Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2015, 22:24   #27
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Na chwilę przed przebudzeniem Revalda

Biesiada trwała w najlepsze, a słońce zdążyło schować się za widnokręgiem. Świeżo sformowana drużyna, po swojej pierwszej wspólnej akcji, w pocie czoła pochłonęła posiłek ufundowany na koszt firmy przez Kamulca. Piwo znikało w ich gardzielach prędko, aż gospodarz dostał zadyszki, co chwila donosząc im dolewki. Rozprawiali oni na tematy raczej błahe, byleby zabić czas, do czasu przebudzenia ich nowego przywódcy. Wszystkich zżerała ciekawość i niecierpliwość odnośnie zadania, dla którego się tu zebrali.

Jedynie najmłodszy Jauffret, od jakiegoś czasu popadł w zadumę i nie udzielał się tak aktywnie, jak to miał w zwyczaju. Oczywiście, jego prawdziwa natura nie dała się na długo poskromić.

- Napijmy się i wznieśmy toast! Znaczy się na odwrót. - Sposępniały od jakiegoś czasu Gaspard, wzniósł kufel w górę. - Za tą przeklętą robotę! Oby śmierć przyszła szybko i bezboleśnie! No pijcie! Możliwe, że po raz ostatni mamy ku temu okazję. W końcu czekać ma nas misja, w towarzystwie samego Revalda Krulla, Czarne Serce! - To powiedziawszy, szlachcic wlał w siebie całą zawartość kufla.

- Mi nie spieszno do grobu i nie będę za to pić toastów. - Rzuciła dotychczas opierająca łokcie na blacie, a na nich bródkę elfka. Nadstawiała długich uszu i przyglądała się towarzystwu ciekawym, acz nieco leniwym wzrokiem. Jej powieki wydawały się jakby nieco ciężkie, lub zamyślone. Nogę zaś zarzuciła jakiś czas temu elegancko na drugą, co moment dyndając lekko, drobną stópką. Uniosła się siadając wyprostowana.
- Za sukces! I za szczęśliwy powrót do domu.. Za wasze zdrowie. Za to mogę wypić toast, chyba że ktoś ma lepszą propozycję? Mmm..?

- Twój bezwzględny optymizm, wzruszył mnie do łez - rzekł Gaspard teatralnie przecierając powieki. - Zaś o sukces nie musisz się martwić. Powiadają, że mieć Czarne Serce po swojej stronie, to prawie pewne zwycięstwo… ale i prawie pewna śmierć. Jeżeli zabawiliście w Legionie trochę czasu, o wasze uszy mogły się obić historie o szalonym Revaldzie, wzorze cnót rycerskich, odwagi, honoru, męstwa, waleczności et cetera, et cetera… Za służbę dla marchii został wyciągnięty z gminu przez samego Markiza, który sprezentował mu tytuł szlachecki. Od ostatnich trzydziestu lat, nie opuścił chyba żadnej prowadzonej przez marchię wojny. Sami widzieliście jak walczył, to nie przelewki. Ale to nie wszystko. Dużo mówi się o jego wspaniałych wyczynach, tu z małą grupką żołnierzy rozgromił hordę barbarzyńców, tam utrzymał szaniec przed armią zielonoskórych. A wszystkie te opowieści łączy jeden fakt, oczywiście poza samym Revaldem… Niewielu jego żołnierzy dożywa końca prowadzonej przez niego kampanii. A wszyscy zostają przy nim tylko dlatego, że jedyną gorszą perspektywą od walki u jego boku, jest dezercja. Czarne Serce nie lubi dezerterów, o czym mogłaby wam opowiedzieć pewna grupa najemników, która tego spróbowała, ale nie wydaje mi się, by ktokolwiek z was potrafił gadać z duchami… Ten mściwy skubaniec ścigał ich nie wiadomo jak długo, ale wszyscy w końcu trafili do ziemi...

Brew elfki uniosła się nieco kpiąco, ale w oczach dało dostrzec się też lekkie rozczarowanie po słowach Gasparda, który jak się zdawało już ją zaszufladkował. On zdawał się jednak niczego nie zauważać i machnął jedynie na karczmarza, kiedy zauważył, że w czasie jego przemowy, zdążył wyżłopać całą zawartość kufla i część napitku siedzącego obok niego towarzysza.

- Ale to nie wszystko… Kiedy w końcu przypomniałem sobie z kim mamy do czynienia, naszła mnie pewna, bardzo nieprzyjemna myśl, odnośnie naszego niewiadomego zadania. Tylko pomyślcie. Skoro ja wiem, jak kończą podwładni Revalda, to jakżeby nasi przełożeni mogli o tym nie wiedzieć? Hm? A więc dlaczego wysłali nas? Nie powinni do tego nająć, bardziej… utalentowanych i doświadczonych podwładnych? Bez urazy, ale widziałem w swoim życiu prawdziwych weteranów, a to co pokazaliście na placu, jest z pewnością poniżej ich miary. Oczywiście, możliwe, że po prostu mieliście pecha i dlatego cudem tylko udało nam się wyjść cało z tego wszystkiego, ale to nie zmienia faktu, że wysłano do tego zadania również mnie. Żeby nie przedłużać, powiem tylko, że nie cieszę się najlepszą opinią żołnierza Legionu Sprawiedliwości. - Gaspard ponownie nawilżył gardło gorzkim piwem i przeniósł wzrok po każdym ze zbieraniny. Szczególną uwagę zwrócił na krągłości jedynej kobiety w drużynie, ale szybko odzyskał wątek. - Tak więc, możliwe są dwie opcje. Pierwsza: zadanie jest banalnie łatwe i nawet niezgrana oddział da sobie z nim radę. Druga: koło chuja im lata, czy przeżyjemy to zadanie, bo i tak nie będziemy dla nich zbyt wielką stratą. A po dzisiejszej akcji, chyba wszyscy możemy domyślić się, która z tych opcji jest bardziej prawdopodobna.

- Mogli też nie mieć pieniędzy na weteranów i wzięli kogokolwiek licząc, że może się uda - powiedział Robert swoim zwyczajem patrząc na sufit karczmy i w piwo swojego dziadka, co oznaczało, że spogląda w oczy Gasparda - Poza tym, uważam, że nie mieliśmy pecha. Po prostu było posterunków i zostaliśmy wzięci z zaskoczenia. To był błąd, a nie przykry zbieg okoliczności.

- To my ich chyba zaskoczyliśmy. Gdyby było inaczej, to pewnie zajęliby się nami, jeszcze przed przybyciem Revalda - odparł Gaspard.

- A może po prostu wystawili nas - powiedział Malcolm - tanio im wyszło, my narobimy rabanu, malowniczo polegniemy. A gdzieś tam chyłkiem, prawdziwa grupa weteranów załatwia wszystkie sprawy.
Zamieszał w cynowym kubku łyżeczką dolaną miksturę i siorbnął głośno. Tym razem pamiętał by wyjąć łyżeczkę i nie narażając oka.

Na moment Lairiel uchwyciła spojrzenie Gasparda, ale zaskoczona nim, z lekkim zakłopotaniem odwróciła wzrok. Splotła palce dłoni słuchając co mają do powiedzenia jej towarzysze, by w końcu wrócić spojrzeniem i unieść się stanowczo. Rozpostarte dłonie oparła na blacie stołu i rozejrzała się z chłodnym wyrazem twarzy.
- Na Seldarine, nawet ja tak nie jęczę! Nic dziwnego że Marchia Kości leży w gruzach, jeśli Legion Sprawiedliwości wypełniają mężczyźni którzy najwyraźniej woleliby znajdować się jak najdalej stąd. Liczyliście na łatwy łup? Na złoto i władzę bez cienia ryzyka..?

- No cóż - odparł Malcolm - w zasadzie to tak. Z cała pewnością mogę powiedzieć, że nie ma między nami idealistów. Ale wrócimy do ważnych spraw, mogę obejrzeć to co znalazłaś przy zabitym, moja droga?

- Faktycznie, nie ma idealistów. Jedynie dekadenci śniący o odzyskaniu dawnego szczęścia.. Jeśli poddacie się już teraz, wszyscy będziemy zgubieni. - Elfka jakby troszkę złagodniała i spokorniała wyciągając medalion. Uniosła go na moment trzymając nad stołem za łańcuszek, by pokazać wszystkim zebranym. Znajdował się na nim herb przedstawiający gryfa na tle wieży. - Znalazłam to przy jednym z bandytów, podobno zwanym Gwidon. Możliwe że przewodził tej bandzie, lecz niestety poległ i się nie dowiemy.. - długoucha wdzięcznie podała medalion Malcolmowi by mógł go obejrzeć z bliska. Postukała nieco nerwowo paluszkami po stole i usiadła.

Gaspard westchnął, spoglądając (tym razem tylko) w oczy elfki.
- Gdybym mógł znaleźć się teraz w dowolnym miejscu na świecie, to wybrałbym to, znajdujące się jak najdalej od tego pieprzonego Legionu Sprawiedliwości i ich “idealistów”. Nie obchodzą mnie bogactwa, chwała, sława, a ta cała marchia zwłaszcza. Dawne dzieje, które przepadły wraz z najazdem orków, nie rozumiem, kogo to obchodzi. Nieszczęśliwy kraj, który potrzebuje bohaterów. Ale ja nie jestem bohaterem. Niestety, w przeciwieństwie do was, jak sądzę, nie jestem tu z własnej woli i jedyną rzeczą, na której mi zależy, to wykonanie tego cholernego zadania i pozostanie przy życiu. Przepraszam, jeżeli oczekiwałaś znaleźć tu lepszych ludzi. Ale ci zapewne od dawna znajdują się pod ziemią.

Lairiel nie odpowiedziała, zamiast tego jej wzrok uleciał gdzieś w niesprecyzowaną przestrzeń. Miękko przymknęła powieki, by za chwilę zakłopotanym wzrokiem wrócić do Gasparda. Wyraźnie spochmurniała, rzucając tylko bardzo cicho w elfiej mowie:
- Kochać i zachować rozsądek nawet bogowi nie jest dane.

- Jesteś taki cyniczny i dojrzały - powiedział z dumą Robert patrząc na lampę i w talerz, co znowu oznaczało twarz Gasparda - Jestem ciekaw, czy teraz opowiesz jakąś historię jak złamano twój idealizm, ale może po prostu będziesz mrocznie milczał, sugerując, że przeżyłeś naprawdę straszne rzeczy - ucieszył się były rycerz zakonny dla którego towarzystwo zgorzkniałych wojowników nie było pierwszyzną - Czasami tak bywa. Ale wracając, znasz te okolice? Domyślasz się dlaczego Gwidon wynajął tych nieszczęśników? Prawdę mówiąc, oni również nie wyglądali na żołnierzy, inaczej nie zostałaby z nas mokra plama. Tylko ten ich dowódca wydawał się coś wiedzieć o wojaczce, reszta to bardziej tacy najemnicy z przypadku.

- Może to Cię zdziwi, ale mój idealizm nigdy się nie złamał. Bowiem nigdy nie istniał. Co wielu innym ludziom nie przypadło do gustu. Niestety… - odparł Gaspard, siląc się na uśmiech i zaraz zmienił temat. - Gdybym wiedział cokolwiek odnośnie tych bandytów lub coś wartego uwagi na temat okolicy, to chętnie bym się tym z wami podzielił. Natomiast zastanawia mnie ta pannica, nie wiem kim jest i jak związek z nią ma Revald, ale to ona musi być kluczem do całej sprawy i może coś wiedzieć. Kiedy się ocknie, postaram się coś od niej wyciągnąć.

- Och - powiedział Robert słysząc, że idealizm Gasparda nigdy nie istniał. Takie postawy się zdarzały bardzo często, zwłaszcza wśród ateistów (zadziwiające, że cały czas można było takich spotkać) i wyznawców gorszych bóstw, ale rycerz nie robił wrażenia owieczki, która chętnie dołączyłaby do stada Pholtusa - Nie chcę dyskutować na temat twojej postawy i stosunku do wyższych wartości, ale zgadzam się, że trzeba porozmawiać z dziewczyną. Ale może poprosimy o to Lairiel? Nie żebym kwestionował twoje zdolności dyplomatyczne, Gaspardzie, ale mam wrażenie, że nasza towarzyszka przewyższa w tym względzie każdego z nas. Co ty na to? - zezowaty rycerz spytał elfkę - Natomiast chciałbym jeszcze zaproponować, aby po spotkaniu z Revaldem zajść do miasta i tam rozpytać o Gwidona. Z tego co się dowiedziałem, to jego ludzie przybyli właśnie stamtąd. Może tam dowiemy się nieco więcej o jego zamiarach.

Przecierająca powiekę Lairiel słysząc swoje imię spojrzała wprost na Roberta i chociaż starała się to ukryć można było zauważyć że oczy miała nieco zaszklone. Szybko jednak nabrała pewności siebie i odwzajemniła się za komplement miękkim uśmiechem, nawet jeśli patrzenie w rozjechane tęczówki rycerza było kłopotliwe.
- Oczywiście. Pomogę na ile będę mogła... - Powiedziała z typowo elfim, dźwięcznym akcentem i odgarnęła rutynowo włosy za długie, elfie uszko.

Gaspard wybuchnął śmiechem i zwrócił się do Roberta.
- Prawda, nie mogę pochwalić się wieloma umiejętnościami, Gnorri może potwierdzić.

Mówiąc to, szlachcic uświadomił sobie, że po raz pierwszy daje krasnoludowi do zrozumienia, że pamięta kim jest. To, że “Młodzik” go pamięta nie ułatwiało zadania Gnoriemu. Nie zamierzał jednak brać udziału w dyskusji. W końcu nie wiadomo kto przysłuchiwał się ich czczej palaninie. Jego towarzysze odkrywali swe oblicza, skrywające pokłady cynizmu. W milczeniu pił kolejny dzban piwa.

- Ale jeżeli chodzi o dyplomację i kłapanie gębą, to nie zajdziecie lepszego - kontynuował Gaspard, nie zaprzątając sobie dalej głowy krasnoludem. - To chyba bez większego znaczenia, kto zagada do rudej, nie sądzę by starała się koniecznie ukryć przed nami kim jest, ale wolałem już teraz napomknąć o tym fakcie. - Kończąc wypowiedź kpiącym uśmiechem, Gaspard zdał sobie sprawę, że przyniesiony przed chwilą przez karczmarza kufel, ponownie został opróżniony. Ale wystarczyło jedno skinienie ręki w stronę gospodarza, by załatwić ten problem. Zwilżywszy gardło Jauffret nabrał dalszej ochoty do rozmowy.
- No, ale by tak nie smęcić. Przyjdzie nam spędzić ze sobą pewnie trochę czasu, być może ostatniego jaki nam pozostał, więc chyba możecie powiedzieć coś o sobie? Już chyba wszyscy zdążyliście dowiedzieć się sporo na mój temat i wyrobić sobie opinię, więc ja również chciałbym mieć ku temu okazję.

- Jak na razie to dowiedzieliśmy się żeś plotkarz i gaduła. - wtrącił swoje trzy grosze Jasper - Nie wiem o co chodzi wam z tą gadką o idealizmie, ale każdy z nas ma swoje powody by być tutaj i podążać ścieżką z Revaldem czarnym rycerzem. Wszyscy wiemy że chodzi o politykę i kwestia jest taka czy my będziemy pionkami któregoś z graczy, czy może figurami, albo jeszcze czymś więcej. Gra widać że toczy się o wysoką stawkę i pierwsze starcie poszło po naszej myśli. Czujność jednak należy zachować jak radzi pan starszy, bo kto wie czy rzeczywiście te łajzy nie były tylko podpuchą - tu wymownie spojrzał na Malcolma.

Zapowiadało się, że dywagacji filozoficznych i przypuszczeń odnośnie ich zlecenia nie będzie końca, gdy gdzieś z budynku zaczęły dochodzić do nich przekleństwa i wrzaski. Revald w końcu ocknął się, i wcale nie zamierzał marnować czasu na odpoczynek. Natychmiast zaczął, w mało elokwentny sposób, mobilizować drużynę do dalszej drogi, kończąc zarazem ich burzliwą dyskusję.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 10-12-2015 o 22:27.
Hazard jest offline