Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2015, 20:22   #44
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tym razem start był nieco mniej efektowny, co bynajmniej nie oznaczało, że Rubin odpuściła okazję do popisania się przed zgromadzonymi. Okrążyła dwa razy zamek, zionęła na pożegnanie ogniem, po czym skierowała się w stronę przełęczy zwanej Przeklętą, głównej drogi handlowej między Adenem i Darren, a zarazem najważniejszym miejscem, jeśli chodzi o ewentualny przemarsz wojsk - bądź w jedną, bądź w drugą stronę. "Zakorkowanie" przełęczy w znacznym stopniu skomplikowałoby sytuację agresorów, odcinając ewentualne posiłki i przecinając drogi zaopatrzenia. A od tego przecież zależy funkcjonowanie każdej armii.
~ Przełęcz czy Ores? ~ Garet zwrócił się do Rubin.
~ Jeździec pyta wierzchowca gdzie jechać… ~ Rubin była w dobrym nastroju, skora do żartów i słownych potyczek. Czekająca ich walka niepokoiła ją nieco, więc postanowiła odłożyć owe niepokoje i zastąpić je czymś nieco przyjemniejszym. ~ Możemy sprawdzić miasto, acz tam wiele nie zdziałamy o ile nie chcesz by je spaliła. Ewentualnie można zwiększyć ich gorące pragnienie przejęcia tego królestwa kilkoma dobrze wymierzonymi płomykami. Bez wątpienia namioty pod nim rozstawiono, a te wyjątkowo dobrze się palą.
~ I noc rozjaśnią lampiony pożarów. ~ Garet zacytował jakiegoś na wpół zapomnianego poetę. ~ Zatem Ores. Z pewnością nie wszyscy zmieścili się w mieście.
~ Wedle życzenia ~ zgodziła się z nim, obierając właściwy kierunek.

Ores nie było dużym miastem, było jednak bogate, a to dzięki umiejscowieniu przy trakcie prowadzącym do Darren. Gdy Rubin wraz z Garetem pojawili się w jego okolicy ich oczom ukazały się liczne namioty otaczające mury Ores i smugi dymu ulatujące ku niebu. Samo miasto zdawało się być pogrążone we śnie lub martwe. Tylko w nielicznych domach paliło się światło. W przeciwieństwie do obozu najeźdźcy, który tętnił życiem.
~ Masz jakieś szczególne życzenia? ~ zapytała mężczyznę, oceniając rozmieszczenie namiotów i wyszukując wzrokiem miejsc, w których jej atak mógłby poczynić największe szkody.
~ Największy, najbardziej strojny namiot, przy którym stoi najliczniejsza straż ~ odparł natychmiast Garet. ~ Na dobry początek ~ dodał.
~ Ten z chorągwiami? ~ zapytała podsyłając mu odpowiedni obraz, który był znacznie wyraźniejszy niż to co Garet widział własnymi oczyma.
~ Idealnie ~ potwierdził Garet, sprawdzając, na wszelki wypadek, czy zapięcia pasów są na swoim miejscu.
Rubin nie trzeba było powtarzać dwa razy. Odczekała jedynie chwilę by jeździec miał szansę na przygotowanie się do jej manewrów, po czym runęła w dół kierując się ku wybranemu przez nich celowi. Strumień ognia opuścił jej paszczę gdy tylko znalazła się na dogodnej wysokości i pewna była, że prócz dużego namiotu, dostanie się także jak największej ilości tych mniejszych, które były w pobliżu. Zadowolona wzniosła się ponownie, obserwując chaos, którego była sprawczynią.
~ Jeszcze raz? ~ zapytała wesoło, szukając kolejnych celów dla swojego ognia.
~ W to samo mniej więcej miejsce. W uciekających ~ dodał Garet. Mieli szansę, że przypieką jakąś ważną figurę, a nie tylko spalą mu dach nad głową. ~ Potem konie. Minie trochę czasu, zanim je pozbierają.

Tym razem ich wrogowie zdołali się przygotować na ewentualny powrót smoka. W powietrze wystrzelone zostały strzały, niektóre wystarczająco celne by rozgniewać Rubin.
~ Uważaj ~ostrzegła Gareta, jednak nie zamierzała rezygnować z planu i ponownie obrała za cel palący się już namiot oraz ludzi, którzy się z niego wysypywali. Niesiona emocjami obniżyła lot na tyle by złapać w paszczę jednego nieszczęśnika, którego pancerz nie mógł ochronić przed mocą jej szczęki. Ani też przed ponownym spotkaniem z twardą ziemią.
~ Teraz konie ~ zaproponował Garet. ~ A potem zabawimy się z nimi w "na kogo trafi".
Smoczycy to odpowiadało i to bardzo. Nic zatem dziwnego, że wkrótce obóz namiotów płonął w najlepsze, a krzyki ludzi mieszały się z kwikiem przerażonych koni, które w szalonym pędzie próbowały oddalić się od niebezpieczeństwa. Nie obyło się co prawda bez ran, jednak Rubin nie zamierzała przerywać zabawy z tak błahego powodu.
Niektórzy wojacy pobiegli za końmi trudno było powiedzieć, czy chcieli je łapać, czy też sami uciekali jak najdalej od zamieszania, część wojaków ruszyła w stronę miasta, nie zważając ani na rozkazy, ani na to, co się działo z ich kompanami, część zaś, stosunkowo jeszcze liczna, próbowała stawić opór, strzelając i obrzucając smoka dzidami, oszczepami i stekiem przekleństw. Część natomiast, co Garet stwierdził z nieukrywaną radością, nie nadawała się już do niczego, a w każdym razie nie do wojaczki.
~ Może chwila przerwy ~ zaproponował Garet. ~ Nigdzie nam nie uciekną.
~ Jeszcze tych przy bramie ~ odpowiedziała, kierując się ku murom miasta, w których schronienia szukali niektórzy. Było to miejsce doskonale widoczne dzięki płonącym ogniom, a ścisk jaki tam panował nadawał się w sam raz by skorzystać z owej okazji i przypiec nieco pięt uciekinierom. Oczywiście na samych piętach się nie skończyło. Zbytnio zwlekać jednak nie mogła gdyż z murów otaczających Ores poczęto strzelać do niej, a to z kolei stanowiło nieco zbyt duże zagrożenie dla Gareta. Wzbijając się poza zasięg łuczników, podziwiała swoje dzieło.
~ Chwila odpoczynku? ~ spytał Garet. ~ Jakieś zaciszne miejsce z woda i jakąś przekąską?
~ Z wodą - tak. O przekąskę może jednak być nieco trudniej ~ odparła z myślą o jednym takim miejscu, które w tej chwili zdawało się jej idealnym.
~ W takim razie prowadź ~ poprosił Garet.
Tak też zrobiła. Po krótkim czasie mężczyzna mógł dostrzec pierwsze, znajomo wyglądające szczyty. Siedziba Rubin wcale tak daleko od Ores się nie znajdowała, a bez wątpienia to tam kierowała się smoczyca. Tym razem, szczęśliwie dla obojga, nie musieli pokonywać setek schodów. Tunel wyżłobiony we wnętrzu góry powitał ich mocnymi prądami, z którymi Rubin zdawała się mieć pewne problemy, jednak nie na tyle poważne by ich lot zakończył się katastrofą. Gdy wylądowała, dość ciężko - trzeba było przyznać, znaleźli się w stosunkowo małej grocie, do której dotarli korytarzem wiodącym od sali tronowej. Z jednej ze ścian pływał wąski strumień wody, przeradzając się w stróżkę, która znikała w szczelinie przy wejściu. Było tu łóżko ludzkich rozmiarów i kamienne łoże, w sam raz dla smoka. Były także liczne półki, na których leżały ciężkie tomy, misy klejnotów i różnej wielkości narzędzia. W niszach wyżłobionych w ścianach jaskini znajdowały się słoje i wazy.
