Szlachcic był niepocieszony, że nie udało im się odnaleźć kuźni. Co to za wieś bez kuźni i kowala? Nie chciało mu się wierzyć, że z każdą drobną naprawą, czy koniem do podkucia udają się do pięćdziesiąt kilometrów do Salkalten. Wzruszył ramionami i zwrócił się do Ragnara.
- Jeśli rzeczywiście nie ma tu kuźni to wracajmy do szewca. Osełkę to pewnie i on ma. Ma w końcu noże do wycinania skór, które musi ostrzyć. Poza tym robi się już późno.
Dotarli do chaty swego gospodarza akurat na posiłek. Ulli przyzwyczajony do nietypowych zainteresowań i zamiłowania do fantastycznych opowieści nie zwracał większej uwagi na rozmowę szewca z Nathanielem. Dopiero gdy ten zapytał ich o jutrzejszy dzień i plany na walkę odpowiedział jak przystało na dobrze wychowanego człowieka.
-Co prawda jako szlachcic, na dodatek szlachcic, który był zmuszony pewien czas zarobkowo zająć się wojaczką, mam pewną wiedzę z zakresu wojskowości, ale nie mam zamiaru wtrącać się do dowodzenia. Nie znam ludzi z którymi przyjdzie nam iść w bój. Nie znam terenu, nie mam danych ze zwiadu. Poza tym pani Kathrin sprawia wrażenie profesjonalistki. W takim wypadku moja wiedza mówi jasno. Słuchać dowódcy i znać swoje miejsce w łańcuchu dowodzenia. Oddział musi działać jak jeden organizm. Nie mam zamiaru dla własnych ambicji, lub źle pojętej dumy tego kwestionować i przez to narażać całą operację na niepowodzenie. Jeśli pytasz co planuję jutro, to planuję zmówić krótką modlitwę do Ulryka, wziąć w dłoń swój miecz i wykonując wszystkie rozkazy dowódcy nieustępliwe walczyć do śmierci swojej lub wroga. Tak mi dopomóż Ulryk!
Skończywszy swą wypowiedź wrócił do jedzenia.