Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2015, 19:48   #20
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Luźną atmosferę przerwało im nagle pojawienie się osoby, której raczej nikt by się tutaj nie spodziewał. Czarnowłosa kobieta z farbowaną na bordowo grzywką stała w wejściu do salonu, patrząc pewnym wzrokiem po zebranych znad oprawek okularów spoczywających na jej kształtnym nosku. Pomimo fatalnej pogody za oknem, miała na sobie szpilki, obcisłą mini odkrywającą zgrabne nogi oraz różową koszulę z dużym dekoltem, eksponującym jej obfity biust. Przerzucony przez przedramię, zwisał gruby płaszcz z kapturem obszytym futrem. Mimo, iż stała na progu, do męskiej części drużyny dotarł zapach jej fantastycznych perfum, który sprawiał, że aż miękły im nogi. Bez wątpienia była zjawiskową kobietą, która również na Aceline zrobiła piorunujące wrażenie.
Pomijając Hawkeye’a, Void wiedział co nieco na jej temat i raczej nie były to zbyt optymistyczne informacje.


- Victoria Hand?! - Clint poderwał się do pionu, marszcząc brwi. - Co ty do cholery tutaj robisz?
- Zanim się na mnie wszyscy rzucicie, przeczytaj to, Barton… - W jej dłoni pojawiła się koperta. Majestatycznym krokiem przeszła przez cały salon i podała mężczyźnie zawiniątko.
Ten, patrząc na nią nieufnie, rozerwał kopertę i wyciągnął złożoną na dwa kartkę. Po chwili zaczął czytać na głos.
- "Clint, potrzebuję przysługi. Potrzebuję, żeby w posiadłości był ktoś, kto będzie monitorował wasze działania. Nie żeby się wtrącać, bądź mówić, co macie robić. Po prostu by poukładać pewne sprawy formalne, z którymi chyba każda drużyna gości z supermocami się zmaga. Wiem, że nie tak to ustaliliśmy, ale myślę, że wyjdzie nam to wszystkim na zdrowie. Kobieta, która dała ci ten list, zasługuje na drugą szansę. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją do swojego grona. Steve Rogers." - Barton zgniótł kartkę w dłoni i cisnął ją za siebie, nie odrywając wzroku od Hand. List wpadł idealnie do kominka i szybko spłonął. - Co do cholery sobie wyobrażałaś, pracując dla Osborna, księżniczko?
- Próbowałam ratować świat
- odparła spokojnie.
- Trochę ci nie wyszło, nie? - Hawkeye uśmiechnął się półgębkiem.
- Sama zdążyłam to zauważyć, ale dzięki... Norman jest w więzieniu i chyba lepiej by było, gdybym ja sama również tam trafiła, zamiast przychodzić tutaj... - Westchnęła.
- Chyba lepiej... - mruknął łucznik. - Dlaczego więc przyszłaś?
- Ponieważ poprosił mnie Captain America. Ponieważ potrzebujecie kogoś, kto spojrzy na wszystko chłodnym okiem i powie wam, co jest złe, a co dobre. Musicie mieć perspektywę inną, niż swoja własna. Wszyscy tego potrzebują. Wyobrażacie sobie, co robiliby Nick Fury albo Tony Stark, gdyby spuścić ze smyczy ich ego? Albo on?!
- Wskazała palcem Wilsona. Czarny lakier na jej paznokciu lśnił w świetle rzucanym przez kandelabr. - I kończąc, Steve Rogers najwyraźniej wie, co robi, skoro zorganizował to spotkanie. - Popatrzyła po zebranych, a jej twarz wciąż pozbawiona była emocji. Cable dzięki swoim zdolnościom bez problemu wyczuł jednak, że jej intencje są szczere.

Barton spojrzał po nowych towarzyszach, a potem znów na Victorię. Najpewniej nad czymś się zastanawiał, jednak po chwili po prostu wyciągnął dłoń, posyłając kobiecie wymuszony, nieszczery uśmiech.
- Skoro Rogers prosił… - Wzruszył ramionami.
Nim Hand zdążyła unieść rękę, na dłoni Hawkeye pojawił się nagle znikąd dziwny przedmiot. Złoty dysk z wykonanym kunsztowną techniką szkarłatnym okiem pośrodku. Barton uniósł go na wysokość twarzy.
- Co, do cholery? Oko Agamotto? - Nie byli pewni, czy powiedział to bardziej do nich, czy do siebie. - Co to tutaj robi?
- Szuka mnie... - rzucił męski, donośny głos dochodzący gdzieś z boku pokoju.
Wszyscy odwrócili głowy w tamtym kierunku - salon rozświetlało wyładowanie szkarłatnej energii, która uformowała się w portal, z wnętrza którego wyszło dwóch mężczyzn. Niektórzy zebrani doskonale ich kojarzyli. Czarodziej Dr. Strange i Daimon Hellstorm, syn Szatana.


Wokół obu mężczyzn unosiła się krwistoczerwona energia, gdy patrzyli na zebranych w salonie Mścicieli. Zafina rozpoznawała tę aurę, w końcu miała okazję poznać mistyka jakiś czas temu. Tym razem było w niej jednak coś obcego, wrogiego. Coś emanującego niszczycielską potęgą. Coś na wskroś złego.
- Skoro Oko mnie szuka, musi to znaczyć, że Dr. Voodoo nie żyje. Straszna, naprawdę straszna wiadomość. Razem z waszą pomocą pomścimy go - rzucił Strange. Ton jego głosu przypominał teraz metaliczny zgrzyt. - Oddaj artefakt, Clint... - Czarodziej uniósł dłoń w jego kierunku.
- Whoa, whoa... trochę ci się głos zmienił, doktorku, a mutację już chyba przechodziłeś... Zanim zrobię cokolwiek, powiesz mi, z kim właściwie rozmawiam?
- Z przyszłym władcą tej rzeczywistości - mruknął Strange, czy raczej coś, co było obecnie w posiadaniu jego ciała.
Machnął niestarannie dłonią, a Barton krzyknął. Z jego ust buchnął gęsty, szkarłatny dym, oczy uciekły wgłąb czaszki, a białka naciekły pulsującą czerwienią. Jakby tego było mało, Hawkeye zaczął... zwiększać swój rozmiar! W mgnieniu oka stał się tak wielki, że tyłem głowy i plecami napierał na pękający i sypiący się powoli sufit. Było pewne, że jeszcze chwila i zwali im go na głowy. Rosnąc, wypuścił z dłoni Oko Agamotto, które potoczyło się po posadzce w stronę kominka i zaczęło emanować żółtą mocą.

Nim ktokolwiek zdążył zareagować, Barton chwycił w olbrzymią dłoń Lady Europę i cisnął nią przez okno, niczym szmacianą lalką. Rozległ się huk tłuczonego szkła, gdy Aceline wypadła na zewnątrz, w mrok zimowego popołudnia. Victoria Hand krzyknęła przeraźliwie, a potem wybiegła z salonu, zostawiając bohaterów sam na sam z ich opętanym liderem. Mężczyzna zamachnął się obiema rękami - Cable odskoczył w porę, jednak drugi z ciosów doszedł Deadpoola, posyłając go na szafkę z książkami. Wade uderzył o nią z impetem, a na głowę spadło mu kilka grubych tomiszczy. Nie wyglądało jednak na to, by się tym specjalnie przejął. Hawkeye natomiast, ze złowrogim okrzykiem ruszył niczym czołg w stronę Jazzmana, Voida, Cable'a, Jack i Zafiny.
- Oko jest moje! - Warknął nienaturalnym, tubalnym głosem.

Tymczasem stojący nieopodal Strange zaczął mruczeć pod nosem słowa w jakimś niezrozumiałym języku, zataczając rękoma w powietrzu niewidzialne figury. Nic dobrego to nie wróżyło, a Zafina czuła, jak aura wokół maga zaczyna dygotać od złowieszczej mocy. Hellstorm natomiast z dzikim uśmiechem na ustach ruszył w kierunku leżącego nieopodal artefaktu. Dzierżony przez niego trójząb płonął żywym ogniem.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline