Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2015, 00:49   #18
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Gdy Krucza zbliżała się do pokonanego Tarina spostrzegła, że pierwszy dobiegł do niego jeden z żołnierzy ekspedycji. Był dosyć wysoki i, czego nie były wstanie ukryć luźne ubrania, umięśniony. Jego twarz mimo panującego chaosu nie wyrażała żadnych emocji. W prawej ręce trzymał włócznię mierzącą blisko półtora metra, w pochwie trzymał krótki miecz, a u pasa miał kilka szklanych fiolek z paskudnie wyglądającą zawartością. Ściągnął przez głowę ubranie, ukazując skórę pokrytą dziesiątkami tatuaży. Mężczyzna ukląkł i docisnął je dość mocno do ran powalonego Hytosi. Musiał zatamować krwawienie.
Krucza uważnie przyjrzała się mężczyźnie, jednak jej uwaga szybko przeniosła się na leżącego Tarina. Z chęcią przyklękłaby i sama sprawdziła w jakim jest stanie, jednak nie widziała powodu ku temu, skoro najwyraźniej ów żołnierz wydawał się wiedzieć co robi. Znacznie ważniejsze było pilnowanie ich przeciwnika. Ograniczyła się więc tylko do krótkiego pytania:
- Co z nim?
Sama zaś naciągnęła cięciwę, mierząc z łuku do zakapturzonego. W przeciwieństwie do żołnierza nie była ani wysoka, ani umięśniona. Na pierwszy rzut oka stanowiła raczej niewielkie zagrożenie dla oponenta. Co, niestety, widać było po owych nieudanych próbach położenia go trupem.
Tarin był stabilny, najwyraźniej suchy klimat pomógł w zatamowaniu ran, które nie były śmiertelne. Istniało jednak ciągle zagrożenie infekcji no i oczywiście armii umarłych.
Tantalus potrząsnął tylko głową. Dopiero teraz zdał sobie sprawę że na jego ciele nie ma symboli oznaczających życie. Cóż nigdy wcześniej ich nie potrzebował ani on, ani jego pan. Zamiast tego z trudem zarzucił sobie Tarina na plecy.
Brak odpowiedzi zmusił ją do odwrócenia wzroku od celu i skupienia go na nieznajomym.
- Co z… -przerwała jednak widząc, że tamten zarzucił sobie jej towarzysza na plecy. Widać uznał iż nie czas to na pogaduchy. - Będę cię osłaniać - zaproponowała, mając nadzieję że chociaż to się jej uda.
Szybko przyszło jej sprawdzić tą obietnicę. Być może zwabione zapachem krwi, albo pchane poleceniem swego pana, umarlaki zaczęły zmierzać w kierunku trójki. Pierwsza strzała powaliła najbliższego trupa, ale było ich więcej. Tantalus widział, że kilka okazów, które były przed mini odwróciło się w stronę Weweni i jego nowych towarzyszy.
- Biegnij - rzuciła w stronę żołnierza, mierząc w kolejnego przeciwnika. Do wozów nie było znowu tak daleko, a on wyglądał na dość silnego by poradzić sobie z owym zadaniem i dostarczyć Tarina, oraz siebie samego, w miarę bezpieczną przystań gdzie mógł liczyć na pomoc pozostałych członków wyprawy. Jej pozostało trzymać się danego słowa i zlikwidować tyle trupów ile mogła. Później będzie się martwić własnym bezpieczeństwem.
Walka włócznią, mając na plecach kilkudziesięciokilogramowy worek mięsa była złym pomysłem. Dlatego cisnął nią w najbliższego truposza i ruszył w kierunku karawany. ~ Wrócę. ~ pomyślał. Rzut był wyjątkowo udany przebijając się przez jedno ciało i wbijając w drugie. Zwłoki dwóch oponentów razem z włócznią wylądowały w piasku. Krucza w między czasie zdołała ustrzelić dziewięciu zbliżających się oponentów. Droga do wozu była czysta.
Szczęście najwyraźniej jej sprzyjało, jednak nie zamierzała nadmiernie na nim polegać i gdy tylko nadarzyła się okazja ruszyła w ślad za żołnierzem. Ostatnie kilka metrów i byli bezpieczni. Tantalus położył Hytosiego na ziemi i sprawdził czy nie otworzyły mu się rany. Na szczęście wyglądał na stabilnego. Uniósł się więc z klęczek i zaczął przeczesywać wzrokiem pole bitwy.
Bitwa wrzała w najlepsze. Weweni ujrzał dwójkę Hytosianskich generałów kładących wrogów dziesiątkami, była to jednak kropla w morzu śmierci, które było przed nimi. Zdołał spostrzec w okolicach wozów jakiegoś Ozdali, który rozkładał jakąś maszynę.
Krucza bitwą się nie przejmowała,aż tak bardzo jak stanem Tarina. Szczęście najwyraźniej wciąż jej sprzyjało bowiem wóz medyczny nie był aż tak daleko by nie móc dostarczyć do niego rannego w czasie krótkim. Ponownie w tym celu przydał się nieznajomy, którego siła była tu niezwykle przydatna.
- Mamy rannego - zwróciła się do pierwszej osoby jaką zdołała zlokalizować przy wozie. - Dziękuję - dodała, kierując te słowa do żołnierza.
Ten skinął głową i wskazał jedno ze słów wytatuowanych na jego brzuchu. “Upór” po czym wskazał na Tarina.
Chwila musiała minąć nim dotarło do niej dlaczego mężczyzna wskazuje swój brzuch. Bez wątpienia czegoś takiego się nie spodziewała.
- Taak - mruknęła, odczytując wytatuowane słowo. - Nie da się ukryć.
Tantalus wyciągnął w kierunku kobiety lewe ramię. “Patrzeć”, wskazał Tarina, obrócił ramię “Ja” i wskazał pole bitwy.
Pokręciła głową wyrażając tym swój sprzeciw.
- Jest w dobrych rękach - a przynajmniej liczyła że jest. - Idę tam - wskazała na wóz przy którym majsterkował jeden z towarzyszących im Ozdali. - To dobre miejsce do ostrzeliwania.
Skinął głową i podążył za kobietą. Śmiercionośność wynalazków Ozdali była wręcz legendarna. A w tej sytuacji potrzebowali czegoś wyjątkowo zabójczego.
- Masz jakieś imię? - zapytała jeszcze, zanim dotarli do wozu.
Włócznik wskazał jedno słowo, które w żelaznych szponach trzymało jego serce.

“Cierpienie”

Krucza przystanęła niepewna czy dobrze odczytała.
- Cierpienie? To twoje imię?
Mężczyzna skinął głową. Jedno z wielu. To z którym najbardziej się identyfikował.
Jakoś nie wydawało się jej właściwym wołać na drugą osobę używając tego określenia.
- Masz może jakieś inne? - Nie wierzyła by było to jego jedyne imię. Nikt przy zdrowych zmysłach nie posługiwałby się takim… No chyba, że się myliła.
Wojownik stanął w miejscu i wskazał na swoją klatkę piersiową, miał tam wytatuowane pojedyncze litery, cyfry, drobne słowa i zaczął literować.

T-A-N-T-A-L-U-S

To brzmiało już nieco lepiej.
- Krucza - przedstawiła się, skinąwszy przy tym głową, jednak lekko, niedbale.
Mężczyzna oddał ukłon i wskazał na Ozdali. Ciekawiło go co ten składa.
Miała jeszcze parę pytań, jednak uznała że mogą poczekać na nieco spokojniejszy czas.
- Si, znajdź mi tego idiotę - rzuciła tylko do swego skrzydlatego towarzysza, po czym ruszyła w kierunku wozu i Ozdali.
Ozdali właśnie kończył mazać pędzlem przy jakiejś swojej maszynie. Najwyraźniej stwierdził, że nie mogła się udać na bitwę nieumalowana. Spojrzał na zbliżających się Weweni.
- Och, witam, ale się narobiło prawda? Nie widziałem Utopionych już od stulecia, ciekawe, że przenieśli się na pustynie.
- Utopionych? - zapytała Krucza, bowiem wątpiła by jej towarzysz miał owe słowo wytatuowane, a nie była pewna czy potrafił pisać. - Zatem tak się zwą te ożywione trupy? Kim w takim razie jest on - wskazała na postać, która omal nie zabiła Tarina. Prosty fakt, że wciąż mógł pożegnać się z życiem, starała się trzymać z daleka od siebie.
- Tak nazywaliśmy te, które wychodziły z Morza Martwych na zachodzie. Te wyglądają podobnie. - Ozdali spojrzał na wydmę - Jeżeli to on je stworzył to najpewniej Czarny Kultysta. Myślałem, że zniszczyliśmy ostatnią komórkę tej plagi sto lat temu.
- Zatem można go zniszczyć.. zabić… jak? - zadała najbardziej istotne dla niej w owej chwili pytanie.
- Szczerze nie mam pojęcia. - Ozdali spojrzał na swoje dzieło i z uśmiechem stworzył ogień w swojej dłoni i przyłożył do swego wynalazku. Jedna ze ścian stanęła w ogniu - Wysoko ustawieni w Czarnym Kulcie przypominali z natury naszych Primari. Podobni z wyglądu, ale tak przepełnieni boską magią, że zaprzeczali naturze. Widziałaś może co ten potrafi?
Krucza odsunęła się nieco od owego urządzenia. Ot, co by być bezpieczną tak na wszelki wypadek.
- Poza wskrzeszaniem trupów? - pytanie to nie wymagało odpowiedzi toteż nie dała czasu na ich udzielenie. - Wiem, że trafiłam go w głowę, a strzała gładko przeszłą na wylot nie wpływając na jego sprawność fizyczną. Wiem, że mój towarzysz zadał mu parę ran, a on dalej stoi na wydmie, gdy Tarin leży ledwie żywy. Skoro nie wiesz jak go pokonać, to czy wiesz może kto posiada taką wiedzę?
- Miałem na myśli, że bez odpowiedniej wiedzy nie mam pojęcia. Utrata na ciele bez wyraźnej straty na mobilności sugeruje gestalta. Wiesz ciało z robali i tym podobne. - Ozdali sięgnął do swego plecaka i rzucił coś Kruczej - Łap, to butelka z żywym ogniem. Jeżeli wierzysz w swój cel ciśnij go w gościa. Ogień powinien go poważnie uszkodzić. - wynalazca stanął za swym urządzeniem - Lepiej się nie zbliżaj teraz. - spojrzał w stronę bitwy - ROZEJŚĆ SIĘ, NADCIĄGA OGIEŃ! - nawet nie dając wojsku zbytniej szansy na reakcję mistrz maszyn zamachnął się na urządzenie. Krucza poczuła silny podmuch i dziesiątki płonących pocisków opuściło ścianę wynalazku i pognało w armię umarłych, zajmując ogniem sporą ich część - Hm… muszę popracować nad celnością, ale jak na pierwszą próbę bojową dość dobrze. Masz może pięć minut? Muszę załadować to ustroistwo na nowo.
- Gdyby to były robale, to by je było jakoś widać - Krucza nie zwracała się do Ozdali, raczej myślała na głos, jednocześnie przeskakując wzrokiem od żywego ognia w jej dłoniach do efektów działania urządzenia. - Z niego zaś coś się sypało… Gdyby tylko Tarin był przytomny… Si? Mógłbyś się wreszcie do czegoś przydać. Co to było? - zwróciła się do kruka, który wszak był bliżej owej postaci. - Tak, mam - dodała, kierując te słowa do Ozdali.
Obserwujący do tej pory Tantalus przepchnął się obok Kruczej i stanął obok zabójczej maszyny Ozdali. Postarał się nadać swojej twarzy pytający wyraz. Wyraźnie chciał pomóc w ponownym jej załadowaniu.
Si zleciał po poziomu gruntu i chwycił trochę piasku w łapki po czym usypał go gdy wzleciał w górę. Wynalazca natomiast wskazał na skrzynię wypełnioną bełtami po czym zaczął wciskać je w ścianę, która nie płonęła.
Weweni zignorowała zarówno swego nowego towarzysza, jak i wynalazcę, w pełni skupiając się na ptaku.
- Piasek? - zapytała zdziwiona. Istota wypełniona pisakiem? To by wiele tłumaczyło, to prawda, jednak… - Masz coś na… piasek? - skierowała pytanie do Ozdali, nie przejmując się zbytnio tym, że jest zajęty. Zlikwidowanie głównego przeciwnika wydawało się jej nieco istotniejsze niż paru z jego tworów. - Coś na istotę wypełnioną piskiem - sprostowała, żeby nie było wątpliwości o co pyta.
- Ogień zadziała. Z piasku robi się szkło. Mogłabyś też oblać go wodą, zmieniłby się w błoto. Twój wybór.
Ogień. Woda. Krucza miała ochotę się roześmiać, jednak opanowała się w porę. No ale… Próbowali już ostrza i grotu, dlaczego nie spróbować tego.
- Mam ogień, teraz potrzebna mi tylko woda. Ot, na wszelki wypadek. Czy trzeba jej dużo?
- Wiadro? Sądzisz, że uda ci się wciągnąć je na szczyt wydmy?
- Tantalusie? - zwróciła się do żołnierza, którego siła po raz kolejny byłą jej potrzebna.
Wojownik potrząsnął głową. Wskazał machinę a potem Zakapturzonego. Czemu by nie przetestować jej na celu wysoko priorytetowym?
- To by musiał być celny strzał… - Nie była przekonana… chociaż może jedna strzała by wystarczyła? Nie ufała zbytnio owemu wynalazkowi.
W końcu wyrwał miecz z pochwy i zaczął pisać w piasku.

“Pocisków jest wiele. Kilka musi trafić. Jeden spowolni. Wtedy zaatakujemy.”

Przeczytała, to co napisał, jednak wciąż nie była przekonana. Wolała sama się tym zająć…
- Czy to by coś dało? - zapytała Ozdali, wskazując na słowa w piasku. - I jaka jest szansa powodzenia?
Ozdali spojrzał na wydmę, coś błysnęło mu w oczach.
- Nie rozważałem ostrzału artyleryjskiego… pomóżcie mi go obrócić i przechylić.
Mężczyzna schował miecz i złapał trzon urządzenia. Napiął wszystkie mięśnie i zaczął powoli je obracać.
Krucza uznała, że nie będzie się w owe przestawianie wtrącać o ile nie będzie to konieczne. Wątpiła by jej siła była tu do czegokolwiek potrzebna. Zamiast tego skupiła się na obserwacji ich celu.
Urządzenie było cięższe niż się Tantalusowi wydawało, ale z tylko jednym zachwianiem udało mu się obrócić maszynę i ustawić ją pod kątem.
- Dobrze… ostrzegam to pewnie odrobinę zaboli. - ponownie nie czekając na reakcję ozdali przyzwał swą moc i wytworzył podmuch wiatru, którzy przybił dość boleśnie Tantalusa do ściany maszyny. Udało mu się jednak utrzymać ją dostatecznie długo w pozycji. Pociski ruszyły i trafiły w sam czubek wydmy. Ściana ognia nie zezwoliła jednak na ujrzenie czy miało to jakiś efekt na ich celu.
Właśnie dlatego Krucza wolała polegać na własnych mięśniach i umiejętnościach. Nie krzywdziły nikogo, no chyba że tego, kto w danej chwili był jej celem. Starając się jednocześnie obserwować pokrytą ogniem wydmę i Tantalusa, podeszła do tego ostatniego.
- Nic ci nie jest? - zapytała, będąc gotową w razie potrzeby przejąć część ciężaru maszyny.
Przez twarz mężczyzny przebiegł cień emocji. Chyba rozbawienia? Ostrożnie odstawił maszynę i wskazał szczyt wydmy, teraz pokryty ogniem. W jego prawej dłoni znowu pojawił się krótki miecz, w lewej natomiast fiolka z jakąś oleistą substancją.
Cóż, najwyraźniej nic mu nie było, co Krucza przyjęła z pewną ulgą.
- Jeżeli ten ogień go nie zlikwidował to dodatkowy nie wiem jakby miał pomóc. - Nie była pewna czy dobrze zrozumiała jego przekaz. - Wolałabym zatroszczyć się o wodę, na wszelki wypadek.
- W tej temperaturze tam na górze? Dziecko on wyschnie zanim zdąży zmoknąć. Zmień go w szkło i rozbij w drobny mak.- Ozdali wrócił do ponownego ładowania swojej maszyny.
Tantalusowi znudziła się już zabawa w jucznego muła. Zresztą zorganizowanie wiadra i kilku litrów wody było problematyczne. Dodatkowo deszcz który niedawno spadł nie przeszkadzał Kapturowi. Zamiast tego wzruszył ramionami i truchtem ruszył w kierunku szczytu wydmy, po drodze wypatrując swojej włóczni.
Chodziło jej bardziej o to by mieć gotowy plan na zaś, no ale… W przeciwieństwie do Tantalusa nie wybierała się w stronę wydmy. Zdecydowanie bardziej odpowiadało jej nieco bezpieczniejsze stanowisko na wozie. Mogła z niego obserwować zarówno pole bitwy jak i płonącą wydmę i ewentualnie likwidować tych nieumarłych, którzy mogliby zaszkodzić planom żołnierza.
 
Zaalaos jest offline