Wątek: [Kult] Kąty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2007, 16:34   #31
Dogen
 
Dogen's Avatar
 
Reputacja: 1 Dogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputację
Post Edward Paterson

Powoli zaczął wspinać się na piętro. Na chwilę jeszcze przystanął, wytężył słuch, ale już nic nie słyszał. Serce waliło mu jak oszalałe, czuł buzującą krew w żyłach, jakby za chwilę miała wybuchnąć i wyciec z niego jak woda z pękniętego węża ogrodowego. Lekko się zachwiał, kręciło mu się w głowie od tego wszystkiego.
- Ktoś jest w domu, ale przecież... Angelika? Nie. Jej miało nie być. Nikogo miało nie być. Może to niedomknięte okno? – Pomyślał.
Na potwierdzenie jego myśli, gdy znalazł się już na piętrze, poczuł powiew zimnego powietrza, zmieszanego z czymś jeszcze, z jakimś zapachem...
Powoli, ciężko oddychając skierował się w stronę pokoju córki. Drzwi były lekko uchylone. Cisza. Stanął naprzeciw i lekko je popchnął. Otwarły się z lekkim skrzypnięciem. Zlustrował wnętrze z progu. Był pusty i tak jak wcześniej przypuszczał, zobaczył otwarte na oścież okno. Podmuch powietrza przyniósł do jego nozdrzy, znowu ten dziwny zapach, zupełnie inny, nie mający tu racji bytu. To było, to był zapach krwi, ciężki, metaliczny, oprócz tego zmieszany z zapachem moczu i brudu.
- Coś jest nie tak, coś się stało. Jego głowę wypełniły czarne myśli. Zrobił krok do wnętrza pokoju. Nie czuł się dobrze. W głowie straszny mętlik. Myśli bombardowały i obijały się w czaszce. Suchość w gardle i do tego narastająca adrenalina pomieszana z uczuciem słabości, nie mógł tego znieść. Dopiero w tym momencie usłyszał jakiś chrobot za drzwiami i dziwne pomruki. Szybko obrócił się w tamtym kierunku. Drzwi powoli, z lekkim piskiem nienaoliwionych zawiasów zamknęły się za nim. W kącie, obrócona do niego tyłem, przykucnięta była jakaś postać. Od niej dochodziły te pomruki i jakieś chrobotanie, jakby dźwięk rysowania czymś ostrym po ścianie.
W pierwszej chwili pomyślał o Angelice. Nie widział dobrze w półmroku. Już chciał coś powiedzieć i podejść bliżej, gdy w tym momencie znów uderzyła go fala smrodu - moczu i krwi a księżyc, który wyszedł za chmur oświetlił trupim blaskiem przycupniętą postać. Zrobiło mu się niedobrze. Postać była naga i cała umorusana sadzą czy czymś podobnym. Po posturze widać było, że to dziecko.
- Jezu! To chyba moja Angelika. Kto jej to zrobił? Szybko rozejrzał się za czymś do przykrycia. Gdy namierzył już coś, raz jeszcze spojrzał w jej kierunku.
Pomruki się nasiliły. Dziecko wstało i odwróciło się w jego stronę.
- Nie! Nie! Kurwa nie! To nie może być prawda! To się nie dzieje! To nie była Angelika. To nie było jego dziecko. To był chłopiec, cały nagi, brudny i ten zapach - mdlący, odrażający. Był w wieku córki. Ich spojrzenia spotkały się. W oczach chłopaka dało się wykryć jakiś obłęd i coś jeszcze... Na domiar złego w ręku trzymał nóż.
- Gdzieś go już widziałem. Czyżby to chłopak z sąsiedztwa? Dużo czasu spędzał z Angeliką, a teraz taka sytuacja, rany boskie! Co robić? Co zrobił z moją córką? – Pomyślał.
Pierwsze, co przyszło mu do głowy to wydrzeć się na smarkacza i sprać na kwaśne jabłko. Ale miał w ręku broń i było coś takiego w nim, że się zawahał. Ogarniała go rozpacz zmieszana z gniewem. Co tu się dzieje? Chwila zawahania. Chłopak i mężczyzna stoją naprzeciw siebie. Podmuch zimnego powietrza powoduje, że staje mu gęsia skórka, a chłopak, mimo że cały nagi nie odczuwa tego.
- DO DOMU!!! DO DOMU!!! – Krzyczy, jego twarz wykrzywia maska szaleństwa i rzuca się do ataku, z nożem w ręku.
Tego nie przewidział, nie przewidział, że dziesięcioletni może chłopak rzuci się na niego z nożem w ręku. Próbuje go obezwładnić, chwyta za uzbrojoną rękę. Chłopak jest nad wyraz zwinny, za zwinny i wie jak się obsługiwać nożem. Cios leci na gardło. On chce mnie zabić! Odpycha rękę w ostatniej chwili, ale zdążył go zaciąć w dłoń. Przeszył go ból, lecz teraz nie może odpuścić. Mocuje się z nim, walczy, smarkacz jest jak z gumy, jego ciało nienaturalnie wije się i próbuje za wszelką cenę go zranić, zabić. Nie! Dość! Jestem od niego silniejszy i większy, skończyła się zabawa. Coś go jeszcze hamowało, nie pozwalało zrobić mu krzywdy, ale sytuacja wymykała się spod kontroli. Czuł, że narasta w nim furia i przecież być może zrobił coś złego Angelice. Użył całej swej siły, chwycił chłopaka i rzucił nim z krzykiem o ścianę, jak szmacianą lalką. Upadł bezwładny na ziemię. Chciał podejść do niego i kopnąć, czuł tą rozkosz zadania mu bólu, lecz w tym momencie usłyszał na zewnątrz nadjeżdżający samochód. Czyżby to Sara? Podszedł do okna i wyjrzał. Na podjeździe zatrzymał się samochód Sary, poznał go. Był jak w amoku, patrzył na zewnątrz i nawet nie myślał, co się przed chwilą wydarzyło. Co powie byłej żonie? Znów poczuł, że jest coś nie tak. Samochód zaparkował już chwilę temu, a ona nie wysiadała. Coś złego tam się działo. Serce mu zamarło, po tym jak samochód zaczął się trząść na resorach, a w środku nastąpiła jakaś szamotanina. Po chwili usłyszał klakson. Jeszcze jeden i jeden gwałtownie urwany. Dotarło do niego, że ktoś ją napadł. Wstąpiła w niego ponownie złość.
- Jak to możliwe, że w jedno popołudnie dzieją się tak okropne rzeczy. Najpierw ja, a teraz Sara. Muszę jej pomóc, natychmiast zejść i zabić skurwiela, który jej to robi.
Zacisnął pięści i szybko odwrócił się od okna. Stał i czekał na niego, z nożem w ręku. Jak gdyby nic. Znowu ten wyraz twarzy, maska obłędu. Stał, zasłaniając mu przejście. Przejście do uratowania komuś życia bądź godności. Teraz już nic się nie liczyło, działał instynktownie, byle jak najszybciej wyjść. Chłopak znów rzuca się na niego, a on chwyta krzesełko i bez litości uderza gdzie popadnie. Nic już nie widzi, nic nie czuje, ma dosyć, chce tylko kogoś uratować, już nawet nie wie kogo. Przez chwilę przebłysk, zmasakrowane ciało na środku pokoju, w rosnącej kałuży krwi. Wychodzi z pokoju i zbiega na dół. Czuje, że strasznie rwie go noga, spogląda i w udzie widzi wbity nóż. Nawet go nie boli, nie ma na to czasu, nie zwraca na to uwagi. Otwiera frontowe drzwi i sunie pomału w kierunku samochodu.
- Saro! Saro! – Próbuje krzyczeć, ale głos grzęźnie mu w gardle. Potyka się i upada. Słabnie. Mija mu wściekłość i zdaje sobie sprawę, że strasznie boli go noga i wszędzie krew, czuje ją, znowu ją czuje. Jeszcze raz próbuje się podnieść i podejść do wozu. Nic z tego, czuje nadchodzący koniec.
- Saro! Znów próbowałem i znowu zawiodłem, jak zawsze...
Uświadomił sobie jeszcze, że jednak cały czas coś do niej czuje, nie może zapomnieć. Ale to nie jest już miłość...
 
__________________
Wycofuję się na z góry upatrzoną pozycję
Dogen jest offline