Lago usiłował ciągle zachować zimną krew podczas przesłuchania. Coś tam chwilami bąknął, że bandyta chyba naprawdę już nic nie wie, ale nie było to zbyt głośne - Ritsuko mogła tego nawet nie słyszeć w swym zapamiętaniu - bo Lago skupiał się bardziej na tym, by przypadkiem nie dostać odruchu wymiotnego. Owszem, sam myślał o tym, by takimi rzeczami bandytę nastraszyć - ale tylko nastraszyć, a gdyby nie poskutkowało, zastosować metody bardziej... tradycyjne. To metodyczne, staranne kłucie igłami, bez śladu jakichkolwiek emocji, ba, z tym miłym uśmiechem i pieszczotliwością, wzbudziło w krasnoludzie poważne wątpliwości co do poczytalności towarzyszki.
Śniadanie Lago jadł powoli, by go przypadkiem nie zwrócić w formie odrobinę strawionej - wciąż miał głowie to, co działo się podczas przesłuchania... i co musiał czuć jeniec. Nastrój poprawiła mu nieco możliwość przyjrzenia się klejnotowi przyniesionemu przez miejscowych, wyszlifowanemu agatowi. Był to Co prawda, jak na krasnoluda nie znał się na tym zbyt dobrze - był wojownikiem, nie jakimś jubilerem - jednak wystarczająco, by móc go wycenić. Zamyślił się przy tym nad swoimi krasnoludzkimi korzeniami, głaszcząc się dziwnie intensywnie przy tym po dokładnie wygolonym podbródku - smętnie rozpamiętywał swój klan, którego nie widział już tak długo, i być może już nie zobaczy. Normalnie nie wpadał w takie smętne myślenie, ale obecność przy, jego zdaniem, całkowicie chorych torturach znacząco wpłynęła na jego nastrój.
Wreszcie jednak, z pewnym wysiłkiem woli, dziwnie teraz potrzebnym mimo swej praktyczności, Lago wrócił na ziemię, by rozważyć z kompanami dalsze plany. Pieniądz sam się nie zarobi. |