Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2015, 11:59   #5
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Plomiennoluski & Asenat





Zaprosiła ją na kolację i Lady Niamh przyjęła zaproszenie. Llewelli, córce Oberona z Amberu się nie odmawiało. Jadły w milczeniu, a gdy delikatne mięso ryb zastapiło wino i ciasteczka z wodorostów, zza kotary skrywającej muzykantów dobiegły słodkie dźwięki cytry, Llewella pogładziła wyłożone szylkretem podłokietniki swego krzesła, zapatrzyła się w zieloną przestrzeń za balustradą tarasu wzrokiem pozornie obojętnym... i odezwała się, głosem także pozornie obojętnym.
– Opowiedz mi o nim.
Imię nie padło, nie musiało. Cisza pomiędzy nimi też nie musiała zapadać, Niamh od wielu dni miała przygotowaną odpowiedź. Ale milczenie było nieodłączną częścią ich wzajemnych stosunków, Niamh pozwalała więc ciszy trwać. A potem odpowiedziała. Ze wszystkich wartych uwagi i nic nieznaczących drobnostek, autentycznego zdziwienia na wieść, że jest synem króla, nerwowych wędrówek monety między palcami, bezwarunkowej akceptacji ich wymyślonego pokrewieństwa, w którym dopatrywała się tęsknoty za jakąkolwiek więzią, której można się uczepić, by mieć w życiu coś stałego... uciekania w filozoficzne konstrukcje, gdy przypierała go o Cienie i uciekania w bezpieczny kontakt ze zwierzętami, przed mniej bezpiecznym kontaktem z jej ojcem, który pociągał za sobą zobowiązania i odpowiedzialność... z tego wszystkiego wybrała jedno, i w dwóch słowach zamknęła spostrzeżenie.
– Jest młody – rzekła Lady Niamh głosem pozornie obojętnym, zawieszając pozornie obojętne spojrzenie na zawirowaniach zieloności i błękitu w głębinach za pałacem.

Pomyślała zaś: jest młody i mi go żal. Gdyż nie wie jeszcze, jakie jest oblicze rodziny. Gdyż każdy, nawet ojciec, nawet ta kilkuletnia dziewczynka, którą adoptował, ma więcej rozeznania w regułach gry niż on. Gdyż kiedyś zobaczy, jacy jesteśmy. Gdyż zostanie wplątany w trwające od wieków intrygi, ktoś go wykorzysta, ktoś go zdradzi, ktoś go pchnie nożem w ciemnym korytarzu.

Tego nie powiedziała, ale choć wyraz twarzy Llewelli się nie zmienił, gładkiego czoła pod zielonymi włosami upiętymi w koronę z warkoczy nie przeciął żaden grymas – wiedziała, że córka Oberona i tak zna tę myśl, a znając, zachowa ją dla siebie. Sprawy, które wiedziały nawzajem o sobie i o nich nie mówiły także były nieodłącznym elementem ich kontaktów.




Smukłe palce Lady Niamh, wspierające się dotąd na przedramieniu Albina lekko jak morska piana, zacisnęły się mocno. Tuż przed tym, jak zielonkawą tonią wstrząsnęła eksplozja, jakby dziewczyna, tylko na pozór skoncentrowana na tym, by kroczyć lekko i wdzięcznie wśród ciżby wyczuła zawczasu poruszenie wód Rebmy.

Chwyciła go mocniej, za rękę i przód dubletu, pociągnęła za sobą, w miejsce, w którym zdobiąca fasadę hipodromu płaskorzeźba tworzyła bezpieczną niszę. Może by ochronić siebie i jego przed stratowaniem przez wystraszony tłum... a może by samą siebie dodatkowo osłonić, odgrodzić się od eksplozji także i jego ciałem, tak jak od góry ich obydwoje chroniło kamienne ramię trytona ciskającego harpunem.

W fioletowych oczach, spoglądających na Albina z odległości oddechu, nie było niepokoju czy strachu. Były przejrzyste i niewzruszone, nie do odróżnienia niemal od ametystów wprawionych w naszyjnik spoczywający na jej piersi. Wokół kotłował się tłum. Ktoś krzyczał.

– Cóż to było? – zapytała cichym, wyważonym głosem, takim samym, jakim nauczała Albina skomplikowanych zasad dworskiej etykiety i opowiadała o morskich bestiach żyjących na rubieżach królestwa Moire. – Uderzyło gdzieś blisko...

Albin dał się porwać kuzynce. Doskonale znała swoje miasto i na pewno wiedziała, co robić w przypadku zagrożenia, a tak właśnie mu to wyglądało. – Nie wiem, wyglądało jakby ktoś czyścił skałę lub tunel dynamitem. - Odpowiedział po krótkiej chwili namysłu mężczyzna, choć nieco niepewnie. Musiał przyznać, że nie miał nic przeciwko pozycji w jakiej wylądowali.
– Dynamit? – powtórzyła, obserwując otoczenie zza Albinowego ramienia. – Takie... fajerwerki, magiczne ognie? – powiodła wolno dłonią w kierunku dziwnych wzorów wypełniających przestrzeń. – Możesz mieć rację, Albinie...
– Nie do końca, dynamit to środek, którego używa się do wysadzania skał, kiedy chcą przebić tunel dla kolei, albo w górnictwie, kopalniach. Czasem do oczyszczania miejsca pod fundamenty domów. Zawsze warto mieć gdzieś schowaną laskę, tylko w bezpiecznym miejscu, z dala od dzieci. Do fajerwerków używa się prochu - rozjaśnił mężczyzna.
– Zdaje się, że huk dobiegł od wieży maga Randalla. Jest gościem królowej. Muszę sprawdzić, czy nic złego go nie spotkało. Zechcesz mi towarzyszyć?
– Oczywiście że będę ci towarzyszył, nie wypada odmówić – powiedział powoli podnosząc się znad Niamh.

Ruszyli – Albin przodem, torując przejście, a za nim Niamh, nie wypuszczając przedramienia ze znacznie mocniejszego niż przy przechadzkach po królewskich ogrodach uścisku. Wieża trwała nienaruszona pośród gruzowiska, w które obróciły się okoliczne budynki. Niamh puściła ramię Albina i ujęła kołatkę – srebrne kółko zawieszone na ogonie konika morskiego. Nikt nie odpowiedział na uprzejme pukanie... Niamh nacisnęła klamkę, drzwi jednak ani drgnęły. Tak jakby właściciela nie było. Niamh odsunęła się o krok, badając wzrokiem wysoko położone okna. I o kolejny krok, dając Albinowi wolne przejście do drzwi.
– Nie odpowiada... Mógł zemdleć albo zostać ranny. Musimy się do niego dostać jak najszybciej...

Spojrzała uważnie na swego towarzysza. Był młody... ciągle był młody i nie chciał przestać, a jej ciągle było go żal. Uznała, że najlepsze, co dla niego może zrobić, to przestać traktować go jak dziecko, a zacząć jak mężczyznę. Nawet jeśli potem to ona go wykorzysta, zdradzi i na koniec pchnie nożem w ciemnym korytarzu.

Albin przyjrzał się najpierw minie Niamh, następnie drzwiom z góry do dołu, oceniając zawiasy, zamek jak i same drzwi, by następnie mocno kopnąć tuż obok zamka. Co prawda tutaj stosowano zwykle przynajmniej grube deski, a nie to, co w niektórych stanach zaczęło uchodzić za drzwi, ale nie był takim słabeuszem.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 13-12-2015 o 12:01.
Asenat jest offline