Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-12-2015, 17:49   #21
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
*********

Aquila cenił sobie perfekcję w każdej postaci. Dotykając nagiej skóry swej kochanki, i czując jak drży pod jego palcami, przypominał sobie jak wiele tejże perfekcji pozostawało w ludzkiej formie.
Był pewny że dzisiejszą noc wspominać będzie z pewną dozą satysfakcji… tak samo jak i ona. Tysiące lat wcześniejszych doświadczeń gwarantowało pewne… talenty w sprawach ciała.
Wstał wcześniej niż ona. Ubrał się w perfekcyjnej ciszy i zszedł na dół, z jej sypialni do warsztatu. Zatrzymał się na moment. Bez wysiłku, wybrał kawałek srebra który leżał w okolicy.
Praca zajęła mu tylko pół godziny. Pracował w ciszy, skupiony. Na jej biurku zostawił wisior w kształcie dwugłowego orła. Wykonany do perfekcji i piękny. Zastanawiał się czy kobieta go doceni… uśmiechnął się do siebie, i opuścił jej warsztat.
Świtało. Przeciągnął się, i ruszył naprzód. Pierwszy poranek jego nowego życia… czas by uczynić z niego jak najwięcej.
- Potrzebuję miecza… - wyszeptał do siebie, i ruszył w kierunku kuźni, ciekaw najlepszego kowala w tym świecie.
Kowal przemywał właśnie swoje spocone ciało po porannym treningu. Drugi ciężko zbrojny przenosił nowe dostawy żelastwa to na przekucie, to do naprawy i konserwacji. W tym drugim Aquila dostrzegł duszę, lecz nie tak jak w normalnej osobie. Ta istota sama w sobie była duszą.
Gdy spostrzegł klienta, powstał z klęczek i przywdział swój samurajski hełm.
- Witam. W czym pomóc? - Zapytał naturalnie.
- Zastanawiałem się… - powiedział Aquila, rozglądając się po warsztacie pracy samuraja - … jak wygląda warsztat człowieka uznawanego za mistrza w swoim rzemiośle. I… - uśmiechnął się delikatnie - … ile kosztowałoby by z niego skorzystać.
- Chcesz skorzystać z mojej kuźni? - Zapytał zaskoczony spoglądając mu w oczy.
Po chwili mówił z lekka przyjaźniejszym tonem.
- Zwykle proszą mnie o to bym coś dla nich zrobił, a tu proszę i tacy ludzie się znajdą. Widzisz tego w cenniku nie przewidziałem. Zapytam, więc od razu ile jesteś w stanie zapłacić?
- Nic. Ale… - Aquila uniósł dłoń - Jeśli pokusisz się o nutkę hazardu. Chcę wykonać dla siebie miecz. Z podstawowych materiałów, stali. Jednocześnie, wykonam kopię dla ciebie. Oczywiście, nie znasz moich umiejętności… - uśmiechnął się - ale gwarantuje, że ta kopia będzie warta dość by zapłacić za materiał za oba ostrza i więcej.
- Twierdzisz, że będzie lepsza od mojego wykonania? - Zaśmiał się szczerze - Toż ci wyzwanie. Jednak musiał bym czekać, a to źle wpływa na interesy. Co powiesz na to: Pomóż mi w pracy, a ja pozwolę ci skorzystać z kuźni w czasie wolnym. Oczywiście zakład zostaje, chcę zobaczyć jakiż to miecz wykujesz. Co ty na to? Akurat mam trochę pracy, którą trzeba by nadgonić.
Aquila zastanowił się przez moment, po czym skinął głową.
- Odrobina rozgrzewki przed prawdziwą pracą dobrze mi zrobi. Co potrzebujesz mieć zrobione?
- Samuraj przyniósł właśnie ostrza to ponownego naostrzenia, niektóre trzeba by ponownie przetopić. W tamtych dwóch skrzyniach są części do stopienia, które trzeba przerobić na sztabki. Zwykliśmy pracować do południa i od południa do wieczora. W południe jest przerwa, coś się odpocznie i przegryzie. Ja w tym czasie zajmę się zleceniami większymi. Mam jedno ostrze do wykucia o określonych wymiarach i wartościach wyważeń oraz runowania na zlecenie. Te kuźnie są do pracy zwykłej. Runiczną mam w piwnicy, i tam będę do południa. Jak skończysz daj znać, a potem zajmij się, czym chcesz. Gdyby trafiło się jakieś zlecenie specjalne, to powiedz Samurajowi, on je spisze i podliczy. A i jeszcze jedno. Jak zapewne zauważyłeś obaj nosimy to samo Imię, ale gdy pytają o Samuraja, to chodzi o mnie.
- Hmm… Jeśli chcesz bym wykonał tego typu pracę, nie mam nic przeciwko. Choć… - Aquila pokręcił głową - … Ach. Prawie powiedziałem zbyt wiele. Zacznę zatem… - zrobił krok do przodu - … Nawet jeśli nie jest to zbyt ciekawe zajęcie dla kogoś o moich zdolnościach. - Ostrza przeznaczone do naostrzenia uniosły się w powietrze i otoczyły go, krążąc dookoła niego - Pokora. Jest trudniejsza niż człowiek się spodziewa kiedy jest tak… - chwycił jeden z mieczy, i uniósł go do oczu - Ponad. - Wypuścił ostrze z dłoni, gdzie wróciło ono do lewitowania, a jego oczy przesunęły się po całym zestawie broni, oceniając ją - Niektóre z tych nadają się bardziej do przekucia, niźli naostrzenia… - skrzywił się - … ale zrobię co mogę.
Ostrza obróciły się w powietrzu, a jednocześnie uniosły się narzędzia. Pilniki i osełki, zaczęły pracę nad ostrzami, ciągle wiszącymi w powietrzu, z wprost nieludzką precyzją.
Było to, bez wątpienia, zadanie ponad siły normalnego kowala. Aquila pamiętał stan oraz wykonanie każdego ostrza nad którym pracował, i był w stanie perfekcyjnie dostosować technikę ostrzenia do każdego z nich. Kontrolowanie dziesiątków takich procesów byłoby niemożliwe dla większości… ale dla niego było niemalże tak naturalne jak oddychanie.
Otworzył obie skrzynie. Rozmaity metalowy złom wyleciał w powietrze, otaczając go. Rzucił na nie okiem, i bez problemu rozdzielił je wedle rodzaju metali. Rozgrzał ognie, i zaczął topić metal. Choć niektóre procesy nie dały się przyspieszyć jego mocami, precyzja i doświadczenie zrobiły swoje. Gdy nastało południe, Aquila skończył wszystkie małe prace dane mu przez samuraja. Perfekcyjne sztabki piętrzyły się obok naostrzonych broni, każda z nich wyglądająca lepiej niż kiedy została wykuta.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- A teraz, możemy zająć się prawdziwą pracą? - Uniósł brew, gdy Samuraj wyszedł z kuźni runicznej w piwnicy.
- No dobra. - Stwierdził przeciągając się.- Moja praca była żmudna i nudna a ty widzę szybko się uwinąłeś. - Podniósł jeden z mieczy i przyjrzał mu się dokładnie.
Z pod hełmu widać było uśmiech.
- Ach tak... Rozumiem... Doskonale naostrzenie. Wprost mechaniczna robota. Bardzo dobrze można by rzec... Choć wątpię by udało ci się stworzyć coś lepszego ode mnie. - Powiedział z nutą zadziorności. - Ale niech tak będzie. - Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni skrawek papieru z dokładnym opisem ostrza do wykonania. Rodzaj zagięć, ostrzenia wyważeń i wszelkich długości. Wszystko ze sobą współgrało. W tym skrawku papieru widać było doświadczenie... Choć ostrze tam zapisane nie było doskonałe. Wagi rozłożone w jakąś myśl nie współgrały jednak z ideą doskonałości... Tak samo zagięcia i sposoby ostrzeń.
- To jest moje zlecenie. - Przekazał kartkę Aquili - Po nim możesz wykorzystać kuźnię do swojego celu. Chyba ze wolisz się sprawdzić ze mną... Wystarczy, że powiesz, jaki miecz chcesz stworzyć... Ale najpierw zlecenia a ja w tym czasie odniosę zamówienie.
- Och? - Obejrzał dokładnie kartkę - To jest… - uśmiechnął się do siebie - … Hmm. Wykonam go wedle instrukcji, choć… mógłbym go ulepszyć. Niemniej… heh. - Zaśmiał się cicho - Na ostrze prawdziwie wykonane przeze mnie trzeba sobie zasłużyć. - Powiedział, rozgrzewając ponownie kuźnie i przygotowując się do pracy.
Gdy skończył samuraj obejrzał wykonany miecz.
- Dobrze tak jak chciałem. Doskonały w swej niedoskonałości. Otóż widzisz... Idealność nie istnieje... - Stwierdził jakby w myśl jakiejś idei - Głównie z powodu czynnika ludzkiego. Ale właśnie sposób dopasowania niedoskonałości czyni rzeczy lepszymi. Ten miecz jest tego przykładem. Niedoskonały a jednak idealny dla zamawiającego. Dobrze wykonana robota. W takim razie możemy przejść do twojego wyzwania.
- Ha! - Parsknął Aquila - To, co mówisz jest prawdą. Czynnik ludzki zazwyczaj uniemożliwia perfekcję. Ale… są sposoby na to by przezwyciężyć własne ograniczenia i stać się czymś… więcej. Widziałeś jak pracuję. Mechaniczne procesy, nie warte uwagi. Patrz uważnie… - płomienie kuźni zapłonęły ponownie - Teraz pokażę ci jak tworzę.
Bez patrzenia, Aquila wybrał pręt z najwyższej jakości stali w całym warsztacie. I zaczął kuć. Każdy jego ruch był precyzyjny, pełny mocy i celu. Kiedy Samuraj na niego patrzył, nie mógł ujrzeć nawet ułamka zmarnowanego ruchu. Było to niemalże niepokojące; wyglądało to niczym cała egzystencja mężczyzna była skupiona na jednym celu, jednej perfekcji, jaką było to ostrze. To było w rzeczy samej nieludzkie.
Miecz był półtoraręczny, obusieczny. Nie był ozdobny; wprost przeciwnie, stanowił ideał funkcjonalności tak doskonały, iż czyniło go to dziełem sztuki. Chwyt, balans, waga… wszystko było dostosowane do wymagań Aquili, a jednocześnie wykonane z taką dbałością, iż dowolna osoba mogłaby wziąć go do dłoni, i być przekonana, że ostrze zostało stworzone dla niej.
Następnie zaczął ryć. Runy, które wykonywał na ostrzu nie były znane Samurajowi; w rzeczy samej, nie były znane nikomu z żyjących.
Następnie zaczął go ostrzyć. I ten proces wyglądał inaczej niż wcześniej… tym razem, wykonywał go ręcznie, ze znacznie większą dbałością i precyzją. Nawet przy pomocy prymitywnych narzędzi dostępnych w warsztacie, miecz ten wyglądał kompletnie inaczej niż te przygotowane wcześniej.
Gdy miecz był gotowy, Aquila podniósł jedną ze sztabek stali. Podrzucił ją do góry. Miecz przeciął powietrze, bezgłośnie.
Na podłogę upadły dwie połówki sztabki. Ostrze nie było uszkodzone… w rzeczy samej, nie został na nim nawet ślad tego wyczynu.
- Na razie wystarczy. - Rzucił do siebie Aquila.
Obserwując cały proces Samuraj przysiadł i zapalił fajkę. Obserwował w ciszy i skupieniu. Rozumiejąc, co właśnie ma miejsce. A gdy proces był skończony poprosił o miecz.
- Fuuu. - Wypuścił obłok dymu - Ostrze najwyższej klasy, wykonane z dbałością o szczegóły i reprezentujące sobą pełną ideę i wzorzec Miecz. Wszystko tak jak być powinno... - Stwierdził zaciągając się dymem i spoglądając w ciszy na Aquilę - Fuuu. Idealny dla idealnego. - Powiedział - Twoje proporcje i ruchy wszystko takie... Maszynowe. A twoja wola... Nie wiedziałbyś, że umarłeś póki nie skończyłbyś dzieła. Nie wiem czy cię chwalić... Czy potępiać. Z pewnością nie znajdzie się druga taka osoba, o takich umiejętnościach.
Do rozmawiających dosiadł się ciężko zbrojny. Aquila nie widział w nim istoty... Wręcz przeciwnie widział w nim tylko duszę i do złudzenia podobną do mówiącego samuraja. Poruszył mieczem w powietrzu parę razy jakby sprawdzając ostrze.
- Puste. - Rzekł ze zgryzem. - Doskonałe acz... Puste. - Oddał ostrze Aquili. - Powiedz. Kiedy zapomniałeś, czym jest życie?
