Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2015, 02:40   #207
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ II: Łaska uzyskana, łaska utracona


Quelnatham Tassilar, Ocero Gazgo

Odpowiedź, która nadeszła do Quelnathama od Aerona była daleka od pokrzepiającej. Proste stwierdzenie, że pół elf "postara się" nie miało dużej mocy, ale co mogli na to poradzić? Jednakże kiedy minęło już sporo czasu, Theodor ich opuścił, a żaden z Trevesów się nie pojawił, mogli mieć już pewność, że Erilien ich pozostawił i wraz z "nowym bratem" ruszyli jako ci dwaj szaleńcy do Cormanthoru.

Tego wieczoru i późnego popołudnia było tłoczno w karczmie, przez co do Quelnathama i Ocero jedna, ważna informacja dotarła z opóźnieniem. Karczmarz oczywiście kalał się i najserdeczniej przepraszał szanownych gości, nawet był gotów zwrócić otrzymane od Eriliena pieniądze (a przynajmniej ich część), ale z racji ilości przybyłych i ich zamówień, za późno zorientował się, że dwaj, do których miała dotrzeć wiadomość pojawili się w progach. Jednocześnie wyraził prócz wyraźnie szczerej skruchy, nadzieję że nie pomieszało jego przeoczenie w niczym.

Gdy mężczyzna opuścił elfa i człowieka obaj odczytali wiadomość, która przekazywała prostą treść, choć w zawiły, erilieński sposób - Erilien wybierał się do Cormanthoru "jako pierwszy z nich" i oświadczał, że byłby niezmiernie zaszczycony, jeżeli zdecydowaliby się dołączyć do niego. Jednocześnie podawał skąd wyrusza, a była to Gildia Przewoźników z Waterdeep, aby magicznym sposobem dostać się wprost do Cormanthoru.

Na to stwierdzenie Quelnatham zapomniał wziąć oddechu.

Do Cormanthoru…? Do tego samego Cormanthoru, z którym miał problem się skontaktować, tą samą metodą, która zawiodła w rezydencji Wildhawków…?

Bogowie...




Erilien en Treves

Erilien przyglądał się jak Vyr'detral dopija resztkę, pysznego elfiego wina z powierzchni, które sam en Treves mu sprezentował. Przez cały czas pijąc drow z uwagą przypatrywał się elfowi, po czym od niechcenia odrzucił metalowy, lodowaty kielich w bok, z dala od siebie.

- Miałeś rację, elfie. Oddaję winu Tel'Quessir pierwszeństwo nad naszym z grzybów. - zgiął kark w parodii ukłonu i usadowił się, o ile to w ogóle możliwe, wygodniej na obłupanym kawałku kamienia, który służył mu za tron. Erilien opierał się natomiast plecami o ścianę jaskini i choć czuł niewygodę wciskających się w skórę pomimo ubrania ostrych elementów jej powierzchni nie zdradził tego nawet przymrużeniem oka.
- Przyznam ci się do czegoś. - mroczny elf wychylił się w stronę oddalonego na trzy miecze Eriliena - Tylko jednego ci zazdroszczę, jako kapłan. Twojej niezwykłej więzi z bogiem, jaką ty posiadasz. - Erilien mimowolnie poczuł, że się uśmiecha - Bawi cię to? - Vyr'detral uderzył pięścią w swój tron - Wiesz co jednak mnie, dla odmiany, bawi? To, że pomimo tej więzi, tego oddania, czci i posłuszeństwa duszy… Ty jako jeden nie spotkałeś Corellona. - drow zaśmiał się nieprzyjemnie, ale zaraz na jego oblicze powrócił prawie, że przyjacielski wyraz - Ale wbrew temu, co o mnie sądzisz, może ty zmienisz zdanie o kapłanie Zinzereny cierpiącym brak jej obecności, jak i ten kapłan zmienił zdanie o winie, ale wciąż tkwi pozbawiony łaski w swoim małym królestwie? - wykonał zamaszysty ruch ręką obejmując tak całą, niewielką jaskinię - Czy zmienisz zdanie o kimś, kto zna rozwiązanie twego bólu i wie jak sprawić, byś stanął w obliczu tego, za którego oddasz duszę? Kogoś, kto zada ci tylko jedno pytanie, a od odpowiedzi będzie zależeć wszystko.
- Czy sprzedasz Aerona za możliwość stanięcia przed swoim bogiem?





Erilien poczuł, lodowate i mokre odczucie na twarzy, gdy woda oblała jego oblicze. Zakrztusił się nią, gdy dostała mu się do nosa i do półotwartych ust, po czym zerwawszy się usiadł przecierając twarz. Zakręciło mu się w głowie i prawie zwrócił te ochłapy, którymi karmiono go w więzieniu, kiedy został przytrzymany i ponownie ułożony na ziemi, której małe kamyczki mimo ubrania wbijały się w plecy. Kiedy otworzył w końcu oczy zobaczył nad sobą nocne niebo w tym samym momencie, gdy jego uszy zaatakował szum drzew i zapach lasu. Po ledwie sekundzie zobaczył nad sobą zatroskane oblicze Aerona, który prócz paladyna był jedyną osobą w okolicy lasu. Dłoń nie wyczuła także Dhaerowathila.

- Coś poszło… Bardzo nie tak. - szepnął rudy pół elf.




Theodor Greycliff

Wejściówki na spektakl Wyrmspike'a, który miał się odbyć dnia następnego zostały zakupione i Theodor mógł ze spokojem ducha zaprosić nań lady Cornelius. Kiedy przekazywał jej bilety, na które właśnie wydał pewną sumę, ona ująwszy go pod ramię pozwoliła się prowadzić przez Waterdeep w kierunku karczmy, w której pierwszy raz ją spotkał. Rozmawiali niezobowiązująco o teatrze, a później ona zeszła na tematy sztuki w ogóle i Theodor szybko zrozumiał, iż nie dość, że jest ona bardziej obeznana w tym temacie od niego, to jeszcze mogłaby zawstydzić swoją wiedzą niejednego szlachcica. Ani razu jednak, podczas ich rozmowy, nie padło nic, co rozwiałoby tę nutkę tajemnicy skąd ona to wszystko wie.

Może i dobrze?

- Czy pół elf imieniem Farell jest twoim znajomym, jak utrzymuje? - zapytała zupełnie niespodziewanie lady. - Przyznam, że gadane on ma acz nie jestem do końca pewna jego lojalności względem kogokolwiek i Kruk też już nie jest - spojrzała uważnie na Theodora - Byłbyś skory… wybadać go dla nas? - zadała kolejne pytanie, ale nacisk na słowo wybaczać kojarzył się jakoś nieprzyjemnie, zupełnie jakby ze zgrzytem…

...łamanych kości.




Gaspar Wyrmspike

Falina prowadziła pewnie Gaspara, wyraźnie wiedząc, jak się poruszać i gdzie powinna iść. Chwyciwszy go za dłoń pociągnęła przez gęsty i mroczny ogród posiadłości Wildhawków tak, że zdołali nawet bez problemów ominąć dwóch strażników, którzy najpewniej za karę, za jakieś okropne przewinienia, pozostali na posterunku. Wyglądało to tak, jakby strażniczka wielokrotnie ustawiała sobie w myślach drogę, jaką musi pokonać, aby dotrzeć do wyznaczonego punktu niezuważona i… tak się stało.

Gaspar mógł być zadziwiony zwinnością Faliny, która bezszelestnie pokonała odcinek drogi, nawet nie poruszając zbyt głośno źdźbeł trawy, czego nie można było powiedzieć o dramaturgu. W końcu jednak dotarli do ledwie co uchylonego okna na parterze, które najpewniej sama strażniczka pozostawiła otwarte. Kobieta wdrapała się łatwo na kamienny parapet i wdarłszy się do środka podała rękę Gasparowi i pomogła mu też się dostać się przez okno.

Znaleźli się w jednym z pokoi służby, w którym ustawione było skromne łóżko, niewielki stoliczek i skrzynia na ubrania, ale trzeba było przyznać, że pokój był utrzymany nienagannie. Strażniczka podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę lecz ku jej irytacji drzwi były zamknięte na klucz.

- Przecież zostawiałam otwarte… - szepnęła do siebie ze złością, ale zamiast prosić Wyrmspike'a o pomoc z uczeionej pasa sakwy wyciągnęła kilka wytrychów i bez ceregieli zaczęła nimi grzebać przy zamku.

Cóż...




 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 15-12-2015 o 23:42.
Zell jest offline