Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2015, 22:01   #44
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Dawno nie siedziała na motocyklu. Po niespełna kilkuset metrach okazało się jednak, że jazda na motorze to jedna z tych rzeczy, których się nie zapomina, i która niezależnie od okoliczności sprawia przyjemność.
Droga do Burwash Landing minęła bez większych komplikacji a trasa, mimo, że obiektywnie długa, wcale jej się nie dłużyła. Lubiła prowadzić.

Postój zarządzony przez Sandera był doskonałą okazją do rozprostowanie nóg. Szybko zeskoczyła z motocykla, odłożyła na niego kask i wysłuchawszy poleceń ruszyła rozejrzeć się po mieście.

Urokliwa miejscowość otoczona malowniczym pejzażem gór, wody i lasów spowita była ciszą. Meg wzięła głęboki oddech rozkoszując się chłodnym, świeżym powietrzem. Cisza, spokój i okoliczności przyrody sprawiły, że na moment zapomniała o tym, że o świcie uczestniczyła w strzelaninie, która z pewnością była dopiero zapowiedzią tego, co ich czekało. Przez bardzo krótką chwilę liczyło się tylko tu i teraz. Na ziemie sprowadził ją hałas wywołany przez spłoszone ptaki oburzone faktem, że ktoś śmiał zbliżyć się do nich zaburzając tym samym poczucie bezpieczeństwa. Rozejrzała się niespiesznie po najbliższej okolicy.
Powybijane szyby, zdewastowane auta, tablice informacyjne i ogrodzenia. Nic ciekawego. Poruszając się cicho i ostrożnie wkroczyła na nierówny chodnik wijący się między sporym skupiskiem różnej wielkości domów, które mimo wielu różnic miały jedną wspólną cechę – każdy był w jakimś stopniu zdewastowany. Niektóre były tylko popisane sprayem, inne miały powybijane okna, wyrwane drzwi czy spalone ganki. Przed jednym z tych mniej zniszczonych budynków natknęła się na zwłoki. Skrzywiła się lekko, w skutek czego na jej twarzy pojawił się brzydki grymas. Ciało było mocno obgryzione, trudno było określić płeć, nie mówiąc już o wieku nieszczęśnika. Po bardzo pobieżnych oględzinach mogła jednak stwierdzić, że trup leży tu najwyżej kilka dni. Życząc mu miłego odpoczynku z wyrazem niesmaku na twarzy ruszyła dalej. Im bardziej zagłębiała się w osiedlu jednorodzinnych domów, tym więcej oznak dewastacji zauważała. Wyglądała to tak, jakby ktoś niszczył dla przyjemności z niszczenia. Niektóre oznaki pozornie bezsensownej dewastacji wydawały się być całkiem świeże. Potłuczone butelki, porozrzucane śmieci i inne objawy wandalizmu sprawiły, że jej ciało przeszedł dreszcz. Dłoń powędrowała w okolice biodra, by zgrabnym, cichym ruchem wyjąć z kabury pistolet i go odbezpieczyć. Uczucie względnego bezpieczeństwa, które towarzyszyło jej do tej pory opuściło ją zaraz po tym, jak dostrzegła kolejne zwłoki. Leżącym w błocie pośniegowym nieszczęśnikiem zajmował się właśnie duży wychudzony pies.

Zwierzę wyczuło obecność człowieka i uniosło zakrwawiony pysk.
- Cholera – syknęła niemal bezgłośnie, gdy tylko spostrzegła swój błąd w ocenie sytuacji.
Pies okazał się być wilkiem, który najwyraźniej nie był zachwycony jej obecnością. Wpatrywał się w nią a z ociekającej krwią paszczy pełnej ostrych zębów wydobywał się złowrogi warkot.
Mierzyli się wzrokiem wykonując próbę charakteru. Oboje nieruchomi. Każdy z niebezpieczną bronią. Meggie miała wycelowany w zwierzę pistolet. Wilk szybkość, siłę, dzikość, kły i pazury gotowe zadać bolesne rany. Wiedziała, że jeśli będzie zmuszona strzelić, nie zawaha się.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline