Jophiel był taktycznym marine.
Jak wszyscy taktyczni Mroczni Aniołowie - bo były zakony które porzuciły ten zacny zwyczaj - przeszedł wcześniej przez wszystkie inne role. W tym dewastatora. Więc teraz, w chwili próby, bez chwili wahania wszedł w zwolnioną przez rannego brata rolę. Bolter przestał wyrzucać z siebie pojedyncze, śmiercionośne pociski i wylał rzekę amunicji gorliwie zachęcając przeciwników do przemyślenia swoich poczynań w świetle gniewu Imperatora.
Wyskakując z tuneli wraku, natychmiast zlustrował otoczenie - byli u celu, u podnóża Uświęconego Miecza, choć zupełnie nie w wyniku jego starań. Tuż za ostatnim bratem wrzucił w otwór kraka - niech skwierczą. Ale wieżyczki przeciwmyśliwskie okrętu zafundowały im dużo lepszy pokaz potęgi Imperium niż pojedyńczy granat. Zanotował w pamięci zupełny brak ochrony stworów przed bronią laserową...lub strzałami z szerszych kątów. Nagranie zanalizuje się później.
Nie wtrącał się do komunikacji; tym razem dowódca był z nimi, więc na niego spadał ten ciężar. Kontrolę Ultramarine przekazał w kilku gestach bratowi Nyxowi, a zamiast tego ruszył na lokalny obchód - korzystając z swoich nienaturalnych umiejętności przeskakiwał z kawałków pancerza na poszycie okrętu i z powrotem olbrzymimi susami, okręcając się dookoła przeszkód i prześlizgując szczelinami. Złośliwa geometria ich przejścia drażniła go; chciał zebrać jak najwięcej informacji o otoczeniu żeby chociaż spróbować odnieść ją do tej rzeczywistej.
Kiedy znów ruszyli w drogę, Jophiel szedł ostatni. Przejął od rannego syna Guillmana jego brzemię, umożliwiając mu wspinaczkę po pancerzu. Dźwigając wolną ręką szczątki poległego w boju Ultramarine prowadził swego brata do Kapitana, który, być może, w końcu zwolni go z wiecznej służby.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |