Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2015, 09:40   #87
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Sterowiec - dziesięć minut po opuszczeniu pokładu przez Doktora.

Szlachcic obracał w dłoniach pustą szklankę. Kolejny raz tego dnia zaglądał do buteki. A dopiero co minęło południe. Analizował sytuację i wszystkie przesłanki sprowadzały się do faktu, że jest w czarnej dupie.

Nienawidził bycia marionetką. A tym był w rękach rodu Barens. Odkrycie lurkera wcale nie rzucało nowego światła na sprawę. Oczywistym było, że nie można wierzyć w słowa kamiennego rodu. Pociągali za sznurki jak chcieli. Z jednej strony uderzali do jego ambicji, z drugiej strony był niemal pewien, że byli odpowiedzialni za pułapkę na wyspie Jerry. Pociągali za sznurki tak jak chcieli.

Na pokładzie miał zarażonego. Zarażonego, który potrzebował leków. Nic prostrzego. Na Antiguii można kupić wszystko. No, prawie wszystko. Pytanie tylko jak pytać, żeby informacja nie dotarła do prowadzącego dochodzenie Doktora. Czy nie byłoby najprościej wydać mu lurkera? Ale jak wtedy Richard spojrzy sobie w oczy? Chłopak już stracił wuja w czasie podróży na którą namówił go szlachcic. Czy miał też stracić wolność osadzony w archipelagu Andromedy? Kim był delegat wolnego miasta, żeby decydować o jego losie?

Ale czy życie jednego człowieka jest ważniejsze od życia całej załogi? Martwią się. Mogą się zarazić. Wszyscy mogą wylądować u Doktorów. Łącznie z nim samym. Czy zatem życie jednego człowieka jest ważniejsze od życia kilkunastu osób? I w tym momencie wybór nie jest już taki oczywisty. Czy Richard jest gotów ponieść ryzyko?

A co z Casimirem? Czy tak jak Richard myślał w pierwszej chwili mógł przygotowywać bunt? A może to zwykły strach przed tą zarazą zachwiał osąd jego ludzi? Musiał z nim porozmawiać.
Wyszedł ze swojej kajuty szukając korsarza.

Nieco chwiejąc się, Richard wyszedł ze swojej kajuty. Ledwie opuścił próg gabinetu, a drogę zaszedł mu Dewayne. Był zziajany i czerwony na twarzy. Musiał bardzo spieszyć się na spotkanie ze szlachcicem. Właściciel statku pierwszy raz widział go tak wzburzonego. Pamiętał jak przed spotkaniem na wyspie Jerry Manuel opowiadała mu, że pod wpływem gniewu z Casimira wychodziło prawdziwe zwierzę.
- Przyszedłem kiedy tylko dowiedziałem się o tej chryi - wysapał, zawracając Richarda - Zapewniam cię, że nie mam z tym nic wspólnego.
Usiedli. Korsarz trząsł się, emanował realną frustracją.
- Papuga nigdzie nie zwieje. Upewniłem się. Słuchaj, biorę to na siebie. Jedno słowo, a połamię gnoja. Chociaż wciąż w to nie wierzę. On jest za głupi na taką konspirę.

Richard w milczeniu oceniał swojego rozmówcę. Dużo mówił, co wydało się szlachcicowi dość dziwne. Za głupi na konspirę? Czyli jest jakaś konspiracja. Oczy szlachcica zwężały się.
- Zorganizowałeś sterydy dla Arcona? Nadal nie wygląda dobrze.
- Nie ma. Nawet w Pomrokach, a tam można dostać wszystko. Wygląda to tak, jakby ktoś wszystko wykupił akurat kiedy my ich szukamy. Nieźle to popieprzone.
Richard opuścił głowę. Czyżby ZOA miało być ich ostatnią nadzieją? Czy Denis wolałby poświęcić wolność w zamian za życie?
- Słyszałeś cokolwiek o operacji sto dziesięć?
Korsarz podniósł badawczo brew. Chwilowo jego złość ustąpiła zdziwieniu.
- Co? Czemu w ogóle o to pytasz? - westchnął - Wcześniej pracowałem z kilkoma innymi delegatami. Przekazywali rozkazy to i się człek dowiedział drugim obiegiem co w świecie piszczy. Jeśli dobrze pamiętam chodziło o ułożenie się Wolnych Miast z Hanzą w jakiejś transakcji. Doszło… do wypadku? Ciężko powiedzieć. Wiem że była jakaś chryja, ale zamietli to pod dywan. Ja jestem prosty chłop, sam wiesz. Tu potrzeba uczonej głowy.
- Według Denisa operacja 110 może być kluczem do odnalezienia tego drugiego lurkera. W jakiś sposób jest to też powiązane z rodem Barensów.
- Możliwe. Teraz jednak skupmy się na Denisie, bo nam chłopak zejdzie.
- Czyżbyś miał jakiś genialny pomysł, który mi umknął? Bo póki co zadawanie pytań o sterydy zamiast sterydów sprowadziło nam doktora na pokład.
- Po prostu to ciekawe, że my potrzebujemy suplementów, a nieznana osoba je zgarnia. Może ktoś chce na nas wymusić spotkanie. Zauważ że doktor szybko odpuścił jak na swoją upierdliwą profesję. I wyraźnie zaznaczył gdzie będzie potem. Niczego nie sugeruję, po prostu głośno myślę.
Richard zdawał się zmęczony psychicznie tym wszystkim co działo się wokół. Wstał i rzucił do korsarza:
- Chodźmy do lurkera, zobaczysz w jakim jest stanie. Może jakimś cudem rzuci to światło na nasze dalsze poczynania - szlachcic zaczął wokół twarzy zawijać chustę.
To samo uczynił Dewayne. Skręcili do kotłowni.

Lurker bił się z myślami, siedząc w mrokach maszynowni. Z jednej strony stan fizyczny przestał budzić jego obawy. Podskórnie czuł, że zdoła zwalczyć zarazę atakującą jego organizm. Ale czy nie stanie się zagrożeniem dla załogi i dalszych planów delegata? Doktor nie zjawił się na sterowcu przypadkiem. Chwilowo dał im spokój, ale bez wątpienia mógł mieć szpiegów, którzy doniosą mu o obecności zarażonego. Denis był gotów w tajemnicy opuścić statek, lecz dokąd miałby się udać? Do kanałów w których kryli się wyrzutkowie, odmieńcy i wszelkiej maści przestępcy Antigui? Wypłynąć łodzią, by dokonać żywota samotnie w oceanie? A może oddać się dobrowolnie w ręce doktora i jeśli ten nie zabije go od razu, trafić do jednego z obozów na Andromedzie? Na tę ostatnią myśl mimowolnie odczuł dreszcz lęku. Wewnętrzne rozważania przerwane zostały przez odgłos kroków, po chwil dostrzegł wyłaniające się z oparów barczyste sylwetki Dewayne'a i sir Richarda....
Szlachcic oparł się o bliżej nie określone urządzenie, na którym wyróżniały się manometry. Ich wskazania były różne, jednak wskazówki nie drgnęły nawet o minimetr, co świadczyło o ciągłej pracy. Lampy u góry pomieszczenia emitowały wprawdzie sporo światła, jednak przez natłok różnego rodzaju maszynerii zdawali się stać w półmroku.
- Czy tobie coś mówi hasło, które rozszyfrowałeś? Ta operacja? - Zaczął bez zbędnych wstępów La Croix.
- Nie, ale musi być niezwykle istotna. Enzo nie zadałby sobie tyle trudu, gdyby sprawa nie była tego warta. Możliwe, że to jego epitafium. Wierzył, że przekaz dotrze do kogo trzeba…
- Muszę odwiedzić jakąś delegaturę i dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety problemem jest kwestia leków. Już i tak przciągneliśmy uwagę tego Doktora. Masz jakieś pomysły?- spojrzał na korsarza - Jeżeli nie, to chciałbym, żebyś zastanowił się nad spotkaniem z tym Doktorem.
Szlachcic spojrzał na Denisa wyczekująco.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline