W międzyczasie Tarin zdołał znaleźć się u podnóża wydmy na szczycie której znajdował się władca tych martwiaków. Pozostawało jedynie wleźć na górę i zdekapitować oponenta. A Tarin nie zamierzał zwlekać.
Wspinanie się po mokrej wydmie nie było łatwym zadaniem, ale Tarin szybko pokonał odległość. Po kilku chwilach widział już swego adwersarza, a ten najwyraźniej nie miał zamiaru się do niego zwrócić twarzą.
- Po co tu przybyłeś dziecko? - jego głos był suchy i wyprany z emocji. Akcent przypominał mu tereny zachodnie Septimonii, w okolicach ziem Onheri.
- Umarli powinni spoczywać w ziemi - odparł.
- Kim ty jesteś, aby to dyktować? - teraz odwrócił się do Hytosi - Czy to twoi umarli? Czy byli twoi kiedy żyli? Czy to ty ich zabiłeś?
- Nie, ale nie podoba mi się to, co robią - odrzekł Tarin.
Chociaż prowadził rozmowę, to miał zamiar zadać cios, gdy tylko znajdzie się w odpowiedniej odległości.
- Więc nie masz prawa mówić co powinni robić, a co nie. Są spragnieni… - ponownie odwrócił się od Tarina, aby spojrzeć na bitwę.
- Niech piją deszcz. - Tarin zrobił kolejny krok, zbliżając się tak, by zaatakować.
- Och to nie deszcz… - Tarin nawet nie zdążył zareagować kiedy oponent się ruszył i wylądował za nim jego oddech przy uchu Hytosi - Tyle trupów… zero krwi.. gdzie, gdzie ona poszła?
Tarin odwrócił się, zadając cios na oślep - w miejsce, skąd słychać było głos.
O dziwo cios dotarł do celu. Ostrze zagłębiło się w głowie przeciwnika i zatrzymało w połowie jej szerokości. Tarin spodziewał się, że zostanie obryzgany krwią, ale z rany zaczął usypywać się… piasek.
- Wy Hytosi jesteście wszyscy tacy sami.
Tarin nie miał zamiaru wysłuchiwać wyrzutów, skierowanych pod swoim adresem, tudzież pod adresem jego pobratymców. Ani też uzasadnień działalności zakapturzonego marudy.
Zadał kolejny cios, który - w jego zamyśle - miał tamtego przeciąć w połowie.
Tym razem cios natrafił na przeszkodę. Sztylet pojawił się w dłoni oponenta i zablokował cios.
- Taki młody… czemu gnasz tak prędko na pożarcie przez pasożyty?
- Lepiej zostać piaskowym ludkiem? - odparował Tarin. - Za chwilę będziesz pusty, niczym klepsydra.
Zadał kolejny cios.
Oponent ponownie próbował zablokować cios, ostrze miecza jednak osunęła się głębiej i wbiło w adwersarza. Ten tylko delikatnie syknął.
- Twoja ignorancja jest… smutna. - W tym momencie strzała, której pochodzenie Tarin mógł tylko zgadywać ugodziła zakapturzonego w bok, co niestety go tylko rozzłościło - Dosyć tego. - rozpoczął atak. Pierwszy cios ominął jakoś obronę Tarina na szczęście ostrze sztyletu nie wyrządziło żadnej rany, zatrzymując się na zbroi wojownika.
Wymiana ciosów bardziej odpowiadała Tarinowi, niż bezsensowne paplanie o niczym. Tarcza i miecz przeciwko sztyletowi? Jakaś szansa była.
Tarin ponownie zaatakował, próbując kombinację ciosów przełamać obronę zakapturzonego.
Niestety ponownie cios trafił jedynie powietrze, jego przeciwnik był dość zwinny jak na istotę stworzoną z piasku. Wykonał pchnięcie, które minęło zarówno tarczę jak i miecz Tarina i zagłębił się w ciele Hytosi. Wojownik poczuł ból w boku, ale był w stanie walczyć dalej.
Na razie było dwa do jednego. Co prawda paskowy kapturniak zachowywał się tak, jakby rany nie sprawiały na nim żadnego wrażenia, ale piasek się z niego stale wysypywał, była więc szansa, że po następnym ciosie...
Tarin po raz kolejny zadał cios.
Niestety i ten cios został zablokowany, odpowiedź oponenta ponownie zagłębiła się w ciele Hytosi. Ból zaczął wpływać na percepcję Tarina. Zmęczenie zaczęło tłumić zmysły wojownika. Dojrzał jednak jak strzała Kruczej przeleciała na wylot przez głowę zakapturzonego, zostawiając ładną okrągłą dziurkę w jego czole.
Tarin nie sądził, by mógł wyjść z tego starcia z życiem, postanowił jednak spróbować zabrać swego przeciwnika z sobą do krainy śmierci. Ponownie zaatakował, chcąc dopaść zakapturzonego.
Hytosi mógł już tylko zakląć kiedy jego ostrze znowu trafiło w powietrze. Zakapturzony wykonał własny atak, który wbił się boleśnie w brzuch wojownika.
Świat zrobił się blady i w końcu czarny kiedy świadomość opuściła Tarina. |