Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2015, 20:58   #30
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Około piętnaście lat wcześniej, niedaleki wschód miasta Marner, Ratik.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Dhogpz28Ihw[/media]



W nieskazitelnych promieniach słońca i powietrzu przesyconym rześką wilgocią morza, rozbijała prężne fale które raz za razem stawiały daremny opór. Złoty feniks zdobiący dziób Elaven'teri bujał się energicznie opadając w tafle tylko po to by dumnie wznieść się z powrotem. Łajba była już stara, ale wciąż piękna. Zdarta gdzieniegdzie czasem i pełna doświadczeń. Żagiel łopotał, wydęty łapiąc w swą paszczę porywisty wiatr, a drewno skrzypiało uzupełniane szumem fal. Elfi okręt opuszczał właśnie Ratik zostawiając w porcie ładunek mahoniu, a zabierając w dalszy rejs beczki wina.

- Ojcze, płyniemy na południe? - Melodyjny, kobiecy głos zabrzmiał dość niecierpliwie.

Z wplecionymi w olinowanie okrętu palcami stała młoda elfia dziewczyna, szarpiąc za nie delikatnie, rozpierana jakąś nieskończoną, wewnętrzną energią.


Lairiel nie słynęła z cierpliwości, póki się na coś nie uparła, wtedy zaciskając zęby parła na przód nie zważając na trudności. Jej charakter odzwierciedlał samo morze będąc zmiennym i nieokiełznanym. Czasem była spokojna i wrażliwa, o delikatnym spojrzeniu, czasem wzburzona i pewna siebie. Lubiła być ciągle w ruchu, a jednak mieć jakiś punkt zaczepienia. Pogrążona w swoim sentymentalnym świecie odczuć, które były dla mniej najważniejsze i wciąż budowały ją na nowo. Urodę miała posągową, o wyrazistych rysach i symetrycznych kształtach. Spojrzenie elfki było pełne niesprecyzowanej energii i głębi, a same oczy błękitne, ostre, pełne.
Zgrabna i wysoka dziewczyna była niezwykle zwinna, czy to w drobnych gestach, sposobie chodzenia czy też refleksie. Miało się wrażenie że każdy ruch przychodzi jej płynnie, gładko z wrodzoną elegancją i finezją.

Faelyn, jej ojciec wyglądał równie młodo, a do tego był niezwykle przystojny. W zasadzie człowiek nie byłby w stanie ocenić na pierwszy rzut oka czy jest jej mężem, kochankiem czy bratem. W elfim społeczeństwie czas wywierał bardzo niewielkie piętno na urodzie. Jedynak przebyte doświadczenia i mądrość z nimi związana różniła elfy młode od dojrzałych, jak każdego też człowieka. Poza Faelynem i Lairiel nie było więcej długouchych na okręcie, a resztę załogi stanowili młodzi ludzie, którzy postanowili dorobić za uczciwą cenę na morzu.

- Można powiedzieć, że na południe. - Odpowiedział wymijająco Faelyn głosem zupełnie spokojnym, w przeciwieństwie do jego córki.

- Znów będziemy pływać w kółko...? - Entuzjazm Lairiel opadł natychmiast objawiając się marudnym głosem.

- Na tym polega handel kochanie. Kupujemy taniej tu, by sprzedać drożej tam... - elf urwał i zamyślił się, podczas gdy Lairiel zmrużyła złowrogo oczy i oparta o naprężoną linę dłońmi udała że ma ochotę go udusić. Faelyn uśmiechnął się upewniając się w przekonaniu że jest strasznie podobna do swojej matki.


***


[media]http://www.youtube.com/watch?v=pM7SoBVkLjE[/media]

Tato, te dwa okręty już jakiś czas za nami płyną... widziałam je w Marner, to.. - mruknęła znudzona elfka opierając się o burtę i wskazując paluchem, ale nim skończyła dokończył za nią jej ojciec.

- ...Flota królewska Ratiku. - rzucił posępnie Faelyn. - Miecz córko.

- S.. Słucham? Ale.. po co? - zająkała się w odpowiedzi Lairiel której aż włos zjeżył się na skórze.

- Na wszelki wypadek. - Odparł niechętnie elf i zaraz dodał. - Ich okręty są szybsze, więc nie uciekniemy. Idź pod pokład mała.

- Po moim trupie! - Krzyknęła oburzona dziewczyna i sprawiła że ojciec westchnął nim wydał rozkaz załodze.

- Opuścić żagle! Czeka nas Ratikańska wizytacja!

Kapitan okrętu jeszcze raz spojrzał po dwójce goniących ich statkach. Nie przypominały pirackich, a jednak dręczyło go złe przeczucie. Przyjęty od córki jaszczur z mieczem zapiął u pasa, wypinając pierś i biorąc głęboki oddech.

