|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-12-2015, 19:21 | #21 |
Reputacja: 1 |
|
16-12-2015, 17:31 | #22 |
Reputacja: 1 | Wielka postać zbliżała się do dziewczyny, otwierając usta ponad ludzką miarę. Groźnie odsłaniała, prowadzącą wprost do głodnych trzewi nieprzeniknioną czeluść. Ritsuko cofnęła się z przestrachem, lecz napotkała silny opór. Ściana ludzi nie pozwalała jej uciec. Dłonie zaciskane na ramionach wypychały ją do przodu, wprost w objęcia potwora. Hałas, wszędzie panował hałas, nie mogła myśleć. Ciężkie kroki odbijały się echem od drewnianej podłogi. Zawodzenia rytualnego śpiewu wypełniały przestrzeń. Odbierały całą wolę walki, wprowadzały ciało w trans. Zasłoniła uszy, próbując wytłumić monotonny, rytmiczny dźwięk kotsuzumi, coraz bardziej odległy, gdy puste oczodoły rogatej bestii pochłaniały jej jestestwo. Krew odpłynęła dziewczynie z twarzy, a krople zimnego potu wystąpiły na czoło. Drżała bezsilnie, nigdzie nie znajdując ratunku, aż sztuka teatru Nō dobiegła końca. [MEDIA]http://oi52.tinypic.com/nxmjcz.jpg[/MEDIA] |
17-12-2015, 01:05 | #23 |
Reputacja: 1 | Mnich został przegłosowany. Zdecydowali się gonić za bandytami. Postąpił jednak wedle nauk zakonu: „Większość ma zawsze rację. Mniejszość jest zbyt chwiejna, by ją utrzymać.” Droga nie należała do prostych, podróżowanie traktem w tłumie ludzi było intuicyjne – idź jak wszyscy, a dojdziesz do celu. Żadnych przeszkód, tylko równa ziemia i wiatr wokoło. Przemierzanie dzikich wzgórz po nieuczęszczanych ścieżkach było dla niego nowym doświadczeniem. Teraz pierwszy raz odczuł, jak bardzo jest ograniczony i jak długa droga jeszcze przed nim, zanim osiągnie swoje przeznaczenie. Przedzierając się przez haszcze powtarzał w myślach krótką modlitwę do Selune o przewodnictwo w jego krainie wiecznej nocy. - …Szlag – co chwila potykał się o wystające konary drzewa. Koniec modlitwy. Raz wszedł całym impetem w wystającą gałąź, tak, że nabił sobie potężnego guza prawie tracąc wtedy przytomność. Krótkie etapy wspinaczki nie były lepsze. - Goldor! Długo jeszcze? - Jak będziesz tak powolny to cię przerzucę przez ramię jak worek ziemniaków! Towarzysze wyraźnie się niecierpliwili, a on zbierał wszystkie siły, by nie dawać im zbyt wielu powodów. - Łap linę! Kurwa, w lewo, nie to, drugie lewo, psia mać! Podróż zdecydowanie nie należała do przyjemnych… Wreszcie dotarli do kryjówki bandytów. Zdumiewające, jak łatwo poszło, myślał. jednak ślepiec cieszył się, że dotarli na miejsce, starając się nie poddawać strachowi, że bez innych prawdopodobnie nie byłby w stanie wrócić… gdziekolwiek… a przynajmniej nie prędko. Musiał zaufać swoim towarzyszom o wiele więcej, niż zwykle. Został przegłosowany. Trudno. Zacytował w myślach wersety mądrości. Nie wolno się bać, strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło.. Strażnicy zostali pokonani bez walki, z ukrycia. Mało honorowe, lecz Goldor uznał to za przejaw sprawiedliwości w świecie. Teraz liczył się czas, nie mogli go marnować. Prowadzony przez pozostałych ruszył do jaskini. Ostatnio edytowane przez Ryder : 17-12-2015 o 13:19. |
17-12-2015, 12:23 | #24 |
