Ulli pochłonięty był jedzeniem śniadania a znając szewca wiedział, że nie warto go słuchać, ale to co powiedział o "chmurach kurzu" rozbawiło nawet jego.
-Tak jak mówił Ragnar orki to nie zielone purchawki. Giną tak jak każda żywa istota i jedyne co mogą wypuścić to ... zresztą nieważne.
Szlachcic westchnął, wstał po skończonym śniadaniu i podszedł do ściany, gdzie stał oparty jego miecz. Kolejny raz wziął broń do ręki i sprawdził jak leży. Miał z pewnością już lepsze sztuki broni w ręce, nie mógł jednak wybrzydzać. Wtedy właśnie weszła do chaty Katrin wołając ich na zbiórkę.
Ulli skinął tylko w milczeniu głową. Gdy kobieta wyszła uklęknął, wsparł dłonie na mieczu i zaczął się modlić. Nie trwało to długo. Jeszcze ojciec nauczył go, że Ulryka najlepiej sławić w walce. Tak też miał zamiar zrobić.
Na zbiórkę wyszedł nie oglądając się na innych. Stanął skupiony i spokojny, by wysłuchać instrukcji dowódcy.
Podczas odprawy przeprowadzanej przez Katrin milczał. Jedynie gdy został nazwany "samozwańczym szlachcicem" skrzywił się jakby go coś zabolało. Gdy skończyła podniósł rękę i zabrał głos.
-Plan jest dobry, ale mam małą propozycję. Jak sama pani powiedziała nie znamy rozkładu jaskini i będzie potrzebne światło. Dlatego proponuję byśmy ja z Ragnarem weszli zaraz za wami. Poświecimy wam, a na wypadek gdyby na przykład jaskinia się rozwidlała, lub było tam więcej komór ubezpieczymy wam tyły. W przeciwnym wypadku moglibyście zostać otoczeni. Nie obawiajcie się, że narobimy hałasu. Nie mamy zbroi. Pójdziemy cicho jak duchy.
Po skończonej przemowie wyprostował się i wypiął pierś czekając na ocenę dowódcy.