Rubin odczekała aż Garet zsiądzie i dopiero wtedy, z jękiem protestu, przybrała ludzką postać. Liczne strzały i dwa oszczepy, które utkwiły w jej ciele, opadły przy tym na podłogę. Podobnie zresztą jak ciężko oddychając smoczyca.
- Chyba się starzeję - parsknęła, między jednym, a drugim oddechem. - Tam są maści i płótno - wskazała na jedną z nisz.
- Starzejesz się? Nigdy w życiu - powiedział Garet, bez chwili wahania ruszając w stronę wspomnianej niszy. Po paru chwilach był z powrotem, z paroma słoikami i całym naręczem bandaży.
Miała co do tego wątpliwości, jednak na sprzeczanie się z nim brakowało jej siły. Może powinna sobie sprawić zbroję? Ludzie posunęli się nieco w rozwoju broni i sposobach jej używania od czasów gdy wdawała się z nimi w potyczki. Może nawet udałoby się jej znaleźć coś odpowiedniego gdyby poświęciła czas i energię na przeszukanie skarbców i komnat.
- Czas nie stoi w miejscu, nawet dla mnie - odpowiedziała, siadając by łatwiej mu było opatrywać jej rany.
Z wykształcenia Garet medykiem nie był, ale nieraz musiał opatrzyć tego czy owego kompana, który mniej miał szczęścia czy to na polowaniu, czy to podczas jakiejś przygody. Woda, maść, bandaż. Obmyć ranę, posmarować maścią, owinąć płótnem. I tak dalej.
Rany, na całe szczęście, nie były zbyt głębokie, i chociaż byłyby ozdobą niejednego wojaka, to Garet wierzył w smoczą odporność i zdolność do regeneracji.
Poddawała się owym zabiegom cierpliwie bo i większego wyboru nie miała. Co prawda mogła wrócić do smoczej postaci i sama zająć się tym bałaganem, wiedziała jednak doskonale że nie jest w stanie dosięgnąć każdej z ran.
- Myślałam nad pancerzem - zdradziła w pewnej chwili, ciekawa co też Garet powie na ów pomysł.
- Ludzie mają coraz paskudniejsze pomysły. - Być może nie była to bezpośrednia odpowiedź na pytanie, ale dość jednoznaczna. - Czy masz pod ręką coś poręcznego?
On sam, chociaż był mniejszym celem, i tak oberwał raz czy dwa, ale skończyło się najwyżej na siniakach.
- Kryształ pracowała swego czasu nad zbroją dla swojego syna, jednak było to wieki temu. Nie mam pojęcia gdzie mogłaby teraz być - odparła, usilnie próbując sobie przypomnieć gdzie ostatnim razem ów projekt smoczycy widziała.
- Trochę czasu mamy - stwierdził Garet. - Można poszukać, zanim ruszymy na przełęcz.
Z jednej strony miał rację. Z drugiej wolałaby zaatakować jak najwcześniej, nim w pełni zdołają pozbierać się po ostatnich odwiedzinach zionącej ogniem bestii. To jednak wymagało od niej wstania z podłogi i ruszenia na poszukiwania.
- Im wcześniej, tym lepiej - oświadczyła mu, podnosząc się, chociaż bardziej trafnym określeniem byłoby gramoląc...
Jako że Rubin w tym przypadku nie była w postaci smoka, Garet natychmiast pospieszył, by służyć jej pomocną dłonią. Miał nadzieję, że dziewczyna nie poczuje się dotknięta.
Najwyraźniej nie miała nic przeciwko jego pomocy i nawet podziękowała za nią, acz tylko uśmiechem.
- Komnata Kryształowej jest nieco niżej - oświadczyła. - Tam jednak wypada zacząć.

W smoczym pałacu istniały szybsze i wygodniejsze środki komunikacji, niż pokonywanie setek schodów, jednak Garet nie miał do nich dostępu. A że "nieco niżej" oznaczało w tym przypadku całe jedno piętro, smocze piętro, oczywiście, upłynęło nieco czasu, nim Rubin i Garet znaleźli się na piętrze, gdzie dawniej znajdowała się siedziba Kryształowej.
- Teraz dokąd?
- Jej warsztat znajduje się na końcu tego korytarza - wskazała na szeroki tunel odchodzący od obszernej jaskini wypełnionej skarbami niemal po sufit. Rubin spojrzała tęsknie na owe klejnoty. Z chęcią by się w nich zanurzyła, jednak nie było na to czasu. - Musisz uważać na pułapki - ostrzegła.
- W korytarzu? - zdziwił się Garet.
- I w samym warsztacie - dodała. - Kryształ nie lubiła, gdy się jej przeszkadzało.
- Jesteś w stanie odróżnić pułapki od innych ciekawych rzeczy?
- Większość - odpowiedziała ze śmiechem.
Garet uśmiechnął się w odpowiedzi. To by była interesująca opowieść - nagłe zniknięcie smoka i jego jeźdźca.
- W takim razie, jak to mówią, panie przodem - powiedział.

Rubin nie miała nic przeciwko. Nie chciała stracić swego jeźdźca, tym bardziej teraz, gdy udało się im nawiązać silną więź. Pułapki Kryształowej nie należały do trudnych do ominięcia czy niebezpiecznych. W innym razie smoczyca miałaby na swym sumieniu niejedno dziecko swego rodu. Dla człowieka jednak… Tu sprawa miała się nieco inaczej. Prowadziła więc Gareta powoli i ostrożnie, omijając kamienne zapadnie, linki, lustrzane odbicia i wreszcie wyjątkowo nieprzyjemną zapadnię, która zsyłała śmiałka do groty z której jedyne wyjście kontrolowane było przez samą Kryształ. Jako, że tej obecnie nie było już wśród żywych, wydostanie się na wolność mogłoby okazać się dość problematyczne.
Gdy w końcu dotarli do warsztatu, a zajęło to nieco czasu i wyraźnie zmęczyło Rubin, ich oczom ukazały się wysokie i szerokie stoły zarówno kamienne jak i drewniane. Na nich zaś leżały rozpoczęte oraz zakończone projekty smoczycy. Między nimi kusza z przyczepionym do niej walcem i korbką oraz luźno poskładane płaty czarnego metalu. To właśnie w ich stronę kroki swe skierowała towarzyszka Gareta, gdy niespodziewanie uniosła się pod sufit przy wtórze własnego okrzyku zaskoczenia. Najwidoczniej nie wszystkie pułapki były jej znane…
Garet zatrzymał się, nie wiedząc, czy ma śledzić wzrokiem Rubin, czy wypatrywać pułapkę, która nagle uniosła dziewczynę niczym balonik.
- Jak mam ci pomóc? - spytał. - Gdzie jest drugi koniec tej liny?
Zdołał zauważyć, że to nie była magia, tylko sprytnie umieszczona lina. Gdyby to on się znalazł pod sufitem, Rubin z pewnością wnet by go ściągnęła, ale teraz... Raczej potrzebował porady, jeśli nie chcieli tak tkwić do końca życia.
- Nie mam pojęcia - odkrzyknęła mu, bowiem sufit był dość wysoko w owej jaskini, co jedynie dodatkowo utrudniało Garetowi zadanie.
- Są tu jeszcze jakieś pułapki? - spytał.
Teoretycznie ta powinna być ostatnia, bo kto by chciał łazić po komnacie pełne nieprzyjemnych niespodzianek, ale kto tam wiedział, co się kryło w głowie smoka, ogarniętego manią ukrywania swych tajemnic.
- Teoretycznie tej być nie powinno więc spodziewaj się kolejnych - “pocieszyła” go Rubin, sama próbując się wydostać ale najwyraźniej sprytna Kryształ upewniła się co do tego by jej ofiary nie mogły pozbyć się liny. - Sprawdź stoły… Albo lepiej ściany.
Garet nie sądził, by powiedzenie "poczekaj, zaraz wrócę" poprawiło Rubin humor. Dlatego też, zgodnie z sugestią, ruszył w stronę najbliższej ściany, po drodze przyglądając się bacznie każdemu z kamiennych prostokątów, tworzących posadzkę jaskini-komnaty.
Kryształ zapewne należała do ciężkich smoków i nawet w kamieniach pozostawiała swoje ślady, zaś Garet starannie omijał te płyty, na których żadnych śladów nie było.
Czy ta metoda była słuszna, czy też może Rubin uaktywniła ostatnią pułapkę - trudno było orzec, w każdym razie Garetowi udało się dotrzeć, cało i zdrowo, do ściany, będącej jego pierwszym celem. Ni ściany jednak, ni podłoga, nie zawierały żadnych wskazówek, znaków, przycisków.
Kamienna płyta, kolejna, następna.
Wpatrując się w podłogę dotarł do wysokiego na trzech chłopa regału, zastawionego księgami i jakimiś urządzeniami, których przeznaczenia nawet nie próbował dociekać. A gdy się regał skończył...
- Tu jest jakaś dźwignia - powiedział dość głośno.
- To ją pociągnij - odpowiedziała, wyraźnie zniecierpliwiona owym wiszeniem głową w dół.
- A jak spadniesz?
- To mnie złapiesz! Czy to czasem nie jest rola bohaterów? - Rubin zdecydowanie nie była w najlepszym ze swoich humorów.
- Jasne - mruknął pod nosem Garet, po czym pociągnął za dźwignię.
Na szczęście Kryształ miewała przebłyski litości, lub tez wolała chwytać intruzów żywcem, bowiem Rubin nie runęła z wysokości, tylko powoli, wręcz majestatycznie, poczęła opuszczać się na dól.
Nie zmieniało to faktu, że nie była zadowolona.
- Co za głupie pomysły - psioczyła w najlepsze, próbując obrócić swoje ciało tak, by lądowanie było możliwie bezpieczne.
- Nie szarp się - poprosił Garet.
Gdy tylko Rubin znalazła się na wysokości oczu Garet, ten chwycił dziewczynę, by zmienić jej położenie na bardziej naturalne, czyli głową do góry.
- Też byś się szarpał, gdybyś wisiał głową w dół - prychnęła, wściekła że dała się złapać. - Co za idiotyczne pomysły z tymi pułapkami.
Garet, wyplątując Rubin z pęt liny, wolał się nie odzywać. Nie były to jego pomysły, by zakładać pułapki, wolał więc nie oberwać za niewinność.
- Proszę - powiedział w końcu, gdy udało mu się rozwiązać ostatni supełek.
- Dziękuję - odparła, z gniewną miną spoglądając na zdradziecką linę. - I dziwić się, że nie była lubiana… Liczę na to, że więcej niespodzianek nie ma, jednak uważaj - ostrzegła swego towarzysza, ostrożnie i powoli ruszając w stronę stołu na którym leżała kusza i metalowe fragmenty. - To chyba bardziej dla ciebie niż dla mnie - wskazała na ową broń, sama skupiając się na płytach.
- Po co jej była kusza? - spytał Garet, ostrożnie podnosząc broń. Różniła się, i to sporo, od powszechnie używanych modeli, nie dało się ukryć. Magazynek? Nieźle by było móc strzelać szybciej i dalej. No a korba pozwalała na naciąganie znacznie mocniejszej niż "ludzkie" kuszy.
- To dla tych, którzy wędrowali wśród ludzi - wyjaśniła Rubin, grzebiąc w swym znalezisku. - Oczywiście nigdy nie została wypróbowana.
- Będzie okazja. - Garet wziął ze stołu szeroki pas, zawierający parę zapasowych magazynków. - Ale z próbami poczekam, aż się znajdziemy w jakimś pustym korytarzu.
- Jakiś z pewnością się znajdzie - mruknęła w odpowiedzi Rubin, zajęta rozgryzaniem odpowiedniego ułożenia owych płyt. Wydawały się tworzyć całość, która nieco wyglądem przypominała ciało smoka. Liczne pasy które do nich zostały przytwierdzone, służyć zapewne miały do utrzymania owej konstrukcji na ciele. Smoczyca przyglądała się temu wynalazkowi dość sceptycznie. Jeżeli to miała być zbroja to zdecydowanie na wygodną nie wyglądała. Była jednak lekka, co zapewne powinno ją cieszyć. Zapewne, bowiem wcale nie cieszyło.
- To nie może być… - mruknęła ponownie, odkładając jeden z fragmentów. - Gdzieś tu…
Nadal mówiąc bardziej do siebie niż do Gareta, obrzuciła spojrzeniem całe pomieszczenie. Gdy jej oczy napotkały wejście do kolejnego tunelu, węższe niż to, którym przyszli ale wciąż będące w stanie pomieścić smoka, ruszyła ku niemu.
- Kolejne pułapki? - zagadnął Garet, bez wahania ruszając w jej ślady.
- Słucham? - zapytała zdziwiona, najwyraźniej całkiem o jego obecności zapominając. - Nie, nie… Chcę sprawdzić jej sypialnię. Może tam znajdę coś ciekawszego niż te kawałki metalu, które nie mają najmniejszych szans znaleźć się na moim grzbiecie...
Garet co prawda nie uważał, by miejsce zbroi było w sypialni, to pomieszczenie przeznaczał zwykle do innych celów, ale to była siedziba smoków, te zaś mogły mieć inne poglądy na różne rzeczy. Ruszył się za nią zastanawiając się, jak będzie owa sypialnia wyglądać.
Sypialnia zaś niemal do złudzenia przypominała jaskinię, w której wylądowali po walce. Była co prawda nieco mniejsza i bardziej zagracona ale poza tym, wszystko wydawało się takie same. Czy to strumyk, czy nisze pełne słoi i dwa łóżka. Podobnie jak w warsztacie, tutaj także znajdowały się urządzenia o niekoniecznie na pierwszy rzut oka rozpoznawalnej przydatności. Większość z nich bardziej nadawała się do użytku przez istotny większe od człowieka i to właśnie do sterty luźno porozkładanych wynalazków ruszyła Rubin. Nim do nich dotarła, zmieniła postać na smoczą, co bez wątpienia miało jej ułatwić przebieranie owych skarbów.
Garet zatrzymał się w progu, by nie plątać się smoczycy pod nogami. I bez tego miała wystarczająco kiepski humor.
Ta zaś wcale na niego uwagi nie zwracała, zbytnio swymi poszukiwaniami zajęta. Trwały one dość długo i okraszone były kilkoma gniewnymi pomrukami i jednym dymnym parsknięciem. Gdy jednak odwróciła się w jego stronę, w paszczy trzymając coś co wyglądało na lekką, czarną zbroję, wyszczerzyła zęby w radosnym grymasie.
~ To powinno być odpowiednie ~ zdecydowała, zadowolona z wyników swej pracy.
~ Może przymierzysz? ~ Garet z zaciekawieniem spojrzał na zdobycz smoczycy.
~ Oczywiście, że przymierzę. Nie po to ją znajdywałam by trzymać w zębach ~ prychnęła, jednak zdawała się nie być zła, raczej… rozweselona. Zaraz także na miejscu smoczycy pojawiła się jej ludzka forma. - Hmm.. Tylko… - Obróciła zbroję z niepewną miną. - No tak, to zapewne jest przód - zdecydowała w końcu, jednak wciąż wydawała się niepewną co właściwie z ową zbroją zrobić i jak zabrać się do jej ubrania.
- Rozłóżmy to na podłodze. Kryształ z pewnością była mądra, wiedziała, co robi. Nieużytecznych rzeczy raczej się pozbywała. - Sądząc po wyposażeniu sypialni trudno było tak od razu zweryfikować prawdziwość tego stwierdzenia.
- Proponowałbym metodę prób i błędów - mówił dalej. - Spróbuj to założyć, ja pozapinam pasy i się przekonasz, czy to jakoś działa, czy nie.
Rubin skorzystała z jego rady zakładając ów twór smoczych dłoni. Wbrew początkowym obawom zbroja dopasowała się idealnie do figury dziewczyny, zachowując bardziej jak coś zrobione z luźnego materiału niż fragment stroju, mający za zadanie chronić przed ranami. W dotyku jednak pozostała twarda.
Garet dopiął pasy na plecach.
- Chcesz też sprawdzić, na ile jest odporna na ciosy? - spytał.
- Oczywiście. Przy okazji możemy wypróbować tą kuszę, którą znalazłeś. Tylko będziemy musieli nieco poczekać. Moje rany wciąż się goją i nie jestem pewna jak ciało zareaguje gdyby się okazało, że zbroja zawiodła. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by dokonać innej próby.
Cofnęła się, by nie zgnieść Gareta, a następnie przybrała swą naturalną formę. Wbrew wszelkim oczekiwaniom zbroja nie rozpadła się na kawałki, a pozostała na jej ciele także i w smoczej postaci. Czerń dobrze się komponowała ze złotem, zapewniając jej ochronę wrażliwych na ataki miejsc. Zarówno podbrzusze, jak i boki zostały zabezpieczone przez metalowe płyty o zdobnych łączeniach. Na piersi widniał wybity obraz smoka z rozpostartymi skrzydłami. Jego oczy jarzyły się krwistymi rubinami.
~ Jak wyglądam? ~ Rubin zadała owe kluczowe pytanie, obracając łbem by dobrze przyjrzeć się tym fragmentom zbroi, które była w stanie dojrzeć.
Garet przez moment przyglądał się Rubin, potem obszedł ją dokoła, wreszcie zatrzymał się i pokiwał głową.
- Świetnie. Normalnie wyglądasz jak piękny smok, a teraz na urodzie nic nie straciłaś, za to jesteś gotowa do wojny. Ale kuszy na tobie nie wypróbuję. Wystarczy łuk. Ludzie, na szczęście, smoczych kusz nie posiadają.
~ Tak, to doprawdy szczęście ~ zgodziła się z nim.
- W takim razie chodźmy z tego pełnego niespodzianek miejsca - zaproponował Garet. - Przyda się nam przestronna jaskinia, gdzie dodatkowo będziesz mogła się przekonać, jak ci się w tym lata.
- Dobry pomysł - stwierdziła, po raz kolejny zmieniając postać. Bandaże, które Garet założył już jakiś czas temu przeszły do historii. Najwyraźniej jednak owe zmiany przyspieszały gojenie się ran, bowiem te które pozostały krwawiły znacznie mniej, niż wcześniej.
Garet rozejrzał się dokoła, wypatrując, czy znajdzie jeszcze jakieś bełty, po czym ruszył w stronę wyjścia. Równie ostrożnie, jak podczas wędrówki do warsztatu i sypialni. Nie miał zamiaru wpakować się w pułapkę... chociaż teoretycznie wiedział, gdzie jaka pułapka się znajduje.
Długo nie utrzymał się na prowadzeniu bowiem Rubin ani myślała zdawać się na ludzką pamięć i miast podążać za nim, wysforowała się na przód by ponownie przeprowadzić go przez zdradliwy korytarz prowadzący do pracowni Kryształ.
 
Kerm jest offline