Reputacja: 1 | Podróż przez urocze tereny Pogranicza zawsze uspokajało Chassa. Słońce świecące na twarz owiewaną lekkim wietrzykiem. Błękitne niebo nad sobą gdzieniegdzie poprzetykane białymi pasmami chmur i zielonkawo-brązowymi koronami drzew. Wszędzie wokół słychać było normalnie toczące się życie - śpiewające ptaki w listowiu, stukanie dzięcioła, ryki jeleni gdzieś w oddali. Gdyby tylko koń magika nie wierzgał się tak próbując zrzucić jedźca, wszystko byłoby po prostu pięknie. Chass zapomniałby nawet ostatnią noc, pożar, krótką walkę, czy nawet nocne przesłuchanie. Dopóki na horyzoncie majaczyły połoniny podróż przebiegała spokojnie, jednak gdy dotarli do wzgórz, trzeba było zostawić wierzchowce i dalszą drogę kontynuować na piechotę. Chass powitał to z odrobiną ulgi - z jakiegoś niezrozumiałego powodu zwierzęta nie darzyły go sympatią (z wzajemnością zresztą), ale wktótce docenił urok nieużywania własnych nóg. Szli w dobrym kierunku, co potwierdziły ślady krwi, a potem ciała bandytów. To zapewne ci, co uciekli z napadu. Nie dotarli do kryjówki wykrwawiwszy się wcześniej. Magik zadał sobie trud przeszukania zwłok i zabrania kosztowności. Przy okazji starał się dowiedzieć więcej o kryjówce. Szukał przedmiotów o charakterze sentymentalnym, osobistym, fragmentów, które mogły leżeć w jaskini. Czytał ich aury, zaklęte w normalnych przedmiotach silne uczucia - złość, gniew, czy miłość. Wszystko to emanowało aurą, która pozwalała Chassowi wyczuć, a czasem nawet zobaczyć co się działo. Większość ludzi była nieczuła na tego typu odczucia, nawet magowie. Zamknięci w swoim świecie ksiąg nie zwracali uwagi na myśli i emocja, zupełnie jakby traktowali je jako element zbyteczny, podczas gdy była to pierwotna, choć dziś zmarginalizowana forma magii. W końcu znaleźli jaskinię. Łatwo było ją przeoczyć - wąskie, małe przejście mieszczące co najwyżej półtorej gnoma na małej polanie było bardzo łatwe do ominięcia. Chass dostrzegł wydeptaną trawę, która mogłaby wskazywać na to, że to właściwy adres, ale potwierdzenie było bardziej oczywiste - straże. Gdyby nie dwójka bandytów przed wejściem i cienka stróżka dymu, może nigdy nie znaleźliby jaskini? Po krótkich ustaleniach, drużyna przeniosła się w dogodniejsze miejsce ataku. Mając słońce za sobą przystąpili do ataku. Chass przywołał obraz elfiego wojownika i magii zawartej w jego opowieściach, by natchnąć swoją ręczną kuszę legendą elfa. Wystrzelili jednocześnie. Kapłan wypuścił błyskawicę, która raziła niczego niespodziewających się przeciwników, a reszta drużyny przeszyła ich ciała bełtami i strzałami. Trudno nazwać to wyzwaniem. Magik pomógł Hissori schować zwłoki zanim ruszyli dalej. Tunel był wąski, mokry i niski, w sam raz dla krasnoluda. Chass powstrzymywał głód nikotynowy gdy powoli stawiając kroki w ciemności szedł wąskim korytarzem. Łotrzyca i krasnolud wspominali, że ciągnie się on ledwie kilkanaście metrów, potem rozszerza się w jaskinię. Stanął obok idącego przodem krasnoluda przyglądając się szerokiej komnacie wydrążonej naturalnie przez wodę i ruchy ziemi. Zwisające stalaktyty i wysokie stalagmity tworzyły "ścieżki", po których poruszali się mężczyźni w środku. Chass naliczył sześciu, jeden spał, reszta krzątała się. W środku były beczki, co znaczyło, że musiało być inne wejście do jaskini. W całkowitej ciszy patrzyli jak drużynowa diablica skrada się w kierunku samotnego przeciwnika. Chass dotknął broni krasnoluda nasączajac ją legendą elfiego wojownika, następnie skupił się na przeciwnikach wykorzystując sztuczke, która nie raz ratowała mu życie. Drobna magiczna sztuczka pozwalająca zamknąć broń w pochwie, nie pozwalając na szybkie jej dobycie. Następnie kucnął celując z kuszy w przeciwnika i obserwował Ritsuko. Gdy tylko dziewczyna zaatakowała, mężczyzna zaatakował. Bełt poszybował, lecz nie trafił celu, przeciwnicy zorientowali się, że zostali zaatakowani, gdy reszta drużyny ruszyła do ataku. U wylotu pozostali tylko Chass i ślepy Goldor, który czekał na jęk przeciwnika. Magik z pewną satysfakcją obserwował próby dobycia broni przez przeciwników i zdziwienie, gdy miecz nie chciał opuścić schronienia. Nie miał czasu jednak podziwiać zdziwień na twarzach i prób wyszrpania broni, musiał bowiem przeładować kuszę. Drugi strzał był celny. Przeciwnik dostał w udo, co zdekoncetrowało go i szarżujący kapłan dokończył dzieła. Wystarczyło parenaście sekund, by cała szóstka przeciwników leżała pokonana. Chass podbiegł do drugiego wyjścia z pieczary nasłuchując. Nie chciał sam zostać zaskoczony atakiem maga i Kła. Przeładował kuszę. Ostatnio edytowane przez psionik : 17-12-2015 o 20:09. |
18-12-2015, 04:38 | #25 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/b8/fe/cf/b8fecfd59a8fe65533ddd9e3c4781a40.jpg[/MEDIA] Dzień zmierzał ku końcowi, gdy pochód osiągnął szczyt wzgórza. Słońce prawie w pełni schowało się za skalistym grzbietem, barwiąc niebo na sino. Kilka kropel spadło z ciężkich, napęczniałych chmur, zwiastując nadchodzącą ulewę. Żałobna wstęga ludzi ubranych w czerń sunęła wzdłuż schodów prowadzących do świątyni. Zbudowana z kamienia, o stropie wspartym na majestatycznych filarach i wejściu nad którym czuwały rzeźby smoczych głów o rozwartych paszczach. W środku panował chłód i półmrok. Niosących trumnę, najbliższą rodzinę przywitały posępne oblicza zakapturzonych postaci. Stojący w głębi chramu chór zaintonował pieśń. Zwłoki ostrożnie złożono na zdobionym inskrypcjami katafalku. Żałobnicy rozchodzili się dwiema liniami na boki, ustawiając wokół podwyższenia. Każdy poważny i milczący. Rozpoczęło się nocne czuwanie... Ostatnio edytowane przez Cai : 18-12-2015 o 05:27. |
22-12-2015, 12:44 | #26 |
Reputacja: 1 | Pusty wzrok. Zakrwawione ubranie. Rozpaczliwy płacz matki tulącej ciało swego jedynego syna. Hroth przybył za późno, chłopca nie dało się już uratować. Wystarczyła chwila, mgnienie oka i zabłąkana strzała odebrała tej kobiecie wszystko co miała. Nad ranem znaleźli ją wiszącą w pobliskim lesie. Kolejna ofiara ataku... Hroth nie potrafił wyrzucić tego obrazu z pamięci. Początkowy szok po zabiciu młodzieńca zastąpił trawiący go od środka gniew. - Parszywa banda prymitywów - szepnął przez zęby przemierzając pola Pogranicza. Czuł, że coś się w nim zmieniło. Wrócił myślami do lasów Waterdeep. Zawsze w tych wspomnieniach dominował strach, teraz jednak... nie zniknął całkiem, ale to wściekłość wysuwała się na pierwszy plan. Myśl, że będzie mógł pomścić tych dwoje niewinnych ludzi napawała go niepokojąco przyjemnym dreszczykiem emocji. ***** Atak z zaskoczenia był wyjątkowo udany. Drobne wyładowania, które miały być tylko niewinną sztuczką przed właściwym atakiem zabiły na miejscu jednego z kuszników i poważnie poparzyły drugiego. Hroth zwykle przedkładał swój potężny korbacz nad te pseudomagiczne sztuczki, ale patrząc z niedowierzaniem na ich efekt postanowił, że w przyszłości spróbuje ich używać częściej. Po krótkim, niezdarnym skradaniu się tunelem kapłan ujrzał grupę bandytów. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, odmówił krótką modlitwę i pewnie złapał swój korbacz. Widząc Ritsuko oddzieloną od reszty drużyny ruszył w jej stronę planując przeciąć drogę pobliskim bandytom. Biegł lekko z bronią swobodnie zwisającą w prawej ręce. Tuż przed przeciwnikami schylił się, przeniósł ciężar na lewą nogę i obrócił się błyskawicznie wypuszczając broń w kierunku jednego z bandytów. Jego przeciwnik wykazał się jednak dobrym refleksem i odskoczył tak, że głownia trafiła go w środek zbroi pozbawiając na chwilę oddechu, ale nie wyrządzając większych szkód. Akrobatyczne sztuczki nie przyniosły wiele pożytecznego efektu, a gdy kapłan odzyskał równowagę ujrzał kordelas, który niechybnie zmierzał w jego stronę. Przygotowany na cios ze zdziwieniem spoglądał na broń opadającą obok niego. Razem z ręką bandyty. Uśmiechnął się krótko do ochlapanej krwią Ritsuko i odwrócił szukając kolejnego celu. Przywołał w myślach obraz kobiety powieszonej na drzewie i szepnął do siebie - Nie ona jedna dziś zawiśnie... - Jego cel był odwrócony plecami i nawet nie zauważył kiedy łańcuch korbacza zawinął się ciasno wokół jego szyi. |
23-12-2015, 21:28 | #27 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Aro : 29-12-2015 o 00:17. |
26-12-2015, 22:36 | #28 |
Reputacja: 1 | Przyjęli ich w stosownej formacji, rosły półork i jego ludzie. Żadnych gróźb, nic o robieniu z czaszek mówiących kielichów. Nic o byciu umówionym z kimś z dołu, od razu do czynów. Ritsuko to doceniała, ostatnią rzeczą, na którą miała teraz ochotę było wysłuchiwanie obelg skleconych w zwojach mózgowych nienajlepszej jakości. Czas zabijania przychodził i odchodził. Trudne do wywabienia plamy zostawały zawsze. Zwłaszcza te z krwi, jeśli pozwoliło się im zaschnąć. |
27-12-2015, 21:27 | #29 |
Reputacja: 1 | Po rozprawieniu się z bandytami zespół szybko przegrupował się. Być może dlatego, że wśród martwych nie było ani półorka, ani czaromiota, a być może dlatego, że w zatęchłej jaskini smród śmierci przemieszany z krwią wsiąkającą między kamienie i parującymi fekaliami wypływającymi z trzewi był mieszanką nie do wytrzymania. Tak, czy inaczej Chass przeładował lekką kuszę i ruszył za pozostałymi kolejnym korytarzem. Ten był nieco większy, nie trzeba było się przeciskać, można było nawet iść parami zachowują przestrzeń niezbędną do zamachu bronią. Mężczyzna szedł z tyłu trzymając kuszę oburącz. Kroki stawiał ostrożnie, szczególnie gdy podziemny korytarz zaczął pnąć się w górę, a drobne kamienie pod ich stopami mogły w każdej chwili ześlizgnąć się. Jako człowiek nie posiadał żadnych zdolności do widzenia w ciemności, więc wolał nie ryzykować podknięcia się. Chodziło też o sprawę męskiej i zachodniej dumy - Ritsuko przy każdej okazji okazywała poczucie wyższości, a Chass nie chciał dawać jej kolejnych pretekstów. Gdy doszli do końca wzniesienia ujrzeli kolejną jaskinię, oświetloną kilkoma punktami światła, jednak nie było czasu na głębsze spojrzenia bowiem oczekiwała ich grupka przeciwników gotowa do boju. Na znak dany przez półorka bandyci ruszyli do ataku. Chass błyskawicznie przyłożył kuszę do policzka i wystrzelił w kierunku maga. Bełt rozorał prawy bark mężczyzny w szatach obracając go w prawo, a chwilę później ciało padło bez słowa na brzuch przestrzelone strzałą z łuku Hissori. Chass odetchnął czując ulgę z wyeliminowania magii, żałując jednocześnie, że nie wziął ze sobą kolejnej kuszy z martwych rąk przeciwników leżących cicho i grzecznie w jaskini za nimi. Skarcił się w myślach za brak planowania, chwycił kuszę w lewą rękę i wyciągnął rapier. Tymczasem Kieł w akompaniamencie bliźniaków rzucił się na pierwszą linię, którą stanowili bezbrody krasnolud i zubożony szlachcic. Chass podziwiałby zaangażowanie z jakim bliźniaki pochodzą do walki, gdyby nie to, że kątem oka dostrzegł kolejnego przeciwnika wyłaniającego się z cienia. Dostrzegł szczupłą sylwetkę, która pojawiła się z jego lewej strony i sztylet wymierzony pod żebra. Zdążył podnieść lewą rękę i pomyśleć o osłonie. ~ Tarcza! ~ "wypowiedział" słowo-klucz w myślach aktywując jedną ze swoich pieczęci ochronnych, jakimi codziennie osłaniał się przed niewątpliwym, choć cały czas nienastępującym atakiem czarta, który zabił jego rodzinę. Poczuł jak moc rozpala go od środka niczym łyk dobrego trunku w zimowy wieczór, by ułamek sekundy później otoczyć go niewidzialną barierą. Zabójczy cios spowolnił na magicznej tarczy wytracając impet i dając niezbędny czas. Ostrze odbiło się od wzniesionej kuszy, a magik poczuł uderzenie w nadgarstku, gdy kusza odbiła uderzenie. ~ Elfi magu, pijaku chędożony, niech Twój rapier choć w części okaże się tak ostry jak opiewają go twe historię ~ przywołał wspomnienia i historię poprzedniego właściciela nieco wykrzywionego rapiera kończąc krótką inkantację efektowną paradą cofnął się w dół korytarza o dwa kroki stając pomiędzy szczupłym człowiekiem, a ślepym łucznikiem. - Goldor! Celuj przede mnie! Mamy kolejnego przeciwnika! - zawołał spodziewając się usłyszeć świst przy swoim uchu. Po chwili usłyszał świst, jednak nieco bardziej z lewej w kierunku innego przeciwnika. - Dzięki - rzucił sarkastycznie, jednak nie miał czasu się zastanawiać, bowiem jego przeciwnik postury zagłoczonego goblina wyprowadził kolejny cios. Chass wychylił ostrze by odbić uderzenie, które okazało się być sprytną fintą, po której sztylet ciął ostro w dół. Magik syknął z bólu gdy nóż przeciął spodnie wbijając się w udo. Miklagard cofnął nogę wyszarpując ostrze z nogi, co wywołało kolejną falę bólu, stracił koncentrację, nie spojrzał gdzie staje, poślizgnął się na luźnym kamieniu dodatkowo zmoczonym jego własną krwią. Rozpaczliwie wystrzelił ręce na boki próbując złapać równowagę i... złapał. Poczuł przy tym że jego ostrze trafiło w coś i najwyraźniej się zaklinowało. Spojrzał w górę z gotowym przekleństwem na ustach i zamarł. Magicznie ostry rapier widać wziął sobie do swojego metalowego hartowanego serca krótką inkantację Chassa, stanął na wysokości zadania, zrównał się z legendą i trafił bezbłędnie w krtań kryjącego się w cieniach przeciwnika. Tamten zabulgotał równie zdziwiony nieoczekiwanym obrotem sprawy. Oczy wyszły mu na wierzch, jakby chciały przyjrzeć się sytuacji z innej perspektywy, jednak nie udało im się. Magik wyciągnął ostrze płynnym ruchem schodząc z linii padającego ciała i paraboli sikającej krwi. - Już nieważne Goldor, dałem radę. - rzucił do towarzysza i odchrząknął. Rozejrzał się po pobojowisku akurat by zobaczyć końcówkę walki. Gdy on był zajęty swoją heroiczną walką, Max utrzymał linię broniąc swoich towarzyszy przed dwoma przeciwnikami. Teraz leżał wygięty dość naturalnie brocząc krwią z kilku ran, jednak trzeba myśleć pozytywnie. Kieł leżał martwy z wbitymi dwiema strzałami mnicha, jeden z bliźniaków, który spróbował wyłączyć Chassa i Goldora z akcji padł trafiony ciężkim korbaczem, gdy próbował wyminąć Hrotha, a ostani przeciwnik skończył z młotem w trzewiach. Było po wszystkim. Chass odetchnął z ulgą wycierając broń o zabitego przeciwnika. W tym czasie ktoś pomógł Maxowi nie wyzionąć ducha. - Całkiem nieźle nam poszło - Chass starał się podtrzymać na duchu towarzyszy, którzy podobnie jak on, choć nie tak jak szlachcic odczuwali skutki walki. Jedynymi osobami, które wyszły bez większego szwanku to tajemnicza Hissori Ritsuko i ślepy Goldor. ~ No tak, kto by traktował poważnie ślepego łucznika ~ pomyślał, ale nic nie powiedział. Poczuł za to wielką chęć na papierosa, więc niezważając na ciągi powietrza w jaskini wyciągnął skręta i oparłszy się o mokrą ścianę przypalił go. Wciągnął gryzący dym wraz z wilgotnym powietrzem jaskini starając się ignorować złowieszczy, choć taktownie cichy chichot Ritsuko. Ostatnio edytowane przez psionik : 27-12-2015 o 21:37. Powód: literówki |
28-12-2015, 03:04 | #30 |
Reputacja: 1 | Przemierzając jaskinię bandytów ślepiec czuł się adekwatnie do swego stanu. Szedł z tyłu grupy, w jednej ręce trzymając łuk, drugą macając ścianę, cały czas nasłuchując kroków towarzyszy… - Pusto… cii – ktoś szepnął. - Powoli, tu ziemia nierówna, ostrożnie… Niewiele poza tymi wskazówkami wiedział półelf. Starał się postępować zgodnie z zaleceniami i nie utrudniać zadania. Szło nieźle. Długo im nie zeszło, aż posłyszał odgłosy, które nie były ich cichymi krokami ani też szeptami. Odgłosy… życia. Cel był blisko. Wyciągnął z kołczana dwie strzały i zwolnił oddech, koncentrując się maksymalnie. Naraz wszyscy zerwali się do działania. Kilka osób wybiegło naprzód i w kilka sekund dało się słyszeć stęknięcia i śpiew stalowego tańca, który przez lata tak studiował. W tle, daleko, świst ostrza, pierwszy krzyk. Na lewo ciężki skok, głuche trafienie, jęk młodzika. Na prawo chaos; bieganina, rąbanina, zbyt wielkie ryzyko. Po lewej okrzyk nieznajomego i sapnięcie Lago – czysta pozycja, wstrzymany oddech – teraz! Świst strzał był jednym z ostatnich odgłosów tej potyczki, Goldor nie miał pojęcia ilu bandytów tu pokonali, lecz skoro nikt nie wyraźał głośno zadowolenia, oznaczało to jedynie dalszą wędrówkę w głąb pieczary. Zignorował tym razem swe strzały, zbyt dużo zamieszania o tak mało znaczące przedmioty, miał ich jeszcze trzy tuziny, jeśli dobrze liczył. Miał rację, Kła nie było w tej grupie, a oni ruszyli dalej. Skalne podłoże się wyrównało, teren teraz się wznosił. Efekt zaskoczenia już zrobił swoje. Przywódca wrógów na nich czekał, przyśpieszyli kroku. Moja Pani, prowadź... W tym starciu obyło się bez niespodzianek – przeciwnicy ruszyli na nich głośno i zdecydowanie, jednak uwagę mnicha przykuł niski melodyczny dźwięk z tyłu – czarownik? Nie myślał, od razu wypuścił w tamtym kierunku dwie strzały, razem z Hissori i Chassem; nie wiedział, kto trafił, zanotował jedynie osunięcie się ciała na ziemię. Ryk, przepychanka, zachwiany krok... trzaskające drewno, potężne uderzenia raz, drugi, TRZECI, krzyk… Maximillian! Zaraz oddał strzały w kierunku ryczącego siłacza, stukot zbroi, ale też… czyżby trafił? Chass coś krzyczy, ktoś ich zaszedł od tyłu! Co robić? „Przede mną?” A gdzie ten przód!? ZGRZYT! Błyskawica? Hroth? Goldor instynktownie zatoczył się na ścianę. Znowu Chass, ale zaraz, chyba dał radę… Taki chaos, jeden się dławi, jeden charczy, wszyscy krzyczą, SPOKÓJ… Czysty umysł, oddech, pozycja… czas zwolnił. Kolejny ryk, ucho, ręka, palce… Nie wiedział, co się stało, ale wrzask urwał się gwałtownie… A po nim inne odgłosy walki. |