Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2015, 10:54   #23
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Deszcz nie przestawał padać, a wiosna w Paryżu nie miała w sobie nic romantycznego. Reszta dnia zapowiadała się dość ponuro.

Przy ul. De Berri śledczych czekało rozczarowanie. W mieszkaniu Santoniego można było zastać jedynie służącego. Niejakiego Józefa Ruchon, który z godnością i niezachwianą pewnością siebie oznajmił, iż zarówno Marco Santoni, jak i jego żona po bankiecie u „Romea” udali się samolotem w podróż poślubną do Florencji, gdzie mają spędzić kilka dni. Pan Santoni nie zostawił adresu i służący nie miał pojęcia, gdzie nowożeńcy aktualnie przebywają.
Dalsza indagacja pozwoliła ustalić, że Santoni ma lat 45. Jest to przystojny mężczyzna, nieco otyły, bardzo zadbany, chętnie odwiedza kabarety, bary i najwytworniejsze restauracje. Miał wiele kochanek, były to przeważnie modelki i tancerki. Jakieś trzy czy cztery miesiące temu poznał Janinę Armenieu. Nie była ona jednak modelką. Ruchon jednak nie wiedział, gdzie Santoni ją odkrył.
Janina ma około 22 lat. Niedługo potem jak poznała Santoniego, zamieszkała w hotelu Waszyngtona przy ulicy o tej samej nazwie. Santoni często ją odwiedzał, a i jej zdarzało się spędzać u niego noce. To pierwsze małżeństwo Santoniego.
Janvier pokazał służącemu zdjęcie zamordowanej. Ruchon stwierdził, że jej nie zna.

W noc morderstwa Ruchon był w domu i kończył pakowanie rzeczy w związku z wyjazdem młodej pary. Nikt nie dzwonił. Santoni wraz ze swoją świeżo poślubioną małżonką zjawili się o piątej nad ranem, w świetnych humorach, przebrali się i pojechali szybko na lotnisko w Orly.
Nie lepiej poszło Janvierowi z ustaleniem, do kogo dzwoniła Ludwika. Ten rejon obsługiwała automatyczna centrala telefoniczna, która nie rejestrowała łączonych numerów. Słowem nie udało się ustalić do kogo dzwoniła dziewczyna.
Zapadł już wieczór, a cała brygada była już zmęczona intensywnością prowadzonego śledztwa. Pozostawało mieć nadzieję, że następny dzień przyniesie nowe informacje.

* * *

Spotkali się ponownie rano przy Quai des Orfèvres w gabinecie Moutiera. Na szczęście wypogodziło się, a słońce wyzierało zza chmur gnanych przez zachodni wiatr.
Janvier przyniósł dzbanek kawy i zapalił siadając przy oknie. Spokój jaki to zrobił przywodził na myśl starą dobrą prawdę, iż dobry policjant powinien być cierpliwy. Czasami całymi dniami mogło nic się nie dziać, a czasem w kilka minut przychodziło przełamanie w śledztwie.

Na biurku leżał raport doktora Garrela uzupełniony o kilka szczegółów. Ostatnim posiłkiem Ludwiki była bagietka z serem, zaś alkohol jaki znaleziono w jej żołądku, to był rum. Tylko rum.

Jakiś czas potem w progu stanął Priollet, który zanim usiadł, zapytał:
— Nie przeszkadzam Wam?
— Bynajmniej. Chcesz kawy? –
spytał Janvier.
Priollet wziął kubek.
— Znacie Lucjana, tego który u mnie pracuje i mieszka niedaleko Panny Margot?
Deneuve przypominała go sobie niejasno. Był to mały grubas o bardzo czarnych włosach; jego żona miała sklep z ziołami przy ulicy Chemin–Vert. Widywała ją, zwłaszcza latem, na progu sklepu.
— Przed kwadransem zagadnąłem i jego, ot tak, na wszelki wypadek, podobnie jak wypytywałem wszystkich moich ludzi.
— W sprawie Janiny Armenieu? –
spytał Moutier.
— Tak.
Popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. „To ciekawe — powiedział. — Żona mówiła o niej właśnie przy śniadaniu. Przeleciało mi to koło uszu. Chwileczkę. Niech sobie przypomnę. Chyba coś w tym guście: »Pamiętasz tę rudą z ładnym biustem, która mieszkała w sąsiednim domu? Niedawno wyszła bogato za mąż. Wynajęli na przyjęcie cały nocny lokal«. Żona wymieniła jej nazwisko. Właśnie Armenieu. Dodała jeszcze: »Myślę, że nie będzie już u mnie kupować baniek«„.
— Lucjan spytał mnie, czy ma się tym zająć. Odparłem, że na pewno chcielibyście zatrzymać sprawę w swoich rękach.
— O Santonim nic nie słychać?
— Nic specjalnego, chyba to, że wszyscy przyjaciele byli zaskoczeni ślubem. Dotychczas żadne jego amory nie trwały długo.


***

Zadzwonił telefon. To była Nicea. Féret miał nadzwyczajne nowiny.
— Halo! Dzisiaj wcześnie rano miałem telefon w sprawie, która Was interesuje. Zaznaczam, że nie ma tego wiele. Nie zaczynałem dokładniejszego śledztwa, bo czekałem na instrukcje. A więc dziś rano, koło wpół do ósmej, zadzwoniła do mnie niejaka Alicja Feynerou, handlarka ryb… Halo!…
— Tak, słuchamy.

Na wszelki wypadek Janvier zanotował nazwisko na jednym z papierków.
— Twierdzi, że rozpoznała zdjęcie, które zamieścił „Le Figaro”. Ale to dość stara historia. Sprzed czterech czy pięciu lat, zdaje się. Dziewczyna, która jeszcze wtedy była smarkulą, mieszkała z matką w domu, który sąsiadował z posesją handlarki.
— Czy ona może podać jakieś szczegóły?
— Matka dziewczyny niezbyt skrupulatnie płaciła rachunki; to pamięta najlepiej. „Osoby, którym nigdy nie powinno się udzielać kredytu…” —
powiedziała dosłownie.
— Co poza tym mówiła?

— Matka i córka zajmowały dość wygodne mieszkanie niedaleko alei Clemenceau. Matka musiała być kiedyś piękną kobietą. Była starsza, niż bywają zwykle matki piętnasto– czy szesnastoletnich dziewczyn. W owym czasie musiała mieć grubo ponad pięćdziesiątkę.
— Z czego żyły?
— Prawdziwa zagadka. Matka ubierała się bardzo dobrze; wychodziła zwykle po obiedzie i wracała późno w nocy.
— To wszystko? Żadnego mężczyzny?

— Nic z, tych rzeczy. Gdyby cośkolwiek było nie tak, sklepikarka na pewno z radością by mi to zakomunikowała.
— Czy wyprowadziły się razem?
— Wygląda na to, że tak. Pewnego pięknego dnia zniknęły, zdaje się, że zostawiły po sobie trochę długów.
— Sprawdziłeś, czy nazwisko Laboine nie figuruje w twoich kartotekach?
— To była pierwsza rzecz, jaką zrobiłem. Nie ma śladu. Pytałem kolegów. Jednemu z dawnych pracowników nazwisko było skądś znajome, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Halo?
– Tak słuchamy.

– Ustaliłem adres matki. Nazywa się Żermena Laboine. Wynajmuje pokój przy ulicy Greuze, niedaleko bulwaru Wiktora Hugo. Jeszcze jej nie przesłuchiwałem. Czy mam dalej prowadzić śledztwo? – spytał.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 15-12-2015 o 11:00. Powód: Literówki.
Tom Atos jest offline