Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2015, 22:33   #33
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Dalsza podróż upływała na leniwym przemierzaniu drogi i rozmowie o technikach polowania z wykorzystaniem sokołów i innych szkolonych zwierząt. Temat z którym obie radziły sobie kiepsko. Paladynka słabo się na tym znała. Sokoła zakupiła całkiem przypadkiem, a przez “zakup” rozumiała przyjęcie zwierzaka za symbolicznego miedziaka od lokalnego kręgu druidzkiego w ramach wdzięczności za pomoc z nieumarłym wampirem.
- Tak naprawdę nigdy go nie szkoliłam. I jest znacznie mądrzejszy niż być powinien. Ponoć został przebudzony… cokolwiek to znaczy.- dodała na koniec.
Temat był im prawie obcy za to wysnuwane teorie wzbudzały co chwilę chichoty.
- A wy wiecie może co to znaczy, że sokół jest przebudzony? - Kathil spytała elfów.
- To znaczy… że zmądrzał poddany magii. Że osiągnął stopień zrozumienia świata dookoła.- próbował wytłumaczyć pokrętnie Teorven, sam chyba nie do końca rozumiejąc o co chodzi.
- Hm… interesujące. Możemy dopytać Yorrdacha jak to dokładnie działa. - Kathil poprawiła się na Bullticusie.
- A kim jest ten Yorrdach?- zapytała Leonora.
- To ten mag, o którym Ci wspomniałam - wyjaśniła cicho Kathil i westchnęła. - Mam nadzieję, że się uda wam porozumieć. I że będzie w stanie wyjaśnić kwestię przebudzenia.
- Wolałabym, żebyś jednak nie pytała.- odparła uprzejmie rycerka. Zatrzymała wierzchowca, podobnie jak dwoje tropicieli.
- Ktoś się do nas zbliża.- stwierdziła spoglądając w tą samą stronę, co półelfy.
- Nasi.- rzekła kobieta. I miała rację. Po chwili zza małego zagajnika wyłoniła się cała grupka z Yorrdachem, Loganem i Ortusem na czele.
- Dobrze, nie spytam. - Kathil odwróciła się na tyle na mogła i z uśmiechem przyglądała się zbliżającym się ku nim towarzyszom. Pomachała lekko dłonią.
- Leonoro, pozwól, że Ci przedstawię moich towarzyszy - powiedziała gdy cały orszak zatrzymał się. - To Logan, Yorrdach, Ortus, Iriana, Gordhal i Lhass i Draven. - skierowała wzrok na Logana i resztę - A to Leonora, mój gość.
Jej spojrzenie wyraźnie mówiło, że wątpliwości wyjaśni później.
A wątpliwości były spore, bo ukryta pod kolczym kapturem Leonora wydawała się mało “kobieca”, dudniący głos też nie pomagał. Niemniej to była sprawa na później i po wymianie uprzejmości...
- Zaskoczyłaś nas.- stwierdził krótko Logan.- Co z poprzednimi planami?
- Przemyślałam sprawę. Za dużo kwestii do uchwycenia, za mało ludzi. Muszę przegrupować siły. - nie chciała wdawać się w szczegóły przy wszystkich. Szczególnie przy najemnikach. - Wracajmy do Ordulinu. - zwróciła się do najemników - Pozostaniemy w kontakcie. Będę was prawdopodobnie jeszcze raz potrzebować, jeśli nie będziecie mieć innych zleceń. - skinęła im głową.
- Powinnaś się przesiąść na konia swego męża… tak wypada.- dodała cicho Leonora, a Yorrdach wtrącił.- Myślę, że przydałoby się sprawę omówić przy wieczerzy w karczmie.
Kathil zsunęła się z Bullticusa i podeszła do Ortusa:
- Zmieszczę się? - spytała z uśmiechem i wyciągnęła dłoń do męża.
- Tak, Yorrdach, chętnie wysłucham porad i sugestii. - zgodziła się. Nie widziała przeszkód, wręcz przeciwnie, same zalety uzyskania wsparcia taktycznego od swych towarzyszy. - Ruszajmy stąd… nie ma co stać na otwartej przestrzeni.
Ortus wpuścił swą żonę przed siebie i otulił lewą ręką tuląc zaborczo do siebie. Przez całą podróż szeptał jej do ucha na temat obozowiska w lesie i trudów jakie się z nim wiązały. I całował, to szyję, to ucho Kathil muskając wargami i językiem. I zdecydowanie miał ochotę na więcej. Jak to mnisie umartwienia wpływają na apetyt.



Pod wieczór dotarli do celu. Karczmy, którą opuścili niedawno.
Miejsca były i zginający się w pół karczmarz gotów był ich przyjąć, tak jak ich monety. Leonora stawiała niejaki opór, przed tym by Wesalt płaciła i za nią. Ale ostatecznie poddała się. A Kathil miała z dwie godziny czasu dla siebie i dla męża odpoczywając z nim we wspólnym pokoju i szykując się do wieczornej narady.
Kathil użyła ostatecznego argumentu podczas przekonywania Leonory: kąpiel. Z pewnością po takim czasie podróży miała ochotę na pozbycie się zbroi i wyciągnięcie w balii gorącej wody.
Podobnie jednak jak i Kathil, która z zadowoleniem i ulgą zamówiła kąpiel dla siebie oraz Ortusa. Pluszcząc się w gorącej wodzie, opowiadała mężowi szeptem o przejściach w Bragstone. Przynajmniej przez krótką chwilę, gdy młodzik mógł się jeszcze skoncentrować na rozmowie.
Nie trwało to długo… bo balia była dość duża i nagi Ortus również zanurzył się w wodzie, by ustami pieścić piersi swej żony, a dłonią sięgnął między jej uda. Bezczelny i niepoprawny… nie pozwalał jej się skoncentrować na kąpieli! I pomyśleć, że taki pojętny i chętny do nauki! Cóż było robić… Kathil poddała się woli oraz dłoniom męża. I sama zaczęła odpłacać pięknym za nadobne mrucząc i wdychając z przyjemności.
Ostatecznie wylądowała na nim, dosiadając jego wierzchowca i z głową męża wtuloną we własne piersi ujeżdżając go intensywnie. Spocona i rozpalona tymi figlami, jęknęła głośno, gdy Ortus doprowadził ją tam, gdzie chciała. I opadła na równie zmęczonego tym galopem męża.
- Myślisz, że sobie poradzimy z moimi wujami? Ich pokonanie może być dopiero początkiem kłopotów, a jeszcze jest kochany… stryjek.- uśmiechnął Ortus głaszcząc Wesalt po włosach.
Kathil przytuliła się do Ortusa zaplatając ramiona wokół niego. Nie przestawała przesuwać dłońmi po jego ciele. Ciepła woda jeszcze bardziej rozleniwiała już i tak odprężone ciała.
- Jeśli chcesz odzyskać majątek to nie sądzę, żebyśmy mogli czekać, bo niedługo nie
będzie co odzyskiwać. Okolica jest wyniszczona walkami, ludność zastraszona, kiepskie zbiory. Mam pewien pomysł, który muszę omówić z potencjalnym sprzymierzeńcem. Pokonanie wujów… cóż zdajesz sobie sprawę co to oznacza, prawda?
- Nie żywię do nich ciepłych uczuć.- mruknął Ortus delikatnie wodząc opuszkami palców po podbrzuszu żony, utrudniając jej nieco koncentrację podczas rozmowy. Łobuz! Robił to z premedytacją.
- Hmmm robisz się coraz lepszy - mruknęła i ugryzła płatek jego ucha - Chcę zaprosić wujów do nas. Przyjąć na własnym gruncie. Condrad nie zrobi nic co mogłoby zaszkodzić rodowi Vandyecków. Szczególnie jeśli przedstawimy mu potencjalne zyski. - wciągnęła głęboko powietrze pod pieszczotą Ortusa, odwdzięczając się pocałunkami składanymi na jego szyi.
- Będę najlepszym kochankiem jakiego kiedykolwiek miałaś… kiedyś.- mruknął cicho Ortus sięgając palcami, głębiej i wodząc nadal delikatnie.- Wiesz, że będą wietrzyć podstęp za twym zaproszeniem? Nie przepadają za mną.
- Niech wietrzą, przecież tego im nie zabronię. - wygięła się by pogłębić jego dotyk, zacisnęła dłonie na ramionach młodzika - Tego Cię nie uczyłam… - mruknęła - … wolę ich poznać na własnym terenie, a nie na ich… - popatrzyła na męża lekko zamglonym z pożądania wzrokiem i poruszyła lekko biodrami, całując go powoli i namiętnie.
- Czytałem… różne zakazane… księgi.- zaczerwienił się, sięgając palcami w głąb i poruszając nieco mocniej, ale nadal badawczo. Spojrzał w oczy Kathil.- A jak ich skusisz?
Wesalt jęknęła głośniej i wyprężyła się czując lekkie drżenie ud. - Ty … sprytny… skrybo - wydyszała zaciskając powieki i wtulając twarz w zagłębienie szyi Ortusa. Ocierała się ciałem o jego ciało oddychając głęboko. - Sku… skuszę? - starała się myśleć logicznie - Wyślę… zaproszenie. Celebracja małżeństwa.
- Powiedz co mam zrobić… księgi nie były tak dokładne w opisach.- mruknął cicho Ortus poruszając dłonią pomiędzy udami Kathil i każdym sztychem palców budząc znów żądzę w jej ciele.- Będą źli. Widzieli mnie martwym wraz ślubami zakonnymi.
-Będą - zgodziła się - ale wieści do nich dotrą, lub nawet już dotarły.
- Zegnij lekko palce - wydyszała mu napiętym głosem do ucha - wolniej… tak - wydała przeciągły jęk, gdy mąż znalazł centrum jej rozkoszy. Poddała się jego dotykowi czując wypieki na policzkach i spazmy rozkoszy budujące się w jej ciele.
Ortus patrzył z zachwytem i podstępnym uśmieszkiem w oblicze Kathil poruszając palcami zgodnie z jej wytycznymi. Rozpalał jej ciało i był z tego dumny. I równie pobudzony co ona.
Rzeczywiście… istniało coraz większe niebezpieczeństwo, że Wesalt może uzależnić się od pieszczot młodego męża. Kuszące niebezpieczeństwo.
Ta myśl przebiegła przez umysł bardki ale Kathil nie była w stanie obecnie jej utrzymać. Poruszała powoli biodrami rozkoszując się dotykiem Ortusa. Oparła swe czoło o jego, zaciskając kurczowo dłoń na brzegu bali i jego szyi. Brała przyjemność bez żenady i jękami i szeptem prosiła o jeszcze.
Nie przerywając ruchów palców między udami Kathil drugą dłonią Ortus wodził po jej udach, biodrach i pośladkach. Spoglądając mu w oczy widziała, że jej mąż nie jest twardą skałą. W jej pieszczocie i spojrzeniu brakowało wyrachowania. Podobała mu się taka dzika, nieskrępowana, lubieżna… ten widok go pobudzał równie mocno, jak wtedy gdy dotykała cioci Mei na jego oczach. Dobry znak… on też się od niej uzależniał.
Kathil czuła jak przyjemność narasta z każdym ruchem dłoni, z każdym zagłębieniem palców. Chciała dzielić tę chwilę z mężem. Sięgnęła dłonią za siebie, ujmując i prowadząc jego oręż w głąb swego ciała. Boleśnie powoli nadziała się na miecz i jeszcze wolniej objęła go całego. Głośny jęk wydarł się z jej ust. Poprowadziła dłoń Ortusa na swą kobiecość i pokazała jak pieścić ukryty punkt. Zaczęła poruszać się na nim w rytm jego dotyku, tak aby i on zorientował się i mógł dyktować tempo. Spojrzała z czułym napięciem młodzikowi w oczy, nie chciała przerwać tego połączenia, z którego nagle zdała sobie sprawę.
Była teraz w jego władzy… ocierając się ciałem i pozwalając mu zdobywać swą kobiecość. Była drżąca i delikatna i pieszczona raz wolniej, raz szybciej. Jej ciało drżało, jej piersi drżały, oddech, głos… Była drżąca cała. I było to przyjemne. Jeszcze parę ruchów bioder i.. głośny jęk wyrwał się z jej ust. Ciało wygięło w łuk. Znów doszła na szczyt ekstazy, razem z Ortusem. Znów było to mocne i bardzo przyjemne.
Opadła na męża… bez tchu, bez trosk czy myśli w tej chwili. Liczyli się oni, tu i teraz. Przez chwilę leżała bez ruchu, uspokajając oddech. Uniosła się lekko z uśmiechem i pocałowała go czule:
- Chyba musisz częściej obozować w lesie - powiedziała z szelmowskim uśmiechem i nie dając mu czasu na odpowiedź pocałowała znowu. - Czas się zbierać, mężulku. - skubnęła zębami koniuszek ucha młodego mężczyzny i…. uszczypnęła leciutko w pośladek.
- Muszę się jeszcze nieco nauczyć o tobie.- marudził Ortus choć bez przekonania delikatnie tuląc Wesalt do siebie. Ale niezbyt mocno. Sam wiedział, że już woda wystygła i robiło się zimno w balii.
- Nauczyć o mnie? Mało już wiesz? - podniosła się i pozwoliła by skapująca woda opryskała i Ortusa.
- No… zawsze można wiedzieć więcej.- odparł Ortus i dał delikatnego klapsa w pupę swej żony.


Kathil wyszła z balii i … zakręciła pupcią poza zasięgiem jego rąk:
- Teraz czas na naukę o przeciwniku - mrugnęła zawadiacko i zaczęła się wycierać
płótnem. - Potrzebujesz pomocy? - spytała niewinnie.
- Nie potrzebuję pomocy w gapieniu się na ciebie.- mruknął Ortus nadal siedząc w balii i przyglądając się Kathil.- O jakim przeciwniku myślisz?
- Twoich wujach - kobieta pokręciła głową - wyłaź, bo zamarzniesz i będę musiała prosić Yorrdacha o pomoc w ożywieniu Cię. - dodała z uśmiechem i zasłoniła się płachtą płótna.
- Dobrze, dobrze…- westchnął młodzian i wynurzył się z balii, biorąc się za wycieranie.- Najbardziej się boję tego, że jestem tym… czego oni potrzebują do zapomnienia dawnych uraz i zjednoczenia się. Nie mam dowodów, ale myślę nadal, że stoją za śmiercią mego ojca.
- Pamięć o Twym ojcu jest wciąż żywa. Widziałam jak ludzie reagowali na pieśń o nim.
- dodała bardka ze smutkiem - Co do zjednoczenia...myślałam aby wykorzystać ich słabość do ...twej matki. Jeśli się zgodzisz.
- Ona nie żyje… więc nie ma to znaczenia.- mruknął ponuro Ortus ubierając się.- Tylko bądź ostrożna… nie chcę byś podzieliła jej los.
- Będę - pogładziła męża po policzku - chciałabym wykorzystać jakąś jej charakterystyczną cechę. Czy to sposób układania głowy, albo sposób mówienia, poruszania się. Coś co wywołałoby natychmiastowe skojarzenie z nią. Jest coś takiego?
- Będziemy musieli zatrudnić balwierza… jeśli chcesz się do niej upodobnić.- westchnął Ortus.
- Nie chcę by to było pełne prawdopobieństwo, raczej detale, takie które wywołają piknięcia w ich ciemnych sercach. Balwierza? - spytała lekko zaskoczona.
- Ułożyć włosy… przyciąć je… rozjaśnić lekko... jakoś inaczej się to nazywa poza klasztorem?- zapytał skołowany jej zaskoczeniem Ortus.
- Ah, nie, nie. To ciągle ta sama nazwa. - roześmiała się lekko - a co z gestami? Dygnięcie? Ukłony? Sposób chodzenia?
- Omówimy to w domu.- odparł młodzian.- Muszę sobie przypomnieć.
- Dobrze - Kathil dokończyła ubieranie się i związała mokre włosy w luźny warkocz - Swoją drogą, Leonora może pokazać Ci walkę mieczem jeśli chcesz. - rzuciła luźno.
- Leonora… ten rycerz w ciężkiej czarnej zbroi?- upewnił się Ortus ubierając.
- Tak, ta z którą jechałam na koniu. Jest bardzo specyficzna - dodała Kathil z wachaniem - i służy Kelemvorowi. Jednak walczy mieczem doskonale, warto by było się od niej uczyć. Jeśli jesteś zainteresowany. Myślałeś czym chcesz się wogóle zajmować? - spytała przyglądając się mężowi - Zarządzaniem majątkiem, poszerzaniem dobra, polityką, wychowywaniem dzieci - zachowała powagę choć w oczach błyszczały chochliki humoru - czy jeszcze czymś innym?
- Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Wiesz… to wszystko spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. I… rozbieranie ciebie i dobieranie się przy każdej okazji… bardzo mi się spodobało.- zamyślił się Ortus drapiąc się po karku.- Nie wiem…- podszedł do Wesalt, z lekkim wahaniem ją objął w pasie i przesunął dłonie na pośladki. Wtedy je zacisnął mocno na nich i przytulił Kathil do siebie. Spoglądając jej w oczy.- Na razie rozkoszuję miesiącem miodowym… a ty, jakie masz plany względem swego męża?
Kathil zarzuciła ramiona na szyję Ortusa i przylgnęła tuląc się do niego:
- Nie mam planów … to znaczy… jakieś plany mam - stwierdziła z krzywym uśmieszkiem i cmoknęła go lekko - ale nie takie, które określałyby jak ma żyć. Czym się interesowałeś przed klasztorem?
- Próbowałem… być czarodziejem. Zupełny brak talentu…- westchnął Ortus przyciskając dłonie do pośladków Kathil.- Teraz wolę ciebie czarować w łóżku, przyjemniejsza robota i… mam chyba talent. W klasztorze przyuczano mnie do bycia mnichem, po tym jak okazało się że Oghma jakoś nie darzy mnie łaską. Też mi nie wychodziło. Za to nauczyłem się otwierać zamki, czytać mapy i odcyfrowywać stare zapiski, z nauki magii… pozostała mi smykałka do języków. A żebyś ty widziała te obrazki w zakazanych księgach.
- Może zatem zostaniesz złodziejem? Albo poszukiwaczem skarbów? - zaśmiała się bardka - Tudzież hmm… zawodowym uwodzicielem? - uniosła żartobliwie brew - Chociaż z tym ostatnim … hm… nie wiem czy się łatwo pogodzę. - traciła palcem czubek nosa Ortusa.
- Czy ja wiem.. jestem szlachcicem, tak jak ty. Nie powinniśmy się obijać w naszej posiadłości? Poza tym jedyne co kradłem to księgi z opowieściami i sprośnymi historyjkami. A teraz… podkradam bieliznę mojej żony.- mruknął żartobliwie Ortus, wsuwając dłonie pod pas i spodnie Kathil.- A na uwodziciela to się w ogóle nie nadaję. Gdyby nie to małżeństwo, to pewnie bym nadal… no… ostrzył włócznię po kryjomu.
Dłoń Kathil sama wsunęła się pod świeżo założoną koszulę męża, druga powędrowała na jego kark w drażniącej pieszczocie:
- No… możemy się obijać ale tylko dopóki starczy nam na to pieniędzy. Potem… pojawią się ci wszyscy wierzyciele i wywalą nas na bruk. Cristobal nie zostawił wiele. Sama posiadłość, służba, obijanie się kosztuje. Nie mówiąc o przepiórkach, które ktoś chciał jadać na śniadania - pokazała mu język ze śmiechem. - Nie zakładam, aby Condrad chciał nas oboje utrzymywać.
- Wiem, wiem… ale nie sądzę bym włamywanie się do domów dawało sensowny zarobek, czy też… było właściwie. Złodziejstwo nie przynosi dużych profitów. Mógłbym popatrzeć w księgach za skarbami, między zarządzaniem majątkiem a wadzeniem się z wujem Condradem, który z pewnością… również chce się nim zaopiekować. I nami.- odparł z przekąsem Ortus i uśmiechnął się. Bowiem jego dłonie wreszcie dosięgły pupę żony pod spodniami.
- Włamywanie się do cudzych domów jest średnio ciekawym pomysłem, szczególnie w Ordulinie. Za dużo konkurencji to raz, za dużo zabezpieczeń to dwa, ryzykuje się życiem to trzy. Poszukiwacz skarbów, hm… brzmi nieźle. Condrad chce ….wielu rzeczy… a przede wszystkim być głową rodziny. Dosłownie. Nie zamierzam mu przeszkadzać. Niech sobie będzie. Ktoś w końcu tą głową musi kręcić - possała lekko dolną wargę męża - Gdyby zaś udało się odzyskać twoje dobra, trzeba będzie jeszcze pomyśleć o zarządzaniu i nimi. A to będzie wymagać sporo pracy. I pieniędzy.
- Nie chcę w nich siedzieć sam… Mogę je oddać Condradowi. To by było najlepsze, nieprawdaż? Niech się brytany gryzą między sobą.- odparł Ortus całując nagle Kathil drapieżnie namiętnie i tak samo gwałtownie dociskając jej ciało do swego.
Kathil właśnie nabierała tchu by odpowiedzieć, gdy młodzian całkowicie zaskoczył ją swym nagłym miłosnym atakiem. Sapnęła cicho i odpowiedziała tym samym. Ciałem napierając na Ortusa uniosła jedną nogę by wtulić się w męża jeszcze ciaśniej. Dłoń pod koszulą gładziła szaleńczo jego rozgrzaną skórę by za chwilę podrażnić ją drapnięciem. Namiętny taniec ich ciał pozbawiał ją tchu, więc by odzyskać nieco szybko traconej godności zsunęła dłoń na ukrytą męskość Ortusa. Zacisnęła lekko palce, drażniąc i kusząc przez materiał.
- Sto.. lik… teraz… oprzyj.. tak jak w księg..aach…- jęknął cicho Ortus czując palce Kathil i zaciskając przez chwile mocno palce na jej pośladkach. Wysunął dłonie z jej spodni nie przerywając całowania jej szyi gorącymi z pożądania ustami.
Bardka odsunęła się na kilka centymetrów, po czym ponownie zbliżyła do Ortusa i wyszeptała mu do ucha:
- Powiedz… - trąciła płatek ucha językiem - dokładnie … co - uchwyciła lekko skórę na
szyi zębami - mam … robić… - droczyła się z mężem czując igiełki podniecenia samym pomysłem. - Tak? - odsunęła się i przesunęła uwodzicielsko dłońmi po swych piersiach. Nie spuszczała wzroku z Ortusa, jej oddech przyspieszył.
Ortus wyraźnie się speszył i zawstydził, ale też i nie mógł oderwać od niej wzroku. Jego spojrzenie… niemal identyczne gdy pozwoliła sobie na wiele z ciocia Meą. Niemniej… pragnął jej i to też widziała spoglądając niżej.
- Piersi… odsłoń je… chce je zobaczyć.- wydukał w końcu, dłonią muskając własne podbrzusze. Był taki niewinny… i lubieżny zarazem. Ale mógł być władczy, może nie aż tak, jak Condrad, ale jednak.
Wesalt pochyliła lekko głowę i spoglądając na męża z uśmiechem powoli rozsznurowała wiązanie koszuli. Każdy ruch miał na celu rozpalenie jego zmysłów i pragnienia. Bardka cieszyła się uwodzeniem męża. Czuła przyjemny dreszczyk obserwując jego reakcję na pojawiające się kolejne partie jej skóry… osunęła koszulę nisko na jedno ramię, powoli obnażając krągłość piersi i sterczący szczyt:
- Tak? Czy wolniej? - zagryzła wargę, nie ukrywała pragnienia widocznego w jej oczach. Sięgnęła by opuścić materiał na drugim ramieniu, pochyliła się lekko do przodu by podrażnić męża innym widokiem.
- Ja chcę… je poczuć… pochwycić.- na sztywnych nogach podszedł do Kathil. Drżącą dłonią drapieżnie chwycił odsłoniętą pierś ugniatając i miętosząc ją, jak dzieciak. Ale pragnienie w nim narastało… zupełnie niedziecięce. I tylko kwestią czasu były kolejne polecenia.
Wesalt przymknęła oczy od ostrej pieszczoty. Nakryła jego dłoń swoją i powoli uspokoiła jego ruch. Wciąż wpatrując się w jego twarz, pokazała mu pieszczotę szczytów, od której w jej ciele wybuchł nagły pożar. Stęknęła z przyjemności i zadrżała. Niecierpliwie uwolniła drugą nabrzmiałą półkulę wystawiając ją pieszczotę Ortusa.
Napiętym szeptem spytała:
- Co dalej?
- Ja… lepiej.. ja…- pieszcząc szczyty prężących się przed nim piersi swej żony Ortus tracił język w gębie.-... jesteś taka podniecają… piękna… to chciałem… powiedzieć. Lepiej się… odsunę… na łóżko..tak…
Cofnął się zawstydzony i dyszący z pożądania… powoli brał się do zsunięcia własnych spodni i przyodziewku. - A ty… odsłoń swoją pupę.. jest taka… krągła i sprężysta… piękna… jestem.. tragiczny.
- Tragiczny? - spytała zaskoczona Kathil, którą to stwierdzenie nieco otrzeźwiło - Jak to?
Stanęła lekko bokiem do Ortusa i powolutku wyłuskiwała się ze spodni, kręcąc biodrami. Pochyliła się by ściągnąć ubranie przy okazji wypinając pupcię ku jego uciesze.
- Nie panuję… nad sobą… w ogóle… mam ochotę się rzucić na ciebie jak dzikus… i jednocześnie nie mogę oderwać od ciebie oczu…- jęknął coraz bardziej rozpalony, zsunął w dół swój przyodziewek. Siedział wpatrzony w jej gibkie ciało z zachwytem w oczach i imponującą owacją na stojąco poniżej.
- Ah … a jakbyś się rzucił? - wymruczała pytanie i odwróciła się wokół własnej osi wciąż na wpół osłonięta koszulą, która jednak więcej odsłaniała niż zasłaniała. Przesunęła palcem po sterczących szczytach piersi, drugą dłonią przesuwając po odsłoniętej szyi.
- No…- jęknął młodzian dysząc i zamknął oczy.- Tak jak ci barbarzyńcy w księgach… popchnął brzuchem na stolik i… posiadł od tyłu, trzymając za włosy. Tak tam napisali, tyle że boję się zrobić ci krzywdę.
- Pokaż mi … - podeszła nieco bliżej męża i przesunęła dłonią po jego udzie.
Ortus wstał powoli, pochwyciwszy dłonią pieszczącą rękę swej żony i delikatnym ruchem starał się ją obrócić w okół osi, by stanęła plecami do niego… nie był zbyt silny i był dość niezdarny w tych rucham, ale… przyjemnie było poczuć czubek jego pala rozkoszy ocierający się o jej pośladki.
Kathil poddała się jego wymogom. Stanęła posłusznie tyłem do męża i podrażniła go ocierając swe biodra o jego prężącą się męskość. Leciutko się szarpnęła, nie na tyle by się wyrwać, lecz by wzbudzić w młodzianie chęć “walki”.
Ortus na chwilę zapomniał o pokazywaniu. Otulił swym ciałem Wesalt, ustami wodził po szyi, jedną dłonią drażnił i piersi, a drugą sięgnął pomiędzy uda, by drżącymi palcami przyjemnie drażnić struny rozkoszy, pieszcząc wnętrze Kathil tak jak mu pokazywała… co tylko dorzucało drew do już płonącego ognia.
Ognia, który zaczął przeważać nad jej rozsądkiem. Instynktownie wtuliła się w stojącego za nią mężczyznę i otoczyła ramionami jego szyję, naprężając swe ciało i oddając je mu we władanie. Odwróciła twarz by móc kraść urywane pocałunki, w których jawiło się coraz więcej pasji i niecierpliwości.
- Stolikk… pochyl się.. - pomrukiwał pomiędzy pocałunkami rozpalony już całkiem młodzik ocierając się mimowolnie swym orężem o jej pupę. Lub na odwrót. Wszak ich ciała się wiły o siebie w szalonej pieszczocie.
- Już… już - wydyszała i pospiesznie oparła się łokciami o stolik, wyginając plecy w łuk i wypinając swą pupę na jego widok. Była gotowa i drżąca… nie chciała dłużej czekać. Popatrzyła na Ortusa bokiem i wspięła się na palce stóp, zakręciła ponaglająco biodrami:
- Tak … jak… w księgach? - sapnęła cicho.
- W księgach… nie było tak ślicznych obrazków.- Ortus wpatrywał się z zachwytem i pożądaniem. Drżał, ale nie mógł się uwolnić od tego hipnotyzującego uroku jej pośladków.
- Ortusie - jęknęła z pragnienia i nie mogąc doczekać się sama zaczęła pieścić swą nabrzmiałą kobiecość.
To wystarczyło… ten jęk. Bo przecież nie widok. Wszak dobrze wiedziała, że Ortus mógł wpatrywać w nią godzinami, całkowicie tym pochłonięty widokiem. Tak było przy Mei. Jej głos jednak wystarczył. Młodzian podszedł, delikatnie masował jej pośladki przez chwilę. Delikatnie połączył się z nią i… tu delikatność się skończyła. Mocno pochwycił za jej pośladki i szturmować zaczął jej kobiecość swym palem rozkoszy. Mocno, gwałtownie… i głęboko. Rozkołysał jej piersi i sprawiał, że łokcie Kathil ślizgać się poczęły po stoliku.
Jęki i głośne oddechy wypełniły pomieszczenie. Oraz świadomość bardki. Czuła ruchy męża i reakcję swego ciała na nie. Wygięła się mocno starając się utrzymać równowagę. Logiczne myślenie uleciało jednak z kolejnym pchnięciem Ortusa. Ekstaza przejęła kontrolę, a Kathil opadła nisko na stolik unosząc biodra i poddając się kontroli męża. Szeptała i na zmianę jęczała jego imię dochodząc raptownie ku szczytowi. A Ortus był nieubłagany i dziki w każdym pchnięciu, aż ona… a potem on osiągnęli gwałtownie ekstazę. A potem… łobuz jeden... opadł na kolana tuż za nią i obsypywał jej gołe, wypięte pośladki pocałunkami.
Zdyszana Kathil trzymała się stolika by nie upaść. Nie była pewna, czy drżące nogi uniosłyby ją. Zagryzała wargę z przyjemności i mruczała i wzdychała.
Obejrzała się z wyrazem zaspokojenia na twarzy:
- Wariat - pomarudziła z chichotem - zupełny wariat.
- Dziwisz się mi?- mruknął Ortus muskając językiem jej pupę i przesuwając jego czubkiem pomiędzy pośladkami sięgnął w końcu do podbrzusza.- Przeżyj pół życia w klasztorze… przepisując księgi, a potem… poznaj zmysłową kobietę, którą widziałaś w sukni ślubnej z tak rozkosznym dekoltem… proponującą ci umowę z tak apetycznym dodatkiem. Dziwisz się mej zachłanności?
- Nie, mój gburku. - Kathil powoli odepchnęła lekko Ortusa i wyprostowała się. Odwróciła się przodem i usiadła na stoliku, powolnym ruchem rozsuwając uda tuż przed twarzą Ortusa.. - Nie dziwię. Aaaaale…. - zaśmiała się - … kiedyś musimy zejść na dół. - odgięła się lekko opierając na wyprostowanych ramionach i ...założyła nogę na nogę.
- Musimy?- zamarudził Ortus zsuwając trzewiczek ze stopy Kathil i muskając ustami tę część ciała Wesalt. Z jednej strony, bardka była zadowolona, bowiem nie musiała się martwić o lojalność męża… z drugiej… Ortus sprawiał, że uzależniała się od niego. Był ta chciwy uroków jej ciała, tak ciekawy, tak pojętny… że sama zaczęła się od tego uzależniać.
Oczywiście, że musieli iść. Oczywiście… byli spóźnieni.
 
corax jest offline