- Hmm… Zawsze wiedziałem, czym jest życie. Ale nie pamiętam, kiedy ostatnio nim żyłem. - Uniósł ostrze do oczu - Posiadam wrogów, którzy nie dbają o życie, ni o zdrowy rozsądek. Powiedz… - uniósł wzrok na duszę - Czy rozumiesz ciężar, który spoczywa na mych ramionach? To straszliwe zrozumienie, pojęcie tego, co może się wydarzyć? - Pokręcił głową - Możesz okłamywać sam siebie i twierdzić, że tak. Ale ja widziałem. Widziałem los, który spotka ludzkość jeśli będę słaby i zdecydowałem, że słabość nie jest dopuszczalna. - Uśmiech - Moja ścieżka jest inna. I jeśli moje życie ma być jej kosztem… niech tak będzie.
- Ludzie zawsze znajdą jakieś rozwiązanie. Zawsze znajdują. A jeśli nie to świat im w tym pomoże. Może twoje poświecenie ma im w tym pomóc. Ale póki tu jesteś musisz sobie trochę spraw przypomnieć. Ostrze wystarczy ci na dość długi czas... Fuuu O ile nie wejdziesz w szranki z mistrzem miecza czy jakąś cholernie niebezpieczną bestią.
- Ah… - westchnął Aquila i roześmiał się głośno - Nie pojmujesz skali problemu. - Uspokoił się, i uśmiechnął - Sam fakt, że wierzysz w to, że rozwiązanie istnieje sprawia, że mój wróg staje się silniejszy. Rozumiesz? - Pokręcił głową - Nie, zapewne nie. Jesteś zbyt zakorzeniony w materium… mimo wszystko. - Kiwnął głową - Niemniej… dziękuję. Coś sobie uświadomiłem, dzięki tobie.
- Nie ma sprawy. W końcu bardzo mi pomogłeś w pracy. Co jak co fuuuu... Ale potrafisz wykuwać ostrza. Co teraz planujesz? Pytam, bo ciekawi mnie kierunek twej podróży.
- Ach… Odpowiedzi na pytanie. Jak zabić coś, co nie może być zabite? Jak zakończyć nieskończoną wojnę? - Aquila uśmiechnął się - Odpowiedź jest gdzieś tutaj. Znajdę ją. Jeśli będę musiał zdobyć ten świat by to zrobić… - jego uśmiech stał się straszny - …Nie będzie to najtrudniejszy podbój w moim życiu. Choć... - Ukłonił się głęboko - Gdzie ja kroczę, tam Piekło podąży za mną. Przyniosłem wojnę do waszego świata… nawet, jeśli jeszcze nie zdajecie sobie z tego sprawy. Zasmakujecie koszmaru, który był moim udziałem przez millenia. Uznajcie to za zapłatę za pomoc; nie będzie ucieczki, ale możecie się przygotować. Postaram się… ale nawet ja nie jestem w stanie tego powstrzymać. - Zatrzymał się przy drzwiach - Przykro mi. - Powiedział, i wyszedł. Ruszył w kierunku karczmy, którą znał.
W drodze jednak odczuł rozstąpienie osnowy. Jakaś z plugawych istot tego tworu zstąpił na południe od miasta.
- Och? - Zatrzymał się w pół kroku, i obrócił w tamtą stronę - Moi starzy wrogowie… są szybsi niż zakładałem. - W ułamku sekundy podjął decyzję, i na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech łowcy - Hmm. Równie dobrze mogę wypróbować moje ostatnie dzieło. - Ruszył w kierunku istoty.
Były daleko, tak też zajęło mu kilka godzin nim trafił do lasu na południe od miasta. Samotny las, przez który przebiegała droga. Były wewnątrz niego i nie słychać było nic innego. Ni ptasiego śpiewu, owadziego grania ni życia innych istot w tym czarnym lesie. Miał pewność jedynie, że demonów była dwójka.
- Ach. Wygląda na to, że nie będzie tak prosto. - Uśmiechnął się nieco szerzej. Rozstawił szerzej stopy, zaś dłoń z mieczem opuścił luźno, jak gdyby porzucając ostrożność. Była to, oczywiście, pułapka. Łagodna pozycja, na pierwszy rzut oka pełna dziur, ale w praktyce wykorzystanie którejkolwiek otwierało przeciwnika na straszliwy kontratak. Niemalże niezauważalnie, przez palce wolnej dłoni przebiegły mu błyskawice.
Pierwszy demon wyskoczył z ciemności.
Pierwszy strzał błyskawicą na nic. Cholera. Kontroluję psionikę i otoczył się barierą. Macki przybrały kształt ostrzy, zapewne to również zasługa którejś z mocy psionicznych. Ten drugi wciąż pozostaje w ukryciu.
Aquila by nieco zaskoczony. Bestię czuć było osnową, ale… nie wydawała się powiązana z żadnych z bestii, która mieszkała w immaterium… ni z żadnym z czwórki. Uśmiechnął się, i uniósł ostrze. Runy, starożytne znaki, których nikt poza najstarszymi z demonów nie był w stanie rozpoznać, wydawały się pełne mocy. Ostrze było przez nie wzmocnione na wiele sposobów, ale skupione na jednym.
Zabijaniu demonów.
Oczyszczały ich ciało z energii, która pozwalała im funkcjonować i przerywały ich połączenie z materium. Demony, które funkcjonowały dzięki ciałom innych, niczym pasożyty, mogły być niemalże natychmiast wygnane z realnego świata.
Opuścił ostrze do swojego boku. Wysunął prawą stopę do przodu… i zaczął biec. Powietrze i kurz zawirowały za nim, nadając mu niepokojącego wyglądu.
- Zabiorę je wszystkie. - Powiedział. Był tuż przed demonem szybciej niż ten był w stanie zareagować - Te twoje macki. - Ciął. Precyzyjne cięcia, niemalże matematyczna precyzja. Uderzył w podstawy ostrzy, ciągle jeszcze miękkie macki.
Demon parował ciosy otaczając miejsca trafień skupionymi warstwami psionicznej bariery. Zdawał się być ślepy, ale zapewne odbierał obraz otoczenia całym swoim umysłem. Powoli, ale w narastającym stopniu sam zaczynał się elektryzować. Walka z tym stworem miała kosztować Aquilę wiele wysiłku, nawet pomimo doświadczenia z dawnych lat.
Aquila odskoczył w tył. W ułamku sekundy rozważył dziesiątki… nie, setki planów. W momencie, w którym jego stopy dotknęły ziemi, odwrócił się i pobiegł w las.
Uciekając przed demonem, użył jego braku wzroku i telepatii, by utworzyć w jego umyśle perfekcyjną kopię Aquili. Ta kopia, na początku, idealnie nakładała się z prawdziwym Aquilą. W momencie, w którym demon miał już go dopaść. Oba obrazy Aquili rozdzieliły się atakując jednocześnie. Tak jak przewidywał tarcza demona skupiła się na dwóch obszarach nie będąc wystarczającą by w pełni uchronić go przed ciosem. Ostrze, choć z trudem, przeszło przez barierę, ścinając głowę demona. Dla pewności pozostało dobić resztę jego ciała i zająć się drugim z osobników.
Błyskawica przebiegła po dłoni wojownika, i uderzyła w demona, spopielając jego resztki w rozbłysku światła. Drobne płomienie tańczyły po spopielonym truchle. Aquila ułożył spokojnie ostrze na ramieniu, i ruszył w kierunku drugiego demona. W jego oczach tańczyła iskierka satysfakcji.
Demon wciąż pozostawał w lesie i najwidoczniej nie chciał wyleźć.
Inteligentniejszy od kuzyna. Aquila jednak nie miał zamiaru rezygnować tak szybko. Wszedł głębiej w las, skupiając się i wyostrzając własne zmysły. Nawet, jeśli jego zdolności były nieco zardzewiałe, przeciętna bestia osnowy nie mogła się z nim równać. Miał zamiar wytropić ją… i zniszczyć.
Odgłos z prawej, z tyłu, z lewej, ponownie z tyłu. Odgłos zbliżał się powoli, a był podobny do szelestu, ledwie słyszalnego.
- Czy jesteś świadom, kim jestem, demonie? - Zapytał Aquila, celowo kierując głos w kierunku innym niż szelest. Chciał wprawić demona w przeświadczenie o własnej wyższości. Istoty w takiej pozycji popełniały błędy - Czy wiesz, na kogo się porywasz?
Szelest się oddalił. Znów był z prawej, z przodu, z lewej i ponownie z tyłu. Znów się zbliżał. Aż dane było zobaczyć smugę, czegoś przezroczystego. Zbliżało się w ślimaczym tempie, jakby ostrożnie kołysząc się na boki. Nie stawiało kroków, a wiec lewitowało.
Aquila uniósł dłoń nad głowę. Światło błyskawic zamigotało, a następnie eksplodowało na wszystkie strony. Większość, oczywiści, skierowała się na widocznego przeciwnika, ale na wypadek gdyby ten był tylko przynętą, gromy uderzyły również w dużym obszarze dookoła niego. W końcu, lepiej było nie zostawiać niczego przypadkowi.
Smuga rozprysła się, gdy tylko doleciała do niej błyskawica. Co więcej z tego samego miejsca błyskawica zakręciła z powrotem przeciw Aquili.
Błyskawica przebiegła po ostrzu wojownika. Zakręcił mieczem w dłoni, i z ogromną prędkością sparował nadchodzący grom. Obie błyskawice, ta nowa utworzona, jak i ta, która została mu zwrócona, zatańczyły na ostrzu miecza. Aquila nie mógł być zraniony przez swoje własne umiejętności; był na to za doświadczony. Błyskawice nadal tańczyły na ostrzu, gdy on poszukiwał swoimi zmysłami demona, który rzucił mu wyzwanie.
Ukrywał się. Typ wypełni psioniczny. Ciężka sprawa.
Na około Aquili pojawiły się niewidzialne cienie poruszające się po okręgu wokół niego. Przelatując przez będące na ich trasie przeszkody w postaci drzew.
- To jest niezwykłe. - Odezwał się Aquila, dość zaskoczony. Postanowił spojrzeć głębiej w immaterium, szukając gdzie konkretnie znajdował się jego przeciwnik.
Gdy go wyczuł było już za późno. Mackowate palce zacisnęły się na skroniach Aquili. Przeciwnik wyłonił się zza ukrywającej jego obraz zasłony tuż nad głową wojownika. Był zawieszony w powietrzy do góry nogami. A teraz zdołał pochwycić jego głowę.
Demon był już w jego umyśle, zablokował możliwość ruchu i wszelkie inne bodźce do zewnątrz. Ale to nie typ bojowy bez tego drugiego, nie było szansy by mógł zrobić coś więcej.
W umyśle wojownika zabrzmiały jeszcze raz jego własne słowa.
“- Czy jesteś świadomy kim jestem, demonie”
- A... - W umyśle rozległa się pełna odpowiedź i nastała ciemność.

Obudził go szelest liści, śpiew ptactwa, promienie słońca przebijające się przez listowie. Był kolejny dzień.
Aquila leżał zdrętwiały na poszyciu. Był żyw, lecz przegrał starcie. Demon osnowy przeczesał jego umysł i odszedł. A raczej zniknął.
Mężczyzna wstał, na pierwszy rzut oka spokojny. Zacisnął pięść, z siłą, która sprawiła, iż jego kości zatrzeszczały, i uderzył w pobliskie drzewo, z szybkością niedostrzegalną dla normalnego człowieka. Pień pękł pod jego mocą, ale na tym się nie skończyło. Telepatyczna moc przetoczyła się po lesie dookoła niego, miażdżąc roślinność i drzewa w okręgu pięćdziesięciu metrów. Błyskawice błysnęły, w mgnieniu oka zamieniając cały okrąg w szalejące inferno. Płomienie rozstąpiły się przed Aquilą, który ruszył w kierunku Lofar. W jego oczach płonął bezlitosny gniew kogoś, kto nie był przyzwyczajony do porażki.
- Błąd amatora… nie zdarzy się po raz drugi. - Wyszeptał do siebie.

Strażnicy przed bramą bardziej wyczuli, że się zbliża, niż go zobaczyli. Uczucie niepewności wkradło się w ich dusze, im bliżej stąpał. Gdy wreszcie się pojawił, ich pierwszym instynktem było by uciekać. Jeden z nich, spróbował wbrew sobie go zatrzymać, i jego oczy na moment napotkały wzrok Aquili. Cofnął się, i pozwolił mu przejść bez słowa, sparaliżowany paniką.

Było w nim coś niepokojącego. Całe miasto odczuwało tego efekty. Niektórzy mocniej, niektórzy słabiej. Wiedzieli, że gdzieś w pobliżu jest istota w stanie niewiarygodnego gniewu… i robili wszystko by nie zwrócić na siebie jej uwagi.

Sam Aquila postanowił pospacerować nieco po mieście, by wykorzystać, choć odrobinę energii, która go przepełniała, i wyładować choć odrobinę wściekłości. Zniknął w uliczkach.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline