Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2015, 23:41   #20
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Najemnicy w najlepsze roztrząsali problem pozostałych przy życiu bandytów. Choć od pewnego miejsca ich narada zaczęła przypominać rozważania wędrownego rwacza zębów nad usunięciem korzenia pozostałego w dziąśle - z której strony, za ile i czy w ogóle ruszać?

- Nie słuchacie, tu nie chodzi o zamach na watażkę, tylko o wykrwawienie jego ludzi - Ritsuko sarknęła. - Neutralny teren? To już jawne okazanie słabości, strachu przed bandą wieśniaków, niedopuszczalne. Radźcie, dostosuje się, tymczasem... - wstała od stołu i już poza wszelką konspiracją rzuciła głośno - Ślepiec ma rację, co nas obchodzi wasza zawszona wieś! Są ważniejsze sprawy! - "Maska za maską, nic nie jest prawdziwe, wszystko jest kłamstwem, w wydźwięku cholernie satysfakcjonującym kłamstwem".

Maximilian odezwał się w końcu, mieląc w kawałek chleba.
- Bandyci jeszcze nie zdobyli wioski, prawda? Więc dlaczego prawicie, jakbyśmy jednak wczoraj polegli? Hmm… A może ta tarcza zbyt mocno przywaliła mi w łeb i czegoś nie rozumiem z waszej gadki? Niemniej jednak, trzeba coś zrobić. Bez zapasów, z bandytami na karku ta wioska może nie przetrwać do naszego powrotu. Dobry plan się przyda, jednak nie możemy czekać zbyt długo. Po nocnym ataku bandyci są rozproszeni, wyczerpani i z pewnością nie spodziewają się szybkiej kontry. Ten ich mag też jest pewnie zmęczony przez te fajerwerki. Obie strony ucierpiały na wskutek tego nocnego ataku. Trzeba wykorzystywać okazję, albo stracimy najlepszą szansę na pozbycie się bandytów - wraz z końcem wypowiedzi, rycerz przełknął ostatni kawałek śniadania, zdecydowanie zbyt skromnego by nasycić go w pełni.

Hagway, przysłuchujący się wymianie zdań z coraz większym zniecierpliwieniem i coraz to bardziej czerwoną twarzą, miał dosyć. Rąbnął pięścią w stół, aż zadzwoniły talerze i zaklął pod nosem.
- Jak baby przy studni - warknął w stronę najemników. - Za moich czasów nie mielibyście żadnego zlecenia, dyskutując jak przekupy na targu. Udawane negocjacje z tą bandą nie wchodzą w grę, nie w obrębie wioski lub jej okolicy. Straciliśmy wczoraj wiele osób i nie zamierzam ryzykować życia lub zdrowia reszty, rozumiemy się? Kto wie, co ten ich czaromiot ma jeszcze na podorędziu. Szczyle, których złapaliśmy, nie byli zbyt pomocni w tej materii. On - tu wskazał na Maximiliana - dobrze prawi. Szybki kontratak weźmie ich z zaskoczenia, a jeśli wierzyć więźniom, nie zostało ich za wielu.

- Za twoich czasów drużyna między sobą się nie naradzała? - zdziwił się ironicznie Lago. - Nieważne. Mała garstka ludzi, która dałaby się zwabić, to żadne wykrwawianie, jak już mówiłem, więc też jestem za tym, by się pozbierać i zaskoczyć ich tam, gdzie są.

- Ach, więc wyście się naradzali - ripostował równie ironicznie Hagway. - Wybaczcie, musiałem się pomylić, bo brzmiało jak przekomarzanie się momentami.

- Nie ma sprawy Koleś, dawno nie widziałeś akcji, masz prawo nie pamiętać - uśmiechnął się Chass zapalając tyton owinięty w bibułę. - Podsumowując, weźmiemy tę robotę, a nad konkretnym planem zastanowimy się we własnym gronie, tak? - spytał towarzyszy.

- Tak. Weźmy tę robotę. Nie zaszkodzi pomóc, a i zyskamy przy tym trochę doświadczenia jak i kilka dodatkowych sztuk złota - zgodził się z Chassem Maximilian. - A co do planu, to nie ma co kombinować. Na bandytów wystarczy prosta zasadzka. Skomplikowane plany mają to do siebie, że: po pierwsze, musimy trafić na dogodne warunki do ich wykonania, po drugie, nikt z nas nie może spieprzyć powiężonego mu zadania, po trzecie, bandyci nie mogą się zorientować co jest grane. Jeżeli jedna z tych rzeczy się nie powiedzie, to stracimy element zaskoczenia i możemy niepotrzebnie narazić swoje życie. A jak wyruszymy już zaraz, to może uda nam się jeszcze załapać na obiad.

- Trochę się dzisiaj namęczyłem z łataniem was, jeśli chcecie wyruszyć natychmiast weźcie pod uwagę, że także moje zdolności sa dzisiaj dość ograniczone - wtrącił Hroth.

- Ich mag nie jest potężny, więc nie zdziała dużo, ale czy ktoś widział, by rzucał jakieś inne czary oprócz tego ze zwoju? - Chass spytał Hagwaya zbierając jednocześnie świece i zmazując krąg mocy. - Max, będziesz lecieć na ‘ura i nadziejesz się na kolejną kulę ognistą. Potrzebujemy planu, ale faktycznie musimy się spieszyć, jeśli chcemy ich złapać z zaskoczenia.

- A gdzie ja mówiłem o leceniu na ‘ura? Mówiąc “prosty plan” miałem na myśli coś, czego nie da się spieprzyć na setki sposobów i łatwo można wdrożyć w życie - odparł rycerz.

Chass westchnął wznosząc oczy do nieba. Nie miał siły tłumaczyć prostemu żołdakowi zawiłości paraleli.
- Hagway, czy komuś z napastników udało się uciec?

- Nie ma pewności - odparł stary wojownik. - W tym całym chaosie uciec było bardzo łatwo. Co do czaromiota, to do tej pory nękał nas prostą magią. Na pewno potrafi wyczarować strzały z kwasu, podziurawił nam nimi palisadę.

- Kwasowa strzała to nie taka prosta magia, kolego. Dobra, zbierajmy się. My jesteśmy chyba gotowi, a przeciwnicy będą potrzebować czasu na przegrupowanie się- magik zwrócił się do towarzyszy zaciągając fajkiem.

- No w końcu! Najwyższy czas! - ryknął z zadowoleniem Maximilian, wstając z rozmachem od stołu, niemalże go przewracając. - Karczmarzu! Kiedy wrócimy, spodziewam się zastać tutaj porządny obiad!
 
Cai jest offline