Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-12-2015, 10:55   #21
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Gildiel Izunn



(...)Pokraki pracują na najwyższych obrotach. Jedni dlatego, że zdołali chłystkowi przyłożyć i mają lepszy humor. Inni dlatego, że nie chcą sami zająć jego miejsca. - kapitan znów pociągnął potężnie z butelki.
Gildiel przez dłuższą chwilę wptrywała się w morze nim rzekła.
- Idę za tym kto zapewnia najwyższy łup i zysk kapitanie. To tylko mnie interesuje. Gówno mnie obchodzi życie tego chłopaczka. Ani on mi brat ani swat. To właśnie taka owieczka idąca na rzeź, lecz większość z nich tam to wilki, - wskazła wzrokiem na krzątających się piratów - [i] żaden z nich nie pójdzie już dobrowolnie na karę, nie wiedząc cóż szalonej Dwójce może wpaść do głowy. Każdy z nich wiedział, iż kara była co najmniej dziesięciokroć większa niż chłopaczek zasugiwał. Każdy z nich potrafi walczyć, lepiej lub gorzej, tu nie ma znienawidzonych darmozjadów - piechoty pokładowej jak na statkach wojennych, która pomoże zachować porządek. A tumult szkodzi zyskom. Nie wspominając już o takim prostym fakcie jak walka wsród załogi stawia nas w gorszej pozycji, gdyby przyszło walczyć lub uciekać przed fregatami wojennym.
- Nie był to ni pierwszy, ni ostatni jej wybryk. - Kapitan ponownie pociągnął z butelki, tym razem lżej. - A kary, jak mogłaś zauważyć, wymierzają współ-załoganci. I wymierzają je wedle własnego uznania, więc doskonale wiedzą, czego się mogą po nich spodziewać na przyszłość. Mogło umknąć twojej uwadze, ale te konkretne razy kijem były dość lekkie. Wszyscy wiedzieli, że pięciu dziesiątek normalnych razów nikt nie wytrzyma. Chłopak jest po prostu pierdołą.
- Prawdziwy pirat prędzej zarżnął by Dwójkę, niż by się dał ukarać za taką drobnostkę i jak słyszłam nie przez niego zawinioną. Prawdziwa z niego owieczka, ale cóż nie zawsze można znaleść dobrych chłopaków pokładowych, czy czym tam on jest. Gorszy sort.
- Dokładnie tak. Niestety w Muraan nie było za dużo dobrego, nowego nabytku. - Kapitan skrzywił się lekko. - Mam nadzieję, że chłopcy z portu w Waterdeep będą lepszej “jakości”.
Kapitan popatrzył się przez chwilę na Mordownię, upewnił się też że sternik nie przysypia za bardzo.
- Jakieś inne przemyślenia po pierwszym dniu? Spirytus smakuje?
Gildiel się uśmiechneła.
- Przedni z prywatnego zapasu kuka zapewne. Widziałam z jakim ciężkim sercem się z nim rozstawał.
- Ze wszystkim się ciężko rozstaje, od przyprawy do mięsa po spirytus. - Podsumował Czarny Ząb. - Najdalej za trzy dni dopłyniemy do pewnego wybrzeża. Weźmiesz wtedy resztę Szczurków i zobaczymy jak sobie radzicie z łupieniem małej wioseczki. My w tym czasie będziemy zajęci grubszą rybą. Przygotujcie się.
- Zawijamy do portu Skullport czy do portu w Waterdeep? Jeśli do pierwszego można nałapać niewolników, nie trzeba wieśniaków wyrzynać. No i gwałty należało by ukrucić, dziewice są w cenie w Podmroku. W drugim przypadku też mordy i gwałty można ograniczyć. Owce strzyże się a zabija jedynie, gdy jest tak potrzeba. Jeśli za szybko się je zabije, mały z nich zysk.
- Płyniemy do Waterdeep. - Odpowiedział kapitan. - Oprócz drobnych interesów w mieście, mamy tam też nowiutki statek do zwodowania. Szczegóły będą znane dopiero na miejscu, ale najpewniej trzeba będzie aktualną załogę podzielić na pół i dobrać nowych.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 31-12-2015 o 13:27.
Cedryk jest offline  
Stary 21-12-2015, 07:35   #22
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Grogiem jaki otrzymał od kucharza Gaax poczęstował się od razu a wysączył go całego jeszcze przed końcem kolacji. Ubolewał tylko że trunek chrzczony wodą, dużo bardziej wolałby by po prostu sam rum i to nawet bez cytryny. Co prawda wiedział że taka mieszanka była standardem na większości statków. Wszakże gdyby lano czysty alkohol, źle by to wpłynęło na wydajność marynarzy. No i ten dodatek w postaci cytrusów, skutecznie zapobiegał szkorbutowi a był dużo tańszy niż korzystanie z magii leczącej. Nadchodziła jednak noc a że nie przewidziano dla nich kolejnych obowiązków można było umilić sen czystą gorzałą. Niestety zapowiadało się że pierwszą dobę na „Skarbie Melediny” spędzi na trzeźwo.

Kolację spędził z resztą nowych, na co nawet nie miał wpływu bo stała załoga wyraźnie dawała “szczurkom” do zrozumienie że są gorszego sortu. W takim wypadku trzymanie się razem było koniecznością. Zjadł gulasz który ostatecznie nie wydawał się mu taki zły, choć jak się domyślał było to mylne wrażenie wynikłe z najzwyczajniejszego uczucia głodu po całym dniu postu. Potem oparł się o ścianę, wygrzebał tytoń, fajkę i palił ją przysłuchując się rozmowom towarzyszy. Samemu jednak nie wiele mówił, czuł się zmęczony swoim dzisiejszym gadaniem a udany pakt z Naberiusem na całe szczęście nie mógł go do tego przymusić. Choć owa istota i tak powinna być zadowolona z jego dzisiejszych rozmówek.

Wezwany wraz z innymi przed oblicze kapitana wysłuchał go dokładnie ale pierwszą część jego przemowy, tą motywującą, skwitował wzruszeniem ramion. Nie był to pierwszy piracki okręt na jakim Gaax wylądował a i pewnie nie ostatni. Więc po co Czarny Ząb prawił mu takie truizmy? A i reszta słuchaczy też pewnie była świadoma, jak wyglądają wstępne dni czy tygodnie bycia nowym w takich miejscach. Ciężko, gówniane ale do przetrzymania. Nie był też zadowolony z tego że wcześniej czy później wyląduje w zgniliźnie ale taki los nowego. Pierwszy raz wylądował na statku tak dużym żeby miał miejsce przeznaczone na żywy prowiant. Tutaj lekko zazdrościł Gildiel jej wygodnego stanowiska ale nie miał na razie aż takich aspiracji by szybko awansować w hierarchii dowodzenia. Może kiedyś. Ba! Może kiedyś doczekać się własnego okrętu i załogi ale na teraz wystarczyła by mu prywatna kajuta i skromniejszy przydział obowiązków.

Co się tyczyło drugiej części, tej o celu podróży to była interesująca. Miasto, szczególnie tak wielkie jak Waterdeep oznaczało dobrą zabawę i przyjemności a rejs do niego dawał szansę na odrobinę prawdziwego piractwa. A Gaax na to liczył bo z wielką chęcią złupił by trochę złota. Jego sakiewce daleko było do pełnej a i w dalszej perspektywie oprócz wydawania ciężko zrabowanych monet na przyjemności trzeba było mu co nieco oszczędzić, czy to na magiczne przedmioty czy nowe zaklęcia. No i oczywiście kwestia nowego statku i podziału załogi, może będzie szło na tym coś ugrać.
Zaś dany mu czas wolny do rana miał zamiar po prostu dobrze przespać. Na wolną kabinę przy kubryku nawet nie liczył, pozostało więc znaleźć wolny międzypokład albo chociaż wygodną koję. No i oczywiście nie omieszkał wspomnieć Ymir by mieli na siebie oko.
 
Nemroth jest offline  
Stary 21-12-2015, 15:53   #23
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Tagren od czasu gdy tylko dobrał się do swojej porcji nie odezwał sie ani słowem. Jedynie wpatrywał się z nienawiścią w aventi, tą która pozbawiła jego i pozostałych w Zgniliźnie należnego im grogu. Czy Kolwen podzielał jego niechęć było sprawą odrębną, nie ulegało jednak wątpliwościom, że wojownik odbije sobie stratę trunku z nawiązką. W innych okolicznościach dałby jej po prostu kilka razy w mordę, może by nawet przezyła, lecz nie miał ochoty by wszyscy zapamiętali go z takiego marnego pojedynku.
Evamet opróżniał powoli swoją miskę z gulaszu. Był zadowolony, że nie widzi nigdzie małpy, która nie wiedzieć czemu przykleiła się do niego podczas pierwszych chwil na statku. Zachodził w głowę do kogo też mogła należeć i jak się znalazła na pokładzie. Pominięcie w przydziale alkoholu przyjął nawet z pewną ulgą. Nadużycie go podczas swego pobytu w Murann odbijało mu się czkawką do dzisiaj i wszystko na to wskazywało, że będzie mu się odbijać jeszcze długo. Wyglądało na to, że ten przeklęty okręt stanie się jego domem na najbliższe tygodnie, jeśli nie na miesiące. Nie za bardzo mu to odpowiadało. Przyzwyczajony był do kontaktu z przyrodą i więcej swobody miał nawet w wiosce nienawidzących go elfów. Szybko skończył jeść i powiódł wzrokiem po tych, których tak jak jego nazywano szczurkami. Kompletnie nic go z tymi ludźmi nie łączyło. Nie martwiło go to jednak. Przywykł do samotności. Ostatecznie ich zdanie było mało istotne. Byli nikim jak on. Pozostawało czekać na okazję do walki lub jakiejś akcji zwiadowczej. W codziennych pracach na statku się nie odnajdywał i wątpił by był w stanie przebić swoich kreatywnych towarzyszy w obłaskawianiu świn, kurczaków i kotów. W końcu wstał i odniósł pustą miskę. W końcu noc. Trochę odpocznie co mu zapewne dobrze zrobi.
Ymir jak zwykle pochłaniała zawartość miski z wręcz nieprzyzwoitym entuzjazmem. Jeśli chodziło o nią, to mogłaby zjeść jeszcze z trzy porcje. I Kto wie… może jej się uda. Dwa gryzonie siedzące przed nią jakoś tak niemrawo machają tymi łyżkami. Swoją porcję skończyła w trzy minuty, a teraz zajęła się obserwowaniem salki. Tagren i Kolwen z niewiadomych przyczyn wyglądali, jakby im kto wyrządził wielką krzywdę, co dziwniejsze, co jakiś czas rzucali kąśliwe spojrzenia w kierunku Gildiel. Przemiłego mieszańca, który jeśli się nad tym poważnie zastanowić wyświadczył dziś Rashemitce w kuchni niemałą przysługę.
Sama Gildiel wydawała się niegroźna, bogowie jedni wiedzą skąd ta nagła uraza w kompanii

- Stało się coś, że tak na siebie łypiecie? Będziesz to jadł? – Spytała szybko Kolwena „sprytnie” ukrywając swoje prawdziwe motywy. Niemal wyciągała już rękę po miskę, złowiła jednak kątem oka karcące spojrzenie Khaxkanga czy jak mu tam teraz było. Zamachała tylko niezręcznie ręką, uśmiechem pozdrowiła rybołaka i wstała od stołu. Przyda się jej zaczerpnąć świeżego powietrza.
Dla Kolwena nie było nic gorszego, niż poczucie niedopicia. Nie można tak ludziom nagle zabierać alkohol, organizm może tego nie wytrzymać. Powoli przeżuwał posiłek, patrząc to na Tagrena, to na aventi. Widział, że jego towarzysz jest również mocno zdenerwowany całą sytuacją. Ciężko będzie znaleźć więcej alkoholu.
- Ja bym się jeszcze chętnie napił – powiedział do Tagrena, tak żeby tylko on to słyszał. – Może po posiłku pójdziemy pozwiedzać statek, a nóż, widelec, łyżka uda nam się znaleźć buteleczkę czegoś mocniejszego. Co ty na to?
- Taaa, mam pomysł. - Wojownik wyszczerzył się w grymasie okrutnego uśmiechu, upodabniając się tym samym do wygłodniałego rekina który zwęszył krew.
- Później Ci powiem, nie miejsce na to.
Gildiel patrzyła z zaciekawienim na szczury chociaż nic kompletnie jej z nimi nie wiązał powiekszości było widać, iż nie spędzieli wiele czasu na morzu. Ten chwiejny, chybotliwy chód, nieporadność w ruchach, nie była spowodowana w przypadku kilku tylko sporzyciem alkoholu, kótrego jak wiadomo każdemu płwającemu, nie wolno spożywać bez zgody. Jedynie można wyznaczony przydział wypić. Dwóm “szczurkom” uratowała dzisiaj skórę, bo Dwójka mogła by i ich wysłać na piędździesiątkę kijów. Widząc jednak ich zakazne mordy i przekrwiome oczy zaczynała powoli żałować, że nie zaczekała na rekację kuka na łamanie zasad panujących na morzu.
 
Ulli jest offline  
Stary 21-12-2015, 20:04   #24
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Kolwena jak zwykle strasznie nudziło całe przemówienie kapitana, więc bardzo ucieszył się, gdy półork w końcu skończył mówić. Łotrzyk odszedł na bezpieczną odległość od swojego pracodawcy i przywołał gestem swojego towarzysza od butelki Tagrena.
- Mów co za plan masz. W końcu mamy wolne, więc można by coś z tym zrobić, nieprawdaż? – uśmiechnął się szeroko, zacierając przy tym dłonie.
Wojownik jedynie wyszczerzył się po raz kolejny.
- Nie tu, za dużo ciekawskich. - Odparł i ruszył szukać w miarę odludnego miejsca gdzie nikt ich nie podsłucha. Celem stał się przedni kasztel statku, miejsce które dla Tagrena było niemal idealne do takich konspiracyjnych narad.
Zajęło im to dłuższą chwilę, ale w końcu udało im się obmyślić plan, który był genialny w swej prostocie, a pozwalał na bardzo „produktywne” spędzenie wolnego czasu. Kolwen nie mógł się doczekać, kiedy uda im się go zrealizować, ale niestety on i Tagren musieli uzbroić się w cierpliwość… Przynajmniej na razie.
- Ale najważniejsze - Ciągnął Tagren gdy omówili już plany. - to zapewnić sobie przychylność na morzu.
Wojownik pewnie stanął przy burcie po czym wydarł się na całe gardło.
- Umberlee! Moja kapryśna królowo, uczyń nas jak dawniej biczem swego gniewu! Daj nam cel! Wyznacz ofiarę! - Zadowolony z siebie poklepał Kolwena po ramieniu.
- Dalej módl się do Zimnej Królowej Głebin, tutaj tylko od jej kaprysu zależy twoje życie. - Zaśmiał się ponuro. - Kiedyś mnie lubiła, może znów polubi.
Kolwen tylko zaśmiał się cicho.
- Ja już niestety dawno straciłem jakąkolwiek przychylność bogów, ale mam nadzieję, że Zimna Królowa, chociaż ciebie posłucha. Może nawet wesprze nas w naszym planie, kto wie- uśmiechnął się szyderczo Jaster i spojrzał w górę na wspinającą się na reje Gildiel.
- Dawno już tego nie robiłem ale chyba czas wrócić do starych nauk. - Tagren podążył za spojrzeniem młodego łotra. - Patrz jak objawia się moc Kapryśnej Królowej Fal. - Po czym przymknął oczy a jego sina obita morda zaczęła szybko odzyskiwać swój pierwotny wygląd. Po chwili nie było już na niej śladu dawnych obrażeń. - Umberlee! Jeszcze Cię nie zapomniałem! - Wrzasnął w stronę morza po czym zaniósł się śmiechem.
Kolwen otworzył usta ze zdziwienia.
- Niezła sztuczka, gdzie się tego nauczyłeś?
- Jeszcze w domu. - Odparł nieco tajemniczo Tagren. - Może Ci kiedyś o nim opowiem, ale nie kiedy ona jest w okolicy. - Ruchem głowy wskazal kogo ma na myśli.
- Przy niej nic nie można powiedzieć, ani zrobić, widziałeś jak się podlizywała kapitanowi, jeszcze wszystko mu doniesie – powiedział ściszonym głosem Kolwen.
Tagren machnął ręką odpuszczając sobie komentarz.
- Niech sobie ćwierka póki może, jak Umberlee pozwoli to niedługo przemówi stal. Wtedy zobaczymy czy jest coś warta, ta nasza ptaszyna.
- Spokojnie, spokojnie, jeżeli ta twoja Umberlee rzeczywiście się nam na coś przyda, to nie trzeba będzie używać stali – powiedział uspokajającym tonem do Tagrena.
Wojownik patrzył na Kolwena jakby go pierwszy raz zobaczył.
- To jak chcesz łupić i plądrowąć?
Kolwen uśmiechnął się szeroko.
- Już ja mam swoje sposoby.
- Taaa, nie wątpię. - Odparł Tagren patrząc na towarzysza z mieszaniną rozbawienia i szacunku. Domyślał się jakie to mogą być sposoby.
 
Morfik jest offline  
Stary 22-12-2015, 17:08   #25
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Gildiel Izunn

Gdy kapitan skończył mówić Gildiel ruszyła na penetrowanie statku. Rozpoczęła od wspięcia się na reje i obejrzenia dokładnego sposobu refowania żagli stosowanego na “Skarbie Melediny”. Silniejsza fala zatrzęsła wtedy lekko statkiem, co dla stojącej wysoko Gildiel wydawało się prawdziwym zatrzęsieniem. Tylko dzięki wrodzonemu refleksowi zdołała nie spaść na twarde deski pokładu, albo wręcz nabić się na burtę. Chwilę jej zajęło dojście do siebie i uznała, że powinna być ostrożniejsza na przyszłość. Z rei miał dobry widok na szwendających się bez celu pijaczków z “Zgnilizny”. Tracili czas, gdy wiadome było, iż jutro bosman weźmie całą wachtę w obroty i biada temu, kto nie będzie znał statku, tak dobrze, jak sam bosman. Słysząc krzyki pokręciła tylko głową. Nie tak zabiega się o przychylność Umberlee. Jednak to problem bosmana by krzykaczy przywołał do porządku, nie jej. Wspięła się do bocianiego gniazda. Zerknęła z niego na morze.
- Witajcie, jestem Gildiel. - rzuciął w kierunku Jedynki po czym zaczęła się przyglądać pokładowi z bocianiego gniazda, by zorientować się ułożeniu want.
Jedynka okazał się być wysokim młodzieńcem o włosach długości na “tuż za uchem” ułożonych w roztargnioną fryzurę, gdzie każdy włos żył własnym życiem. Pierwszą rzeczą, jaką Aventi spostrzegła był fakt, iż oficer jest przywiązany krótką liną do masztu, która miałaby zapobiec wypadnięciu z gniazda.
- Co ty tu robisz? Kto dał ci pozwolenie na wejście tutaj?! - Warknął w odpowiedzi Jedynka.
- Dostałam polecenie zapoznania się dokładnie ze statkiem od kapitana. widocznie uznał, iż taka znajomość statku będzie mi potrzebna. - odparła Gildiel spokojnie.
- Hmph… - Warknął z niezadowoleniem oficer, po czym wskazał na linę. - To jest lina, którą mocuje się do siebie, jeśli dostaniesz przydział na bocianim gnieździe, żeby stąd nie wypaść jak ostatni idiota. Ale raczej takiego przydziału nie dostaniesz o ile nie potrafisz solidnie wrzeszczeć tak, żeby na dole cię usłyszeli i zrozumieli.
Rozejrzawszy się dookoła we własnym zakresie Aventi zobaczyła że daleko za prawą burtą wciąż widać wybrzeże. To oznaczało, że płynęli równolegle do niego.
- Chciałam się przywitać też z tą ślicznotką - czule poklepała grotmaszt - dziękuje jednak za lekcję - po czym sprawnie zaczęła korzystając z wyblinek rozciągniętych pomiędzy wantami schodzić w dół.

Gdy skończyła krótką pogawędkę w bocianim gnieździe ruszyła dalej.
Na pokładzie sprawdziła ułożenie lin i sposoby ich buchtowania, sprawdziła ilość nagli i miejsce przechowywania handszpaków. W końcu wszystko może być dla sprytnego na pokładzie bronią.
Po występie przy maszcie była zaczepiana przez żeglarzy, jednak odpowiadała krótko, kilkoma słowy, gestem lub uśmiechem. Czasami musiała żartobliwie klepnąć zbyt śmiałych po rękach lub nawet wysunąć z trzaskiem blach, płetwy.
Później dalej zwiedzała statek przepatrując go pod względem kryjówek, nie wchodziła tylko do miejsc gdzie na pewno nie wolno jej było wejść czyli magazynów prochowni, kajut oficerów.
W końcu gdy zaspokoiła swoja ciekawość ruszyła do kambuza by rozpytać o kilka spraw kuka i wypić w jego towarzystwie resztę przydziałowego alkoholu.
Zastała Ronalda przy próbach doszorowania wielkiego gara po ostatnim posiłku. Spojrzał na nią spode łba z wyraźnym zamiarem ryknięcia “Wypad!”, ale kiedy zorientował się kim jest jego gość, twarz mu się nieco rozjaśniła.
-Czego tu szczurek szuka? - Zapytał nijako.
Gildiel uśmiechnęła się nieśmiało potem nico zarumieniła opuściwszy wzrok przemówiła w krasnoludzkim.
-[i] Przyszła zapytać czy mogła bym wypić z wami swój przydział i porozmawiać o metalu? Jeśli trzeba pomogę Wam z tym garem.[/i
- E, z garem? No w sumie masz dłuższe ręce. - Kucharz chętnie przekazał Gildiel gar i szczotkę do szorowania, a sam zajął się drewnianymi miskami z których większość wyglądała, jakby żadna ilość mycia, płukania i szorowania nie były już w stanie pomóc.
- Co w zasadzie chcesz wiedzieć o metalu? Ta twoja śliczniutka zbroja wskazuje, że wiesz już całkiem sporo. Ja bym na twoim miejscu pilnował, żeby nikt inny się nie domyślał czym ona jest.
Gildiel drucianą szczotkę szorowała szorowała gar, z uwagą słuchając kuka.
Na słowa Ronalda roześmiał się i dalej mówiła w krasnoludzkim.
- Widać że znacie się na metalu, lecz nikt kto nie posiada naszej wiedzy o nim, nie pozna rodzaju metalu. Dlatego moja zbroja nie jest wypolerowana na lustro jak u niektórych rycerzy, których zbroje świecą się jak psu jajca,lecz zmatowiona specjalną techniką, a nawet jeśli by jaki się poważył ukraś to zerżnęłabym go.
Słysząc śmiech krasnoluda zrozumiała, iż przejęzyczyła się. Zresztą słowa zerżnąć i zarżnąć różnią się w krasnoludzkim tylko przydechem.
Lekko zrumieniona od szorowania garu i wstydu dodała śpiesznie.
- A co podwójna przyjemność. Chyba, że z niego dupa by była a nie mężczyzną. Potem zaś zarżnęła i wysłała do Hilo na spotkanie z bogiem jakiego on tam by wyznawał.

- Tylko żebyś potem się nie zdziwiła, że próbujesz szczać pod górę. - Odparł kuchcik, podchodząc i chwytając Gildiel za ramię. Jak każdy krasnolud miał łapy jak imadła. Ścisnął ją lekko, jakby sprawdzając zawartość mięsiwa w tuszy. - Z takimi patyczkami to nie wiem czy jest ktokolwiek na statku, kto by się ich przestraszył. Upewnij się więc pierw, że masz “czym” rżnąć.
- Wystarczająco dużo krzepy mam, by kuć przez dziesięć dzwonów dziennie, to i marynarza zarżnę, gdy tylko będę chciała. Nie od parady noszę ten kord. - odparła przyzwyczajona do takiego sprawdzania krzepy już przez jej nauczyciela płatnerstwa.
- Rżnięcie się nawzajem nie sprzyja dobrym interesom, tak powiedział nasz kapitan na początku obejmowania swojego zacnego urzędu. - Krasnolud wrócił do misek. - Na początku ludzie myśleli, że żartuje, ale po tym jak jeden wydupczył drugiego i został wyrzucony za burtę w czterech kawałkach, ludzie poznali że jednak nie żartował. Od dymania się nawzajem są burdele i tanie karczmy w portach, powiedział. Od tamtego czasu był z tym spokój, a było to dobrych kilka miesięcy temu.
- To dobrze bo karą za kradzież na morzu jest śmierć, po co kłopotać głowę kapitan takie kary wymierza się samemu. Zresztą chciałabym poznać takiego, który by mnie pozbawił tego pancerz na morzu. Wszak tu sypia się nawet w pancerzach. - uśmiechnęła się.
- My tu o krotochwilach prawimy, a miałam zapytać czy jest tu gdzieś miejsce gdzie można by kuć, czym jak wspomnieliście można cześć Moradinowi najlepiej oddawać

- Kuć? Że żelazo, kowadło i te sprawy? - Ronald spojrzał na nią jak na wariatkę. - Kapitan by prędzej osobiście maszt połknął, niż zezwolił żeby mu na statek kuźnię ładować! Ciężkie to, dużo miejsca zajmuje i zaraz cały statek by się ogniem zajął. Nie wiem, dziecinko, jak możesz tu Moradinowi cześć oddawać. Moradin raczej niechętny jest statkom w ogólności, bo niewiele mają wspólnego z górami i kopalniami.
Gildiel smutno się uśmiechnęła.
- Miałam nikłą nadzieją, iż może jednak. Mój mistrz opowiadał mi o cudownych kuźniach tworzonych przez złote krasnoludy, co to je nawet przewozić można było, a i ułatwiają pracę bo magiczne są.
- Chłopcy sami dbają o swoje brzytwy. Jeśli coś trzeba dodatkowego komuś załatwić, albo coś z armatami, to do tego jest Haubica. Ona się tym zajmuje. Ale raczej nic z tego, co potrzeba w naszej zbrojowni, nie jest czymś co można by w kuźni wykuć. - Odparł Ronald po krótkiej zadumie.
Gildiel wyraźnie się zafrasowała, ale zaraz uśmiech powrócił na jej twarz.
- Ten garnek czysty już nie będzie, jeśli już zakończyliście swoją pracę to usiądźmy i wypijmy za Moradina. Potem porozmawiamy na różne tematy na ten przykład czemuś wybrał morze, gdzie kamienia mało a i metali kuć nie można. Proszę dawno nie miał okazji z kimś rozmawiać w prawdziwej mowie. stwierdziła mając na myśli krasnoludzki, którym stale mówiła.

Krasnolud ocenił krytycznym wzrokiem naczynie, po czym mruknął coś w stylu “może być…” i zasiadł na wysokim stołku.
- Sucharka? - Zaproponował, wyciągając “delicje” z szufladki blatu. - Ze swojej historii się nie zwierzam, a i języka kamienia i metalu mi nie brakuje. Takie życie. Ciebie raczej o powód pytać nie muszę. Rzec, żeś jak ryba w tej… no… wodzie! - Ronaldowi jakoś trudno przyszło znalezienie tegoż słowa, bo i rzadko się przewijało w “mowie kamienia i metalu”. - No, żeś jak ryba w wodzie to chyba nawet mało powiedziane, hehe.
Gildiel przyjęła “sucharka”, znała te wyroby krasnoludzkie, na których niedoświadczony mógł sobie połamać zęby, ona jednak była doświadczona. Skropiła suchar kilkoma kroplami spirytusu i z przyjemności schrupała.
To prawda, ale pracę w metalu kocham.
- To troszkę pecha masz, bo tu na otwartym morzu to takich rzeczy się nie uświadczy. - Krasnolud nalał sobie czegoś do kubka i popił. - Oczywiście mogłabyś zostać w Waterdeep, jak już tam dopłyniemy, ale chyba nie po to się zaciągałaś na okręt?
- Nic, to na szczęście tu mam rzeczy które, też kocham. Otwartą przestrzeń, wiatr, wodę pokład pod nogami. Zagłusza tęsknotę do pieśni metalu. - odparła ze smutnym uśmiechem Gildiel.
Krasnolud przytaknął jej jedynie, dając znać że słucha i rozumie, jednak nic nie odpowiedział. Pociągnął tylko kolejny łyk z kubka.
Gidliel dokończyła swoja porcję spirytusu, westchnęła.
- Na mnie już czas. Jutro będzie sądny dzień. Dziękuję za informacje i wysłuchanie. Idę. - pożegnała się krótko zgodnie z zwyczajem krasnoludzkim.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 31-12-2015 o 13:27.
Cedryk jest offline  
Stary 28-12-2015, 23:05   #26
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Dzień zakończył się z mieszanymi uczuciami wśród nowej załogi. W większości przypadków nowo przyjęci doświadczyli tego, czego się spodziewali - ciężkiej pracy, zetknięcia z nowymi zasadami, ubliżania. Każdy z nich wiedział także, że jest obserwowany i oceniany jako “nowy”, jednak mieli też takie dziwne przeczucie… Jakby byli obserwowani również wtedy, kiedy w zasięgu wzroku nikogo nie było, chociażby w Zgniliźnie.

Kubryk był dość sporym pomieszczeniem mieszczącym głównie proste, piętrowe łóżka (które musiały być dodatkowo przygwożdżone do ściany i podłogi, bo latałyby na wszystkie strony) oraz trzy-poziomowe hamaki. Łóżka były zarezerwowane dla zasłużonych członków załogi - albo tych najsprytniejszych, albo tych najsilniejszych.
Hamaki nie miały nawet połowy udogodnień, jakie zapewniały zwykłe, stabilne posłania. Latały na wszystkie strony z taką mocą, że nawet najtwardsze wilki morskie przyprawiało to o mdłości. Nic dziwnego, że niektóre osoby wolały spać na podłodze, mając za poduszkę jakieś własnoręcznie pozszywane woreczki z mąką albo inną miękką zawartością. W sumie w kubryku było miejsce dla czterdziestu dwóch osób: dwanaście łóżek i trzydzieści hamaków.
Szczurki nie miały co marzyć o zagarnięciu jednego z dwunastu łóżek. Musiałyby w tym celu wyrzucić z niego jego aktualnego właściciela, a to wywoływało bardzo agresywne oburzenie wśród innych.

Kolejne dwa dni zaznajomiły wszystkich z rutyną dnia na “Skarbie Melediny”. Skoro świt wpadł ktoś z metalowym i bardzo głośnym gongiem, waląc w niego bez litości. Tym kimś okazała się czwarta pani oficer, której nie mieli jeszcze okazji poznać. Róża Nasetywna, “Haubica”.


Miała na oko nieco ponad dwie stopy wzrostu, różowe włosy i piskliwy głosik.
- Pobudka śpiochy! - krzyczała z nieukrywanym entuzjazmem, chichocząc przy tym. Podchodziła do każdego z osobna i waliła mu gongiem przy uchu. O dziwno piętrowość łóżek jej wcale nie przeszkadzała, po prostu na nie wskakiwała, jakby to nie było nic niezwykłego. - Śniadanko i nowe obowiązki czekają!

Następnie następowało wspomniane śniadanie: kawałek twardego, suchego chleba, marchewka i kosteczka wędzonej szynki. Do buteleczek na alkohol każdy mógł nalać sobie mętnego piwa do śniadania. Dodatkowo kucharz wystawiał garnek z resztkami z poprzedniego dnia: jak ktoś był nadal głodny, to nakładał sobie tego do miski.
Po skończonym śniadaniu, Ronald każdemu rozlał do buteleczek ich dzienną dawkę grogu i każdy przystępował do pracy.

Tego dnia Ymir, Gaax i Kolwen zostali wysłani na cały dzień do Zgnilizny. Trzeba było nakarmić zwierzątka i wysprzątać zagrodę świnek oraz kurnik. Wyzwaniem było też zbieranie jajek od kur, bo te dziobały jak zawzięte i co chwila jakaś uciekała zza kraty.
Pusia okazała się też być bardzo silną (i sprytną) świnką, bo prawie co chwilę uciekała ze swojej zagrody, trącając jedną ze skrzyń aż ta się przesunęła. Wymagane były trzy akcje ratunkowe, mające na celu sprowadzenie Pusi z powrotem na swoje miejsce, jednak nie były aż tak dramatyczne, jak przy akcji “pijana świnka”.

Tagren i Evamet w tym samym czasie zostali wysłani do szorowania pokładu, kuchni, kubryku i magazynu. Słowem: wszystkiego. Pieczę nad nimi sprawował Jack. Co chwila ktoś przechadzał się po świeżo wytartym kawałku podłogi swoimi brudnymi buciorami, co w naturalny sposób wywoływało dodatkową robotę. Całą podłogę na wszystkich poziomach poznali co najmniej po trzy razy - najlepiej szorowało się magazyn, kubryk i kuchnię, bo tam ludzie się z reguły nie kręcili.

W tym czasie kapitan stał na swoim stałym miejscu i studiował mapy oraz księgi, które przyniósł ze swojej kajuty. Co jakiś czas wzywał do siebie któregoś z oficerów i omawiał z nimi na szybko pewną kwestię. Ciężko było się rozeznać w temacie, jednak miało to na pewno coś wspólnego z nowym okrętem, który zostanie nabyty w Waterdeep - jaki kurs później obrać, jaką nazwę mu nadać, kto będzie kapitanem nowej jednostki i jak zostanie podzielona załoga. Ze strzępów rozmów nie dało się wiele wywnioskować. Nazwa miała mieć coś wspólnego z gwiazdami, będą prawdopodobnie płynąć nadal na północ, zaś załoga jest ponoć rekrutowana na bierząco przez zaufaną osobę w Waterdeep.

Obiad nastawał około godziny po południu, na głośne zawołanie Ronalda i dźwięk dzwonka. Po nim oficjalnie wracano do roboty, jednak nieoficjalnie następowało spore rozluźnienie. Oficerowie już nie cisnęli na robotę, bo ta została w większości wykonana, załoga mogła nieco odpocząć. Jedynie pojedyncze osobniki, takie jak Szczurki, cieszyły się szczególną uwagą ważniaków: wysmarować działo, pomóc sprzątać kuchnię po obiedzie, zawiązać węzeł, bo krzywy. Źle, jeszcze raz!
Do Zgnilizny wpadła też Dwójka na chwilę, sprawdzić co tam u Pusi. Świnka spojrzała smutno na swoją panią i pani oficer zarządziła, żeby prosiaki wypuścić z zagrody, niech sobie pobiegają.
- Tylko uważajcie na skrzynie i beczki, żeby nic się nie zniszczyło! - Rzuciła pół-wesoła Fiona na odchodnym. Świnki zaś nic sobie z ostatniego przykazu nie robiły i trącały co chwilę ryjkiem albo zadkiem wszystko co tylko sprawiałoby problemy w razie przewrócenia.

Po kolacji cała szóstka została zesłana do Zgnilizny, jednak na wieczór nie było już tam żadnej realnej roboty. Tylko pilnować i okazjonalnie zaprowadzić zbłąkanego kurczaka z powrotem do kurnika.

Kolejny dzień wyglądał dość podobnie, tylko zmienił się przydział obowiązków: Evamet do Zgnilizny (wraz z trzema starszymi stażem marynarzami), Ymir i Gaax do kuchni, zaś Tagren i Kolwen mieli się zgłosić do Róży.
Róża w podskokach zaprowadziła ich pod pokład i do magazynu.
- A tu macie chłopaczki oleje i szmatki! - Powiedziała rozradowana, wskakując na skrzynię i otwierając tę obok. W środku faktycznie były butle z oleistymi smarami i szmaty. - Trzeba wszyściutkie armaty pięknie wyczyścić i wysmarować i przetrzeć i pochuchać i pogłaskać, żeby były szczęśliwe i zabójcze, hihi!
Później Haubica pokazała im jeszcze jak przywiązać skutecznie działo, żeby jednocześnie nie latało jak szalone po okręcie i miało nieco miejsca na odrzut po oddaniu strzału.
- Bo wiecie chłopaczki. - Tłumaczyła siedząc okrakiem na jednym z dział. - Jak się później okaże, że armatę beznadziejnie przywiązaliście i się zerwała albo nie miała miejsca na odstrzał to wam osobiście nóżki z dupek powyrywam, hihi!

Oprócz Gildiel, która dwa dni wcześniej własnoręcznie wspięła się na maszt, nikt nigdy nigdzie nie widział Jedynki. Wiadomo tylko było, że nie ma go już w bocianim gnieździe, bo siedział tam barczysty facet o aparycji dzika, który rzucał się wcześniej wszystkim w oczy i był łatwy do rozpoznania nawet po głosie.

Jedynka odnalazł się wieczorem tego dnia, kiedy wezwał wszystkie Szczurki po kolacji na przedni kasztel. Zauważyli jednocześnie, że w tym samym czasie kapitan wezwał resztę załogi pod Mostek, żeby do nich przemówić albo wydać im specjalne rozkazy.
- Nie zwracajcie uwagi na to, co się tam dzieje. - Przykazał im oficer. Był ubrany w długi, czarny płaszcz z kapturem, na dłoniach miał kilka pierścieni, które wyglądały na cenne. Po chwili na ramię wskoczył mu znany Tagrenowi kot i zaczął się ocierać o ucho Nafela. Zwierzak zaczął z nim tak jakby rozmawiać - tak jakby, bo nikt inny poza Jedynką nic z tego nie rozumiał. Wiedzieli natomiast, że tak wygląda typowa rozmowa doświadczonego czarodzieja ze swoim chowańcem.

- Dziś w nocy przybijemy do małej zatoki. - Zwrócił się wreszcie do Szczurków. - Która opiewa w dwie nieduże wioski rybackie. Nieduże, ale znacząco różniące się między sobą: Mała Wódka i Dobrodoszyn. Mała Wódka będzie dzisiaj waszym celem do złupienia, zaś Dobrodoszyn zostanie najechany przez resztę załogi.
- Podział, jak się pewnie domyślacie, jest bezpośrednio spowodowany różnicami w wielkości wioch. Wasz cel jest malutki i liczy sobie raptem sześć chałup i niewielką kaplicę, zaś Dobrodoszyn ma ich niemal dwa tuziny, wały obronne i milicję. Nasz wspaniały kapitan inspiruje właśnie załogę do bezlitosnych mordów i grabienia, co by nie szczali w gacie podczas akcji. - Jedynka wskazał kciukiem za siebie, gdzie Czarny Ząb faktycznie opowiadał o wspaniałych skarbach kryjących się w ludzkich sadybach i jak ważne jest, żeby przetrząsnąć wszystkie kąty jak najszybciej.

- Do rzeczy zatem. - Nafel odchrząknął i stanął na baczność w lekkim rozkroku. - Będziecie w piątkę rabować wioskę. Podpłyniecie do niej od południa i podejdziecie od wybrzeża robiąc możliwie najmniej hałasu. Całą akcją będziesz dowodzić… ty.
Wskazał na Tagrena i potwierdził skinieniem głowy, kiedy wojownik chciał się upewnić w jego decyzji.
- W całej akcji to ty decydujesz o rozdzieleniu waszych wątłych sił, żeby uzyskać jak najlepszy rezultat, którym jest przyniesienie jak największych łupów. Nie doprowadzenie do śmierci towarzyszy jest widziane jako plus. Jak już wspomniałem, Mała Wódka składa się z sześciu chałup i kaplicy. Ma także pomost z trzema łódkami rybackimi. Droga prowadząca do i z wioski idzie od północy do południa i przebiega przez jej wschodnią granicę, daleko od wybrzeża. Teraz pogramy w grę.

Jedynka zmierzył wzrokiem reakcję Szczurków, po czym kontynuował:
- Wykonałem zwiad wstępny w Małej Wódce i wiem o podstawowych rzeczach, które można tam znaleźć, a których nie widać z daleka. Wyobraźcie sobie, że mnie nie ma i musicie sami wykonać taki zwiad, żeby później drużyna, która dokona napadu mogła jak najszybciej i jak najwięcej złupić. Szybka akcja: doskocz, uderz, zabierz, ucieknij. Co sprawdzicie i na co będziecie zwracać uwagę? Hmm, panie dowódco?
Pozostała piątka patrzyła niepewnie to na Nafela, to na Tagrena, jednak szybko spostrzegli, że to pytanie nie było tylko do wojownika, ale do nich wszystkich. Kot przebierał ogonem i przyglądał im się bacznie.
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 02-01-2016 o 19:46.
Gettor jest offline  
Stary 31-12-2015, 13:25   #27
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Gildiel Izunn


Gildiel całe życie spędziła pływając na żaglowcach, w koi sypiała tylko z rodzeństwem, gdy była mała, gdy podrosła zaczęła sypiać w hamaku, był dla niej niemal tak wygodny jak koja. Jednakże tutaj koja oznaczał status. Szybko doszła do wniosku, iż są dwa sposoby uzyskania tego dobra; walka i urok osobisty. Postanowiła na razie wykorzystać ten drugi, chociaż szybko też zlustrowała załogę w kojach, gdyby jednak przyszło walczyć o koję.
Uśmiechnęła się oblizała, wargi i przymrużyła oczy ukazując powieki lekko podkreślone jeszcze makijażem.
- Jak mówiłam już chłopcy, sam decyduję kogo wybieram na partnera. Na pewno rozważę kandydatury, tych którzy potrafią zadbać o kobietę. Ten kto ustąpi mi swoją koję, ma me przyjazne wejrzenie na jego osobę, lecz tylko tyle. Sama zdecyduję, gdy już wybiorę odpowiedniego.
Po tych słowach zmysłowo przeciągnęła się.
Potencjalnych kandydatów siłą rzeczy było dwunastu. Część z nich była zbyt zajęta swoimi sprawami, by zwrócić uwagę na Gildiel, część spojrzała na nią z zainteresowaniem. Podszedł do niej też bardzo barczysty i wyższy od Aventi o głowę drab z rodzaju tych, których masa mięśniowa pozbawiła całkowicie szyi.
- Ale po co ustępować, laleczko! Przecież się zmieścisz ze mną na łóżeczku, hehe! - Wyszczerzył szczerbaty uśmiech, rozbierając Gildiel wzrokiem. Kobieta za późno zorientowała się w zamiarach “byczka” i wielka łapa wylądowała na jej pośladku, ściskając go mocno, po czym “byczek” przyciągnął ją do siebie.
Gildiel próbowała wyrwać się ze ścisku dryblasa i dobyć borni, jednak przeciwnik trzymał ją mocno i pewnie, powstrzymując drugą ręką jej ruch mający na celu dobycie broni.
- Dokąd to, kurewko? - Zarechotał. - Już ja cię nauczę porządnego rżenia, mała.
To powiedziawszy, puścił ją i zamachnął się potężnie na jej policzek. Zdążyła jedynie zablokować cios przedramieniem, które eksplodowało bólem. Sam cios posłał ją do tyłu i tylko cudem się nie przewróciła.

Gildiel szybko wyszarpnęła kord.
- No widzę świnko, że dziś trzeba zabić jakiegoś wieprza ku uciesze Umberlee.
Ruszyła na olbrzyma.
Aventi wymierzyła cios, jednak w ostatniej chwili zmyliła przeciwnika i zanurkowała pod niego, wychodząc mu na plecy. Olbrzym zamachnął się zamaszyście swoim sejmitarem, tnąc ją boleśnie po udzie.
- Ludzie, dezercja! - Zakrzyknął, próbując zorientować się gdzie jest Gildiel. - Wołajcie oficera, mamy tu sa-bo-to-szy-ży..tkę!
Trudne słowo sprawiało mu wyraźne problemy, jednak wymówił je z nieukrywaną satysfakcją. W tym momencie do walki dołączył się też Tagren.
Gildiel zwietrzyła wzrokiem czuły punkt tuż pod pachwiną przeciwnika i pchnęła go tam bezlitośnie. Pirat zaryczał z wściekłości. Ktoś wybiegł z kubryku. Jedna, dwie osoby?
Przeciwnik zamachnął się jeszcze wścieklej niż poprzednio, jednak kobieta była zbyt szybka i przewidziała jego ruch.

Tagren wkroczył do akcji, próbując chwycić w dziwny sposób Gildiel za ramię. Kobieta jednak natychmiast wyszarpnęła się z jego uścisku, co wojownik skwintował szpetnym przekleństwem.

- Głupi, głupi spaślak, nie umie nawet walczyć. Mamusie woła, gówno z niego pirat. - krzykneła ponownie mając na celu ośmieszyć drągala i zdenerwować go by wypadł z rytmu.
- Ja tu twoją dupę chciałem ratować idiotko. - Tagren natychmiast uświadomił Gildiel komu przyszedł z pomocą. - Ale jak tak bardzo chcesz to proszę, śmiało, pozabijajcie się.
Gildiel nie zwróciła nawet uwagi na kręcącego sie w pobliżu człowieka. Walczyła z barczystym.
- [i] Podaj się łachmyto i spadaj z koi bo zginiesz szczórku lądowy.
Olbrzym spojrzał na nią nienawistnie, po czym uśmiechnął się paskudnie i splunął na bok.
- Nie muszę, właśnie wykopałaś sobie grób, ślicznotko. - Cofnął się o krok i mierzył ją wzrokiem, sugerując jej jednocześnie skinieniem głowy, żeby spojrzała na wejście do kubryku.
Gildiel jednak nie zareagowała na sugestię pirata i zaatakowała go raz jeszcze. Cios przez nią wymierzony byłby wręcz śmiertelny, gdyby nie skórznia, którą tamten miał na sobie.
- Idiotko, to twój koniec! - zaryczał pirat, a pozostali mu zawtórowali. Zza ściany słuchać już było dudnienie ciężkich butów i głośne przekleństwa.
Gildiel się tylko roześmiała i zatkowała gdy ten wydzierał ryj.

Kobieta wymierzyła kolejny wściekły cios w pirata, tym razem bez skutku.
Do kubryku wkroczył Czarny Ząb.
- CO. TU. SIĘ. DZIEJE?! - Wrzasnął, aż się wszystkim głucho zrobiło w uszach.
- Rzuciła się na niego z bronią! - Krzyknął ktoś.
- Chciała koję i zaatakowała Marchewę! - Potwierdził inny.
Półork zmierzył Gildiel wściekłym wzrokiem, dając jej krótką chwilę na reakcję.

Gildiel spusiła wzrok.
- Jestem płatniczka i na taką funkcję się tu mustrowałam kapitanie. Z tym wiażą się przywileje. On zaś obłapiał mnie a zapowiedziałam co zrobię z każdym, kto tego spróbuje bez mojej zgody.
Kapitan skierował swoje nienawistne spojrzenie na Marchewę.
- Noo, tak jakby ją złapałem za ten kurwi tyłek. - Powiedział, również spuściwszy wzrok. - A ta za broń łapie. To ją popchnąłem. To się na mnie rzuciła, bronić się musiałem, no...
Wzrok Czarnego Zęba znów utkwił w Gildiel.
- Zamustrowałaś się jako płatniczka i chciałem dać ci szansę do wykazania się. - Powiedział, zaś Aventi przypomniała sobie rozmowę o błyskotce z wcześniej. - Przymykałem oczy na twoje wybryki, bo masz zgrabny tyłek i niewinną buźkę. ALE! Chłopy, co robimy z tymi co mordują naszych!?
- Deska! - Zakrzyknął któryś.
- A ty głupi jesteś, suchy. Toć to ryba wstrętna, odpłynie sobie po prostu. Porąbać ją jak siekaną rybę! Ściąć! Ściąć!
- Ściąć. - Potwierdził kapitan, a dwóch piratów od razu chwyciło zszokowaną Aventi pod ręce.
Tagren stał tylko kręcąc głową z politowaniem nad głupotą tej aventi, a przecież byli rasą inteligentną. Gildiel mogła jednak zobaczyć jak bezgłośnie, samymi tylko ustami rzegna ją.
”- Niech cię fale ukołyszą siostro.” - Mimo wszystko była jedną z jego ludu, to że głupią jak strzykwa to już inna sprawa ale przynajmniej miała szacunek dla Umberlee. Może gdyby dane było mu więcej czasu nauczył by ją, że trzeba mieć nie tylko ostre kły ale też wiedzieć kiedy i kogo ugryźć.
Słowo się rzekło. Załoga piracka zmieniła się w żądny krwi tłum, który prowadził Gildiel dosłownie na stracenie. Z kapitanem na czele, wszyscy wyszli na pokład, aby tam dokonać egzekucji. "Byczek", z którym kobieta się poróżniła i który miał być jej powodem do śmierci, szedł cały czas możliwie blisko niej i wrzeszczał najgłośniej ubliżające rzeczy pod adresem "rybich kurew" i "ryboludzi" w ogóle. Nawet Tagrena to lekko ugodziło.
Kiedy doszli na wyznaczone miejsce na środku pokładu, jeden z trzymających ją piratów puścił ją na chwilę, żeby poprawić chwyt albo podrapać się po kroczu. Nieważne, miała szansę.
Z całej siły, wspieranej niemałą desperacją i chęcią życia, zerwała się z miejsca, wyrywając się drugiemu z piratów i pobiegła prosto na dryblasa. Chwyciła zaskoczonego przeciwnika w talii i przeleciała z nim przez burtę, zanim ktokolwiek zdążył chociażby wrzasnąć "O kurwa".
Krzyk wyrzuconego za burtę osiłka szybko się urwał, kiedy wpadł do wody. Ktoś wrzasnął, żeby chwycić za kusze i muszkiety. Pojawiły się pierwsze osoby z wspomnianymi brońmy i wymierzyły w czarną otchłań oceanu.
- Stać! - Wrzasnął Czarny Ząb, podnosząc znacząco rękę. - Pociągnęła go już na dno, nie marnujcie bez sensu amunicji. Ostatni raz zrekrutowałem jebanego rybo-ludzia. Rozejść się... albo gapcie się jak sroki w gnat.
Po tych słowach kapitan zmierzył jeszcze szybko wzrokiem Tagrena, po czym wrócił do swojej kajuty. Noc była wyjątkowo zimna, jednak teraz wydawała się wręcz lodowata. Oj napiłby się człowiek czegoś mocniejszego...
A ocean, jakby w odpowiedzi, rzucił wysoką falę, która polizała wszystkich będących aktualnie na pokładzie.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 31-12-2015 o 15:25.
Cedryk jest offline  
Stary 05-01-2016, 07:54   #28
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Mała Wódka była niewyróżniającą się i - cóż - małą osadą. Liczyła niewiele ponad tuzin mieszkańców skupionych w sześciu chałupach, z których jedna była magazynem, a druga karczmą. Jednak to do tego miejsca została przywołana Ellena Kelyranomasina. Przybyła od południa, mijając tawernę jako pierwszą. Człowiek, który akurat stamtąd wychodził, zobaczywszy Ellenę i jej psią sforę, natychmiast schował się z powrotem w budynku.

Był wieczór, słońce właśnie zachodziło. Kobieta zatrzymała się na środku drogi i zlustrowała wioskę wzrokiem. Pomost z trzema niewielkimi łodziami, kilka chałup (jedna niewiele większa i o prostokątnym kształcie) i coś, co musiało być kaplicą poświęconą Umberlee, gdyż miało jej symbol wyryty w drewnie nad wejściem. Kaplica nie miała drzwi, a zamiast tego zasłonę ze świerzych glonów.
Jeszcze chwilę wcześniej widziała jakiegoś mężczyznę przed jedną z sadyb, jak pykał fajkę po ciężkim dniu, ale i ten schował się do domu.

Nie musiała jednak się wysilać, żeby znaleźć kogoś do rozmowy. Przed inną chatą, na której w krzywy sposób było wyryte “SOUTYS”, stało dwóch innych mężczyzn, którzy rozmawiali ze sobą. Jeden z nich był w podeszłym wieku, jednak stał prosto i dumnie. Twarz wyrażała nieznoszenie sprzeciwu i wieczne przeświadczenie o swojej racji. Ubrany był w brązową szatę, która na rękawach i plecach miała wyszyte złote (albo pozłacane) symbole Umberlee.
Drugi z mężczyzn był w sile wieku - bardzo szeroki w ramionach, z wielkim mieczem opartym o ziemię i służącym aktualnie jako podpórka. Miał na sobie tylko spodnie i bandolier z przypiętą sakwą na środku piersi. Gęste, długie wąsy sprawiały, że kto raz go zobaczył, ten pewnie zapamiętał go do końca życia.

Dyskutowali dość cicho, jednak nie zauważyli podchodzącej Elleny wystarczająco długo, by ta zdążyła wychwycić temat rozmowy - czy “on” jest już gotowy do zostania ofiarą. Kim był “on”, nie zdołała niestety usłyszeć. W końcu odwrócili się do niej i jej sfory. Pierwsze zaskoczenie szybko minęło, kiedy zmierzyli ją wzrokiem. Starszy mężczyzna schował dłonie w długie rękawy szaty.
- Witaj, Wielebna. - Powiedział ze zdawkowym ukłonem. - Bo wnioskuję po ubiorze, że należysz do uświęconego kościoła Morskiej Królowej? W przeciwnym wypadku będziemy musieli odebrać to jako bezczelny afront wobec naszej Pani, który zostanie krwawo ukranay.
Drugi z mężczyzn nic nie powiedział, ale jakby pewniej stanął na nogach i zacisnął dłoń na rękojeści miecza nieco mocniej.
 
Gettor jest offline  
Stary 05-01-2016, 21:07   #29
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=R5_gkn3iLP0&list=PL2921CDC52A5D2D2E[/MEDIA]

Wkraczając do osady kobieta, skierowana do niej snem zesłanym przez Umberlee, nie pierwszy zresztą raz, podążała za tak wyrażaną wolą bogini, rozglądała się z zaciekawieniem. Biegnące wokół niej cztery psy wspinacze o zakrwawionych pyskach, zadowolone był z niedawnego polowania. Kroczący tuż przy niej złowieszczy szczur „Cień”, był nieco rozleniwiony sutym posiłkiem zapewnionym przez psy. Z zadowolenie spostrzegła, iż mieszkańcy się jej obawiają, tak jak powinni drżeć przed kapłanami Królowej Głębin.
Może jednak się myliła.
W końcu sama Ellen wyglądała na osobę bardzo niebezpieczną. Kobieta była w sile wieku, doświadczony obserwator mógł domyślić się jej ponętnych kształtów. Była by piękna, gdyby nie paskudna blizna po oparzeniu, ścigając prawą stronę twarzy oraz usta, tak że wyglądała jakby stale była ironicznie uśmiechnięta. Blizna ta ciągała się dalej na szyję, odzianie przeszkadzało w zorientowaniu się czy blizny nie ciągnęła się dalej. Odziana była w szmaragdowe szaty kapłańskie, na środku piersi i na plecach, wyhaftowany był niebieską i srebrną nicią symbol Umberlee, dwie zbiegające się fale. Okrywały one ciasno znajdującą się pod nimi zbroję. Na ramionach miała suty płaszcz w kolorze szmaragdowym z kapturem błamowany białym futerkiem, symbolizującym pianę ze szczytu fali. Pod płaszczem widać było kształt plecaka i tarczy. Przez pierś kapłanki z prawej na lewą stronę przewieszony był bandolier. O niego opierał się zawieszony na szyi duży srebrny amulet z symbolem Umberlee. Po lewej stronie piersi na akselbancie zawieszonych było osiem gwizdów bosmańskich, z różnymi zdobieniami, wyróżniał się wśród nich jeden z miedzi zdobiony głową smoka. Ellen uzbrojona była w sejmitar wiszący po lewej stronie, sierp i procę wiszące po prawej. Za szerokim pasem zatknięty był jeszcze kot o dziewięciu ogonach, z rękojeścią zdobioną w motywy smocze.

Podchodząc do rozwijających zastanawiała się nad szatami kapłańskimi w jakie był odziany mężczyzna, nie spotkała się jeszcze z takimi kolorami, lecz różnice zdarzały się tak często, iż nie świadczyło o kapłaństwie danego człowieka.
Zastanawiała się cóż to może być za ofiara dla Umberlee, lecz obcesowe pytanie kapłan nieco ją zirytowało.
Chwyciła symbol Umberlee, wezwała moc bogini, przesyłając ją w kierunku medalionu wiszącego na piersi kapłana, poczuła przepływ negatywnej energii a medalion kapłana zaświecił blaskiem. Potem jeszcze raz wezwała moc Królowej Głębin, wzywając energię z planu żywiołu stosowaną do karceni lub rozkazywania istotom wody wody, medalion kapłana również się rozjarzył światłem.
W tym czasie psy podążając za swoimi instynktami i tresurą, otoczyły rozmawiających, suki szybko wspięły się na dach i stamtąd czekały na rozkazy swojej pani.

Po przywitaniu mocy, Eklen również oddała ukłon stając się by był mniej głęboki od uczynionego prze starego kapłana.
Witaj Wielebny, chwał i potęga dla Suczej Królowej śmierć dla odszczepieńców. Wybacz musiałam się upewnić. Zdziwił mnie twój strój oraz tytuł, którego użyłeś dla określeni naszej Pani. Nigdy jeszcze go nie słyszałam, chociaż bywałam w różnych portach.
Ellen pogłaskał dłonią główkę jaszczurki, która wychyliła z kaptura jej szaty.
- Słyszałam, iż mówicie o ofierze dla Królowej Głębin, być może będę miała okazję w niej pomóc o ile Umberlee nie nakaże mi wcześniej odejść dalej. Cóż to za ofiara?
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 06-01-2016 o 16:04.
Cedryk jest offline  
Stary 06-01-2016, 15:56   #30
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- No to tak. - Zaczał Tagren kiedy już przetrawił wiadomość, że to jemu przypadło w udziale troszczyć się o życie nowych nabytów Czarnego Ząbka. - Najpierw kaplica, jeśli to nie jakiś przydrożny ołtarzyk rzecz jasna. Kapłani lubią mieć złoto, nie to co wieśniacy. Dalej na cel idzie dom ich przywódcy - sołtysa, starszego, czy jak go tam zwą - jak się poszczęści to wyśpiewa co mają jeszcze cennego. - W tym momencie przerwał by zastanowić się co jeszcze można by sprawdzić. - Karczmy czy podobnego zbytku się nie spodziewam, nie przy sześciu chałupach, no ale to to już można ocenić dopiero na miejscu.
- I ja myślałem tak samo. - Jedynka pokiwał głową. - Ale okazuje się, że dorobili się karczmy. Jest dość blisko wspomnianej drogi. Do kaplicy zaglądałbym natomiast ostrożnie, bo jest poświęcona Umberlee, zaś kapłan tam rezydujący jest dość porywczym człowiekiem, z tego co zdołałem się zorientować. Co zaś tyczy się sołtysa. Chłop jakich mało, pilnuje tam porządku. Chodzi z wielkim mieczem uczepionym boku, zalecam ostrożność.
- We śnie miecz mu niewiele pomoże na sztylet w oku, to raczej zabójcza przypadłość. - Odparł Tagren głośno rozmyślając nad sposobem poradzenia sobie z tą nieprzewidzianą trudnością. - Zaś co do świątyni to racja, Umberlee lepiej nie gniewać ale kapłan to inna sprawa Bogini nie dba o głupców którzy pozwalają się okradać, jeszcze się pomyśli. Co wy na to? - Spojrzał po pozostałych wychodząc z założenia, że dowódca słucha swych ludzi, ale decyzje podejmuje sam.

Kolwen ucieszył się na wieść o tym, że w tej małej wsi jednak znajduje się jakaś karczma. Szkoda tylko, że przybędą tam tylko po to, żeby łupić i grabić. Dawno już nie siedział sobie spokojnie w karczmie, popijając smaczne piwo do momentu, aż padnie nieprzytomny pod stołem.
- Do świątyni możemy zajrzeć, ja nie mam problemu z denerwowaniem różnych bóstw… Natomiast karczma brzmi bardzo interesująco – powiedział wyraźnie ożywiony Kolwen. – Możliwe, że będziemy mogli uzupełnić nasze zapasy pożywienia i, co najważniejsze, alkoholu – uśmiechnął się szeroko do Tagrena, który również lubił co mocniejsze alkohole. Dobrego trunku na pokładzie, nigdy za wiele.

- Nie podoba mi się pomysł pustoszenia świątyni. - Powiedział Evamet, podnosząc głowę. - Sądzę też, że powinniśmy się przede wszystkim zainteresować karczmą i jej alkoholowym zapleczem. Sołtysa może dało by się jakoś coś we śnie… wiecie. Tylko nie patrzcie na mnie w tej kwestii!
Kolwen zaśmiał się pod nosem.
- Strach obleciał co? Ehhh nieważne - machnął tylko ręką w stronę towarzysza.

- Na świątynię nie ma parcia. Ja wiem jak Umberlee traktuje słabych wyznawców ale jeśli macie byćprzez to spokojniejsi to olejemy ją. - Tym razem tagren wolał nie forsować swego pomysłu, zwłaszcza po niedawnej scenie z udziałem Gildiel. Zapewne wielu było takich którzy w strachu czekali aż ryba wróci się mścić po nocach. - Czyli tak. Najpierw sołtys, rach ciach po gardle kiedy śpi potem karczma i najpierw złoto potem trunki. Jeszcze jakieś sugestie? - Ostatnie pytanie kierował zarówno do innych szczurków jak i Jedynki.

Oficer pokiwał głową.
- W sołtysówce z pewnością jest zgromadzona pewna ilość złota, którą Sołtys określa jako “dobro wspólne” - Wyjaśnił. - W karczmie zaś czasami zatrzymują się wędrowcy najróżniejszych sortów: kupcy, uchodźcy, ale także zbrojni, czy poszukiwacze przygód. Ponadto sam gospodarz ma wielkiego wilczura jako psa obronnego, jak sam to określa. Kaplicę, jak mówicie, chcecie ignorować. Co chcecie zrobić z magazynem i chatami rybaków?

Kolwen tylko przełknął głośno ślinę, pomysł zrabowania karczmy przestał wydawać mu się taki dobry, nawet myśl o dużej ilości trunku nie nastrajała go szczególnie pozytywnie.
- Przeszukać jeśli starczy czasu. - Niemal natychmiast odparł wojownik. -Najpierw sołtys i karczma. Zapasów nam chyba jeszcze tak bardzo nie trzeba? A może jakieś specjalne życzenia? - Pozwolił sobie na mały żarcik na koniec.
Jedynka pokręcił głową.
- Swoje życzenia już wyraziłem. Co do magazynu to wiedzcie, że jest strzeżony przez całą dobę przez dwóch wartowników. Oczywiście nie cały czas tych samych, ale dwóch. Prawdopodobnie jest tam coś więcej niż tylko zwykły skład żywności, skór i cholera wie czego jeszcze.
Tym razem Tagren milczał ale aż oblizał wargi na wieść, że jest tam coś czego pilnują całą dobę. No i co to była za wioska na płaskie cycki Umberlee? Jacyś tacy dziwni jak na zwykłych rybaków.
Jaster zrobił zamyśloną minę.
- Może jednak odpuścimy sobie karczmę, a skupimy się tylko na sołtysie i magazynie? Z tego, co widziałem zapasów mamy jeszcze sporo, a nie wiadomo na kogo możemy trafić w karczmie - powiedział do Tagrena, z nadzieją w głosie Kolwen. Nie chciał ginąć już przy pierwszym zejściu na ląd, dlatego, niezależnie od postanowień jego towarzyszy, będzie na siebie uważał i niekoniecznie podążał za wszystkimi.
- Pokażcie co tam wam w sakiewkach zostało. - Tagren niespodziewanie zwrócił się do towarzyszy. - No wiecie, jak się łowi to trzeba miecdobrą przynętę. - Po tych słowach zaczło w niepokojący sposób przypatrywać się Kolwenowi.
 
Morfik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172