Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2015, 22:00   #35
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kathil Wesalt


Wizyta Bragstone nie była co prawda stratą czasu, ale… ukazała dziewczynie, że czasami można ugryźć za dużą kość. Wparowanie z kilkoma najemnikami i z planem: “jakoś to będzie”, okazało klapą. Cóż… przynajmniej zyskała paru nowych pracowników i dość niezwykłą sojuszniczkę.
Takie były jej myśli, gdy zasypiała… takie też, gdy wstawała rano z łoża. Śniadanie, podróż… wszystko to sprowadzało się do dotarcia do Ordulinu, serca Sembii i miasta intryg.


Stolica jej ojczyzny prezentowała się majestatyczne i pięknie i spokojnie.


Murowane budynki pokryte czerwoną dachówką otaczały dość szerokie uliczki pełne ludzi i nieludzi. W tej części Torilu Ordulin było największym miastem… prawdziwym odpowiednikiem Waterdeep dla okolicy. Kathil znała je dość dobrze, wszak wychowała się tu.
Niemniej ten ośrodek cywilizacji, w tej chwili przypominał gniazdo os. Śmierć namiestnika stwarzała tyle okazji do intryg, tyle dywagacji, na ulicach, tyle spekulacji…
Gdy Kathil przejeżdżała przez ulice kupieckiego miasta, te rozmowy zlewały się w jej uszach w jedno wielkie brzęczenie. Ktoś obudził gniazdo os, a to nigdy nie jest dobry znak.
Ordulin było jej przystankiem w drodze do domu, ale przecież tyle osób miała odwiedzić. Jaegere był jedną z nich. A Krantz, a ciocia Mea?
Bragstone było prowincją, ważną dla niej i jej męża, ale jednak prowincją. Co się wydarzyło w czasie, gdy ona zajmowała się swoimi sprawami?
Kathil była dzieckiem ulicy i czuła puls. Ten był przyśpieszony. Miasto było niespokojne… i przez to sama Kathil.
Jaegere to na pewno, ale chyba nie tylko on.
Wyglądało na to, że trzeba będzie zostać w stolicy przynajmniej dzień...

Podróż do domu ze stolicy nie trwała długo i była o wiele wygodniejsza. Jej małe gniazdko które sobie uwiła, było połączone z Ordulin całkiem wygodnym traktem. Jej mały pałacyk, był rozkoszną perełką architektury, stworzoną dla uciechy oka i ciała i…
Gdy dojeżdżali do rodowej siedziby, Kathil wyjrzała przez okno karocy nie wierząc własnym oczom. Na bogów, przecież nie było jej tu tylko kilka dni! Jak to się stało?! Kiedy!
Pola przed pałacykiem były bowiem usiane namiotami z zielonego sukna. Pomiędzy nimi kręcili najemni żołnierze. Na oko koło czterdziestu ludzi… Jedynym pocieszającym faktem, było to że nad namiotami powiewały sztandary Vandyecków.
Niewątpliwie ci ludzie należeli do Condrada. Tylko kiedy ich sprowadził i co najważniejsze, po co?
Nigdzie nie widziała nestora rodu, bandzie tej przewodził niewątpliwie jasnowłosy rycerz w czarnej zbroi płytowej. Głośny i arogancki mężczyzna, który z pewnością posłuch wymuszał strachem. Ale to akurat był najmniejszy problem w tej chwili, bo Leona opuściła kopię i z krzykiem.- Broń się!
Zaszarżowała wprost na niego mają zapewne ochotę nadziać blondyna na swoją kopię niczym mięso na szaszłyk. I nie przejmowała się faktem, że stał otoczony podległymi sobie ludźmi.
Póki co zdziwienie i zaskoczenie sytuacją sprawiło, że blondyn nie podjął jeszcze żadnych działań, ale Wesalt miała niewiele czasu by zapobiec wyrwaniu się całej sytuacji spod czyjejkolwiek kontroli.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline