metodą przemieszczania się. Zazwyczaj jednak światło dnia przyświecało takim spacerom, czyniąc je przyjemnym sposobem spędzenia czasu z drugą osobą. Tej parze jednak za jedyny blask oświetlający drogę przed ich stopami, służył cienki sierp księżyca.
Poza tym spacer pary zakochanych nie polegał na kurczowym trzymaniu dłoni jednej osoby przez drugą, w obawie, by nie stracić z nią kontaktu.
- Już chyba jesteśmy dosyć daleko, by móc wrócić do realnego świata - zaproponował Raul.
Desire najchętniej została by w szarej strefie, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że jest ona przyjemnym miejscem tylko dla jednej osoby.
- Jak sobie życzysz - odparła więc, odrzucając delikatnie ów bezpieczny płaszcz i mrużąc oczy przed barwami świata realnego.
Szara strefa była bezpieczna, równocześnie jednak dla Raula stanowiła śmiertelne wprost niebezpieczeństwo, o czym zdołał się przekonać nie tak znowu dawno temu. I z tego też powodu odetchnął z pewną ulgą, gdy dokoła, miast szarości, ujrzał równie szary, lecz jednak całkiem normalny świat.
Do pałacu mieli kawałek, jednak tym Raul się nie przejmował.
- Jakie masz plany? - zapytała Dess, uważnie obserwując okolicę, aby dostrzec ewentualne niebezpieczeństwo zanim zacznie im faktycznie zagrażać.
- Zdobyłem pewien dokument, związany z moją rodziną. Muszę się z nim zapoznać. Potem zobaczymy. Zamieszanie, jakie się zrobi po zniknięciu Richelieu, trochę potrwa. To da nam czas byśmy się mogli zorientować, kogo trzeba będzie poprzeć.
- Na wszelki wypadek dobrze by było opracować ewentualne drogi ucieczki. Najlepiej więcej niż jedną - odparła służka. - Pozostaje także kwestia twej ciotecznej babki. W tym dokumencie mogą znajdować się informacje, które wskażą ją jako kolejny cel.
- Może poznamy opinię kardynała. Albo jego plany. Ale ten pałac wolałbym oszczędzić - powiedział Raul. - Bez względu na zawartość tego pisma.
- Jak sobie życzysz - odparła. - Postaram się omijać wszelkie lichtarze - dodała, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Będę wdzięczny. - Raul również się uśmiechnął.
- Nie mogę jednak obiecać że oszczędzę hrabinę - ostrzegła lojalnie.
- Nie należy obiecywać rzeczy, których nie można dotrzymać - odparł.
- Czy służba także powinna zostać oszczędzona wraz z pałacem? - zapytała, woląc mieć jasny obraz tego, na co będzie mogła sobie pozwolić.
- W tej chwili nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, kto jest wierny rodzinie, a kto był na żołdzie Richelieu. Brak mocodawcy spowoduje panikę, to pewne. I wtedy zobaczymy, czy i kogo się pozbyć.
Dess skinęła głową w odpowiedzi, jednak jej skupienie na słowach Raula była tylko częściowe. Większość poświęcała zaułkowi, obok którego mieli wkrótce przejść. Cichy alarm, który rozbrzmiał w jej głowie, skłonił dziewczynę do sięgnięcia po sztylet ruchem powolnym i ostrożnym. Nie chciała za szybko rozpoczynać działania ani też spłoszyć ewentualnych napastników. Przymknęła oczy skupiając wszystkie zmysły na wybadaniu owego miejsca. Na jej ustach błądził lekki uśmiech, pełen oczekiwania na to co miało nastąpić.
- Mamy towarzystwo - wyszeptała, pochylając głowę nad ramieniem swego pana.
Raul skinął głową.
- Też mi się tak zdawało. Ilu? Jak sądzisz?
Nie musiała zgadywać. Ich oddechy były aż nazbyt głośne dla spotęgowanego szarością słuchu dziewczyny.
- Czterech - oznajmiła z pewnością w głosie.
- Niezbyt wielu. Biedacy. Załatwimy to po cichu, czy z rozmachem?
- Wedle twego życzenia - wyszeptała, a uśmiech jej nieco się pogłębił.
- Skoro jest ich tylko czterech, to załatwimy to po cichu, ale efektownie - odparł, wyciągając rapier i sztylet. - Dzielimy się pół na pół.
- Tylko dwóch dla mnie? - przymarudziła wesoło. - Cóż, niech i tak będzie, mój panie - dodała cicho, gdyż byli już o krok od zaułka i wyraźnie wyczuła że napastnicy są gotowi do działania.
- Szanowni państwo na spacerze? - zapytał pierwszy, wyłaniając się z cienia. Wysoki, acz chudy, nie sprawiał najgorszego wrażenia. Zadbany strój może i nie wyszedł spod ręki najlepszego z krawców, nie była jednak byle jakim. Także rapier w dłoni jego wyglądał na dobrej roboty oręż.
- Piękna noc na spacery - dodał drugi, niższy nieco i bardziej przy kości. Wyraźnie też biedniejszy, acz i u niego miecz był porządny, wyraźnie wykazujący dbałość z jaką się z nim obchodzono.
Pozostała dwójka nie rzekła nic, tylko obeszła pierwszych z boku, odcinając Raulowi i Desire obie drogi ucieczki.
- Który z nich bardziej ci się podoba? - zagadnął Raul, nie odpowiadając na zaczepkę.
- Tego wysokie zostawię tobie, może więc ten niższy? - odparła Dess uważnie przyglądając się obojgu. - Tamci po bokach i tak znaczenia nie mają.
- O czym wy gadacie? - zainteresował się wysoki, spoglądając na nich podejrzliwie jednak z dużą dozą lekceważenia.
- Zgoda - odparł Raul.
Ponownie zlekceważył pytanie przywódcy bandytów, co było zdecydowanie sprzeczne ze wszelkimi konwenansami. W tej jednak chwili szło nie o dobre wychowanie, lecz o pozbawienie tamtych życia.
Kolejne konwenanse i zasady dobrego wychowania łamiąc Raul, miast się przedstawić, tudzież poprosić swego przeciwnika o nazwisko, zaatakował.
Nie tamtego wszakże, który zadawał pytania, a tego, który zachodził go z lewej. Błyskawiczny wypad i celne pchnięcie wystarczyło, by opryszek wypuścił trzymaną w dłoni solidną pałkę. A Raul natychmiast wrócił na swoje miejsce, gotów do stoczenia właściwej walki.
Jego towarzysza zaś w pełni zignorowała napastnika z boku, skupiając się na niższym z dwójki, która przemawiała. Kuferek nieco przeszkadzał, jednak nie na tyle by miało to jakiekolwiek znaczenie. Z wesołym śmiechem zniknęła w szarości, by w jej bezpiecznych ramionach podejść do swej ofiary. Jego na wpół zdziwiona, na wpół przerażona twarz sprawiła jej przyjemność. Ostrze wbite w szyję, także. Podobnie jak rzężenie jakie wydobyło się z jego ust wraz z krwią. Wyszarpując sztylet, pchnęła ciało napastnika do tyłu, by nie przeszkadzał Raulowi w jego zabawie. Sama zaś zwróciła się do drugiego z tych, którzy zostali jej przeznaczeni. Ten bowiem nie widząc swego wcześniejszego celu, zwrócił się w stronę tego, którego widział. Desire uznała iż musiał on mieć nie do końca po kolei w głowie, skoro parł do przodu niczym oszalały koń. Podłożenie nogi w sposób znaczny przeszkodziło jego zamiarom. Zwalając się na ziemię wydał z siebie pełen zdziwienia jęk.
Porzucając szarą strefę, wyłoniła się przy nim, pochylając by spojrzeć w owe głupawe oczy.
- Niemal mi cię żal - rzekła, tuż przed tym jak wbiła sztylet w jego czaszkę. - Niemal - dodała wycierając ostrze i odwracając się by obserwować walkę Raula.
Jedno trzeba przyznać przywódcy bandytów - miał odwagę i, widząc klęskę swych kompanów, nie rzucił się do ucieczki.
Prima, kwarta, sekunda, tercja... Pchnięcia, cięcia, uniki, riposty i odbicia.
Przez parę chwil Raul sprawdzał umiejętności swego przeciwnika. Nie dało się ukryć - nie należał do prostaków, którzy machali rapierem jak baba miotłą. Szkolenie jakieś miał, a pewnie i doświadczenie. Z paru walk zapewne wyszedł cało i pewnie walka w mroku też nie była mu obca. To jednak nie mogło wystarczyć.
Raul sztyletem odparował pchnięcie, potem sam zaatakował. Zbir odbił jeden, drugi cios, jednak jego reakcje stawały się ciut wolniejsze. Mógł nie mieć wprawy w długiej walce, a mógł też po prostu udawać.
Raul nie zamierzał tego sprawdzać. Zwodem zmylił przeciwnika, po czym, odtrąciwszy broń przeciwnika, wbił mu rapier w pierś.
Zbir przez chwilę jeszcze stał, a potem nogi się pod nim ugięły. Wypuścił rapier z dłoni i zwalił się na bruk.
Raul stopą odsunął rapier przeciwnika na bok, po czym upewnił się, że zbir nie żyje.
- Zostawiamy ich tak? - zapytała, przeciągając mięśnie i uśmiechając się wesoło. - Czy zaciągamy do tego zaułka z którego wypełźli?
- Niech sobie tu odpoczną - odparł Raul. - A nuż za któregoś jest jakaś nagroda i ktoś się ucieszy.
Pochylił się, by podnieść rapier pokonanego bandyty. Szkody by było, by wpadł w łapy kolejnego zbira. Przy okazji sprawdził dłonie opryszka. Ciekaw był, czy to czasem nie jakiś zdeklasowany szlachcic.
- No proszę - mruknął, ściągając z palca tamtego pierścień. - Jakiś de Mailly... Ciekawe, czy z nudów napadał na przechodniów.
Schował pierścień do kieszeni, po czym wytarł ostrze rapiera w kaftan tamtego.
- Niech ci ziemia lekką będzie - powiedział.
- Jeżeli chcemy ominąć podobne atrakcje przydałby się fiakr - oznajmiła jego służka, nie wspominając o drugiej możliwości. - Powinniśmy jakiegoś poszukać - dodała, ściągając z zabitego szlachcica jego pelerynę i zarzucając ją na ramiona.
- Może po drodze jakiegoś znajdziemy. - Raul skinął głową.
- Nie musimy go jednak szukać zbyt wytrwale - oświadczyła, uśmiechając się.
- Tylko jeśli będzie usiłował nas rozjechać. Znaczy, nadziejemy się na niego.
- Jak sobie życzysz - skłoniła lekko głowę.

Najwyraźniej jednak paryscy fiakrzy uważali, że nocne jazdy po mieście nie należą do najbardziej opłacalnych. Albo też wędrująca przez noc para miała pecha...
Jak się okazało, po północy łatwiej było się natknąć na bandę pijaków, lub bandę zbirów, niż na zwykły powóz, do którego można by wsiąść i pojechać tam, gdzie się chce.
Szczęściem do pałacu hrabiny nie była aż tak daleko, by stanowiło to problem. Budowla pogrążona była w mroku. Najwyraźniej jego właścicielka nie marnowała nocy na czekaniu. Czyżby oczekiwała, że nie powrócą? Odźwierny jednak nie spał i otworzył drzwi przed młodym panem, pochylając głowę w geście szacunku.
Peleryna umarlaka zdołała zasłonić suknię Dess w stopniu wystarczającym by ślady krwi nie były widoczne. Nie mogła jednak pozostawić jej w takim stanie na dłużej. Nakazała więc by przyniesiono balię wody do jej pokoju, co nie spotkało się z życzliwym przyjęciem, jednak wystarczyło surowe spojrzenie Raula by wszelkie “ale” umilkły. Podążając za swym panem zastanawiała się, jakie konsekwencje czekać ich będą za czyny, których się dopuścili. Nie było cienia wątpliwości co do tego, że nie pozwoli, by Raulowi stała się z tego powodu krzywda. Miała jednak pewne ograniczenia, nie była bogiem. Być może zostaną zmuszeni do ucieczki poza granice. Kto wie, może nawet wyjdzie im to na dobre…

Balię wniesiono i napełniono wodą. Desire czekała cierpliwie, stojąc w otwartych drzwiach dzielących jej pokój od komnaty wicehrabiego. Gdy kąpiel była gotowa, odprawiła rozespane służące i dopiero wtedy zrzuciła płaszcz, który ją okrywał. Suknia nieprzyjemnie zesztywniała od pokrywającej ją kwi, sprawiała jej pewne problemy jednak nie były one na tyle poważne by nie dała sobie z nimi rady. Rękawiczki, trzewiki, nawet spodnia suknia. Wszystko skąpane było w krwi. Przyjemne wspomnienia napłynęły do jej umysłu wprawiając ją w wyśmienity humor. Gorąca kąpiel była zaś wiśnią na torcie tej nocy. Wiśnią, której kosztowania nie należało przedłużać. Odganiając zmęczenie, które wraz z ciepłem przeniknęło do jej ciała, zakończyła ową przyjemność w czasie wystarczająco krótkim by woda nie zdołała ostygnąć zbytnio. Wszak musiała się zająć częściami garderoby, które ucierpiały przy okazji swawoli, jakich się dopuszczała. Zmycie krwi z sukni zajęło jej nieco czasu, tym bardziej że skórę należało także pokryć warstwą specjalnego wosku, dzięki któremu przy kolejnym razie wystarczyć powinno przetarcie jej szmatką. Nauczona doświadczeniem tej nocy, zadbała także o pozostałe części owego roboczego stroju, obiecując sobie na przyszłość dbanie o owe drobne szczegóły. Także ostrze, którym posługiwała się w trakcie spotkania w celi należało odpowiednio oczyścić. Pochwa na sztylet także tego się domagała.

Czynności te zajęły jej dość czasu by Raul mógł w spokoju przejrzeć zabrane przez nich dokumenty. Narzuciwszy na siebie tylko lekką suknię nocną, wkroczyła do jego komnaty by dowiedzieć się jakie to informacje wykradli świętej pamięci kardynałowi.


Raul na zmianę stroju nie potrzebował ani kąpieli, ani dużej ilości czasu.
W stojącym na kominku dziele jednego z następców Henleina duża wskazówka przesunęła się o trzy raptem kreseczki, gdy przebrany w bardziej domowy strój Raul zapalił wszystkie świece i zasiadł przy biurku, by w spokoju zacząć przeglądać dokumenty, zabrane z gabinetu jego (nieżyjącej już) ekscelencji.
A rzeczy tam opisane do takich należały, że kłopoty paru osobom sprawić mogły, gdyby na jaw wyszły.
Pożyczka udzielona jednemu z książąt włoskich, sprzedaż dwóch biskupstw, porozumienie z pewnym hiszpańskim donem, paru wysoko postawionych Anglików na liście płac, kolejny książę, dla odmiany rosyjski.
Macki rozsnute przez kardynała sięgały daleko. Do Cesarstwa Niemieckiego również.
To jednak była tylko polityka, zaś o prawdziwych planach Richelieu dowiedzieć się z nich nic nie można było.
- Psu na budę. - Raul odsunął kolejne pismo, po czym zabrał się za czytanie najważniejszego, jego zdaniem, dokumentu. Tego, w którym pojawiło się nazwisko de Riquet.
Nazwisk było tam kilkanaście, a przy każdym widniała nazwa posiadłości. A raczej majątku ziemskiego czy zamku, które - jak Raul się orientował - nijak do owych osób należeć nie należały. Cóż więc kardynał miał zamiar zrobić z właścicielami? Na dodatek owi właściciele należeli do uznawanych za tych, co popierali władzę królewską...
Przy nazwisku Marie de Riquet widniała nazwa Chenonceau. Skreślona. Podobnie jak i nazwisko. Czyżby hrabina przestała zasługiwać na zaufanie? A skreślenie nie wyglądało na zrobione dzisiaj czy wczoraj.
Było jeszcze jedno skreślenie. Hrabia Clermont. A czym ten się naraził kardynałowi? Plotki mówiły, że wypadł z łask króla i musiał się udać do swych włości. Było to polecenie Ludwika Trzynastego, czy może jednak Jego Eminencji?
- Dziwnie to wygląda - powiedział Raul, gestem nakazując Desire, by usiadła. - Gdy to czytam to odnoszę wrażenie, że Richelieu zaplanował pozbycie się tych, co zawsze wspierali króla. Na wzmocnienie władzy królewskiej to bynajmniej nie wygląda. Wprost przeciwnie.
Z tego, co wiedział Raul, to byli i są najwierniejsi ludzie króla. Łatwo sobie wyobrazić co się stanie, gdyby ich zabrakło.
Służka posłusznie spełniła polecenie pana, podchodząc i siadając.
- Pozbywanie się wszystkich byłoby nierozsądne - odparła, wyrażając własne zdanie. - Chyba, że planował uczynić to w krótkich odstępach czasowych. W innym wypadku szanse sukcesu byłyby znacznie niższe. Wątpię by optował za opcją ryzykowną, gdy wystarczyło poczekać, przekupić część, część zabić, a innych zdyskredytować w oczach monarchy.
Gdyby to ona była na miejscu kardynała, wybrałaby powolniejszą opcję.
- Jeżeli jest jak mówisz, to świadczyłoby to o tym, że ktoś wywierał na niego nacisk. To z kolei mogłoby tłumaczyć naszą obecność w owych planach.
- Są dwie możliwości w takiej sytuacji. Albo by chciał za naszą pomocą pozbyć się tych z listy, albo też pozbyć się tego kogoś od nacisków.
- Tylko - mówił dalej Raul - nie do końca rozumiem chęć osłabienia króla. Po Ludwiku Trzynastym na tron wstąpiłby jego syn. Ewentualny inny następca na razie nie wchodził w grę. Ale gdyby usunąć króla, pozbyć się tych najwierniejszych, którzy wsparliby małego Ludwika... Kardynał miałby wtedy jeszcze większą władzę, niż obecnie. Zanim Ludwik osiągnąłby pełnoletność, pewnie bez kardynała nie zdołałby wybrać kaftana czy kapelusza.
- Osłabiony król, mocniejsze wpływy kardynała… Może sojusz z innym królestwem? Może chodziło mu tylko o umocnienie swojej pozycji. Może sam chciał przejąć władzę tylko dla siebie. Kto wie, co kryło się w jego głowie.
Bez wątpienia było już za późno by się dowiedzieć.
- Czy wśród tych dokumentów znajduje się coś, co mogłoby przydać się nam w razie konieczności ucieczki? - Zadała pytanie, które nieco bardziej ją interesowało od planów martwego ojca. - I czy znalazłeś coś co tłumaczyłoby udział hrabiny.
- Gdybyśmy chcieli zrobić nieco zamieszania, to treść tych listów z pewnością by nam pomogła. Jeśli chodzi o hrabinę, to ostatnimi czasy nie cieszyła się łaskami Richelieu.
Desire bez wątpienia wolałaby by jego odpowiedź była nieco inna.
- To mogłoby tłumaczyć jej starania - odparła, nie zamierzając odpuścić. Zbrodnia hrabiny wciąż pozostawała bez kary, a takowy stan rzeczy niezbyt się dziewczynie podobał.
- Nie do końca. Sądziłbym, że nie ma o tym pojęcia. Kardynał dał to odczuć hrabiemu Clermont, który teraz nudzi się w swej wiejskiej posiadłości. Marie de Riguet przebywa w Paryżu, a nie pod Tarbes czy w jakimś klasztorze.
- Więc dlaczego posunęła się do próby morderstwa? - Zadała pytanie, które zdawało się ich prześladować od tamtej pamiętnej chwili w ogrodzie.
- Nie mam pojęcia - przyznał Raul. - Jeżeli naprawdę myślała o zabiciu mnie, to powinna była tę próbę powtórzyć setkę razy, do skutku.
- To wciąż była próba, która zakończyłaby się twoją śmiercią - Dess nie zamierzała tak łatwo hrabinie odpuścić. - Zauważ iż stało się to na samym początku naszego w tym miejscu pobytu. Może i było to tylko testowanie naszej obrony, jednak fakt pozostaje faktem. Gdybyś wypił to wino, nawet moje umiejętności by tu nie pomogły. Rozumiem, że jest członkiem twej rodziny jednak wina ta wymaga kary.
Jej zasady były proste, obowiązki także. Likwidowanie tego co zagraża Raulowi było priorytetem. Wszystko inne można było dowolnie interpretować, można było pominąć, zmienić wedle potrzeby.
- Wolałbym, żeby trafiła do klasztoru - odparł Raul. - To jest również dobry sposób na pozbywanie się niewygodnych krewnych.
- Uważam - dodał po chwili - że powinniśmy poczekać ze dwa-trzy dni. Zniknięcie kardynała, pożar jego pałacu... to powinno nieco zamieszać w tym bagienku. Różne ciekawe rzeczy powinny wypłynąć na powierzchnię. No i zobaczymy, jak zachowa się hrabina. Zmartwi się, czy wprost przeciwnie.
- Oczywiście, mój panie - pochyliła głowę, głównie by ukryć swe niezadowolenie. Plan był rozsądny, jednak zwiększał nieco ryzyko, którego ona wolałaby uniknąć. Nikt nie widział żeby wychodzili z pałacu. Widziano ich jak wchodzą. Zapewne, szczególnie w pierwszych dniach, ludzie będą uważać że wydostali się wraz z innymi. Wkrótce jednak zaczną padać pytania, a nie trzeba wiele by wpaść na to, kto jako ostatni widział kardynała. Na dodatek tuż przed pożarem. Z drugiej strony ich nagłe zniknięcie także byłoby podejrzane… Westchnęła, gdyż żadne z wyjść nie wydawało się jej korzystnym. Z ulgą powitała więc uspokajające muśnięcie szarości. Było dokładnie tym, czego w obecnej chwili potrzebowała.
- Z klasztoru wciąż może czynić szkody - powróciła do tematu, który ją interesował.
- Wtedy trzeba będzie się jej pozbyć - odparł Raul. W jego głosie brzmiało zdecydowanie. - Na razie jest cennym źródłem informacji. Może zna plany kardynała, choćby w zarysie.
- Pragniesz ją o nie wypytać? - W jej głosie dało się wyczuć nutkę nadziei. Hrabina wciąż znajdowała się w jej zasięgu. Nieco więcej niż odrobina bólu powinna chwilowo wystarczyć jako zadośćuczynienie za jej grzechy.
- Rankiem. Jak tylko wieść o pożarze i zniknięciu kardynała się rozniesie.
- Dobrze - zgodziła się posłusznie. - W takim razie powinieneś odpocząć - zwróciła mu uwagę.
Raul uśmiechnął się blado.
- Mam nadzieję, że i ty odpoczniesz - odparł.
W odpowiedzi skinęła jedynie głową wstając.
- Dobrej nocy.
 
Kerm jest offline