No i scena będzie wyglądać tak:
Oswald wycofuje się z jaskini, a może nawet jednemu zbirowi się uda ta sztuka. Randulf, Felix i drugi zbir wylegują się w obozie, aż tu nagle raban w krzaczorach! Wszyscy zaalarmowani, przygotowują broń, ale to tylko Otwin wybiega z zarośli. Bez słowa zgarnia pośpiesznie swoje rzeczy i na koźle niespiesznie pomyka w dal, gdy wszyscy dziwnie się na niego patrzą. Oswald ciągle w okolicy zejścia do podziemi robi rozpoznanie, no i Karl gdzieś pomiędzy tego wszystkiego.
Chociaz to może właśnie przez słowa Oswalda? Ale je kierowałem do jednego ze zbirów co go jeszcze galareta nie wciągnęła. Będzie śmiesznie.
Nie krytykuję. Po prostu ubawiła mnie ta wizja.