- Jak wrócę do faktorii bez konia i miecza, oj dadzą mi popalić. Z żołdu do usranej jesionki będą mi za to potrącać - Kieska zdjął morion i przydładził rzadkie włosy - Oj liczyłem że przekręci się gdzieś tu, to łeb byśmy zabrali, nie dość że nic by mnie nie powiedzieli, to jeszcze awans, a nagroda by skapnęła... - rozmarzył się ex-mytnik - z drugiej strony życie mi miłe.
I Kieska kalkulował w głowie, ważąc z jednej strony skórę swoją i Leudena (tę drugą wycenił znacznie niżej), z drugiej zaś opierdol od dowódcy i straty w żołdzie. Wypisz wymaluj przeważało wszystko na stronę nie ryzykowania skóry. Ale wówczas Gunther powiedział coś o skarbie.
Stworzona w kieskowych myślach waga zajęczała donośnie, gdy na stronę korzyści ze ścigania potwora padł solidny, złoty ciężar. Strach o skórę na drugiej szali walczył długo i zaciekle, ale w końcu się poddał.
- Jedziemy za gadziną - odparł cicho współstrażnikowi w niedoli Hans Apfel - Cholerstwo się struło, więc osłabnie z sił przynajmniej na dzień, dopóki nie wysra wszystkiego. Bierzemy ze sobą kilku co głupszych kmiotów na przewodników i wabia. Jak znajdziemy smocze złoto... - tu Kieska uśmiechnął się parszywie i wykonał dyskretny ruch w okolicy gardła - adijos służbo, spierdalamy na południe, gdzie noce i dziewki gorące a wino leje się strumieniami.
__________________ Bez podpisu. |