Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2007, 16:34   #31
 
Dogen's Avatar
 
Reputacja: 1 Dogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputację
Post Edward Paterson

Powoli zaczął wspinać się na piętro. Na chwilę jeszcze przystanął, wytężył słuch, ale już nic nie słyszał. Serce waliło mu jak oszalałe, czuł buzującą krew w żyłach, jakby za chwilę miała wybuchnąć i wyciec z niego jak woda z pękniętego węża ogrodowego. Lekko się zachwiał, kręciło mu się w głowie od tego wszystkiego.
- Ktoś jest w domu, ale przecież... Angelika? Nie. Jej miało nie być. Nikogo miało nie być. Może to niedomknięte okno? – Pomyślał.
Na potwierdzenie jego myśli, gdy znalazł się już na piętrze, poczuł powiew zimnego powietrza, zmieszanego z czymś jeszcze, z jakimś zapachem...
Powoli, ciężko oddychając skierował się w stronę pokoju córki. Drzwi były lekko uchylone. Cisza. Stanął naprzeciw i lekko je popchnął. Otwarły się z lekkim skrzypnięciem. Zlustrował wnętrze z progu. Był pusty i tak jak wcześniej przypuszczał, zobaczył otwarte na oścież okno. Podmuch powietrza przyniósł do jego nozdrzy, znowu ten dziwny zapach, zupełnie inny, nie mający tu racji bytu. To było, to był zapach krwi, ciężki, metaliczny, oprócz tego zmieszany z zapachem moczu i brudu.
- Coś jest nie tak, coś się stało. Jego głowę wypełniły czarne myśli. Zrobił krok do wnętrza pokoju. Nie czuł się dobrze. W głowie straszny mętlik. Myśli bombardowały i obijały się w czaszce. Suchość w gardle i do tego narastająca adrenalina pomieszana z uczuciem słabości, nie mógł tego znieść. Dopiero w tym momencie usłyszał jakiś chrobot za drzwiami i dziwne pomruki. Szybko obrócił się w tamtym kierunku. Drzwi powoli, z lekkim piskiem nienaoliwionych zawiasów zamknęły się za nim. W kącie, obrócona do niego tyłem, przykucnięta była jakaś postać. Od niej dochodziły te pomruki i jakieś chrobotanie, jakby dźwięk rysowania czymś ostrym po ścianie.
W pierwszej chwili pomyślał o Angelice. Nie widział dobrze w półmroku. Już chciał coś powiedzieć i podejść bliżej, gdy w tym momencie znów uderzyła go fala smrodu - moczu i krwi a księżyc, który wyszedł za chmur oświetlił trupim blaskiem przycupniętą postać. Zrobiło mu się niedobrze. Postać była naga i cała umorusana sadzą czy czymś podobnym. Po posturze widać było, że to dziecko.
- Jezu! To chyba moja Angelika. Kto jej to zrobił? Szybko rozejrzał się za czymś do przykrycia. Gdy namierzył już coś, raz jeszcze spojrzał w jej kierunku.
Pomruki się nasiliły. Dziecko wstało i odwróciło się w jego stronę.
- Nie! Nie! Kurwa nie! To nie może być prawda! To się nie dzieje! To nie była Angelika. To nie było jego dziecko. To był chłopiec, cały nagi, brudny i ten zapach - mdlący, odrażający. Był w wieku córki. Ich spojrzenia spotkały się. W oczach chłopaka dało się wykryć jakiś obłęd i coś jeszcze... Na domiar złego w ręku trzymał nóż.
- Gdzieś go już widziałem. Czyżby to chłopak z sąsiedztwa? Dużo czasu spędzał z Angeliką, a teraz taka sytuacja, rany boskie! Co robić? Co zrobił z moją córką? – Pomyślał.
Pierwsze, co przyszło mu do głowy to wydrzeć się na smarkacza i sprać na kwaśne jabłko. Ale miał w ręku broń i było coś takiego w nim, że się zawahał. Ogarniała go rozpacz zmieszana z gniewem. Co tu się dzieje? Chwila zawahania. Chłopak i mężczyzna stoją naprzeciw siebie. Podmuch zimnego powietrza powoduje, że staje mu gęsia skórka, a chłopak, mimo że cały nagi nie odczuwa tego.
- DO DOMU!!! DO DOMU!!! – Krzyczy, jego twarz wykrzywia maska szaleństwa i rzuca się do ataku, z nożem w ręku.
Tego nie przewidział, nie przewidział, że dziesięcioletni może chłopak rzuci się na niego z nożem w ręku. Próbuje go obezwładnić, chwyta za uzbrojoną rękę. Chłopak jest nad wyraz zwinny, za zwinny i wie jak się obsługiwać nożem. Cios leci na gardło. On chce mnie zabić! Odpycha rękę w ostatniej chwili, ale zdążył go zaciąć w dłoń. Przeszył go ból, lecz teraz nie może odpuścić. Mocuje się z nim, walczy, smarkacz jest jak z gumy, jego ciało nienaturalnie wije się i próbuje za wszelką cenę go zranić, zabić. Nie! Dość! Jestem od niego silniejszy i większy, skończyła się zabawa. Coś go jeszcze hamowało, nie pozwalało zrobić mu krzywdy, ale sytuacja wymykała się spod kontroli. Czuł, że narasta w nim furia i przecież być może zrobił coś złego Angelice. Użył całej swej siły, chwycił chłopaka i rzucił nim z krzykiem o ścianę, jak szmacianą lalką. Upadł bezwładny na ziemię. Chciał podejść do niego i kopnąć, czuł tą rozkosz zadania mu bólu, lecz w tym momencie usłyszał na zewnątrz nadjeżdżający samochód. Czyżby to Sara? Podszedł do okna i wyjrzał. Na podjeździe zatrzymał się samochód Sary, poznał go. Był jak w amoku, patrzył na zewnątrz i nawet nie myślał, co się przed chwilą wydarzyło. Co powie byłej żonie? Znów poczuł, że jest coś nie tak. Samochód zaparkował już chwilę temu, a ona nie wysiadała. Coś złego tam się działo. Serce mu zamarło, po tym jak samochód zaczął się trząść na resorach, a w środku nastąpiła jakaś szamotanina. Po chwili usłyszał klakson. Jeszcze jeden i jeden gwałtownie urwany. Dotarło do niego, że ktoś ją napadł. Wstąpiła w niego ponownie złość.
- Jak to możliwe, że w jedno popołudnie dzieją się tak okropne rzeczy. Najpierw ja, a teraz Sara. Muszę jej pomóc, natychmiast zejść i zabić skurwiela, który jej to robi.
Zacisnął pięści i szybko odwrócił się od okna. Stał i czekał na niego, z nożem w ręku. Jak gdyby nic. Znowu ten wyraz twarzy, maska obłędu. Stał, zasłaniając mu przejście. Przejście do uratowania komuś życia bądź godności. Teraz już nic się nie liczyło, działał instynktownie, byle jak najszybciej wyjść. Chłopak znów rzuca się na niego, a on chwyta krzesełko i bez litości uderza gdzie popadnie. Nic już nie widzi, nic nie czuje, ma dosyć, chce tylko kogoś uratować, już nawet nie wie kogo. Przez chwilę przebłysk, zmasakrowane ciało na środku pokoju, w rosnącej kałuży krwi. Wychodzi z pokoju i zbiega na dół. Czuje, że strasznie rwie go noga, spogląda i w udzie widzi wbity nóż. Nawet go nie boli, nie ma na to czasu, nie zwraca na to uwagi. Otwiera frontowe drzwi i sunie pomału w kierunku samochodu.
- Saro! Saro! – Próbuje krzyczeć, ale głos grzęźnie mu w gardle. Potyka się i upada. Słabnie. Mija mu wściekłość i zdaje sobie sprawę, że strasznie boli go noga i wszędzie krew, czuje ją, znowu ją czuje. Jeszcze raz próbuje się podnieść i podejść do wozu. Nic z tego, czuje nadchodzący koniec.
- Saro! Znów próbowałem i znowu zawiodłem, jak zawsze...
Uświadomił sobie jeszcze, że jednak cały czas coś do niej czuje, nie może zapomnieć. Ale to nie jest już miłość...
 
__________________
Wycofuję się na z góry upatrzoną pozycję
Dogen jest offline  
Stary 24-04-2007, 00:33   #32
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny
Bob Smith


Gdy rozległo się pukanie, w środku pomieszczenia nastała cisza. Bob przekręcił gałkę a drzwi same odskoczyły do środka jakby pchnięte jakimś mocnym przeciągiem. Wewnątrz, zauważył dwoje kochanków, twarze jakby znane, ale już dawno zapomniane przez niego. Rosły mężczyzna z brodą sięgającą torsu i tatuażami rozsianymi po całym ciele właśnie wstawał z łóżka i kobiety. Wyraz twarzy zdradzał jego zamiary doskonale, gdy Bob uświadomił sobie ich znaczenie w ułamku sekundy oblał go zimny pot. Nagi człowiek krzyknął bardzo donośnie i basowo, wręcz nie naturalnie:
- BOB!! DO JASNEJ CHOLERY ILE RAZY MAM CI POWTAZAĆ ABYŚ NIE KRĘCIŁ SIĘ POD DRZWIAMI!! JAK CI ZŁOJĘ SKURĘ TO ZNOWU NIE BĘDZIESZ MÓGŁ PRZEZ TYDZIEŃ SPAĆ NA PLECACH!! JEBANY SMARKACZ!!Ten krzyk miał taką siłę, że drzwi trzasnęły zamykając się z powrotem. Fala dźwięku rzuciła Bobem o ścianę. Po której spłynął. Siedział na ziemi i wpatrywał się w drzwi naprzeciwko. Zaczęły się uwypuklać, pęcznieć jakby jakieś ciśnienie napierało od środka. Drewno zaczęło skrzypieć pod naporem. Bob nie chciał sprawdzać ile będą w stanie wytrzymać, zerwał się na nogi i rzucił do ucieczki.
Pyk-Pyk, Pyk-Pyk, Pyk-Pyk, Pyk-Pyk. Głasnęły i zapalały się lampki próbując nadążyć za nim, utrzymać go w kręgu światła. On krzyczał i płakał „Nie, tato, nie już nie będę!!”
Uspokoił się po jakimś czasie, nie pamiętał jak długo trwał w obłędzie. Płuca go rwały, musiał biec bardzo długo.


Jeremy


Dwoje osiłków stanęło po obu stronach drzwi wejściowych. Po wyrazie twarzy widać było ich tępotę, ale Jeremy miał wrażenie, że nie zawahaliby się przed niczym. Lord w tym czasie zajął się przeglądaniem zbiorów.
- Szukasz czegoś konkretnego?
- Nie, tak sobie przeglądam. W zasadzie to chciałem porozmawiać, upewnić się, że się wczoraj zrozumieliśmy. Uświadomić ci jak łatwo znaleźć i zniszczyć ciebie i to, czym się zajmujesz, na czym ci zależy. Ale wydaje mi się, że dojdziemy do porozumienia.- Wyjął z regału jedną z ksiąg i podszedł z nią do biurka.
- A to za ile?
Jeremy spojrzał na tytuł. „Kulty ognia w Europie”. Przez ułamek sekundy poczuł coś niesamowitego, jakby dotyk na karku, mrowienie, ale przyjemne. To Ann zawsze go tak dotykała, uspokajała. Szybka migawka przed oczyma: pożar, płonący budynek i krzyczący w nim ludzie, paleni żywcem, wijący się w spazmach bólu, ich skóra pęka, skwierczy a Lord stoi opodal, patrzy i się uśmiecha.
- Ogłuchłeś czy jak?! Odpowiadaj jak do ciebie mówię!!
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.

Ostatnio edytowane przez Kmil : 24-04-2007 o 01:03.
Kmil jest offline  
Stary 24-04-2007, 18:10   #33
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Bob Smith

Bob sapał jeszcze z 5 minut - ciężko łapiąc oddech próbował poskładać skołatane myśli. Wspomnienie ojca z dzieciństwa nie raz sprawiało, że cały zalewał się potem. Jeszcze długo po opuszczeniu domu zdarzało się, że podczas koszmarów z głównym bohaterem - jego ojcem, nad ranem budził się w kałuży moczu. A teraz koszmar stawał się realnością - niby tak odległą a jednocześnie tak bliską. Bob nienawidził swojego ojca jak tylko dorósł na tyle żeby zdawać sobie sprawę z tego, co to jest nienawiść. Nienawidził go za to, co zrobił matce, za to co zrobił jemu - podejrzewał nawet, że śmierć dwu-letniej siostrzyczki to także jego sprawka. Ponoć wypadła z wózeczka - jednak znając charakter ojca Bob domyślał się, że stało się coś zupełnie innego. Kiedyś nawet chciał zabić swojego ojca, ale strach wpojony od dzieciństwa go zablokował. Teraz też może wreszcie udałoby mu się postawić czoła swojemu ojcu, jednak okoliczności i miejsce, w którym go spotkał już dawno sprawiły, że chęć wydostania się z tego miejsca przysłaniała wszelkie inne chęci.
Co on tu robi ten skurwiel ? Czy to objaw halucynacji ? Musi być ze mną naprawdę ciężko, gdybym opowiedział o tym, co się tu stało mojemu psychologowi to penie wysłałby mnie do psychiatryka - na oddział zamknięty ( Andrew Hilton - spotyka się z Bobem od kilku lat, stosuje terapie pozytywną, co ostatnimi laty przyniosło dobre rezultaty - Bob wreszcie zapomniał, przestały go nawet nawiedzać obrazy z dzieciństwa... aż do teraz). Może to wpływ terapii ? Może niepotrzebnie próbowałem odciąć się od przeszłości a teraz ta spływa na mnie powodując halucynacje i omamy?
Bob uderzył z całej siły ręką w ścianę i zdołaj jedynie cicho jęknąć, gdy do mózgu dopłynęła informacja z jego lewej ręki, która brzmiała "BÓL".
Niemal zapłakał, nie z bólu, ale z samego faktu, że go zabolało, że hotel jest realny. Zaciskając zęby, oddalając wszelkie myśli ruszył w drogę.
Nieważne ile mi to zajmie, to musi się gdzieś kończyć, jeszcze tylko kwadrans.
Jeżeli nie znajdę tego pieprzonego wyjścia to wybiję okno w jednym z pokoi i spróbuję się wydostać na zewnątrz. W dupie mam jak jest wysoko - musze opuścić jak najszybciej ten hotel, gdyż w przeciwnym razie, nawet jak wyjdę z tego żywy to z Boba zostanie jedynie wrak człowieka. Taaa Hilton mówił jak bardzo niebezpieczne mogą być zakodowane w podświadomości wspomnienia z dzieciństwa, ale chyba nawet on nie mógł sobie wyobrazić tego, co ja teraz przeżywam.

Bob zmusił się do kolejnego wysiłku - wstał ( oddech już miał wyrównany ) i zaczął dalej przemieszczać się wzdłuż korytarza. Zgodnie z planem przez kwadrans a potem przez okno w pokoju. Niekoniecznie pierwsze lepsze, Bob pamiętał z pokoju w którym się obudził, że musiał być na drugim piętrze, może pierwsze (Boże tylko nie wyżej) ? Na pewno nie parter - więc nie bez znaczenia będzie takie umiejscowienie okna, z którego najłatwiej będzie mógł się wydostać i zejść bezpiecznie na dół. Bezpieczne wychodzenie z okna na drugim piętrze - Bob aż zaśmiał się w duchu, wiedział dobrze, że to nie będzie bezpieczne, ale lepsze to niż spotkanie z ojcem i ten przerażający korytarz. Bob bardziej się bał utraty psychiki niż zdrowia fizycznego, dlatego zadecydował, żeby wydostać się stąd najszybciej jak się da.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 26-05-2007 o 11:37.
Eliasz jest offline  
Stary 25-04-2007, 16:17   #34
Jeremy the Wicked
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Jeremy spojrzał na Lorda chłodno, bez emocji. Bywał w o wiele cięższych sytuacjach, o czym przypominała mu w tej chwili piekąca blizna na policzku.
- Nie odpowiada mi Pański ton. - Wiedział, że ryzykuje bójkę, ale obrona własnego honoru była mu wpojona głębiej niż obrona własnego zdrowia. Gang, do którego należał jako wyrostek, miał bardzo ścisły kodeks. Hańba to śmierć. - przemknęło mu przez myśl hasło, które wykrzykiwał kiedyś... To było tak dawno... Obiecał Ann, że do tego nie wróci. Jednak pierwszy raz, odkąd ją poznał, zaczął w nim płonąć dawny gniew. Agresja wypełniała jego ciało, ścięgno za ścięgnem. Jego muskuły naprężyły się, jak u dzikiego kota. Ale twarz pozostała spokojna. Przez cały czas patrzył się Lordowi prosto w oczy.
- Nie ma takiej rzeczy, na której by mi zależało, człowieku. Już nie. Twoje groźby nic dla mnie nie znaczą. - W sercu Jeremiego wezbrała cicha satysfakcja, kiedy dostrzegł, że Lord nie wytrzymuje jego spojrzenia. Wyciągnął książkę z dłoni Lorda.
- Ten tom nie jest w tej chwili na sprzedaż. Nie interesuje mnie, jakich szaleństw dokonujesz. Cokolwiek robisz, to tylko kropla w morzu ludzkich nieszczęść. - Lord odwrócił wzrok.
- A teraz proszę stąd wyjść. - Głos Jeremiego brzmiał donośnie i twardo, nie zdradzając strachu, który wkradł mu się do wnętrza. Instynkt podpowiadał mu, że ma przed sobą świrów, gotowych na wszystko. Jeremy miał nadzieję, że ci ludzie wyjdą, ale był gotów zastrzelić ich po kolei, jeżeli się nie da inaczej.
 
 
Stary 01-05-2007, 23:19   #35
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny


Sara i Edward Peterson



Próbowała stanąć na nogach wysiadając z samochodu, zachwiała się i upadła na kolana. Nogi miała jak z waty. Jej ubranie było w nieładzie a bielizna rozcięta scyzorykiem napastnika. Jeszcze raz spróbowała się podnieść, przytrzymując się samochodu. Rozejrzała się i zobaczyła go znów, jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Zbir oddalał się chodnikiem, nie tak ona wyobrażała sobie jego ucieczkę. Szedł chodnikiem spokojnie, powoli i spacerkiem. To profesjonalista, wie, że zanim ktoś zareaguje on będzie miał dużo czasu, aby się oddalić do czasu przyjazdu ewentualnej policji.
Zauważyła swego męża leżącego między drzwiami wejściowymi a samochodem. Z jego uda sterczała rękojeść sztyletu. Nogę miał całą we krwi. Patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem, był bardzo słaby. Podczołgała się do niego, nie wiedziała, co robić. W domu był telefon, muszę chyba wezwać pomoc, łzy cisnęły jej się do oczu…
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.
Kmil jest offline  
Stary 02-05-2007, 09:31   #36
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany


Sara Peterson

Wszystko działo się bardzo szybko. Zbir uciekał, Edward leżał z nożem w udzie, dzwi frontowe otwarte na oścież.
- Kochanie, nic ci nie jest? - jej słowa zabrzmiały banalnie, ale ona przecież chciała tylko wyrazić swoją troskę o niego.
Oceniła, które z nich jest bardziej ranne. Edi, jaka szkoda, że widzieli się znowu w takich okolicznościach. Napastnik musiał go zranić zanim uciekł. Coś było nie tak, ale Sara wytłumaczyła sobie wszystko racjonalnie.
- Poczekaj, zadzwonię po policje i karetkę. Nie ruszaj się stąd - jej blada, delikatna dłoń musnęła jego plecy. Wymienili spojrzenia, mówiące za wszystko. W jego oczach zobaczyła swoją pobitą twarz, krew. To wszystko minie, rany się zagoją przecież.
Pobiegła do telefonu, pospiesznie wykręciła numer.
- Policja? Proszę przyjechać i przysłać karetkę...
Odłożyła słuchawkę. Czuła się brudna.
 
Rhamona jest offline  
Stary 02-05-2007, 23:45   #37
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny


Bob Smith


Siedział pod ścianą i próbował ogarnąć wszystko to, co się wydarzyło od czasu jego zesłania tutaj, czyli jakiś trzech godzin. Najpierw ojciec, później zdecydował się na rozbicie okna w korytarzu. Gdy to uczynił pęd powietrza o mały włos nie wypchnął go na zewnątrz. Nastąpiło wyrównanie ciśnień. W całym korytarzu nastało przeraźliwe zimno, ale przynajmniej nie czuł już smrodu papierosów. Wyjrzał na zewnątrz i nie dostrzegł niczego, po czym mógłby spróbować zejść na dół. Nawet okien niższego piętra nie było. Nie widział też dna tej przepaści gdyż spowita była we mgle lub chmurach. Zrzucił w dół deskę wyrwaną z framugi okna, ale nie dosłyszał jak upada na ziemię. Nie wiedział jak bardzo, ale na pewno był wysoko. Nawet oddychało mu się ciężej.
Ruszył dalej i odnalazł kolejne drzwi, zza których dochodził dźwięk. Tym razem był to znajomy kobiecy głos śpiewający kołysankę, melodia była jakoś dziwnie znajoma. Próba otwarcia drzwi a nawet wyważenia ich nic nie dała. Nawoływanie również nie przyniosło skutku.
W następnym pokoju ktoś zapomniał wyłączyć TV. Puszczali chyba jakiś film akcji, syreny, strzały i krzyki. Volume było skręcone na maxa. Aż bębenki bolały. Ruszył dalej.
Następne drzwi, także nie do ruszenia i osoby będące po drugiej stronie nie reagowały na krzyki Boba. Rozpoznał głosy obu rodziców, tony bardzo znajome i często słyszane w dzieciństwie, kłócili się:
- Jak mogłeś ty bydlaku!! Przecież on ma dopiero rok!!
-A zamknij się pizdo, przynajmniej masz co jeść!
-Ja? Jeść? Nie, to ty masz co pić ty gnoju!
-Idź w cholerę, zajmij się pomywaniem lepiej! Nie przeciągaj struny!
-Oddałeś naszego syna na noc grupie jakiś popaprańców, bo zaoferowali ci 100 dolców!! Jesteś nie ludzki!!
-Spokojnie dobra? Jutro go oddadzą.
-Ale co oni z nim robią?
-Czy to ważne? Powiedzieli, że włos z głowy mu nie spadnie. Pozatym i tak nic nie zapamięta.
- Ty świnio!!
-Milcz suko!!
- Później usłyszał odgłos uderzeń i krudkiej szamotaniny. Po chwili cisza.
Teraz próbował sobie wszystko wyjaśnić, ale nie mógł. Zaczynał wierzyć, że to sen na jawie.
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.

Ostatnio edytowane przez Kmil : 03-05-2007 o 15:24.
Kmil jest offline  
Stary 04-05-2007, 22:40   #38
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację


Alan Moss

Alan siedział wygodnie w fotelu przy swoim, kupionym niedawno w sklepie ze starymi meblami, mahoniowym biurku. Przed nim na specjalnym stojaku tkwiła rozłożona jakaś stara iluminowana księga. Jej pożółkłe kartki wykonane z czerpanego papieru zdobione czarnymi ornamentami na krawędziach, w środku wypełnione były czerwonym inkaustem. Zapisany gotykiem łaciński tekst świadczył wyraźnie o średniowiecznym pochodzeniu owego dzieła.

Alan podniósł leżącą obok dużą pęsetę i przewrócił kolejną kartkę. Jego oczom ukazał się szkic leżącego w pentaklu ludzkiego ciała, którego głowa i każda z kończyn ozdobiona była płonącą świecą i niezrozumiałymi dla laików podejrzanymi symbolami.
Alan wyjął z szuflady oprawiony w brązową skórę, gruby zeszyt i otwierając go na nowej, czystej stronie wziął do ręki pióro i przepisał doń z księgi kilka symboli i łacińskich słów. Odłożył zeszyt i pióro na bok, po czym zaczął jeszcze raz uważnie przyglądać się łacińskim inskrypcjom.
- Dałem wam prawo rządu nad świętymi i dałem laskę z wiedzą najwyższą. Dałem wam prawo rządu nad świętymi i dałem…– powiedział do siebie powoli, przerywając, gdy zza drzwi pokoju dobiegł go dźwięk rytmicznych uderzeń metalu o metal.
– …laskę z wiedzą najwyższą. – Dokończył podnosząc się z fotela.
Na jego trzydziestokilkuletniej twarzy pojawił się wyraz zaciekawienia. Szybkim ruchem przykrył stary grimuar delikatnym kawałkiem czerwonego sukna i ruszył w stronę drzwi przeciągając się po długim siedzeniu w jednostajnej pozycji.

Po drodze do drzwi minął dwie figury ludzkich postaci, wykonane z poczernianej, kutej stali, nienaturalnie wyciągnięte i zniekształcone, jakby widziane w krzywym zwierciadle umysłu. Postacie szły udręczone, połączone ze sobą grubym kolczastym łańcuchem.
Kiedyś rzeźba ta wywoływała w nim niewypowiedzianą nostalgię, ale po kilku tygodniach zdołał się jednak przyzwyczaić i traktować ją w miarę obojętnie.
Pewnym ruchem nacisnął klamkę i wyszedł na korytarz. Następnie podążając za rytmicznym odgłosem, skierował się do mieszczącej się w piwnicy pracowni. Najciszej jak tylko mógł otworzył drzwi do pracowni i zajrzał do środka wsadzając samą głowę.
Pięć metrów przed nim, obok stalowej figury przedstawiającej przykucniętą, męską postać, stała kobieta, odwrócona do niego plecami, z młotkiem w lewej i dwoma stalowymi gwoździami w prawej ręce. Przyłożyła jeden z 30-centymetrowych gwoździ do wyciągniętej błagalnie przed siebie ręki posągu i trzema mocnymi uderzeniami ciężkiego młotka, wbiła w przygotowany w ręce otwór kolejny już, czwarty gwóźdź.

- Ała! – zażartował Alan i wszedł do środka – to boli.
- Miało boleć. –
odpowiedziała zdecydowanym głosem dziewczyna i odwróciła się do niego z uśmiechem.
Miała nie więcej niż 25 lat, ładną twarz, granatowo-czarne włosy, zbyt mocny, ciemny makijaż i delikatną, szczupłą sylwetkę, zupełnie nieprzystającą do machania ciężkim młotkiem.
- Może Ci pomóc Louise? – zaproponował schodząc do niej po betonowych schodach.
- Dzięki kochanie, ale jak widzisz świetnie mi idzie. Nie zaczynam niczego, czego nie jestem w stanie sama skończyć. – powiedziała odkładając narzędzia na bok i zbliżając się do niego.
Pocałowali się obejmując jakby nie widzieli się od dawna. Przytuliła się do niego.
- To będzie Hieronim, tak? – spytał spoglądając na rzeźbę ponad jej głową.
- Tak… skąd wiedziałeś? – cofnęła głowę Louise i spojrzała mu w oczy.
- Wygląda na Hieronima. – odpowiedział bez zastanowienia Alan. – Emily ogląda National Geographic. – zmienił temat – może poproszę ją żeby przyniosła Ci coś do picia, masz ochotę na coś specjalnego, sok…
- Tak, ananasowy z lodem, poproszę –
powiedziała puszczając go z objęć. – dzięki kochanie.
- Tylko nie zrób mu krzywdy tym młotkiem, będę za godzinę lub dwie. –
podszedł do drzwi.
- Tego nie mogę Ci obiecać, zostało mi jeszcze 8 gwoździ.
- Symbole, symbole, symbole…-
mówiąc jakby do siebie zamknął drzwi kierując się do salonu. Poprosił Emily o sok dla Louise i nałożywszy na swój brązowy habit, czarny, wełniany płaszcz z kapturem, wziął do ręki skórzaną aktówkę. Wyszedł na zewnątrz. Mosiężna kołatka o półludzkiej twarzy stuknęła o zamykające się drzwi.

Benito czekał już na niego w swoim 10-letnim Fordzie i śpiewając przy akompaniamencie radia jakąś latynoską piosenkę, wystukiwał rytm uderzając w kierownicę.
- Dzień dobry Senior Moss – odezwał się pierwszy swoją meksykańską angielszczyzną, gdy Alan otworzył drzwi samochodu. – dokąd jedziemy?
- Dobry wieczór Benito –
poprawił go Alan i w chwilę później dodał – do antykwariatu do Harlemu, jak zwykle.
Samochód ruszył powoli po oblodzonej nawierzchni cichej ulicy, mijając uśpione pod warstwą śniegu domy i pobłyskujące kolorowo Bożonarodzeniowymi lampkami okna. Niebo było już ciemne, tylko łuna nad horyzontem mówiła, ze niedawno zakończył się dzień.
- Czy lubi Pan Shakirę Panie doktorze, czy mam trochę ściszyć? – odezwał się Benito kiwając głową w rytm muzyki.
- A czy Twój silnik śpiewa już tak ładnie jak ona? Byłeś z nim u warsztatu? – zapytał Alan przechodząc na hiszpański.
- W warsztacie. – poprawił go Benito. – Tak, śpiewa już doskonale. Wymienili mi gaźnik, ale nie poszedłbym z nim do łóżka z tego powodu, a z Shakirą chętnie.
- Shakira ma dobry gaźnik? –
zaśmiał się Alan.
- Panie doktorze – krzyknął Benito śmiejąc się razem z nim – Shakira ma wszystko.

Samochód jechał jeszcze jakiś czas, aż w końcu zatrzymał się pod lombardem Jeremy’ego.
Alan okrył się szczelnie płaszczem i nakładając kaptur wysiadł z samochodu. Z aktówką w ręku doszedł szybkim krokiem do drzwi i wszedł do środka. W nozdrza uderzył go zapach starych woluminów, który tak kochał.
- Miałem nadzieję, że jeszcze cię zastanę w pracy. – powiedział w progu uwalniając się od niepewności, gdy nagle spostrzegł, że Jeremy nie jest sam.
- Masz gości… - stwierdził lakonicznie widząc dwie antyinteligentne gęby przy drzwiach i kolejnego podejrzanego typa przy Jeremy’m – w takim razie poczekam i poszukam czegoś dla siebie. – dodał znikając między regałami.
W pierwszym odruchu, gdy już stanął niewidoczny za regałem, otworzył cicho aktówkę i przełożył pistolet z jej wnętrza do prawej kieszeni płaszcza.
- Cholera, co za świat – pomyślał psychodelicznie - gangsterzy przyszli po archiwalne wydanie Harlequina. Nie sądziłem, że kiedyś do tego dojdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Lorn : 08-05-2007 o 09:46.
Lorn jest offline  
Stary 04-05-2007, 23:47   #39
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny


Jeremy i Alan Moss

- Tylko kropla? Może będę próżny, ale ja rzekłbym pieprzone wiadro. Z resztą obserwujcie niebo ludzie. Bo niedługo będą powodzie, tsunami i ulewy, jakich świat jeszcze nie widział.- Mówił dalej Lord nie zwracając uwagi na nowo przybyłego.
- A zresztą to na mnie już czas. Ze znajomymi grilla sobie urządzamy. Życzę spokojnej nocy.- Dopiero kierując się w stronę wyjścia pochylił się i wzrokiem starał się namierzyć nową twarz. Po chwili dał za wygraną i wyszedł a zanim dwójka mięśniaków.
Jeremy opadł ciężko na fotel. Jak wychodzili zauważył, że ochroniarze mieli z tyłu pod kurtkami kontury broni wyglądającej na uzi. Przez całą rozmowę mieli ręce z tyłu. Jeśli doszłoby do strzelaniny, to on zostałby mokrą plamą na ścianie.
Z tyłu za nim na oparciu leżała jakaś koperta. Wstał i podniósł ją. Na środku było napisane jego imię, bez adresu ani znaczka. Ale ten charakter pisma jest mu znajomy.
- Nie to nie możliwe.- Pomyślał. Przytknął kopertę do nosa i pierwszy raz od bardzo długiego czasu poczuł ten przecudny kobiecy perfum. Ann używała go tylko przed spotkaniem z nim, nigdy więcej. Pozatym już chyba nie produkują tego zapachu.
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.
Kmil jest offline  
Stary 05-05-2007, 12:27   #40
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację


Bob Smith


Siedział i trzymał się obiema rękoma za głowę. Musiało już minąć sporo czasu - pomyślał próbując się pocieszyć gdyż tak naprawdę czuł jakby minęły całe wieki. W całym tym chaosie powoli zaczął zauważać pewne reguły. Tak, reguły i zasady były czymś, co Bob musiał znać od małego.
Pomyślmy, jestem w jakimś cholernie dziwnym miejscu, pokoje zdają się odzwierciedlać i ukazywać fragmenty z mojego dzieciństwa - może wpadłem w jakiś rodzaj katatonii i przeżywam swój wewnętrzny świat, podczas gdy grupka lekarzy kiwa głową nad pacjentem w szpitalu psychiatrycznym - Bobem Smithem ?

Zimny powiew powietrza przywrócił mu nadzieję, pomimo że niczego nie rozwiązał. Nadal nie wiedział jak się wydostać z tego miejsca, choć obecnie w chęci Boba wkradły się nowe potrzeby - ogarnęła go ciekawość połączona z determinacją - zaczynał docierać do wiedzy z przeszłości, którą dawno już skasował z swej pamięci, a przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało.
Ciągłość spotkań nie była jednak przypadkowa, Bob niemal od razu dostrzegł chronologię wydarzeń rozgrywanych w kolejnych pokojach. Bob nie wiedział tylko czy już umarł i przed niebem/piekłem dane jest mu jeszcze raz spojrzeć w przeszłość czy też jak podejrzewał jest to ostry przejaw katatonii - tylko skąd ten ból...

Z pewnością dzieje się tu wiele dziwnego, na ale Bob weź się w garść, idź dalej, w końcu dojdziesz do miejsca, w którym to wszystko się skończy. Tak, zamiast się mazać spróbuj wykorzystać pobyt w tym miejscu - możesz już tu nigdy nie wrócić i tajemnice twej przeszłości pozostaną zapomniane.
Bob musiał zająć czymś umysł, więc w duchu mówił do siebie.
Wiesz, że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek, jeżeli ktoś/coś zadało sobie taki trud żeby ci to wszystko pokazać to znaczy, że na razie jesteś względnie bezpieczny. Co prawda spotkanie z ojcem na bezpieczne nie wyglądało, ale to jedynie świadczy o tym, że trzeba w tym miejscu zachować szczególną ostrożność.

Bob początkowo zmartwił się widząc, że nie można stąd wyjść oknem jednak samo jego wybicie poprawiło mu znacznie samopoczucie. Przynajmniej "coś" tu mogę zrobić. Ostatecznie zrezygnował z wychodzenia przez okno. Pogodził się z tym, że może minąć wiele czasu zanim znajdzie wyjście - kluczem wydawały się być pokoje, może uda mi się spotkać sam na sam z matką - pomyślał i dziwnie się zarumienił. Bez ojca może będzie mi w stanie pomóc - muszę spróbować. Na wszelki wypadek zacisnął w ręce solidny kawałek drewna z framugi zakończony gwoździem. Pomęczył się przy jego wyrwaniu gdyż dawno już nie wykonywał jakichkolwiek prac fizycznych (może poza sprzątaniem i seksem ) lecz ten kawałek drewna niemal wibrował w jego dłoni. Poczuł się dużo bezpieczniej i tak uzbrojony zaczął podążać dalej wzdłuż korytarza tym razem jednak szedł powoli, nie śpiesząc się. Zatrzymywał się co jakiś czas nasłuchując, co któreś drzwi próbował otworzyć lecz nie zużywał już na to siły. Idąc słyszał jeszcze wewnątrz głowy niczym echo odbijający się fragment rozmowy jego rodziców

"-Oddałeś naszego syna na noc grupie jakiś popaprańców, bo zaoferowali ci 100 dolców!! Jesteś nie ludzki!!
-Spokojnie dobra? Jutro go oddadzą.
-Ale co oni z nim robią?
-Czy to ważne? Powiedzieli, że włos z głowy mu nie spadnie. Pozatym i tak nic nie zapamięta."

Ta część wirowała mu w głowie niczym zabawkowa kolejka jeżdżąca wokół dziecka dopóki działa bateria. Bob wiedział, że jego ojciec byłby do tego zdolny. Czy to samo stało się z jego siostrą ?
Nie miało to w tej chwili jednak znaczenia, Bob ruszył dalej nasłuchując i bacznie obserwując wszystko dookoła - jak do tej pory korytarz był w miarę bezpieczny ale nigdy nic nie wiadomo - bezwiednie jego ręka zaciskała się mocniej i mocniej na kawałku drewna jaki trzymał.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 26-05-2007 o 11:44.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172