Okręty Ratiku budziły podziw, lecz Elaven'teri nie była tak jak one okrętem wojennym. Przyćmiona ich rozmiarem i wręcz maniakalnie umieszczaną wszędzie symboliką, punktami strzeleckimi, poddała się bez walki. Załoga była zmieszana, kapitan stał pewnie i niewzruszony obserwował jak delikatna Elaven'teri sczepiana jest z Samantą, z której opuszczony na jej pokład zostaje drewniany pomost. Lairiel wpięła się w plecy ojca i obserwowała jak na burcie Samanty roi się aż od żołnierzy Ratiku. Część trzymała kusze w gotowości i nie spuszczała z nich wzroku, podczas gdy elegancko prezentujący się oddział zszedł na ich pokład. Zaraz za nim jakiś szlachcic, który nie wyglądał na kapitana, a jednak to właśnie on przemówił.

-Faelynie Hirayos.. - Nieznajomy rzekł przechadzając się po ich okręcie jakby ten należał do niego, wertując wzrokiem znudzonym i obojętnym. - Ja, Ramsey Alen, na mocy nadanej mi przez Lady Acybaronessę Ratiku i obowiązującego prawa, pod sprawiedliwym wzrokiem Bogów aresztuję Cię za przemyt i handel kradzionym towarem.

- To niedorzeczne! Mam pergaminy poświadczające każdą tranzakcję! - Dotychczas spokojny elf zagotował się, choć gestem powstrzymał córkę.

- Mój ojciec nie jest złodziejem! – krzyknęła Lairiel.

- A ja.. Służę na tym okręcie już cztery lata Panie, nasz kapitan jest uczciwy, a te zarzuty to zmyślone oszczerstwa! - odezwał się jeden z marynarzy Elaven'teri którego sytuacja również dotknęła.

Ramsey tylko ściągnął usta, zniesmaczony całą sytuacją i uśmiechnął się pod nosem.

- Dość tego przedstawienia. - Wyciągnął miecz i wyćwiczonym, płynnym ruchem przebił pierś marynarza który się odezwał, zaraz potem jakby nic się nie stało wycierając ostrze o elegancką ściereczkę. - Elfy pojmać żywcem! Załoga się nie liczy!


***


Miarowy plusk wody, gdy spływająca kropla wody odrywa się i uderza w kałużę, było pierwszym co przebiło się do niej ze świata snów. Przez moment jeszcze nie chciała go opuścić, nim umysł oznajmił że to już koniec igraszek. Że przyszła kolej na rzeczywistość. Miarowe było też bicie serca, szaleńczo wybijającego na alarm. Nieprzenikniona ciemność, chłód i ból uderzyły zaraz potem. Gdzieś w ciemności, w innym pomieszczeniu cicho jęczał, jakby przez sen, przerażony człowiek.
Lairiel uniosła się z zimnej, kamiennej podłogi czując przy okazji jak zmarzła i jak bardzo bolą ją wszystkie mięśnie. Pod sobą miała coś co wydawało się i pachniało jak nieco rozsypanego siana, zapewne zostawionego tam by nie umarła z wychłodzenia. Dotknęła nogą kraty i przypomniała sobie wszystko. Jak wciągnięto ją pod ziemię i wrzucono do tej celi. Jak rozdzielono ją z ojcem nie udzielając żadnych wyjaśnień. Bała się, zupełnie nieświadoma swojej przyszłości, ani losu Faelyna...


Ciemność.

Groza.

Strach.

Płacz.

Bezsilność.

Frustracja.

Głód.

Koszmary.

Nadzieja...

Czas dłużył się w nieskończoność.

Odwiedziny których w końcu się doczekała były dla młodej elfki gorsze od owej nieskończoności.

Lairiel spędziła w lochu jeszcze dwa tygodnie, nim dowiedziała się do czego jest potrzebna. Elfce, choć nie od końca rozumiała czemu, postawiono propozycję nie do odrzucenia. Miała służyć jako szpieg Ratiku i wykonywać wszelkie rozkazy, aby wykupić życie swoje i swojego ojca. Specjalnie w tym celu zaprowadzono ją do jednej z cel. Niegdyś dumny elf wyglądał marnie, był wycieńczony i nieprzytomny. Niczym obumierający kwiat. Elfce pozwolono na chwile na niego spojrzeć, upewnić się że jest o co walczyć, nim zabrano ją dalej. Przez mrok korytarzy, przez sale tortur i w końcu ku oślepiającemu światłu słońca. Wyrzucono ją wolno, choć wolna się nie czuła. Niewidzialne kajdany pętały jej ręce i serce. Miała dołączyć do Legionu Sprawiedliwości i przekazywać wszystkie informacje o nim, podczas zapowiedzianych, regularnych kontaktów z agentami Ratiku.


***

Czasy teraźniejsze...

Kaeasa, czyli ich nowa kompanka na raz zaniepokoiła i pocieszyła Lairiel. Pocieszający był fakt że nie będzie jedyną kobietą w tej zbieraninie, a także że będzie to właśnie inna elfka. Budzącym niepokój było jednak to że jej rasa nieczęsto błądziła w tych rejonach, a już na pewno nie w Legionie Sprawiedliwości. Czy aby Kaeasa nie będzie przeszkodą na jej drodze do wypełnienia swojej misji?

Podczas drogi Hirayos ukardkiem wyciągnęła trochę już drażniącą monetę, zza ciepłego gniazdka jej biustu i wcisnęła w wewnętrzną, ukrytą kieszeń ubrania. Jechała razem z resztą Legionu i niedowierzała własnym uszom, słysząc jak Revald opowiada z taką otwartością o celu ich zadania.
Gdyby tylko wiedział że Lairiel służy Ratikowi, że jest szpiegiem, a jeśli będzie trzeba i morderczynią która zatopi ostrze w Izabell. Byle by tylko uratować swojego ojca z lochu Baronessy...

Gdzieś wewnątrz w długouchej trwała bitwa moralna gdzie z jednej strony na szali leżało życie jej ojca, z drugiej wartości których uczyła się jako dziewczynka. Zastanawiała się jak daleko się posunie byle uratować ojca, i czy nie ma innego wyjścia. Co jakiś czas czytała od niego listy, a te sprawiały że wszystko wracało niczym wielka fala tsunami. I znów wróciło, nawet jeśli listu nie było. Elfka straciła nawet nastrój na dogryzanie krasnoludowi, a to oznaczało że jest wybitnie przybita. Noc, ciemna jak jej dawna cela także nie pomagała. Lairiel była zupełnie sama ze swoimi problemami, ale przecież trzymała to w sobie już latami...

Gdy ich orszak zajechał przed miejsce zbrodni elfka dość szybko pokusiła się by wyjąć strzały które dosięgły szlachcica. Powodu dla takiego działania było tak wiele że nawet nie miała ochoty tego tłumaczyć. Na ich dokładniejsze zbadanie musiała poczekać do poranka, gdy wzejdzie słońce.

- To szlachcic, zasługuje by spocząć z honorem, a nie zgnić na słońcu. Na co czeka...

Elfka nie zdążyła skończyć zdania gdy zmieniający się wiatr powitał jej nos zapachem tego czego jeszcze nie dostrzegła, a mianowicie ciała szlachcianki. Smród był tak odrzucający że Lairiel aż się zakrztusiła i na chwilę ją zmroczyło. Podeszła w tamtą stronę i dostrzegła ją, a widok był tak potworny że dziewczyna zasłoniła tylko usta dłonią, przerażona. Nie wytrzymała, a treść żołądka podskoczyła jej do gardła. Lairiel uklękła, podpierając się ręką o ziemię i zwymiotowała.

Czegoś takiego nie widziała nigdy w swoim życiu, a jako kobietę dotknęło ją to tym bardziej. W tym momencie znikały wszystkie podziały i konflikty. Nie chciała sobie nawet wyobrażać co, lub kto mógł się czegoś takiego dopuścić.. Czym.. Potworność i okrucieństwo przytłoczyło ją, a świat obnażał swą naturę.

- Na Seldarine..

Uniosła spojrzenie znów na kobietę, by szybko je odwrócić. Nalała nieco wody z bukłaka do ust, przepłukała je i wypluła zbierając się w sobie do porządku. Nie rozumiała jak Kaeasa może traktować to z obojętnością, ale za krótko ją znała.

Dookoła zaczęło się robić głosno o światełku w oddali, a Revald zdawał się nagle po wielokrotnym twierdzeniu że są nic nie wartą bandą patałachów oczekiwać że to oni zadecydują za niego. Lairiel miała już dość, bo nie wierzyła że ktoś ocalał i biegał w okolicy po mroku z zapaloną lampą. Tak samo nie było celu w uganianiu się za światełkiem z punktu widzenia rozsądku, Legionu Sprawiedliwości, a nawet jej jako szpiega Ratiku. Uniosła się w końcu i rzuciła szorstko.

- Tam nic nie ma, to nie jest część naszego zadania. Jeśli zaczniemy błądzić za zjawami, to wszyscy zginiemy.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline