Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2015, 18:24   #60
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Wysoki, wibrujący dźwięk spaczeńca na Darkbergowym dziedzińcu, krzyk złości i rozpaczy, energetyczny ładunek skumulowanej w skrzywieńcu morfy słyszalny był w całej Skilthry, lecz jego siła słabła z każdym metrem. Mimo tego, nawet Tagmatosi stojący na zewnętrznym murze usłyszeli pisk, od którego poczuli się nieswojo. Jeden z nich, Keflos rzucił się z muru. Jego ciało znaleziono później w płytkiej Zardze roztrzaskane o skały, które wystawały z dna rzeki. Jedni mówili później, że to krzyk morfa pchnął go w dół. Inni, że żona - ladacznica.

W okolicznych wsiach mleko z wieczornego udoju miało kwaśny smak, jaja zebrane dnia następnego śmierdziały zgnilizną, wszystkie, co do jednego a krowa, która się ocieliła w Borowej wydała dwugłowe cielę. Zwierzę zabito potajemnie. Truchło spalono.


Krzyk rozpaczy rozszedł się też na północ, za rzekę, tam gdzie nie stanęła ludzka stopa. Gdzie zagęszczenie morfy skrzywiało każdą żywą istotę, kruszyło kamienie, zagęszczało powietrze.


Garrosh
Był nieporadny. Czuł toporność broni zabranej tagmatosowi. Jej niewygodny ciężar. Czuł też swoje osłabienie i brak refleksu, co objawiało się tym, jakby walczył pod wodą. Umysł rejestrował ruch spaczeńca, wysyłał sygnał do ciała, lecz te reagowało z opóźnieniem. Widział jak zakończona wykrzywionymi pazurami łapa sunie w jego kierunku, jak jego ręka z krótkim mieczem unosi się powoli by zblokować atak. Powoli. Zbyt wolno.

Nie poczuł nawet, zobaczył, jak pazury wbijają mu się w bark orząc skórę, zaznaczając na niej cztery krwawe, głębokie pręgi nim miecz w końcu dosięga przedramienia by z głuchym mlaskiem odciąć powykręcaną kończynę od zbrukanego morfą ciała.

Z kikuta siknęła krew. Czerwone krople prysnęły mu w twarz, znacząc bielidło groteskową siatką.

Napiął mięśnie by wyhamować broń, która ciągle kreśliła łuk, by nadać jej nowy impet. Poczwara stała wykrzywiając ohydny pysk. Drugą łapą próbując złapać kończynę, której już nie było. Tylko dlatego nie rozorała mu gardła. Tylko z powodu jej zawahania żelastwo wbiło jej się w klatkę piersiową drążąc drogę do zwyrodniałego serca. Łamiąc żebra. Wyrywając cuchnące mięso. Grzęznąc ostatecznie w tej karykaturze człowieka.

Rękojeść wypadła z omdlałem dłoni wojownika, gdy spaczeniec upadł głucho wbijając ją o ziemię po sam jelec. Zakrwawione ostrze przeszło przez martwe ciało, stercząc z pleców z mokrym ochłapem czegoś na końcu.

Kątem oka zauważył za sobą ruch. Nie miał już siły ani broni by stawić czoła kolejnej kreaturze.

Cyric
Z kloacznej brei wystrzeliła oślizgła macka chlaszcząc go po twarzy jak smagnięcie batem. Jednocześnie druga oplotła mu nogi w kostkach ciągnąć go wgłąb, pod powierzchnię. Krzyk ucichł nagle gdy ścieki wdarły mu się w usta, wlały w gardło, wypełniły nos. Młócił rękoma w panice próbując złapać się czegoś, zatrzymać szuranie brzuchem po tłustym dnie, lecz palce nie odnajdywały oparcia ślizgając się w mule, w którym orał zakrzywionymi palcami zdzierając paznokcie do krwi. Brakowało oddechu, które zużył na bezsensowny krzyk i teraz już tylko walczył, by wychynąć głowę nad powierzchnię, zaczerpnąć śmierdzącego powietrza, które tak przeklinał chwilę wcześniej. Lecz poczwara nie zatrzymywała się, ciągnąc zdobycz w jej tylko wiadomym kierunku.

Nekri
Po ciągnącej się jak wypruwane z bebechów flaki chwili, w której rynek powoli pustoszał, Kurdupel z Gładkim przytulali bramę, anakratoi wracali do zmysłów a Chares już całkiem przytomnie dłubał małym palcem w uchu - Cemil krzyknął: "Biały na placu!".

Potem poszło już szybko. Otworzono bramy. Zgrzytnęły zasuwy i w wąskim świetle drzwi pojawił się Biały blady jak trup z zachlapanymi juchą butami, z obnażonym, unurzanym we krwi mieczem.

Diatrysi przeszli obok niego. Gładki zatrzymał się na chwilę i szepnął perocziemu coś wprost do ucha, z czego wyłowiła tylko jedno słowo: wpuszczać.

Przystąpiła do bramy.

- Nawet kurwa nie próbuj! - warknął na nią zachrypłym głosem zatrzaskując jej przed nosem drzwi.


Garrosh
Centralny plac Darkbergowej rezydencji wyglądał jak miejsce pracy szalonego rzeźnika. Siedział oparty o ścianę w przejściu, tuż obok zmorfowanego ścierwa, z którego sterczało jeszcze okrwawione ostrze. Ten pojedynek całkowicie pozbawił go sił i gdyby wtedy przyszło mu walczyć, już bez broni, z kolejnym przeciwnikiem, pewnie by uległ. Na szczęście z wnętrza budynku nadeszła tagmata, kierowana przez bladego perocziego.

Tagmatosi sprawnie rozprawili się ze spaczeńcem, który zagubił się gdzieś na schodach, w połowie drogi do krużganków a później wykończyli też resztę, błąkającą się po placu. Wszystko załatwili w głębokiej ciszy przerywanej tylko ciężkimi oddechami i mlaśnięciami mieczy rozrywającymi wynaturzone ciała. Nikt się nie odzywał. Nie padło ani jedno słowo. Otworzono bramy. Wpuszczono diatrysów. Ponownie zamknięto bramy.

Cyric.
Potrząsnął głową.
Brnął po kolana w gównie i szczynach, po omacku szukając drogi, na obślizgłych, pokrytych szlamem, mchem i chuj wie jeszcze czym ścianach. Cuchnęło kloacznymi wyziewami. Zwrócił zawartość żołądka, raz i drugi, nim powonienie przyzwyczaiło się do wyziewów podziemnych kanałów. Z ciemności dochodził go pisk szczurów i basowy gulgot, jakby jakiś spaczeniec zanurzywszy się w odchody wypuszczał gardłowo powietrze. Pobudzona brakiem światła i ogólnym zmęczeniem wyobraźnia malowała przed nim straszne obrazy, w której każdy kolejny krok wydawał się być jego ostatnim, gdy ginął w paszczy przepoczwarzeńca, lub złapany za kostki był ciągnięty kanałem, walcząc o oddech.

W końcu jednak dostrzegł w oddali jasny snop światła. Wyjście z kanału.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline