Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2015, 15:59   #16
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Kolwen był w lekkim szoku, po tym co się wydarzyło. Mocno potrząsnął głową, czyżby już był tak mocno pijany, że ma problemy z utrzymaniem równowagi? Na szczęście nie wypuścił butelki z rąk. Lata praktyki robiły swoje. Nagle zauważył, że stoi przed nim wielka świnia i zaczyna obwąchiwać miejsca na jego ciele, które były przeznaczone tylko dla kurtyzan.
- Gdzie mi z tym ryjem? Gdzie?! – Kolwen szybko odsunął się od prosiaka i przeskoczył przez skrzynie, przez którą wcześniej przekoziołkował.

Gdy Jaster był już bezpieczny, zaczął szukać wzrokiem swojego towarzysza. Był ciekaw czy jemu też się coś stało, gdy statek tak mocno zachybotał. Po krótkiej chwili okazało się, że Tagrenowi nic nie jest, był on zajęty głaskaniem kotka. Kolwen podszedł do niego powoli i spojrzał ze zdziwieniem. Cóż każdy miał swój sposób na spędzanie wolnego czasu…
- Zostaw tego biednego kota w spokoju. Lepiej chodź, napijemy się póki tamten nie oprzytomnieje – wskazał na lężacego, wciąż nieprzytomnego starego marynarza.
- No uciekaj mały, myszki czekają. - Z delikatnością nie pasującą do jego wyglądu postawił kota na podłodze po czym na pożenanie podrapał go za uchem. Mimo wszystko dziś grog zwyciężył z kotem.
- A od jutra ograniczam. Trzeba się wziąć za siebie. - Obiecał sobie choć dobrze wiedział, że obietnicy nie dotrzyma, przynajmniej nie w pełni. Od wydarzenia sprzed czterech lat stracił swoją motywację. Teraz jedynie wegetował z dnia na dzieć korzystając z resztek nauk i talentu jakie mu pozostały.
- Wrobili Cię czy sam chciałeś? - Zapytał Kolwena biorąc od niego butelkę. Pocignał łyk i usiadł na jednej ze skrzyń czekając jaką to historią uraczy go nowy kumpel od kielicha.
Kolwen usiadł na podłodze naprzeciwko Tagrena.
- Ograniczasz powiadasz? Ja powtarzam to sobie od pięciu lat i jakoś do tej pory mi się nie udało… Moja historia jest prosta - wziął z powrotem butelkę i również pociągnął spory łyk i oddał ją Tagrenowi. - Uciekam od kogoś, ale tutaj jestem bezpieczny, gorzej będzie jak zawiniemy do jakiegoś portu, ale wtedy dopiero będę się martwił, na razie nie ma co. A jak ty tutaj trafiłeś?
- Popatrz na moją mordę to się reszty domyślisz. - Roześmiał się Tagren, trunek już zaczynał działać a to pozwalało mu się rozluźnić. - Nie no owszem miałem wybór, tu albo na wschód. Tak jest jak walisz w mordę a potem pytasz kogo.
Kolwen zaśmiał się lekko.
- U mnie sytuacja jest podobna. Tylko ja zamiast bić kogoś, zaciągałem jego żonę do łóżka, a później pytałem czyja to była żona. Rozumiesz?
- Taa, nieważne jak to zrobisz, jak depniesz komuś na odcisk to Ci odpłaci. - Stwierdził wojownik w przypływie filozofi. - Tylko z Dwójką nie zaczynaj póki nie rozeznasz się w sytuacji. Ząbek nie wyglada na takiego co Ci uciec pozwoli.
Jaster uśmiechnął się szeroko.
- Zobaczę, już nie takie rzeczy się robiło, ale będę uważał, o mnie się nie martw - powiedział łotrzyk, wziął od wojownika butelkę i popił z niej nieco.
- Masz ochotę na ogóra? - Zapytał Tagren szczerząc, o dziwo zdrowe, zęby w uśmiechu. - Zdaje się, że mają tu beczułkę z kiszonymi, świetnie taki pasuje do butelki.
Kolwen pokręcił głową.
- Jak piję, to nie jem, rzygać mi się wtedy chce, ale ty jak chcesz to bierz - powiedział i znów wziął dużego łyka grogu.
- Nie wiesz co tracisz. - Tagren nie czekał na dalsze zachęty, już przeszukiwał zapasy w nadziei na upragnioną kiszonkę. - No cholera gdzie oni je dali?

Tropiciel zszedł sprężystym krokiem po schodkach prowadzących pod pokład. W nozdrza uderzył go odór obornika nieomylny znak, że znajduje się na tropie swojego nowego miejsca pracy. Ruszył w kierunku z którego zapach zdawał się dochodzić. Wkrótce natknął się na pierwsze oznaki pracy swoich nowych współpracowników - rozsypane cytryny. Westchnął ciężko. Nienawidził marnotrawstwa i bałaganu. To się kłóciło z jego ideologią tropiciela, mistrza przetrwania w każdych warunkach, który nie zwykł marnotrawić zasobów. Chwycił pierwszy z brzegu pusty kosz uklęknął i zaczął zbierać owoce.

Gdy skończył odstawił go w “bezpieczne” miejsce i ruszył dalej. Wkrótce natknął się na trzech obwiesi. Dwóch z nich już widział na pokładzie. Podobnie jak on zwrócili uwagę kapitana. Trzeci, którego nie znał, leżał rozciągnięty na deskach. Tropiciel popatrzył na niego, skrzywił się po czym przeniósł wzrok na swoich towarzyszy niedoli.
-Nie uważacie za niestosowne zżeranie zapasów, którymi mamy się opiekować, podczas gdy człowiek leży i być może umiera?

Nie czekając na odpowiedź uklęknął i przyłożył dłoń do szyi “denata” badając puls. Na szczęście pacjent żył. Odór alkoholu podsuwał pewne przesłanki co do przyczyny jego stanu. Evamet westchnął po czym chwycił leżącego pod pachy, podniósł i oparł o stos pakunków. Sam zestawił jedną z beczułek szykując sobie siedzisko, zdjął z pleców łuk, usiadł i pogrążył się w rozmyślaniach. Pozornie spał, ale spod przymkniętych powiek obserwował otoczenie, gotowy w razie czego zareagować. Starannie owinął się płaszczem zasłaniając swój magiczny kołczan, najcenniejszą rzecz jaką posiadał. Wyczekiwał rozwoju wypadków i robił to czego go nauczono, oszczędzał energię, gdy nie trzeba było nic robić.
- A ty chcesz ogóra? - Tagren zaproponował nowemu poczęstunek, kompletnie niezrażony reprymendą. - Nie męcz go, popił, też sobie lepiej golnij. To jak chcesz tego ogóra? - Powtórzył wybierając dla siebie całkiem sporego.
Evamet otworzył sennie oczy obdarzając osobnika z trójzębem znudzonym spojrzeniem. Na samą wzmiankę o picu zrobiło mu się niedobrze.
- Nie, dziękuję, ale nie przeszkadzajcie sobie- powiedział lekko sie uśmiechając, po czym szybko znowu wrócił do drzemania.
 
Morfik jest offline