Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2015, 19:21   #21
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację

Wzgórza, pagórki i wzniesienia nie były przyjemnym terenem do wędrówek. Wspinaczka po stromych zboczach bardzo prędko przyprawiła najemników o zadyszkę, a bijące po oczach i twarzach słońce nie ułatwiało zadania. Przyjemnie było tylko przez pierwszą ligę, gdy przemierzali płaską nizinę. Kiedy słońce stało już wysoko na niebie, natknęli się na pierwszy trop. Czy zwierzęcy, czy ludzki ciężko było ocenić - krew miała w końcu większość stworzeń. Właściciela znaleźli bardzo prędko, podążając za szkarłatnymi smugami. Jeden z bandytów, którzy napadli na wioskę zdołał zbiec, ale nie zdołał dotrzeć do kryjówki. Szerokie cięcie przez pierś pozbawiło go w ostatecznym rozrachunku życia, a miejscem ostatniego spoczynku stał się konar jednego z drzew.

Im bliżej im było do przewędrowania ostatniej ligi, tym ostrożniej stawiali kroki. Czujnie rozglądali się po okolicy z rękoma na broniach, wyglądając jakichkolwiek śladów obozu. Znaleźli. Chass wypatrzył cienką strużkę dymu wijącą się na tle błękitu, a Goldor wychwycił odgłosy rozmowy. Na kolejne wzniesienie wspięli się najciszej, jak potrafili i spojrzeli w dół. Była jaskinia, a właściwie wejście do niej. Jama nie była szeroka, na oko zmieściłaby się tylko jedna osoba na raz, ale to nie ona przyciągnęła uwagę. Na zewnątrz, nieopodal resztek paleniska, kręciła się dwójka osób. Z daleka wyglądali na równie młodych, co ich przeciwnicy z zeszłej nocy, ale odstawali od nich uzbrojeniem - oboje mieli w rękach lekkie kusze. Rozmowa z tak daleka była niedosłyszalna, ale po nieustających spojrzeniach w stronę pagórków szło wywnioskować, że czekali na kogoś. Pytanie czy na nich, czy na swoich martwych kompanów...

Walka nie trwała długo. Starcie było nawet ciężko nazwać “walką”, kiedy tak naprawdę tylko najemnicy mieli okazję do działania. Zasypani strzałami, bełtami i kapłańską błyskawicą kusznicy bardzo prędko legli na ziemi, pozbawieni życia. Atak wziął ich z zaskoczenia i nie zdążyli nawet zareagować, nawet w śmierci nie mając czasu na stęknięcie, a co dopiero na krzyki o pomoc. Za propozycją Ritsuko, najemnicy usunęli pokiereszowane trupy z widoku, a pomysłodawczyni stanęła u wyrwy we wzgórzu.

Tak jak zmiarkowali już wcześniej, jama była dosyć wąska. Wchodząc do jaskini musieliby przeciskać się pojedynczo, każdy z mniejszym lub większym dodatkiem ekwilibrystyki. Co kryło się dalej, Ritsuko nie była w stanie stwierdzić. Widziała jedynie początek korytarza, na tyle szerokiego i wysokiego, że nie musieliby kulić się przy wędrówce. Dalej była tylko ciemność i zimno.

Lago, będąc krasnoludem, widział o wiele więcej niż jego towarzyszka. Korytarz ciągnął się około czterdzieści stóp, po czym dosyć gwałtownie opadał wgłąb ziemi. Co było za tym załomem, nie mógł powiedzieć, chociaż zdawało mu się, że dostrzega jakby... migotanie?

Hissori po ostrożnym zwiadzie wygramoliła się z nieszczęsnej dziury w ziemi i wyciągając przedramię w zapraszającym geście dała znać pozostałym, że zadowoli się pozycją gdzieś przy końcu pochodu. Z racji profesji miała możliwość zobaczenia pewnej ilości przestępczych siedzib. Z całą stanowczością wolała te o większej przestrzeni życiowej. Nawet nie tyle ociekających przepychem, co gustownie urządzonych. Wyrwa otwierająca obecnie przed nią swe podwoje była dobra dla kretów, koboldów i może krasnoludów, patrząc po tym jak Lago dobrze sobie radził w przemierzaniu pogrążonego w zupełnej ciemności korytarza o za niskim stropie. Stała tak dłuższą chwilę, nim błagalne spojrzenia skłoniły ją do uniesienia podbródka w geście niezadowolenia, podkreślenia go wymownym odwróceniem głowy i wypuszczenia powietrza z bardzo znaczącym "hm". Wciąż uważała, że bandytów trzeba było wywabić na dogodny teren, a nie wchodzić do ich jamy. Jako człowiek od rozpoznania miała teraz dobrą okazję ogłosić to wszem i wobec.

- Zwiad? Zwiedzić to ja tu mogę wypusty sufitu swoim czołem i raczej... nie mam ochoty na tę degustację.


* * *


Koniec końców, najemnicy zagłębili się kolejno w tunel, z Lago wysuniętym na szpicy. Jaskinia, jak prędko zmiarkował krasnolud, była pochodzenia naturalnego. Ściany w swej nierówności dorównywały podłożu, co zmuszało do ostrożnego posuwania się wprzód. Mimo ostrożności, kroki brzmiały za głośno, podobnie jak bicia serc i oddechy - każdy odgłos był wzmacniany w klaustrofobicznym tunelu. Gdy docierali do załomu, Lago nagle przystanął w miejscu i wytężył wzrok. W miejscu, gdzie ziema zapadała się dosyć ostro w dół, rozciągnięta była cienka żyłka, która wędrowała wzdłuż ściany i sufitu gdzieś wgłąb jaskini.

Dla powierzchniowych ślepi pułapka byłaby niemalże niemożliwa do wychwycenia w ciemnościach, ale szczęśliwie Lago był krasnoludem i brak światła mu nie przeszkadzał. Nie wiedząc co znajduje się na drugim końcu żyłki, wolał nie ryzykować i zwyczajnie dał nad nią wielki krok. Tunel odbijał w dół pod dosyć ostrym kątem, co wymagało dosyć ostrożnego stawiania kroków. Za nim pułapkę przekroczyli jego towarzysze - Chass i Maximilian nie mieli większych problemów z wyłapaniem gruntu pod nogami, lecz Goldor musiał posiłkować się wsparciem towarzyszy. Następny był Hroth, który zachwiał się lekko, stawiając stopę na pochyłym podłóżu i Ritsuko, która bezszelestnie przepłynęła nad żyłką.

Wcześniej widziane migotanie okazało się być światłem pochodni. Prowizorycznie zamocowane w skalistej ścianie rzucały światło na szerszy i - całe szczęście równiejszy - korytarz. Zza kolejnego załomu słyszeli odgłosy rozmów oraz kroków, a szybkie zerknięcie za winkiel rozjaśniło nieco sytuację. Wijący się korytarz przechodził w sporych rozmiarów grotę, której koniec niknął w cieniach. Usiane stalaktytami i stalagmitami pomieszczenie było kryjówką bandytów, którzy byli właśnie pogrążenie w rozmowach i dywagacjach. Pod ścianą po lewej znajdowały się posłania i rozwieszone między paroma kolumnami hamaki. Prawą stronę pomieszczenia zajmowały skrzynie i beczułki, oznakowane jakimiś symbolami, niewidocznymi z tej odległości.

Lokatorów jaskini było sześciu, ale nigdzie nie widzieli rzekomego lidera bandy. Półork na pewno rzuciłby im się w oczy, więc najpewniej był gdzieś głębiej. Żaden z obecnych nie wyglądał też zbyt magicznie, więc czaromiota również mogli skreślić z listy ewentualnych przeciwników. Raczej.
 
Aro jest offline