Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2015, 12:47   #1
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
[Marvel] Uncanny Avengers: Memento Mori


28.11.2014, piątek, 8:30 PM,
Central Park, Nowy Jork,
Stany Zjednoczone.

Oświetlony świątecznymi lampkami Central Park rozbłysł bladożółtą energią, z wnętrza której wyszedł po chwili starszy, brodaty mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu. Mimo, iż najlepsze lata miał już za sobą, trzymał się prosto, a każdy jego krok wyrażał wewnętrzną siłę i determinację. Podszedł do najbliższej z ławek umiejscowionych przy jednej z głównych ścieżek, gdzie czekał na niego dobrze zbudowany, rudowłosy mężczyzna. Pomimo chłodu jesiennego wieczoru, jego tors był nagi, a uwagę zwracał wypalony na nim odwrócony pentagram.
- Daimon Hellstorm... - rzucił mężczyzna pod wąsem. - Cóż to za sprawa skłoniła cię do zwrócenia się do mnie?
- Cieszę się, że przyjąłeś moje zaproszenie, Doktorze Strange
- rzucił tamten, zerkając spode łba. Miał nienaturalnie głęboki głos, który zwykłego przechodnia przyprawiłby z pewnością o ciarki na plecach. Przechodzący obok ludzie nie zwracali jednak na nich najmniejszej uwagi, jakby obaj znajdowali się na zupełnie innym planie egzystencji. I tak najwyraźniej było.
- Wszystko w porządku? - Spytał Strange.
- Bywało lepiej.
- Masz jakieś problemy? Fizyczne, psychiczne?
- Mistyczne
- odparł Hellstorm, marszcząc brwi. Nienaturalnie niebieskimi oczyma spojrzał na rozmówcę. - Bariera chroniąca Ziemię osłabła i niebieska planeta stała się obiektem inwazji mrocznych sił z innego wymiaru.
Strange skrzywił się i skinął głową.
- Niestety, ale muszę się z tobą zgodzić. Ostatnio wyczułem wzmożoną aktywność w obszarze astralnym. Powinniśmy spotkać się z Dr. Voodoo i wymienić się informacjami. Musimy dowiedzieć się, kto przybył na Ziemię i jak to zrobił. - Strange zamyślił się, przejeżdżając dłonią po brodzie.
- Och, ja wiem, doskonale wiem... - mruknął Hellstorm. Coś w jego głosie było nie tak.
Gdy Strange odwrócił się w stronę mężczyzny, Daimon zerwał się w moment z ławki, a jego ciało zajęło się płomieniami i zwiększyło swe rozmiary co najmniej dwa razy. Wyrzucając z ust groźby w nieznanym, plugawym języku, natarł na Dr. Strange'a, a zaskoczony czarodziej zdołał tylko unieść ręce do obrony.





30.11.2014, niedziela, 6:00 PM,
Avengers Tower, Manhattan, Nowy Jork,
Stany Zjednoczone.

Clint Barton wpatrywał się w okno, za którym śnieg sypał jak na kartce świątecznej, a przez umysł przelatywały mu najróżniejsze myśli. Ciężko było mu uwierzyć w to, co usłyszał od Steve'a i Tony'ego, do tej pory był przecież jedynie jednym z Mścicieli trzymających się na uboczu. Nie wpieprzał się w nie swoje sprawy, a już tym bardziej dowodzenie, w końcu byli od tego lepsi w tej drużynie. I co? Nagle miał się przestawić? Nagle miał dostać własną drużynę, którą miał pokierować? Oderwał wzrok od hulających na wietrze płatków śniegu i odwrócił się w kierunku towarzyszy.
- Gdzie jest haczyk? - Zapytał.
- Mówiłem ci, że o to spyta. - Tony Stark uśmiechnął się lekko.
- Nie ma, chcę, żebyś zebrał nową drużynę Avengers. Przecież wiesz, że nie możemy być wszędzie - odparł Captain America. - Wy będziecie stacjonować tutaj i dbać o nasze podwórko.
- Oczywiście... niby będę dowodził, ale ty będziesz pociągał za sznurki, tak? - Hawkeye założył ręce na piersi.
- Nie, nie ma takiej opcji. To będzie całkowicie twoja drużyna. Wybierzesz, kogo chcesz... oczywiście w ramach zdrowego rozsądku.
- Oczywiście...
- burknął Barton.
- Dobra, postawmy sprawę jasno. - Tony podszedł do Clinta. - Chcesz mieć swoją drużynę, czy nie?
- Jasne, ale nie mam zamiaru być waszą marionetką
- mruknął Hawkeye.
- Daj mi dolara. - Stark wyciągnął dłoń w kierunku Clinta.
- Co?
- To, co słyszałeś. Daj mi dolara.
- Po co?
- Przekonasz się.
- Tony ponaglił go, poruszając palcami wyciągniętej dłoni.
Barton skrzywił się, jednak sięgnął do kieszeni, skąd wygrzebał portfel. Wyciągnął z niego jednodolarowy banknot i wręczył Tony'emu. Ten w mig zgniótł go w pięści i wyszczerzył się, jakby dostał milion dolców, po czym podszedł do biurka i zgarnął z niego plik dokumentów. Po chwili podał je Hawkeye'owi.
- Proszę.
- Co to jest?
- Akt własności Avengers Mansion. Właśnie kupiłeś świeżo wyremontowaną posiadłość na Staten Island, Barton.
- Stark uśmiechnął się krzywo. - Teraz idźcie i bądźcie Avengers. Uratujcie świat.
- Że co?
- Hawkeye spojrzał w papiery. Wyglądały na oryginalne, a na samym dole widniał podpis Starka.
- Tony podejrzewał, że będziesz miał jakieś obiekcje, więc wymyślił Plan B. - Captain America położył dłoń na ramieniu przyjaciela. - Chcesz mieć swoją drużynę? Na własnych warunkach? Nie ma sprawy. Idźcie uratować świat. - Rogers się zaśmiał. - Wy będziecie stacjonować w posiadłości, my tutaj... a znając życie i tak pewnie nieraz będziemy łączyć siły.
- Dobra, to kogo mogę wziąć?
- Zapytał Clint.
- Kogo chcesz, ale Black Widow, Hulk, Thor i Iron Man zostają ze mną. - Rogers wyszczerzył się szeroko, a Hawkeye westchnął ciężko. W sumie złożenie własnej ekipy z ludzi, którzy patrzyli na niektóre rzeczy świeżym okiem, nie było takim złym pomysłem.

 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline