Martwi powinni pozostawać martwi. Weweni nie miał pojęcia co się dzieje, ani w jaki sposób tajemnicza postać zmusza zwłoki do powstania. Może była to moc uzyskana od Siódemki? Ale do czyjej domeny by należała? Corusa? W tej chwili nie miało to znaczenia, ważne było tylko przetrwanie. Uniósł włócznię i wskazał nią karawanę. Musieli się przebić.
Los najwyraźniej sprzyjał Tantalusowi tego dnia. Armia umarłych była bardziej skupiona na karawanie niż na nich. Kłopot w tym, że najbliższe grupy nieboszczyków reagowały na "jego" oddział. Weweni i pięciu członków Legionu było otoczonych przez około dwudziestu nieumarłych. Sam Tantalus widział kościste szczątki jakiegoś nieszczęśnika, które zmierzały szybkim krokiem do niego.
Weweni odpowiedział ofensywą. Podbiegł do truposza, pchnął wkładając w atak całą swoją siłę i impet szarży po czym odskoczył i wrócił do swojego oddziału.
Włócznia wbiła się w tors martwego, impet uderzenia sprawił, że mostek i żebra istoty zapadły się do wnętrza a z rany wylała się… woda. Ciecz została szybko pochłonięta przez piasek a zwłoki ponownie padły na ziemie.
Tantalus wyrwał z satysfakcją włócznię z trupa. Przewaga liczebna truposzy była wciąż zbyt duża, a nie mógł zagwarantować że reszta oddziału poradzi sobie z tak licznymi oponentami. Trzeba było wyeliminować źródło. Weweni przeczesał wzrokiem wydmy i namierzył wzrokiem zakapturzonego człowieka. ~Już jesteś trupem.~ obiecał w myślach. Co prawda między Tantalusem a Zakapturzonym było kilku nieumarłych, ale nie pozwolił by to go powstrzymało. Zaatakował najbliższego truposza, odskoczył i rzucił się na kolejnego. Jeśli będzie trzeba ułoży z nich schody prowadzące na szczyt wydmy.
Pierwszy nieumarły upadł w szybko schnącej kałuży wody, tak jak jego poprzednik. Następny oponent Tantalusa miał więcej szczęścia. Wojownik pchany ferworem walki skoczył na umarlaka z nadzieją przygwożdżenia go do ziemi, ten niestety jak gdyby nigdy nic odszedł nieco dalej, w wyniku czego Tantalus zawisł oparty o własną wbitą w ziemię włócznię.
Szczęśliwie Weweni zawsze nosił wystarczająco dużo żelastwa by wyekwipować mały, elitarnie dobrany oddział. Z warknięciem puścił drzewiec włóczni i wyrwał z pochwy krótki miecz. Nie była to jego ulubiona broń, ale musiała wystarczyć.
Niespodziewanie najbliższy nieumarły odwrócił się z zamachem na wojownika, który ledwo zdołał zablokować cios. Spojrzenie istoty były wygłodniałe i skupione wpełni na Tantalusie.
Wojownik ustawił miecz na wysokości mostka truposza i pchnął oburącz, wkładając w atak zarówno siłę jak i ciężar swojego ciała.
Kolejna dawka trupiej wody użyźniła glebę, a trup wrócił do stanu naturalnego. Tantalus zauważył, że wojownik, który do tej pory walczył z zakapturzonym władcą tej armii przegrał i właśnie staczał się w dół wydmy.
Czy staczający się wojownik był Hytosi? Jeśli tak oznaczało to jedno. Że Zakapturzony jest zdolnym szermierzem, a Tantalus nie mógł sobie pozwolić na walkę przy użyciu broni innej niż jego najlepsza. Obrócił się i wyrwał z niemałym trudem włócznię z piasków. Już zaczął wspinać się w górę wydmy gdy jego serce wypełnił lód. Zrozumiał że sam nie da rady pokonać Zakapturzonego. Obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku upadłego Hytosi, po drodze rozdając nieumarłym ciosy. Ziemie ozdobiło kolejne 3 ciała nie licząc tego, do którego dobiegł Tantalus. Mężczyzna miał trzy brzydkie rany w okolicach brzucha, ale wciąż żył. |