Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2015, 23:58   #4
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Nie las jest niebezpieczny, tylko jego mieszkańcy. - mruknął pod nosem Jerome podrzucając i łapiąc pierścień. Ledwie Fiona znikła poczuł próbę kontaktu przez atut. Jak do tej pory tylko ona się z nim tak kontaktowała, ale teraz na pewno nie była to ona. Może nie znał matki zbyt dobrze, ale nie podejrzewał jej o lenistwo i niechęć wrócenia tych kilkunastu kroków by coś powiedzieć. Zacisnął otrzymany pierścień w dłoni i ostrożnie nawiązał połączenie.
- Jerome? - Usłyszał znajomy głos ojca.
- Co się dzieje? - zdziwił się Jerome.
- Mój przyjaciel poprosił mnie o pomoc. Sam niestety nie mogę udać się do niego. - Varadamus zaczął powoli. - Gdzie ty w ogóle jesteś? - Zmienił nagle temat wychylając się lekko, jakby chciał zobaczyć co jest za jego rozmówcą.
- W końcu dotarłem na miejsce, do Amberu. - odparł Jerome - spotkałem też matkę… ale na razie zamieniliśmy tylko parę słów. Załatwia jakieś sprawy. Nie wiem czy możemy mówić otwarcie stoję w pałacowym korytarzu. Może wrócę do komnaty?
- Dobrze.
- Varadamus odczekał aż syn zamknie za sobą drzwi. - To się nawet dobrze składa. Pamiętasz mam nadzieję Randala. To on właśnie potrzebuje pomocy. Z tego co zrozumiałem, to ktoś na niego napadł i ukradł mu coś cennego. Nie znam szczegółów, nie mogliśmy spokojnie porozmawiać, za dużo ludzi się wokół niego kręciło. Musisz się do niego udać i pomóc mu. - To nie była prośba i Jerome dobrze to czuł.
- Gdzie on teraz jest? - zapytał Jerome - W Rebmie? Najszybciej było by skorzystać z Wzorca, ale chyba mnie nie wpuszczą tam od tak sobie… Hmm, może matka mogła by pomóc…
- Nie!
- Zaprotestował ostro ojciec. - Matki w to nie mieszaj. Im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Tak Randala jest w Rebmie. Chciałbym, żebyś udał się tam jak najszybciej.
- Nie muszę jej mówić po co, wystarczy żebym mógł dostać się do Wzorca. Inaczej to trochę potrwa. Ale jak chcesz… chyba, że masz atut Randala, wtedy mogę przejść do ciebie, a od ciebie do niego.
- Ta…
- Jerome poczuł się jakby dostał obuchem w głowę gdy kontakt z ojcem nagle się urwał.
Zatoczył się i przytrzymał ściany.
- Co się dzieje? Słyszysz mnie? - zapytał pustą komnatę, ale odpowiedzi nie otrzymał. Zaklął pod nosem. Spojrzał na plecak, nawet się nie rozpakował. Przez chwilę analizował wszystkie fakty. Sprawa była poważna, spojrzał na ściskany w dłoni pierścień. Może był paranoikiem ale przywołał Wzorzec i obejrzał dokładnie pierścień oraz swoją komnatę.
Zarówno pierścień jak i sam pokój nie nosiły żadnych magicznych śladów na sobie.

Hmm, potrzebował działać szybko. Musiał znaleźć matkę, była szansa, iż miała atut ojca. Może uda się jej połączyć. Tylko jak ją znaleźć? Spojrzał na pierścień. Miał coś co należało do niej. Usiadł przy stoliku i położył pierścień na blacie. Magia sympatyczna była rozwiązaniem. Wziął kielich i nalał do pełna wina. Umoczonym w winie placem narysował wokoło oktagram, żaś jego boki i wierzchołki oznaczył runami. Wyszeptał zaklęcie i ostrożnie wrzucił pierścień do kielicha.
- Matko, to ja Jerome - powiedział gdy jego odbicie w winie zafalowało.
Niestety nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Nie poczuł kontaktu z matką. Powierzchnia płynu w kielich powoli uspokajała się, a on widział ciągle swoje odbicie.
- W takim razie spróbujmy inaczej - mruknął wyławiając pierścień z kielicha. Wytarł go do sucha chusteczką i skupił się na obrazie matki i starał dostroić do pierścienia, który nosiła. Powoli zaczął splatać zaklęcie. Być może uda się mu określić kierunek, w którym się znajduje. Jak w kompasie, tyle, że północą była by Fiona. Czas przestał istnieć dla pochłoniętego zajęciem maga. Nie było nic skomplikowanego w jego działaniach. Wystarczyło zwyczajnie odnaleźć nić stanowiącą połączenie przedmiotu z właścicielem i niejako zasilić ją nową mocą by urosła na tyle ażby dać połączenie. Trzeba było jednak tę nić oddzielić od innych struktur przedmiotu, a to było mozolnym i czasochłonnym zajęciem.
Jerome podniósł lewą rękę na której leżał pierścień. Przedmiot należący do jego matki drgnął nieznacznie, niczym piórko poruszone wiatrem. Pierścień odwrócił się oczkiem najpierw w lewo, później w prawo i znowu w lewo. Po chwili ustawił się między palcem wskazującym a kciukiem.
Ostrożnie trzymając pierścień przykrył go chusteczką i ruszył na korytarz, a potem dalej wedle wskazań pierścienia. Facet z chusteczką w ręku wyglądał dziwnie, ale mniej niż obracający się pierścień na dłoni. Napotkanym mieszkańcom pałacu czy też sługom kiwał uprzejmie głową. A nagabywany opowiadał, że zwiedza pałac.

Pierwszy napotkany służący dał się niejako zwieść tłumaczeniom nieznajomego, że zwiedza pałac. Pozostawił więc syna Fiony samego, udając się dość szybko w kierunku z którego przyszedł.
Jerome pokręcił się jeszcze trochę po zamku prowadzony magicznym kompasem. W końcu dodarł do drzwi. Nie różniły się one niczym od innych. Pierścień jednak pokazywał że jego właścicielka musi być za nimi.
Nim jednak mag zdążył nacisnąć klamkę, drzwi otworzyły się i stanęła w nich księżniczka Fiona.
- Jerome? Co ty tutaj robisz? - Spytała zdziwiona rozgląda się uważnie po korytarzu. W ich kierunku zmierzało właśnie czworo zbrojnych.
Fiona spojrzała na syna marszcząc przy tym czoło.
- Czyżby ojciec nie wpoił ci podstawowych zasad dobrego wychowania? - Po głosie można było wyczuć, że nie jest zadowolona.
- Dziękuję kapitanie, - Odezwała się do zbrojnych. - ja już się nim zajmę.
- Doniesiono nam pani - Odezwał się jedne ze zbrojnych kłaniając się przy tym, raczej Fionie niż im obojgu. - że ów człowiek kręci się po zamku.
- Tak. - Powiedziała z jeszcze większą irytacją w głosie patrząc na syna. - To mój syn.
- Rozumiem pani.
- Odparł ten sam mężczyzna i ponownie skłonił się odchodząc.
- Jesteś moim synem. - Fiona odezwała się gdy tylko strażnicy odeszli. - Nie oznacza to jednak, że możesz kręcić się po tym zamku kiedy ci się tylko spodoba.- Jej ton w dalszym ciągu wyrażał najwyższą dezaprobatę.
- Szukałem ciebie, mam ważną sprawę - odparł upewniwszy się, że straż jest po za zasięgiem słuchu - skontaktował się ze mną ojciec, ale coś przerwało nam rozmowę. Myślę, że ktoś go zaatakował. Możesz się z nim połączyć? To ważne.
- Nie jestem ślepy, widzę że coś tu się dzieje
- pokazał nieokreślony kierunek ręką, mający oznaczać pałac - Nie wykluczone, że dostał odpryskiem tego… czegoś. Nie chcę mieszać się w sprawy Amberu nieproszony, ale martwię się o ojca. Pomóż mi.
Fiona westchnęła kręcąc głową z dezaprobatą. Otworzyła drzwi, przed którymi stali i ruchem ręki zaprosiła go do środka.
Stanęli w niewielkim, lecz gustownie urządzonym saloniku.
- Gdzieś powinnam mieć… - Wyszła do drugiego pokoju. - … dawno nie rozmawiałam z nim. To chwilę potrwa. Dlaczego uważasz, że coś mu zagraża? Prosił cię o pomoc, gdy z tobą rozmawiał?
- Był ciekawy czy już dotarłem tutaj - odparł Jerome rozglądając się ciekawie. - Gdy rozmawialiśmy poczułem się jakbym czymś oberwał w głowę i rozłączyło nas. Normalnie to się chyba nie przydarza podczas korzystania z atutu, prawda?
- To tu mieszkasz
- ni to stwierdził ni t zapytał wyglądając przez okno.
- Tak, tu mieszkam. - Odparła jakoś tak mechanicznie.
Nastała dłuższa chwila milczenia w trakcie której Jerome mógł podziwiać widoki z okna. Miasto i morze, tworzyły wzajemnie uzupełniający się i doskonale pasujący do siebie obrazek.
- A ma. - Głos matki przerwał podziwianie panoramy Amberu. Pojawiła się z powrotem w salonie. - Proszę. - Wręczyła mu kartę.
Jerome obejrzał kartę z uwagą analizując kreskę i detale, po czym oddał matce.
- Nigdy nie miałem drygu do atutów. Wstyd się przyznać, ale nie potrafię. Czy mogła byś…?
Rudowłosa córka Oberona ujęła kartę w rękę. Przez dłuższą chwilę nic nie robiła. Patrzyła się tylko na obraz. W pewnym momencie rysunek nabrał głębi. Postać na karcie poruszyła się.
- Tak? - Jerome rozpoznał głos ojca.
- Witaj Varadamusie. - Na twarzy matki pojawił się lekki uśmiech.
- Fiona?
- Twój syn chciał się z tobą skontaktować. Twierdzi, że grozi ci niebezpieczeństwo. Czy to prawda?

- Nie. U mnie wszystko w porządku. - Odparł jej ojciec. - Nasz syn jest z tobą?
- Tak.
- Powiedziała Fiona.
- Witaj ojcze, zmartwiłem się gdy nasz kontakt tak nagle się urwał - powiedział Jerome - Co się stało, rozmawialiśmy a potem jakbym maczuga w łeb oberwał?
- Też to poczułem. Nie wiem co to mogło być. Przez jakiś czas nie mogłem się z tobą połączyć.
- Powiedział Varadamus, po czym zwrócił się do kobiety. - Wy też mieliście jakieś zakłócenia?
- Masz na myśli w kontakcie przez atu?
- Spytała Fiona.
Starszy z mężczyzn kiwnął głową na potwierdzenie.
- Nie, tu było wszystko w porządku. - Odparła.
- Dziwne, bardzo dziwne. - Dodał jakby do siebie ojciec.
- Tak z ciekawości, masz atut matki? - zapytał - A właśnie, nie odpowiedziałeś wtedy na pytanie, nie zdążyłeś? Masz to?
- Mam.
- Zająknął się przy odpowiedzi.
- Muszę was teraz zostawić. - Odezwała się Fiona. - Random życzy sobie żebyś był na kolacji. Skoro już jesteście z Amberze, to król zechce was do czegoś wykorzystać. - Uśmiechnęła się, ale tylko kącikami ust. Po czym podeszła do wiszącego koło drzwi do drugiego pokoju sznura i pociągnęła go. - Za chwilę zjawi się służący i odprowadzi cię. Nie wypada żebyś kręcił się po zamku sam. Zrozumieliśmy się? - Coś w jej oczach mówiło, że temat ten nie podlega dyskusji. - Varadamus. - Posłała mężczyźnie uprzejmy uśmiech kiwając głową na pożegnanie. - Do wieczora synu. - Tym razem obdarzyła młodego człowieka ciepłym uśmiechem i wyszła.
Odprowadzi spojrzeniem matkę i odwrócił się znowu do ojca.
- Czy robimy tak jak mówiłem wtedy gdy nam przerwano? - zapytał, rozglądając się za czymś do pisania i kartką. - Ewentualnie może to poczekać do kolacji?
- Powinieneś udać się tam jak najszybciej.
- Powiedział ojciec.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Możesz mnie tam przerzucić? - warknął Jerome zirytowany ignorując pukanie - Bo na piechotę najszybciej będzie oznaczało trochę czasu. Decyduj bo prywatność mi się kończy.
- Dobrze. Chodź.
- Varadamus pochwycił dłoń młodzieńca i już po chwili obaj stali na skalne, która, co ze zdziwieniem odnotował Jerome, lewitowała w powietrzu.
- Ciekawe miejsce odwiedziłeś, tato - powiedział rozglądając się. - Gdzie jesteśmy?
Schował atut przedstawiający ojca, kiedyś może się przydać.
- Daleko od znanego nam świata. - Stwierdziła lakonicznie ojciec przeszukując kieszenie. - A! - Wyciągnął z jednej kartę. - Tu jest. Możesz się zaraz skontaktować z Randalem. - Podał synowi kartę.
- Lepiej to ty zrób, ciebie zna lepiej - pokręcił głową Jerome - mnie widział tylko raz w życiu i to dawno.
- No tak
. - Westchnął ciężko biorąc atu z powrotem do ręki.
 
Mike jest offline