Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2015, 17:07   #19
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Gildiel Izunn


Nastroje w Zgniliźnie były nijakie. Evamet siedział smętnie pod ścianą i zastanawiał się jakie fascynujące zajęcia wymyślą im oficerowie jako następne, natomiast Kolwen i Tagren w najlepsze opróżniali butelkę. Właściwie to już ją opróżnili, co napawało ich nieskrywanym smutkiem. Czwarty członek Zgnilnej ekipy pochrapywał oparty o ścianę tak, jak go ustawił tropiciel.
Klapa na górę się otworzyła i wpadł do nich tęgi krasnolud od którego zalatywało zbyt wieloma przyprawami naraz.
- Co się tu dzieje, co to znaczy że świni nie dało się schlać?! - Zapytał z miejsca najbliższą osobę jaką napotkał jego wzrok, czyli Evameta.
Tropiciel wybałuszył oczy na nowe zjawisko.
-Schlać świnię? Wybaczcie panie, ale nic o tym nie wiem. Nie przyszło by mi to nigdy do głowy. Jednak jako sprawny tropiciel podsunę wam pewien trop.
Tu tropiciel wskazał palcem swoich dwóch towarzyszy po czym konfidencjonalnym szeptem dodał.
- Tych dwóch ma dostęp do alkoholu i są tu znacznie dłużej niż ja.
- Pusia odmówiła współpracy i poszła świnia spać. - Odparł Tagren będący w odrobinę lepszym humorze niż tropiciel.

Gildiel zdziwiła się widząc, iż kukiem jest krasnolud. Jednakże nie na tyle by zapomnieć języka w gębie. Nim zdąrzył odezwać się, przemówiła w doskonałym krasnoludzkim. Dostrzegła też w “Zniliznie” podpitych nowych członków załogi, co nieco ją zaskoczyło
- Witaj, Jestem Gildiel Izunn, kapitan przysyła mnie po wiesz co. Hasło “rekin”. Ma ochotę na “Zielonego Bosmana”. Kazał też przypomnieć, iż nowym należy się kubek rumu po zamustrowaniu, zgodnie z prawem morskim. Dla mnie może być krasnoludzki spirytus.
Po tych słowach mrugnęła okiem, klepnięciem w pancerz zwracając uwagę kucharza, na swój wytwór, wykonany zgodnie z technikami krasnoludzkimi i w ich stylu.
- Słyszałam, iż Ci tu dwaj już skorzystali ze swojego przydziału. - stwierdziła we wspólnym z uśmiechem.
- E, że spać poszła? - krasnolud zmarszczył brwi w ciężkim zamyśleniu. - Ale jak to spać poszła! Przecież świniaki, które są często pojone mają delikatniejsze mięsko i w ogóle łatwiej się je przyrządza! No i są szczęśliwsze!
Wydawało się, że dopiero po chwili zauważył Gildiel i ta nie była pewna, czy ją w ogóle usłyszał.
- No nie wiem dziewczyno. Spirytus, a rum to zdrowa różnica, że tak powiem. Ale skoro już tu jestem to sam pójdę po ten alkohol. Ale chwila, powiedzcie więcej o Pusi, bo słyszałem jak Dwójka się wydziera na cały statek. Jak to odkryła?
- A był tu taki jeden, młody, dobry grog zmarnował. - na podkreślenie słów Tagren pokazał kucharzowi pustą butelkę. - Świnie wypuścił i jak łapaliśmy to się dowiedziała, a potem świnia zmeczona spać poszła, ot cała historia.
- Hrmmm… - Krasnolud niemalże warknął i wskazał na nieprzytomnego marynarza. - To ten? - Tagren zaprzeczył i wyjaśnił, że to ten co na górę został zawleczony. - A, no jasne. Szkoda, żem nie skorzystał żeby mu kijem przyłożyć. Ale swoją drogą trochę Dwójka przesadziła, żeby pięć dziesiątek mu wymierzać za taki niewinny żarcik. Ma dziewczyna świra na punkcie tego świniaka. Zwykle dają pięć albo dziesięć razy. Ostatnia pięćdziesiątka zdarzyła się jak ktoś przez przypadek wyrzucił działo za burtę…
- Już nie dadzą żadnego, wpieprzyłam kij za burtę. Od kiedy to kary na pirackim staku wymikerza się kijem a nie kotem o dziewięciu ogonach, to nie marynarka wojenna Cormyru, za nic chciała pirata zatłuc na śmierć. - powiedziała podniesiony głosem Gildiel
Tagrena zaś zaciekawiła bardzo historia krasnoluda. - Jak to przez przypadek? Tak się da?

- A kapitan co na to? - Zapytał Ronald Aventi, chwilowo ignorując wojownika.
- Nie był zadowolony, ale nic nie powiedział. Widoczne lepiej za nasze prawo pirackie od tej Dwójki. Zreszta co to za wyrok? Piećdziesiąt czego? Kopniaków, pocłaunków a może butelek wina. To nie wojenna, gdzie pijany bosma krzykniesześdziesią i żeglarza zaćwiczą na rozkaz na śmierć. Na pirackim statku musi być wiadome za co, ile, oraz jaki rodzaj kary. - Gildiel roześmiała się w głos. - Dwójka była wsciekła, więc ją udobruchałam posłanym cłausem - po tych słowach parskneła śmiechem, na wspomnienie miny kobiety.
- Prawo pirackie? Pierwsze słyszę. - Ronald parsknął głośno. - To raczej wskazówki postępowania, a nie reguły. Posłuchaj mnie dobrze dziewczyno, bo pozostali mogą nie być tacy wyrozumiali: będąc pierwszy dzień na statku nie jest mądrze kwestionować ustanowione tam przez kapitana zasady, bo bardzo szybko można rzeczony statek opuścić. A z tego co widziałem to wszyscy już wiedzą, że zwykłe wyrzucenie cię za burtę nic nie da, więc postarają się tak to urozmaicić, żeby jednak dało. - Krasnolud niby mówił to pół-żartem, jednak Aventi dostrzegła, że pod jego tonem kryje się faktyczna troska. - Lepiej nie tykać gówna, bo zaczniesz zaraz cała śmierdzieć.
Gildiel tylko uśmiechneła się w odpowiedzi. Potem przemówiała w czystym krasnoludzkim.
- A wiesz co myślę o oficerach katujących załogę bez wyraźnego rozkazu kapitana, marnujących w ten sposób pieniądze całej braci pirackiej, w tym mój zysk i twój. W głupiej śmierci nie ma żadnegio zysku. Niech szczeźnie na najwyższym szczycie smagana wiatrem, śniegiem i pieczona słońcem.
Nie było miejsca bardziej oddalonego od kopalń karsnoludzkich, niż taki szczyt, a również bardziej znienawidzonego przez Gildiel. Większego przekleństwa nie mogła wymyśleć a nie chciała kwitować tego zwykłym w tym razie krasnoludzkim “mam ją w rzyci”.
Krasnolud słuchał jej z rosnącym niepokojem rysującym się na twarzy.
- Chodźmy po ten alkohol. - Skwintował tylko na koniec Ronald i poszedł do magazynowej części Zgnilizny. Były tam solidne drzwi, które otworzył posiadanym kluczem. Za nimi zaś oczom ich ukazał się składzik alkoholu. Piętrzyły się tu regały z alkoholem zamknięte za żelazną kratą każdy, żeby w razie sztormu nie powypadały.
- Zielony Bosman. - Ronald podał Gildiel butelkę z odpowiednią etykietą. Zobaczyła, że był z 1233 roku i zastanawiała się ile kosztował. Krasnolud następnie podszedł do kąta, gdzie była skrzynia z mniejszymi, pustymi buteleczkami i lejek.
-Masz swój spirytus. - Podał jej napełnioną buteleczkę. - Ja sam przekażę tym w kuchni. Pilnuj tej buteleczki do codziennych przydziałów, bo drugiej nie dostaniesz. No, coś jeszcze?
Gildiel uśmiechneła się widząc z jakim pietyzmem podawała jej buteleczkę krasnoludzkiego spirytus. Pewnie sam wiele go nie miał.
Potem już spokojnie, melodyjnym głosem przemówiła w krasnoludzkim.
- Gnori Hendersson uczył mnie, iż głupotą jest marnowanie zasobów, w tym życia ludzi. Ono zawsze coś jest warte. Tego chłopaczka, jeśli faktycznie jego wina była by warta śmierci, można by sprzedać w Amm z zyskiem. Dwadzieścia razów kotem było jednak adekwatną karą za niedopilnowanie magazynu z żywnością. Dziekuję jednak za dobrą radę. Będę miała się na baczność jeszcze bardziej, zwłaszcza będę baczyła na Dwójkę. Swoją drogą chyba dawno nikt jej porządnie nie wydupczył, bo lata taka skwaszona.
Oczywiście zawsze miała się na baczności, ale nie musiała o tym mówić otwarcie.
Potem tak jak ją uczył stary krasnoludzki płatnerz, upiła mały łyczek spirytusu, utoczyła kilka kropli, wyszeptawszy cicho - Moradinie. na napierśnik, będący na tym statku najbliższym domenie Moradina. Poczym utoczyła jeszcze kilka kropel, na wyjętą z dobrze ukrytej sakiewki, złotą monetę i wyszeptała - Vergadain. Oddała cześć dwu z kilku często czczonym bogom przez nią. Moradinowi jako opiekunowi wszystkich pracujących z metalem, oraz Vergadainowi opiekunowi kupców. Miała też nadzieję, iż jej dyplomatyczne starania porawiły stosunek kuka do niej.
- Filozofią się nie zajmuję, zresztą jak większość załogi. - Odparł krasnolud. - Ewentualnie z kapitanem możesz o takich kwestiach porozmawiać, jak będzie miał humor. On jednak rzadko się innym zwierza ze swoich planów i zamiarów. Co zaś do Dwójki to różnie bywa. Chodzą plotki, że dupczą się wzajemnie z Jedynką, jej bratem bliźniakiem, który jest Pierwszym na statku. Może się pokłócili, albo co…
- Ładny gest, ale Moradina czci się najlepiej ciężką pracą w żelazie i kamieniu. - Powiedział z uznaniem, kiedy zobaczył co dziewczyna zrobiła z alkoholem. - Wracajmy na górę, nie ma co tu dłużej mitrężyć
Gildiel pokiwała głową, potwierdzając te słowa.
- Dlatego, też tak czynie gdy tylko ma ku temu okazję. Ten pancerz sama wykułam, zatem taki hołd z braku aktualnie kutego pancerza uznałam za godny Moradina.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 31-12-2015 o 13:27.
Cedryk jest offline