Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2015, 08:49   #48
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Żałował, że zostawił gogle termowizyjne w garażu. Powolny odwrót rannych mógł być asekurowany. Uważnie rozglądał się po otoczeniu, szukał ludzi, którzy mieli władzę, by każdy z jego kroków uczynić tym ostatnim. Jeden postanowił wykorzystać szansę. Zawiódł.

Gorący pocisk przebił lewe ramię Wolfa, będąc bezpośrednią przyczyną rozchodzącego się po kończynie bólu. Podczas misji mężczyzna obrywał gorzej, ale ból był zawsze ten sam. Pęd kuli odrzucił jego bark w tył, wytrącając żołnierza z równowagi. Padł na ziemię, wiedząc jednak, że albo da sobie radę z bólem i przeżyje, albo na zawsze przestanie odczuwać jakiekolwiek bodźce. Wyszarpnął pistolet maszynowy z kabury i przycisnął go do drugiego barku. Operowanie tej wielkości bronią przy pomocy tylko jednej ręki było niewygodne i uciążliwe, ale nadal wykonalne. Skierował wylot lufy w stronę, skąd padł strzał i szybko dostrzegł napastnika czającego się na drzewie. Jeansy dość wyraźnie kontrastowały z zielenią igieł. Trzy pojedyncze strzały wystarczyły. Nieważne, czy agresor został trafiony. Ważne, że spadł, a z takiej wysokości niekontrolowany upadek raczej an pewno skończył się śmiercią.

Wolf wyjął pasek ze spodni i zrobił z niego prowizoryczną opaskę uciskową. Kula na szczęście przeszła na wylot. Ruszył ponownie w stronę uciekających, którzy interesowali się tylko zbliżającą się ścianą lasu. To był ich błąd. Harvey dopadł do bliższego, podżynając mu gardło. Wypuścił nóż, zastępując go pistoletem, który skierował w stronę drugiego rannego.
- Osobiście radzę ci się nie ruszać - warknął, gdy drapieżca, który stał się zdobyczą sięgnął po swój karabin. Leżący chyba zdawał sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia, bo uniósł otwarte dłonie w górę. Tymczasem brodacz schował leżący na ziemi nóż, podszedł do jeńca, szarpnął go w górę i założył dźwignię transportową, starając się przekonać samego siebie, że ten ból w lewej ręce to tylko drobnostka. Transportowany miał o wiele gorzej, na ogół ciężko chodzi się z przestrzelonym kolanem. Chcąc, nie chcąc musiał iść.

Zbliżając się do wyłomu w ścianie, mężczyzna zwolnił.
- Mamy gościa. Wchodzę - powiedział wyraźnie, ale bez przesadnego podnoszenia głosu. Spokojnym krokiem wszedł do garażu.
- Ładne polowanie - przywitała go Lucky, opuszczając broń. - Następnym razem uważaj - dodała, wymownie zerkając na pasek i krew na ramieniu. Stała oparta o ścianę, wyraźnie oszczędzając nogę. - Chcesz się z nim pobawić?
- To nie moje polowanie, ja tylko poszedłem po padlinę -
uśmiechnął się bezczelnie spoglądając na mężczyznę, którego przyprowadził. Nie mógł mieć więcej niż 30 lat, prawdopodobnie jeszcze go nie było na świecie, kiedy Wolfowi przydzielono broń. - Co tam u Ciebie, koleżko?
Jeniec szarpnął się, acz delikatnie, po czym jęknął, jednak był to jedyny dźwięk jaki opuścił jego usta.
- Coś nieśmiały - skomentowała Lucky. Harvey natomiast bardziej obciążył stawy więźnia.
- Słuchaj, malutki. Ostatni geniusz, który nie chciał ze mną rozmawiać, skończył podpięty do prądu przez pręty, które wbiłem mu w uda. Tu nie mam na to czasu i możliwości - westchnął z udawanym żalem - ale sądzę, że upierdolenie ci każdego palca po kawałku skutecznie rozwiąże ci język.
Mężczyzna szarpnął głową, obrócił ją w stronę, skąd dobiegał głos Lucy i warknął wściekle.
- Ja nic nie wiem. - Jego angielski był dość dobry, jednak słowa były trudne do zrozumienia przez wyraźny, wschodni akcent. W odpowiedzi, Lucky wyjęła swój nóż i zaczęła się nim bawić.
- Jakoś mu nie wierzę - westchnęła, z żalem, któremu przeczył błąkający się na jej ustach uśmieszek.
- Vy hovoryte po-ukrayns’ky? - zmierzył mężczyznę twardym spojrzeniem.
- Net - odwarknął. - Ja ne govoryu na ukrainskom - dodał.
- To lepiej mów wyraźnie, bo pani nie przywykła do słowiańskiego akcentu - uśmiechnął się przymilnie. - A nie chcesz jej denerwować, uwierz mi. Radzę więc przemyśleć, czy na pewno nic nie wiesz.
- Ja tylko robię co każą - odpowiedział, tym razem nieco spokojniej, jednak wciąż z wyraźną wrogością w głosie.
- Chudesno - mruknęła Lucky. - To może byś nas oświecił kto ci kazał? I co konkretnie?
Mężczyzna wykręcił głowę, by spojrzeć na Wolfa. Ten z kolei wbił w niego niezbyt przychylne spojrzenie.
- Nie rozumiesz pytania? Mam ci rozjaśnić umysł?
Pchnął mężczyznę w róg pomieszczenia, gdzie nie miał w zasięgu ręki nic niebezpiecznego. Zanim ten upadł, Wolf wyciągnął pistolet i wymierzył w rozmówcę. Z gardła jeńca wyrwał się krzyk bólu, a on sam wylądował na podłodze.
- Skurwysyn - warknął w swoim języku, mierząc Wolfa i pistolet uważnym, czujnym spojrzeniem. Były Legionista nie znał tego języka zbyt dobrze, ale lata spędzone w wielonarodowościowej organizacji wojskowej zaowocowały znajomością przekleństw w wielu językach. - Nie trzeba - leżący dodał po angielsku. - Kruk nas zwerbował. Rutynowa robota. Zadowolona? - przeniósł wzrok na Lucky. Harvey również spojrzał na Lucy, obserwując jej reakcję. Nie wiedział, kim jest Kruk, ale to nie było mu potrzebne do szczęścia. Nie spoglądając na Polaka, zapytał spokojnie:
- Dokładniej. Po co tu przyszliście?
Lucy zaś wyglądała na zamyśloną. Podeszła też nieco bliżej, stając obok Wolfa.
- Odpowiedz na pytanie - rzuciła, w tym samym języku, w którym wcześniej odezwał się jeniec. - Tylko uważaj co mówisz - ostrzegła, uśmiechając się miło. Mężczyzna, który na chwilę powrócił spojrzeniem do Wolfa, ponownie przeniósł je na kobietę.
- Pierdolone interesy z ruskami - splunął na podłogę. - Po was - odpowiedział na pytanie Wolfa, nie spuszczając oczu z jego towarzyszki i cały czas mówiąc w języku, który ona najwyraźniej znała wystarczająco, by nie kazać mu przejść na angielski. - Po sprzęt. Jakby się dało to informacje. Za te ostatnie bonus. Tyle wiem - dodał, wybuchając nagle śmiechem.
- Gdzie mieliście się spotkać? - zapytała ponownie, ignorując jego zachowanie, wciąż uśmiechnięta.
- Nie wiem - odpowiedział zrezygnowany. - Nie jestem od planowania - dodał, powracając do warknięć i próbując wstać.
- Jest twój - Lucy zwróciła się do Wolfa, który starał się nadążyć za rozmową, ale zdołał jedynie rozpoznać pojedyncze słowa.
- Teraz grzecznie powtórz to po angielsku, bo nie chcę powielać pytań. Szkoda naszego czasu, prawda? Im szybciej skończymy, tym szybciej będziesz wolny.
- Pierdol się -
padła elokwentna odpowiedź. - Jej pytaj. Ja się już wyspowiadałem.
Ostrze noża wbite w stopę wydobyło z ust Polaka głośny jęk bólu i kolejną serię przekleństw.
- Grzecznie proszę, kolego - Wolf marnie zaczął udawać trzepotanie rzęsami.
Przez ułamek sekundy jeniec sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę rzucić się na swojego oprawcę, jednak zrezygnował. Zamiast tego zaczął powtarzać swoje odpowiedzi, kalecząc nieco angielszczyznę, jednak nie na tyle, by nie dało się go zrozumieć.
- Dziękuję - Wolf skinął głową. - Gdybyś od razu odpowiadał, oszczędziłbyś sobie bólu - z westchnięciem wyjął nóż. Nie lubił przemocy, ale też nie bał się jej stosować, gdy była konieczna.
- Na co wam my byliśmy?
- Nie mam pojęcia
- odpowiedział więzień, tuż po tym jak przebrzmiał jego krzyk. - Zwykła robota - dodał.
- Nie pomagasz, przyjacielu - Wolf westchnął ciężko. - Gdzie próbowałeś uciec?
- Do samochodów -
odparł zapytany.
- Pustych czy ktoś tam czeka?
- Pustych
- odwarknął Polak po sekundzie milczenia.
- Gówno prawda. Żaden idiota nie zostawiłby pustych samochodów. Gdzie stoją?
Z ust jeńca padła soczysta wiązanka, której znaczenie nie wymagało tłumaczenia.
- Przy drodze - odpowiedział w końcu, nieco słabszym głosem, w którym jednak wciąż pobrzmiewała wściekłość.
- Kto odbierał rozkazy od Kruka?
- Ruski -
padła odpowiedź. - Mikolaj. To ten, którego zdjąłeś.
Wolf pokręcił głową z niezadowoleniem.
- No i po co nam jesteś, skoro nie przynosisz dobrych wieści? Lucy, jeszcze jakieś pytania?
- Jak powiedziałam, jest twój -
powtórzyła. Wolf westchnął, odwrócił się i podszedł do motocykla, opierając się o niego. Zaczął powoli odczuwać efekty utraty krwi.
- Skończyłeś? - zapytała go Lucky, przenosząc na chwilę wzrok z Polaka na Wolfa. Ten w milczeniu skinął głową. Kobieta bez słowa odwróciła się ponownie do jeńca i uniosła dłoń, w której trzymała pistolet. Strzał padł w sekundę później, po czym broń wylądowała w kaburze.
- Zajmijmy się tą raną zanim mi tu padniesz - ponownie zwróciła się do Wolfa, podchodząc do niego, acz powoli, oszczędzając nogę przy każdym kroku. - W środku jest pokój medyczny, dasz radę dojść?
Mężczyzna ponownie potwierdził ruchem głowy i ruszył w stronę drzwi.
- Sprawdzamy te samochody?
- Możemy - odparła. - O ile będziesz w stanie utrzymać się na motorze.

Pokój medyczny przypominał swym wyglądem gabinet pielęgniarki, jakie można było spotkać w niektórych szkołach. Biurko, trzy krzesła, kozetka, szafka z lekami. Lucy wskazała Wolfowi by się rozgościł, a sama podeszła do szafki z której zaczęła wyjmować bandaże, waciki, igły… i parę innych rzeczy, które najwyraźniej zamierzała użyć na rannym mężczyźnie.
- Jak nie chcesz stracić kurtki to lepiej ją zdejmij - rzuciła, nie patrząc na niego.
- I tak będę musiał niedługo przebrać się w mundur. Pewnie jutro - wzruszył ramionami i zrzucił wierzchnią odzież.
- Mundur? - zapytała, podchodząc do niego z tacą, na której poukładała potrzebne jej rzeczy. Przemyła ranę, a następnie ostrożnie ją sprawdziła, odzianymi w rękawiczki dłońmi. - Ładna - pochwaliła, podnosząc z tacy strzykawkę. - Postaraj się teraz nie ruszać.
Mężczyzna zastygł w bezruchu, poddając się pomocy Lucy. Ciekawił go jednak fakt, że swojej rany nie otoczyła taką opieką.
- Coś nie tak z mundurem?
Miast odpowiedzieć wbiła igłę, bynajmniej nie delikatnie, i opróżniła strzykawkę.
- Nie rozumiem po co ci on - rzuciła, odkładając narzędzie tortur i podnosząc z tacy kolejne, przygotowaną ówcześnie igłę z nicią chirurgiczną. - Znieczulenie zaraz powinno zadziałać. Rana jest czysta ale nie chcę ryzykować. Parę szwów nie powinno zaszkodzić - Obdarzyła go lekkim uśmiechem. - Nie boisz się igieł, prawda?
- Szalenie się boję -
zaśmiał się cicho. - Ten cały Mikolaj zginął, bo nie miał kamuflażu. Nie chcę tego samego dla siebie.
- To by było dość niekorzystne -
przyznała, wbijając igłę w skórę, tuż nad raną i zadowolona z braku reakcji pacjenta, zabrała się za jej zszywanie. Wolf wzruszył prawym ramieniem, nie chcąc ruszać lewą ręką.
- Raczej nikt by się nie zmartwił.
- Dlaczego tak uważasz? -
zapytała, odrywając na chwilę spojrzenie od rany i zwracając je na Wolfa.
- Bo jesteśmy na wojnie, a na wojnie jednostka nie ma znaczenia.
- Już od jakiegoś czasu nie słyszałam większej głupoty -
prychnęła Lakis, wracając do zszywania. - W takim razie po co ja marnuję swój czas?
- Żeby innym żyło się lepiej -
Harvey uśmiechnął się krzywo. - Ratujesz kompana, kiedy możesz, ale jeśli zginie, wojna trwa nadal, a jego miejsce zajmuje ktoś inny.
- Tak, wojna trwa nadal -
zgodziła się z nim, odcinając nić i zabierając się za zakładanie opatrunku. Nie odezwała się więcej, dopóki jej praca nie została zakończona. - Ubieraj się i jedziemy - rzuciła, biorąc tacę i odkładając ją na biurko.
- Najpierw zajmij się swoją nogą. Nie przyjmuję sprzeciwów - zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł z pomieszczenia.

W garażu przeszukał kieszenie leżącego tam denata. Kilka skrętów cuchnących notyną, kilkadziesiąt dolarów i telefon komórkowy. Na noclegu będzie czas, żeby się tym pobawić. Szybkim krokiem Wolf ruszył tez w stronę ciała Mikolaja. Nieszczęśnik złamał kark, spadając na ziemię. Tam też najcenniejszą zdobyczą był telefon. Może dowiedzą się z niego czegoś więcej.

Gdy Lucky pojawiła się ponownie w garażu, motocykl był już przygotowany do drogi. Bez zbędnych pogaduszek wsiedli na niego i ruszyli w stronę drogi, zostawiając za sobą zdemolowaną stację.
 
Aveane jest offline