Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2015, 17:08   #25
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Gildiel Izunn

Gdy kapitan skończył mówić Gildiel ruszyła na penetrowanie statku. Rozpoczęła od wspięcia się na reje i obejrzenia dokładnego sposobu refowania żagli stosowanego na “Skarbie Melediny”. Silniejsza fala zatrzęsła wtedy lekko statkiem, co dla stojącej wysoko Gildiel wydawało się prawdziwym zatrzęsieniem. Tylko dzięki wrodzonemu refleksowi zdołała nie spaść na twarde deski pokładu, albo wręcz nabić się na burtę. Chwilę jej zajęło dojście do siebie i uznała, że powinna być ostrożniejsza na przyszłość. Z rei miał dobry widok na szwendających się bez celu pijaczków z “Zgnilizny”. Tracili czas, gdy wiadome było, iż jutro bosman weźmie całą wachtę w obroty i biada temu, kto nie będzie znał statku, tak dobrze, jak sam bosman. Słysząc krzyki pokręciła tylko głową. Nie tak zabiega się o przychylność Umberlee. Jednak to problem bosmana by krzykaczy przywołał do porządku, nie jej. Wspięła się do bocianiego gniazda. Zerknęła z niego na morze.
- Witajcie, jestem Gildiel. - rzuciął w kierunku Jedynki po czym zaczęła się przyglądać pokładowi z bocianiego gniazda, by zorientować się ułożeniu want.
Jedynka okazał się być wysokim młodzieńcem o włosach długości na “tuż za uchem” ułożonych w roztargnioną fryzurę, gdzie każdy włos żył własnym życiem. Pierwszą rzeczą, jaką Aventi spostrzegła był fakt, iż oficer jest przywiązany krótką liną do masztu, która miałaby zapobiec wypadnięciu z gniazda.
- Co ty tu robisz? Kto dał ci pozwolenie na wejście tutaj?! - Warknął w odpowiedzi Jedynka.
- Dostałam polecenie zapoznania się dokładnie ze statkiem od kapitana. widocznie uznał, iż taka znajomość statku będzie mi potrzebna. - odparła Gildiel spokojnie.
- Hmph… - Warknął z niezadowoleniem oficer, po czym wskazał na linę. - To jest lina, którą mocuje się do siebie, jeśli dostaniesz przydział na bocianim gnieździe, żeby stąd nie wypaść jak ostatni idiota. Ale raczej takiego przydziału nie dostaniesz o ile nie potrafisz solidnie wrzeszczeć tak, żeby na dole cię usłyszeli i zrozumieli.
Rozejrzawszy się dookoła we własnym zakresie Aventi zobaczyła że daleko za prawą burtą wciąż widać wybrzeże. To oznaczało, że płynęli równolegle do niego.
- Chciałam się przywitać też z tą ślicznotką - czule poklepała grotmaszt - dziękuje jednak za lekcję - po czym sprawnie zaczęła korzystając z wyblinek rozciągniętych pomiędzy wantami schodzić w dół.

Gdy skończyła krótką pogawędkę w bocianim gnieździe ruszyła dalej.
Na pokładzie sprawdziła ułożenie lin i sposoby ich buchtowania, sprawdziła ilość nagli i miejsce przechowywania handszpaków. W końcu wszystko może być dla sprytnego na pokładzie bronią.
Po występie przy maszcie była zaczepiana przez żeglarzy, jednak odpowiadała krótko, kilkoma słowy, gestem lub uśmiechem. Czasami musiała żartobliwie klepnąć zbyt śmiałych po rękach lub nawet wysunąć z trzaskiem blach, płetwy.
Później dalej zwiedzała statek przepatrując go pod względem kryjówek, nie wchodziła tylko do miejsc gdzie na pewno nie wolno jej było wejść czyli magazynów prochowni, kajut oficerów.
W końcu gdy zaspokoiła swoja ciekawość ruszyła do kambuza by rozpytać o kilka spraw kuka i wypić w jego towarzystwie resztę przydziałowego alkoholu.
Zastała Ronalda przy próbach doszorowania wielkiego gara po ostatnim posiłku. Spojrzał na nią spode łba z wyraźnym zamiarem ryknięcia “Wypad!”, ale kiedy zorientował się kim jest jego gość, twarz mu się nieco rozjaśniła.
-Czego tu szczurek szuka? - Zapytał nijako.
Gildiel uśmiechnęła się nieśmiało potem nico zarumieniła opuściwszy wzrok przemówiła w krasnoludzkim.
-[i] Przyszła zapytać czy mogła bym wypić z wami swój przydział i porozmawiać o metalu? Jeśli trzeba pomogę Wam z tym garem.[/i
- E, z garem? No w sumie masz dłuższe ręce. - Kucharz chętnie przekazał Gildiel gar i szczotkę do szorowania, a sam zajął się drewnianymi miskami z których większość wyglądała, jakby żadna ilość mycia, płukania i szorowania nie były już w stanie pomóc.
- Co w zasadzie chcesz wiedzieć o metalu? Ta twoja śliczniutka zbroja wskazuje, że wiesz już całkiem sporo. Ja bym na twoim miejscu pilnował, żeby nikt inny się nie domyślał czym ona jest.
Gildiel drucianą szczotkę szorowała szorowała gar, z uwagą słuchając kuka.
Na słowa Ronalda roześmiał się i dalej mówiła w krasnoludzkim.
- Widać że znacie się na metalu, lecz nikt kto nie posiada naszej wiedzy o nim, nie pozna rodzaju metalu. Dlatego moja zbroja nie jest wypolerowana na lustro jak u niektórych rycerzy, których zbroje świecą się jak psu jajca,lecz zmatowiona specjalną techniką, a nawet jeśli by jaki się poważył ukraś to zerżnęłabym go.
Słysząc śmiech krasnoluda zrozumiała, iż przejęzyczyła się. Zresztą słowa zerżnąć i zarżnąć różnią się w krasnoludzkim tylko przydechem.
Lekko zrumieniona od szorowania garu i wstydu dodała śpiesznie.
- A co podwójna przyjemność. Chyba, że z niego dupa by była a nie mężczyzną. Potem zaś zarżnęła i wysłała do Hilo na spotkanie z bogiem jakiego on tam by wyznawał.

- Tylko żebyś potem się nie zdziwiła, że próbujesz szczać pod górę. - Odparł kuchcik, podchodząc i chwytając Gildiel za ramię. Jak każdy krasnolud miał łapy jak imadła. Ścisnął ją lekko, jakby sprawdzając zawartość mięsiwa w tuszy. - Z takimi patyczkami to nie wiem czy jest ktokolwiek na statku, kto by się ich przestraszył. Upewnij się więc pierw, że masz “czym” rżnąć.
- Wystarczająco dużo krzepy mam, by kuć przez dziesięć dzwonów dziennie, to i marynarza zarżnę, gdy tylko będę chciała. Nie od parady noszę ten kord. - odparła przyzwyczajona do takiego sprawdzania krzepy już przez jej nauczyciela płatnerstwa.
- Rżnięcie się nawzajem nie sprzyja dobrym interesom, tak powiedział nasz kapitan na początku obejmowania swojego zacnego urzędu. - Krasnolud wrócił do misek. - Na początku ludzie myśleli, że żartuje, ale po tym jak jeden wydupczył drugiego i został wyrzucony za burtę w czterech kawałkach, ludzie poznali że jednak nie żartował. Od dymania się nawzajem są burdele i tanie karczmy w portach, powiedział. Od tamtego czasu był z tym spokój, a było to dobrych kilka miesięcy temu.
- To dobrze bo karą za kradzież na morzu jest śmierć, po co kłopotać głowę kapitan takie kary wymierza się samemu. Zresztą chciałabym poznać takiego, który by mnie pozbawił tego pancerz na morzu. Wszak tu sypia się nawet w pancerzach. - uśmiechnęła się.
- My tu o krotochwilach prawimy, a miałam zapytać czy jest tu gdzieś miejsce gdzie można by kuć, czym jak wspomnieliście można cześć Moradinowi najlepiej oddawać

- Kuć? Że żelazo, kowadło i te sprawy? - Ronald spojrzał na nią jak na wariatkę. - Kapitan by prędzej osobiście maszt połknął, niż zezwolił żeby mu na statek kuźnię ładować! Ciężkie to, dużo miejsca zajmuje i zaraz cały statek by się ogniem zajął. Nie wiem, dziecinko, jak możesz tu Moradinowi cześć oddawać. Moradin raczej niechętny jest statkom w ogólności, bo niewiele mają wspólnego z górami i kopalniami.
Gildiel smutno się uśmiechnęła.
- Miałam nikłą nadzieją, iż może jednak. Mój mistrz opowiadał mi o cudownych kuźniach tworzonych przez złote krasnoludy, co to je nawet przewozić można było, a i ułatwiają pracę bo magiczne są.
- Chłopcy sami dbają o swoje brzytwy. Jeśli coś trzeba dodatkowego komuś załatwić, albo coś z armatami, to do tego jest Haubica. Ona się tym zajmuje. Ale raczej nic z tego, co potrzeba w naszej zbrojowni, nie jest czymś co można by w kuźni wykuć. - Odparł Ronald po krótkiej zadumie.
Gildiel wyraźnie się zafrasowała, ale zaraz uśmiech powrócił na jej twarz.
- Ten garnek czysty już nie będzie, jeśli już zakończyliście swoją pracę to usiądźmy i wypijmy za Moradina. Potem porozmawiamy na różne tematy na ten przykład czemuś wybrał morze, gdzie kamienia mało a i metali kuć nie można. Proszę dawno nie miał okazji z kimś rozmawiać w prawdziwej mowie. stwierdziła mając na myśli krasnoludzki, którym stale mówiła.

Krasnolud ocenił krytycznym wzrokiem naczynie, po czym mruknął coś w stylu “może być…” i zasiadł na wysokim stołku.
- Sucharka? - Zaproponował, wyciągając “delicje” z szufladki blatu. - Ze swojej historii się nie zwierzam, a i języka kamienia i metalu mi nie brakuje. Takie życie. Ciebie raczej o powód pytać nie muszę. Rzec, żeś jak ryba w tej… no… wodzie! - Ronaldowi jakoś trudno przyszło znalezienie tegoż słowa, bo i rzadko się przewijało w “mowie kamienia i metalu”. - No, żeś jak ryba w wodzie to chyba nawet mało powiedziane, hehe.
Gildiel przyjęła “sucharka”, znała te wyroby krasnoludzkie, na których niedoświadczony mógł sobie połamać zęby, ona jednak była doświadczona. Skropiła suchar kilkoma kroplami spirytusu i z przyjemności schrupała.
To prawda, ale pracę w metalu kocham.
- To troszkę pecha masz, bo tu na otwartym morzu to takich rzeczy się nie uświadczy. - Krasnolud nalał sobie czegoś do kubka i popił. - Oczywiście mogłabyś zostać w Waterdeep, jak już tam dopłyniemy, ale chyba nie po to się zaciągałaś na okręt?
- Nic, to na szczęście tu mam rzeczy które, też kocham. Otwartą przestrzeń, wiatr, wodę pokład pod nogami. Zagłusza tęsknotę do pieśni metalu. - odparła ze smutnym uśmiechem Gildiel.
Krasnolud przytaknął jej jedynie, dając znać że słucha i rozumie, jednak nic nie odpowiedział. Pociągnął tylko kolejny łyk z kubka.
Gidliel dokończyła swoja porcję spirytusu, westchnęła.
- Na mnie już czas. Jutro będzie sądny dzień. Dziękuję za informacje i wysłuchanie. Idę. - pożegnała się krótko zgodnie z zwyczajem krasnoludzkim.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 31-12-2015 o 13:27.
Cedryk jest offline